Oto kolejny part, jeden z ostatnich. Spodziewam się, że po nim zaleje mnie fala krytyki
Aha, jeśli się nie mylę, do najdłuższa część fica, jak do tej pory (a możliwe, że najdłuższa w ogóle)Dobre, zaczynam spędzać więcej czasu w jej pokoju niż w swoim.Harry patrzył na Hermionę, która starała się odkleić ostatnie żukony od dna wielkiego słoja. Czekająca Hedwiga co rusz ponaglała ją pohukiwaniem i niecierpliwym trzepotaniem śnieżnobiałych skrzydeł.
- Widzisz, Hedwigo, piąty dzień, a ty już opróżniłaś cały słój. I co teraz będziesz jadła?
Sowa spojrzała na niego tylko przelotnie. Gdyby mogła, pewnie wzruszyłaby ramionami.
- Żarłok – skarcił ją Harry, po czym podszedł do Hermiony bliżej, by zaoferować jej pomoc w uporaniu się z zadaniem wydobycia końcówki żukonów.
- Nie trzeba – rzuciła. – No, chodź tu...
Jak na zawołanie coś mlasnęło. Czarne stworzenie oderwało się z siłą na tyle dużą od szklanego dna, że Hermiona upadłaby na plecy, gdyby Harry w porę jej nie złapał.
- Dzięki. – Dziewczyna spojrzała zdegustowana na żukona znajdującego się w jej dłoni. – To się jeszcze nadaje do jedzenia?
- Jej zapytaj.
Odpowiedź Hedwigi była jednoznaczna, głód w jej oczach dawał do zrozumienia, iż zaryzykuje ewentualną niestrawność.
- Masz.
Hermiona rzuciła martwego żukona w kierunku sowy, która bez problemu złapała go dziobem.
- Wiesz co, Hedwigo? Resztę sama sobie wydobądź – zaproponowała dziewczyna, podbródkiem wskazując na słój. Sowa niechętnie przeniosła się na krawędź naczynia i z nieufnością popatrzyła do środka.
Hermiona tymczasem nie mogła nie zauważyć, że mimo, iż stoi o własnych siłach, prawa ręka Harry'ego wciąż oplatała jej talię. Czuła jego gorący oddech przy uchu.
- Wiesz, nieźle się wystraszyłem przy stole.
- Czego?
- Że chcesz wrócić do Hogwartu, teraz.
Hermiona okręciła głowę tak mocno, jak pozwalały jej kręgi szyjne, w kierunku twarzy przyjaciela.
- Daj spokój, Harry. Przecież dobrze wiesz, że cię nie opuszczę. Ile razy już to mówiłam? Nie zachowuj się w sposób nielogiczny.
- Wiem, że to było głupie uczucie – przyznał Harry. – Niestety, mój zdrowy rozsądek nie dorównuje twojemu.
- Wcale nie takie głupie, jeśli wziąć pod uwagę przyczynę jego powstania. - Hermiona uśmiechnęła się zarówno do Harry’ego, jak i do swoich myśli. - To wiele dla mnie znaczy.
- Domyślam się.
Harry doznał ambiwalentnych uczuć. Z jednej strony chciał pocałować Hermionę w kark, choć z pewnością jej włosy stanowiłyby nielichą przeszkodę, ale z drugiej... coś go krępowało.
Pomimo tego, że południe dnia piątego stanowiło kres jego rozważań. Rozpoznał stan swojego serca i osobę, która już na dobre w nim zagościła. Nie miał zamiaru kłócić się ze swoimi uczuciami, zresztą, był z nich całkowicie zadowolony.
A może barierą był fakt, iż jeszcze ich na głos nie wypowiedział? Nie postawił kropki nad i?
Właściwie, to na co czekał?
Zanim Harry zdążył cokolwiek uczynić, Hermiona wyswobodziła się z jego uścisku. Odeszła o krok i obróciła się do Pottera przodem.
- Chcę ci powiedzieć, Harry, że mogłeś mi wcześnie powiedzieć o Zgredku.
- Jesteś zła? – spytał chłopak, momentalnie notując spadek humoru.
- Zła? Nie. – Hermiona pokręciła głową. – Jestem raczej zawiedziona. Trzy lata szycia i ile dobrego to przyniosło? Tylko przysporzyłam Zgredkowi kłopotów. Okazało się, że Ron miał rację...
No tak. Ron.Harry uświadomił sobie, co nie dawało mu spokoju. O co musi spytać.
- ... A ja brnęłam po kolana w swojej iluzji czynienia dobra. Szkoda. Żałuję, że skrzaty nie chcą mojej pomocy. Wątpię też, by udało mi się zmienić ich naturę rozmowami i przekonywaniem.
- Dotknęło cię to wszystko.
- Traktuję to jako osobistą porażkę. – Hermiona uśmiechnęła się dzielnie. – Wiesz, pewnie gdybyś mi wcześnie to powiedział, nie usłuchałabym cię i dalej robiła te czapeczki. Stało się, co się miało stać.
Harry zauważył, że wątek o skrzatach właśnie został zamknięty. Postanowił skorzystać z okazji, choć nerwy nie ułatwiały mu podjęcia nowego tematu.
- Hermiono, muszę cię o coś spytać. To może dziwnie zabrzmi, ale...
- Pytaj.
- Co... co cię łączy z Ronem?
Harry spodziewał się różnych reakcji, tych niekorzystnych także, ale z pewnością niezrozumienie nie było jedną z nich.
- O co ci chodzi? – zapytała dziewczyna, marszcząc brwi. Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, mina Hermiony zmieniła się. – Ach, o to...
Zachichotała.
- To naprawdę nie twoje zmartwienie, Harry.
- Ale...
- Poczekaj, wyjaśnię ci to. Mój błąd, że nie zrobiłam tego wcześniej; chyba nie zaprzątało to mojej głowy w wystarczającym stopniu. Ale nie spodziewaj się jakiegoś objawienia czy pokrętnego tłumaczenia. – Hermiona ponownie zachichotała. Harry nie miał pojęcia, co ją bawi w jego pytaniu. – Ron jest moim dobrym przyjacielem.
- No tak, ale... – Po chwili do Harry’ego doszedł sens słów Hermiony. – Dobrym przyjacielem?
- A czego się spodziewałeś?
- No... – odparł powoli Harry, nie wiedząc, co powiedzieć. Uznał, że spróbuje od innej strony. – Przecież Ron wyraźnie ci się podobał przez ostatni rok.
Hermiona spoważniała. Beztroski uśmiech zniknął z jej twarzy. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła się od Harry’ego w kierunku otwartego jak zwykle okna, i zaczęła iść w jego kierunku.
- To nie było do końca tak. – Jej głos był cichy i spokojny. – Widzisz, najprościej rzecz ujmując, wszystko ma swoje granice. Moja... cierpliwość również. Nie udało mi się zwrócić twojej uwagi na mnie przez parę lat, zawsze miałeś inną dziewczynę na oku. Lepszą od swojej najlepszej przyjaciółki.
Harry poczuł, jak coś mocno ściska go w piersiach, a żołądek próbuje skurczyć się do rozmiarów ziarnka piasku. Słowa Hermiony były niczym cios w twarz.
Ponieważ były prawdziwe.
- Twoje szczęście było dla mnie najważniejsze, zatem próbowałam w miarę moich możliwości pomóc ci w zawiązywaniu znajomości z Cho, a potem Ginny – ciągnęła Hermiona, nie patrząc na Harry’ego, tylko na panoramę za oknem. Jednak Potter miał wrażenie, że jego przyjaciółka obserwuje świat wspomnień i myśli. – Uważałam, że nie potrafię do końca maskować swoich uczuć, jednak ty... nigdy niczego nie zauważyłeś. Nigdy nie patrzyłeś tymi swoimi pięknymi, zielonymi oczami w bok, na mnie, tylko zawsze przed siebie, na równie piękne, przebojowe dziewczyny.
Harry nie mógł otworzyć ust, by przerwać tę przemowę, pełną dawnej boleści, choć bardzo tego chciał. Czuł się jak winny zbrodniarz przed sądem, który nie ma nic na swoją obronę.
Potter przypomniał sobie nagle kilka rzeczy.
Hermionę pytającą go o pocałunek z Cho, jej reakcje i ton głosu wtedy.
Chang i Kruma, podejrzewających, że z Hermioną łączą ich stosunki bardziej zażyłe niż przyjaźń.
Artykuły Rity Skeeter i jego własne wypieranie się, obrona przed insynuacjami, że jest chłopakiem Hermiony.
Ginny mówiącą mu, że tylko dzięki radzie Hermiony udało jej się pokazać swoje uczucia do niego.
- Szło ci nieźle z Cho, ale ona sama się zdyskwalifikowała, pamięć o Cedriku była wtedy zbyt mocna dla niej. A twoja fascynacja Ginny była widoczna na kilometr, nie mogłeś spuścić z niej oczu, choć oczywiście myślałeś, że nikt tego nie widzi.
- Ale przecież... Promieniałaś radością, gdy całowałem się z Ginny w pokoju wspólnym!
- Harry, już ci to mówiłam – przypomniała mu Hermiona, na chwilę kierując na niego swoje oczy. – Twoje szczęście było dla mnie najważniejsze. Jest i będzie. A czy nie byłeś zadowolony z uczucia Ginny? Czy nie chciałeś się jej podobać? I tak wszyscy byli szczęśliwi.
- Nie – zaprzeczył Harry, mając w pamięci scenę pocałunku z rudowłosą Ginny. Tak, Hermiona uśmiechała się... ale dlaczego siedziała wtedy w fotelu przy kominku, sama, z dala od reszty? Harry nie mógł sobie przypomnieć, ile czasu trwał uśmiech Hermiony, gdyż szybko została zasłonięta przez masę podekscytowanych Gryfonów. – Ty nie byłaś szczęśliwa. Nie naprawdę.
- Nie naprawdę – powtórzyła cicho Hermiona, po czym kiwnęła głową. – Wróćmy do Rona. Oboje wiemy, że Ron czuł coś do mnie, starał się to okazywać, chociaż czasami objawiało się to w dziwny sposób. – Dziewczyna zacisnęła wargi, przypominając sobie wewnętrzny ból, gdy zobaczyła go całującego Lavender Brown. Jakże podle, brzydko i bez wartości się wtedy poczuła. Wszyscy deptali jej uczucia jak zwykły trawnik. – Nie wiem sama, co chciałam osiągnąć, zapraszając Rona na przyjęcia bożonarodzeniowe profesora Slughorna i sugerując mu tym samym bliższy związek. Może po prostu chciałam poczuć się doceniona, kochana?
Pytanie Hermiony zawisło w powietrzu, a jego ciężar zdawał się wgniatać w podłogę Harry’ego, który zaczynał dochodzić do wniosku, że nie zasługuje na miłość Hermiony. I że jest głupszy, niż mu się kiedykolwiek wydawało.
- Hermiono...
- Poczekaj. Pozwól mi skończyć. Niech wszystko będzie jasne między nami, Harry.
Potter kiwnął głową.
- Stara miłość nie rdzewieje, jak mawiają – podjęła Hermiona. – Zrozumiałam któregoś dnia, że to nie ma sensu. Oszukiwałabym siebie i Rona, krzywdząc nas oboje. Dlatego, gdy Ron przebywał w skrzydle szpitalnym, po tym zatruciu, przyszłam do niego. Porozmawialiśmy wtedy na osobności. Powiedziałam mu, że najlepiej dla nas będzie, jeśli zostaniemy na przyjacielskiej stopie. Że, niestety, nie mogę odwzajemnić w pełni jego uczucia. Przyjął to lepiej, niż się spodziewałam. Bałam się, że może to popsuć przyjaźń między nim a tobą, ale nic takiego się nie stało, na szczęście. Zasugerowałam mu też wtedy, że nie pasujemy do siebie na tyle, by stworzyć dobrą parę, i że jest dziewczyna, która spełnia ten wymóg.
- Rozumiem... Zaraz, to byłaś ty! Znowu bawiłaś się w swatkę!
- Wcale nie – odparła Hermiona, uśmiechając się lekko. – To nie działa w ten sposób, Harry. Myślisz, że jak powiem Ronowi ,,Luna to fajna dziewczyna, lubi cię, no i pasujecie do siebie’’, to on się w niej zakocha? To była tylko drobna wskazówka.
- Drobna wskazówka, jasne. Cały drogowskaz.
- Przynajmniej czytelny.
Harry uświadomił sobie, jak wielką czuję ulgę. Zrozumiał także, dlaczego Hermiona nie widziała problemu w wyjawieniu Ronowi, co zaszło między nią a nim samym. Ron nie byłby wcale zaskoczony!
- Świetnie kojarzysz pary, wiesz o tym?
- Aż za dobrze. Dlatego teraz ja mam pytanie – rzekła Hermiona, patrząc już prosto w oczy Harry’emu i podchodząc do niego bliżej. – Co z Ginny? Czy jest tak, jak myślę?
- Czyli jak? – zapytał chłopak, zaciekawiony, co Hermiona wie o jego bieżącym stanie uczuć w stosunku do najmłodszej członkini rodu Weasleyów.
- Obserwowałam wasze rozstanie na pogrzebie dyrektora. Dość... gładko wam poszło.
- Nie można zaprzeczyć. – Harry potarł dłonią czoło. – Sam się zdziwiłem, że Ginny tak łatwo pogodziła się z tym, że chcę ją zostawić. Bałem się, że będzie chciała za wszelką cenę razem ze mną szukać Horcruxów, tak jak nie dała się przekonać, by nie leciała z nami do Ministerstwa rok temu.
- Chciałeś ją w ten sposób ochronić?
- Tak. Chociaż, nie. Teraz widzę, że to nie był prawdziwy powód. Gdyby takim był, to przecież nie pozwoliłbym i wam, tobie i Ronowi, towarzyszyć mi. Nie protestowałem przeciw temu zbytnio, co?
- Nie protestowałeś zbytnio, prawda. No i zgodziłeś się do mnie przyjechać, odłożyć wizytę w Norze.
- Więc to był test, tak?
- Nie! – zaprzeczyła szybko i głośno Hermiona. Jej policzki zmieniły odcień. – Ja tylko chciałam, byś odpoczął tutaj, z Ginny...
- To było tylko tak przy okazji? – zadrwił Harry, nie mając jednak na celu urazić Hermiony w żaden sposób. – Jasne. Powiem ci tak. Twój plan się powiódł.
- Jaki plan?
- Ohoho, tylko nie udawaj teraz niewiniątka. Od samego początku próbowałaś rozkochać mnie w sobie.
- Wcale nie! – zaprzeczyła ponownie Hermiona, czerwieniąc się dokumentnie. – Ja...
- Nie? A od kiedy to używasz perfum, tak silnych, że nawet kąpiel w jeziorze nie zmyła ich zapachu?
- Wcale nie były silne. Użyłam magii, by utrwalić ich woń.
- Aha. O tym nie pomyślałem. Ale to nieważne. Dlaczego ich użyłaś?
Harry zorientował się poniewczasie, że to pytanie, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znajdowali, musiało głupio zabrzmieć. Sam nie wiedział, dlaczego zadaje bezcelowe pytania, bo inaczej nazwać ich nie mógł. Przecież dobrze wiedział, z jakiego powodu Hermiona użyła perfum czy nosiła jego ulubioną, czarną koszulkę.
Może próbował pociągnąć Hermionę za język? Starał się, by powiedziała wprost o swoich uczuciach?
Nigdy nie usłyszał słów ,,kocham cię’’. Czyżby tak bardzo ich pragnął?
A sam jeszcze nie dał do zrozumienia Hermionie, a na pewno nie bezpośrednio, co do niej czuje. Postawa godna naśladowania, doprawdy.
- Obawiałam się, że bez podobnych gestów nie spojrzysz na mnie, jak na... kobietę – szepnęła zawstydzona Hermiona, wbijając wzrok w podłogę i nie ważąc się dodać ,,atrakcyjną’’. Nie miała złudzeń – zapewne jej wygląd przy Ginny czy Cho pozostawiał w męskich oczach wiele do życzenia.
Au. No i mam swoją odpowiedź. Głupek.- Hmm... Chyba muszę cię przeprosić. Wiele razy zachowywałem się jak tępak.
Teraz też jest nie lepiej. Szlag by.Harry uznał także, że atmosfera była odpowiednia, by jeszcze raz subiektywnie ocenić urodę ukochanej. Zignorował kolejkę górską, w jaką bawiły się jego wnętrzności, i zebrał się na odwagę.
Złapał delikatnie podbródek Hermiony i uniósł go tak, by spojrzała mu w oczy.
- Wiesz, że jesteś śliczna?
Harry przez chwilę bał się, że dziewczyna się zapali. Próbowała cofnąć się i znowu uciec wzrokiem w dół, ale Harry nie pozwolił jej na to. Postąpił krok do przodu i objął mocno Hermionę, z postanowieniem w duchu, że nie puści jej, póki naprawdę wszystko nie będzie jasne między nimi.
Opuścił głowę. Zetknął się czołem z Hermioną.
- Naprawdę tak uważasz? – spytała cichutko dziewczyna, jakby nie mogła w to uwierzyć.
- Naprawdę. Jesteś piękna, we wszelkich możliwych aspektach – powiedział czule Harry, nie mając na myśli tylko jej ciała.
- Dziękuję.
- Wiesz, nie ma za co... Hej, nie płacz!
- Przepraszam – chlipnęła Hermiona, ze wszystkich sił starając się powstrzymać łzy. Łzy szczęścia.
Harry tymczasem nie potrafił pomieścić sobie w głowie, jak kiedykolwiek mógł chcieć tulić inną kobietę niż Hermionę. Długą drogę musiał przejść, by sobie to uświadomić.
Zdawał sobie sprawę także z tego, że to jeszcze sprawy nie załatwiło. Wciąż nie wypowiedział dwóch magicznych słów.
- Nie kochasz Ginny?
- Nie – odparł Harry, przekonany, że mówi prawdę. – Nie kocham jej. To tak samo jak z tobą i Ronem. Jesteśmy przyjaciółmi. I tylko tyle – dodał, zastanawiając się jednocześnie, jak Ginny zareaguje na wieść, że on darzy uczuciem jej najlepszą przyjaciółkę, która wcześniej bardzo starała się im pomóc w zacieśnieniu więzi.
Cóż za ironia.
- Mówiłaś, że twoja cierpliwość ma granice. To znaczy... od kiedy ty... próbowałaś zwrócić na siebie moją uwagę?
Harry dostrzegł ogniki w oczach Hermiony. Odrobinę niepewności, ale i nadzieję.
- Pytasz, od kiedy jestem w tobie zakochana, tak? Od dawna, Harry, od dawna.
- ... Ach tak. Czyli dzisiaj, przy śniadaniu...
- Przyznaję się bez bicia, mój drogi. Chciałam przekonać się, jakie jest twoje zdanie na temat naszych uczuć, pociągnąć cię za język, gdyż nie wydawałeś się skory do podzielenia się nim ze mną. Dużo od ciebie nie wyciągnęłam. – Hermiona uśmiechnęła się, przytulając się silniej do Harry’ego. Jej głos dobiegał do uszu chłopak stłumiony. – Mogłeś dzisiaj odnieść wrażenie, że szybko przeszłam do porządku dziennego nad naszą wspólnie spędzoną nocą, ale prawda wygląda inaczej. Nawet nie wiesz, jak przez chwilę się bałam, że... popełniłam błąd, poddając się swoim pragnieniom. Ale bałam się zaledwie moment. Wiem, że...
Teraz albo nigdy, do licha.- Hermiono. – Harry szybko wbił się w mowę dziewczyny.
- Tak?
- Ja... kocham cię.
Nagle wszystkie nieprzyjemne doznania zniknęły. Harry poczuł absolutny spokój. Jego serce zerwało pęta i zaczęło bić żwawiej, radośniej i cieplej.
Wystarczyło wypowiedzieć tylko dwa słowa, bardziej jednak magiczne od jakiegokolwiek zaklęcia. Tylko dwa słowa, a uczucie spełnienia było wszechogarniające.
Jakimże głupcem był! Tak długo czekać i kazać swojej ukochanej tracić wiarę, cierpieć.
Gdzie ja miałem oczy?Hermiona podczas objawienia w umyśle Harry’ego odsunęła się od niego trochę, uśmiechając się coraz szerzej, aż błysnęły jej zęby. Łzy szczęścia zakręciły się w jej oczach, aczkolwiek nie popłynęły po policzkach.
- Ileż ja na to czekałam – szepnęła, jakby do siebie. Ujęła twarz swojego ukochanego w dłonie i zbliżyła się do niej, aż ich nosy dotknęły się. – Ja też cię kocham, mój ty wybrańcu.
Hedwiga łypnęła okiem na całującą się parę, zaciekawiona. Martwy żukon wystawał z jej dzioba. Sowa zatrzepotała skrzydłami, łapiąc równowagę, by nie spaść z krawędzi słoja.
Krzywołap okazał mniejsze zainteresowanie faktem, iż jego pani najwyraźniej starała się scalić w jedno z Potterem. Ziewnął przeciągle, poprawił swoją pozycję i wrócił do tego, co lubił najbardziej – leżenia na łóżku z jednoczesnym mruczeniem.
Minęło relatywnie dużo czasu, zanim usta Harry’ego i Hermiony rozdzieliły się. Chłopak był jednak pewien, że ten pocałunek trwał dłużej od tego sprzed kilku miesięcy. I był, nie ukrywając, po prostu lepszy. Bez potwora wyjącego w piersi.
- Wygląda na to – mruknął Harry, ciągle pogrążony w oparach przyjemności – że Cho, Krum i twoi rodzice mieli lepsze oczy ode mnie.
- Zaraz, po kolei. Co łączy Wiktora i moich rodziców? – zainteresowała się Hermiona z pewną nutą niezadowolenia w głosie, wywołanego odejściem pocałunku z Harrym do przeszłości.
- Najpierw ja zadam pytanie. Pomylę się, jeśli stwierdzę, że twoi rodzice już pod domem Dursleyów uważali mnie za twojego chłopaka?
- Nie wiem. Nigdy im nie mówiłam o swoich uczuciach do ciebie.
- Nie bezpośrednio. – Harry wyszczerzył zęby łobuzersko. – Wyciągnęli wnioski z faktu, że stale o mnie z nimi rozmawiałaś.
- Mama przesadziła wtedy – zaprotestowała słabo dziewczyna, okazując drobne zawstydzenie.
- Wiesz, jakoś w to wątpię. Szczególnie, że Krum miał ten sam problem.
- Jak to?
- Przed trzecim zadaniem Turnieju Trójmagicznego wziął mnie na stronę i domagał się odpowiedzi na pytanie ,,Co cię łączy z Hermio-niną?’’, czy coś.
- Naprawdę? – Kąciki ust Hermiony zadrgały.
- Tak. No i właśnie podniósł przeciwko mnie zarzut, że mówisz o mnie bardzo często. Słuchaj... Ty naprawdę na randkach z nim mówiłaś o mnie?
- Czasem.
- Czasem? Aha, to ja już wiem, dlaczego chciał cię zaprosić do Bułgarii już po niecałym roku znajomości. Poczuł, że nie ma ze mną szans inaczej.
- Tylko nie popadaj w samozachwyt. – Hermiona spojrzała na Harry’ego z ukosa. – Musisz wiedzieć o Wiktorze jeszcze dwie rzeczy. Raz, to dzięki niemu zrozumiałam, co naprawdę do ciebie czuję. Dwa, od jakiegoś czasu starał mi się pomóc cię... zdobyć.
Cisza.
- Co?
- Listy, Harry. Jak myślisz, dlaczego zawsze ukrywałam je przed tobą i Ronem? Potrzebowałam męskiej porady sercowej, że tak powiem. Wiktor okazał się dobrym przyjacielem. Opisywał mi różne... no, techniki uwodzenia. – Hermiona zaczerwieniła się tym razem zdecydowanie zauważalnie. – Raczej z nich nie korzystałam, sam wiesz dlaczego. Ale nie powiem, żeby cała nauka poszła w las.
- ... Aha. Chyba jestem jego dłużnikiem.
- Zawsze możesz napisać do niego list dziękczynny.
- No – mruknął Harry, przekonany w duchu, że tak właśnie kiedyś zrobi. Krumowi należały się słowa uznania i podziękowań. – Pewnie. Aha, właśnie sobie coś przypomniałem. Przepraszam za sugestię, jakobym lubił bardziej Cho od ciebie. Wiesz, na piątym roku, kiedy...
- Pamiętam – rzekła Hermiona, kładąc wskazujący palec na wargach Harry’ego. – Wybaczam ci. Byłeś wtedy zauroczony Cho. Powiedziałeś prawdę, która teraz jest już, jak rozumiem, nieaktualna.
- Zdecydowanie nieaktualna.
Porównywać Hermionę i Cho... Harry niemal się nie zakrztusił tą myślą.
Jego ukochana uniosła jego lewą rękę.
- Odkryłeś wskazówkę ukrytą w zegarku?
- ? Chyba... nie.
- A wiesz chociaż, na jakiej zasadzie działa?
- Też chyba nie – odparł Harry, mając paskudne przekonanie, że nie przedstawia swoich zdolności umysłowych w najlepszym świetle.
- Ten zegarek sprzęga się z twoimi potrzebami. Oczywiście, nie jest potężnym artefaktem magicznym, nie wyczaruje ci góry złota ani nie zabije smoka. – Hermiona mrugnęła do Harry’ego. – Jednak pewne drobnostki... Wskazówka, o której mówiłam. Pomyśl, kogo naprawdę kochasz. Nie myśl o mnie, o nikim konkretnym, po prostu rozważaj tę kwestię. I naciśnij ten przycisk z boku. A potem patrz na tarczę.
Harry zastosował się do instrukcji dziewczyny. Ze wszystkich sił starał się myśleć abstrakcyjnie, nie o Hermionie.
Kogo kocham, kogo kocham... Potter szybko wcisnął przycisk.
Na tarczy zegarka na ułamek sekundy pojawiło się narysowane oblicze Hermiony.
- Oklumencja? – zdziwił się Harry. Przedmioty również mogą zaglądać w umysł?
- W ograniczonym zakresie. Udzieli ci pomocy nie przekraczającej jego możliwości, a skoro to tylko zegarek, cudów się nie spodziewaj.
- A dlaczego tak krótko...?
- To miała być tylko wskazówka. Moja twarz musiała być widoczna tylko na mgnienie oka, żebyś mógł dojść do wniosku, że tylko ci się zdawało. Ale w takim wypadku może zacząłbyś się zastanawiać, dlaczego akurat takie przywidzenie ci się zdarzyło.
- Aha. Drogowskaz.
- Harry.
Chłopak w ramach rekompensaty za niewinne droczenie się pochylił się i pocałował Hermionę. Ich usta nie złączyły się na długo, przynajmniej w porównaniu do poprzedniego pocałunku.
- Czy już wiesz, kiedy chcesz oznajmić Ronowi i Ginny, co między nami zaszło?
Harry myślał nad tym pytaniem tylko chwilkę.
- Nie będziemy tego kryć, gdy dotrzemy do Nory, prawda? Ron od razu zrozumie. A Ginny... Z Ginny będę musiał porozmawiać, wyjaśnić jej to.
- To nie będzie łatwe.
- Wiem. Ale i tak łatwiejsze niż pokonanie Voldemorta. Muszę się szkolić w pokonywaniu trudności.
- Harry, to nie są żarty. Obiecaj mi, że wszystko wyjaśnisz Ginny w odpowiedni sposób.
- Obiecuję, oczywiście. Ginny była jednak moją dziewczyną przez pewien czas, czułem coś do niej. Zasługuje na szczerość.
- Czułeś coś, ale już nie czujesz?
- A ty coś taka podejrzliwa?
- Ja... nie chcę, by kiedyś, kiedykolwiek, zostawił mnie dla innej. Nie teraz, gdy...
- Nigdy.
Gorąca woda oblewała Hermionę niemal ze wszystkich stron.
Dziewczyna leżała w wannie z głową opartą na jej krawędzi. Wpatrywała się w sufit i rozmyślała nad przebiegiem dnia, dokonując jego bilansu.
Oczywiście, nie przychodziło to Hermionie z łatwością. Wyznanie miłości Harry’ego ciągle jej w tym przeszkadzało. Nie mogła także nic poradzić na uśmiech, który gościł na jej twarzy.
Ranek nie był najlepszym okresem. Zaczął się od czułego spojrzenia na śpiącą miłość jej życia, niestety, dalej sprawy nie wyglądały już tak różowo. Hermiona dobrze pamiętała swoje wątpliwości dotyczące dość niespodziewanego, nawet dla niej, seksu z Harrym. Nie planowała go. Owszem, obustronne deklaracje miłości znajdowały się w jej zamierzeniach, ale miały mieć one charakter werbalny, a nie fizyczny.
Wątpliwości zostały jednak przez Hermionę szybko zwalczone. Harry zaczynał zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć, czego dowodziła jego próba pocałunku podczas pikniku nad jeziorem. Dla Harry’ego kwestią dnia lub dwóch byłoby wyznanie swoich uczuć. Hermiona jadła ciasto z dyni, czując motyle w brzuchu – była już tak blisko.
Panna Granger uznała, że zatem, tak właściwie, seks tylko przyspieszył nieodwołalne. A przecież nie był aktem czystego pożądania. Do jego zainicjowania pchnęły Hermionę instynkty, tak, ale instynkty owe miały swoje podstawy w miłości.
Po prostu chciałam być jak najbliżej z człowiekiem, którego kocham, pomyślała Hermiona. Chyba nie ma w tym nic złego, prawda?
Piana, unosząca się na powierzchni wanny, skwierczała cicho. W łazience unosił się zapach lawendy, toteż dziewczyna odetchnęła z przyjemnością.
Potem jednak, zataczając koła w kuchni, Hermiona przeżyła kilka momentów czystej grozy. Rozmyślając nad wydarzeniami ostatniej nocy nagle została uderzona myślą. Nieprzyjemną myślą, która nie pozostawiała wątpliwości. Instynkty mające podstawy w miłości zapomniały o antykoncepcji. Dziewczyna uspokoiła się dość szybko, jako że prawdopodobieństwo zajścia w ciążę było małe. Jednak pewien niepokój pozostał, a reakcja Harry’ego wcale go nie zmniejszyła. Na szczęście, im dalej, tym lepiej ta kwestia się przedstawiała. Choć i tak, do tej pory, nie mogła uwierzyć, że wczoraj wieczorem kompletnie nie przywiązała wagi do zabezpieczenia się.
Najgorszym punktem dnia była z pewnością rozmowa z rodzicami. Ojciec nie zamierzał zostawić na niej suchej nitki. Hermiona nie czuła jednak żadnego gniewu czy żalu skierowanego na Horacego czy Jane. Nie czarowała się – jakby na sprawę nie patrzeć, seks bez zabezpieczenia w wieku siedemnastu lat był głupotą. Należała jej się ostra reprymenda ze strony surowego ojca.
Mimo niezbyt radosnych wspomnień, dziewczyna nie przestała się uśmiechać. Wiedziała bowiem, że rodzice kochali ją ponad wszystko. Horacy był wymagający, to prawda, ale Hermiona dobrze wiedziała, że gdyby tylko Harry chciał w jakiś sposób wymigać się od odpowiedzialności w przypadku ciąży, ojciec złapałby go i porozmawiał z nim na swój sposób. Gdyby dziecko się urodziło, Horacy bez namysłu zaoferowałby swojej córce wszelką pomoc, jakiej ta by potrzebowała.
Mama nawet nie potrafiła dobrze się maskować, przemknęło przez głowę Hermionie. Pani Granger starała się zachować zimny wyraz twarzy, sugerujący dezaprobatę nieodpowiedzialnych zachowań w kwestiach tak istotnych, jak seks, jednak jej oczy, pełne troski, zdradzały ją. Gdyby nie Horacy, pierwsza rzuciłaby się na córkę, by ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
Co i tak nastąpiło potem. Jane poprosiła córkę, by pomogła jej w przygotowaniu obiadu. Gdy tylko zostały same w kuchni, natychmiast padły sobie w ramiona. Wtedy również pani Granger powiedziała Hermionie, że Harry to dobry chłopak i odpowiedni dla niej partner.
Hermiona kochała swoich rodziców równie mocno, jak kochała Harry’ego. Zawsze jej imponowali, byli dla niej autorytetami. Ich wzajemna miłość do siebie fascynowała ją. Patrząc na relacje ojca i matki, Hermiona zdecydowała, że w przyszłości chciałaby żyć właśnie w takim małżeństwie, pełnym dwustronnego szacunku, zaufania, wsparcia, lojalności i miłości pełnej drobnych gestów, gotowej przetrwać nawet najgorsze próby.
Dlatego miała nadzieję na związek z Harrym.
Sam obiad nie zakończył się zbyt dobrze, lecz jej uczucie zawodu związane ze skrzatami nie mogło jej męczyć przez długi czas. Hermionę zabolała jej porażka, ale niewiele późniejsza rozmowa z Harrym, zakończona dwoma pocałunkami, wypełnionymi uczuciem, wynagrodziła jej wszystko, szczególnie, że to w niej padły dwa słowa, tak przez nią wyczekiwane i upragnione.
Swoją drogą, praca w Ministerstwie? Hermiona przez chwilę badała tę możliwość w myślach. Jakąż też pracę mogłaby tam wykonywać? Pragnęła pomagać innym, tak jak jej rodzice. Skoro skrzaty nie chciały przyjąć jej pomocnej dłoni, należałoby się skupić na czymś odmiennym.
Może, na przykład, walka o równouprawnienie czarodziei zrodzonych z mugoli? Opracowywanie nowych zaklęć, będących w stanie leczyć poszkodowanych przez czarną magię i chronić przed nią?
A może miałoby sens zostanie prawą ręką Ministra, jego głosem doradczo-konsultacyjnym przez wszelakich kwestiach?
Hermiona musiała uczciwie przyznać, że nie ma teraz głowy do rozmyślań nad własną przyszłością. Raz, że ta ściśle splatała się z tą Harry’ego, a Hermiona, pomimo złożonej przysięgi, wcale nie była taka pewna, czy uda im się wszystkim cało wyjść ze starcia z Voldemortem. Niebezpieczeństwo oscylowało na wysokich poziomach. Choćby same Horcruxy – zostały cztery, a przecież jeden wystarczył, by poważnie osłabić Dumbledore’a, który bez dwóch zdań mógł być zaliczony w poczet najpotężniejszych czarowników świata.
Dwa, słowa ,,kocham cię’’ wprawiały jej umysł w stan przyjemnego zamglenia. Przeciwdziałały próbom rozsądnego myślenia. W dodatku z miłosnym wyznaniem sprzęgło się wspomnienie ostatniej nocy.
Hermiona wiedziała, że mogło być lepiej. Jednak z drugiej strony... Same wtulanie się w ciepłe, nagie ciało Harry’ego było rozkosznym doznaniem. Sama jego tak bliska obecność sprawiała, że nie było czego żałować. Sam jego wyraz twarzy w momencie szczytowania wystarczył, by całym jej ciałem targnęły fale przyjemności, rozchodzące się od serca.
O tak, zresztą cały stosunek był rewelacyjny, to uczucie...
- Hmm?
Umysł Hermiony na sekundę wyrwał się z oparów szczęścia, ze stanu komfortowego otępienia. Wtedy dziewczyna zorientowała się, na jakich częściach ciała trzyma ręce i jakie ruchy nimi wykonuje.
Uniosła ociekające wodą dłonie w górę i przyjrzała im się nieufnie.
- Wszystko przez ciebie, Harry – mruknęła Hermiona głosem całkowicie pozbawionym wyrzutu.
Uznała, że lepiej będzie, jeśli wyjdzie z kąpieli nieco szybciej.
Jeszcze rozchlapie wodę i będzie musiała wycierać podłogę.
Harry Potter także leżał i patrzył w sufit, robił to jednak w swoim pokoju na swoim łóżku.
Jednak w przeciwieństwie do panny Granger nie myślał, nie rozważał.
Nie zastanawiał się nad przyszłością, tak bardzo przecież niepewną.
Nie zastanawiał się nad konsekwencjami wyznania swojej miłości.
Nie zastanawiał się nad przeszłością, nad drogą, która go do tego miejsca doprowadziła.
Nie zastanawiał się, co będzie dalej, za tydzień, za dzień, za godzinę nawet.
Po prostu leżał.
I był szczęśliwy.
Harry gwałtownie otworzył oczy. Obudził się, ciągle wymach..ąc prawą ręką.
Równie nagle przyszła świadomość, że siedzi na swoim łóżku, w domu państwa Granger. I że jest noc.
- Oż cholera jasna.
Harry’emu śniło się, że Hermiona urodziła nie jedno, a wiele dzieci, a on został ojcem rozbrykanej gromadki maluchów, dosłownie włażących mu na głowę, ciągle się czegoś domagających i zajmujących jego uwagę. Zaczął się od nich odpędzać, chcąc odpocząć, jednak nie mógł, dzieci było coraz więcej, przybierały coraz większe rozmiary, ich głosy były coraz głośniejsze, wdzierały się do jego głowy, nieustannie...
To był bez dwóch zdań jego najgorszy sen w życiu, wyłączając ten sprzed czterech dni.
Takie coś może naprawdę zachęcić do walki z Voldemortem.Harry wolał nie dotykać zegarka. Nie był pewien, jak tym razem czasomierz odbierze jego podświadome potrzeby. Spojrzał na tarczę i odczytał godzinę.
Chłopak postanowił odwiedzić łazienkę. I starał się siebie przekonać, że jego decyzja nie ma nic wspólnego z przejściem koło pokoju Hermiony.
Cóż, nie było innej drogi, po prostu musiał koło nich przejść.
Harry, gdy tylko zamknął swoje drzwi, zamiast po prostu skręcić w prawo, wykonał perfekcyjny łuk. Pokonywał drogę w tempie iście ślimaczym. Wytężał maksymalnie słuch, jak gdyby spodziewał się usłyszeć i tej nocy jakieś dźwięki dochodzące z sypialnie Hermiony.
Nie przeliczył się.
Harry stanął jak wryty w momencie zarejestrowania stłumionego odgłosu dobiegającego, a jakże, zza drzwi znajdujących się po jego lewej stronie. Małymi kroczkami zbliżył się do nich.
Harry’emu wydawało się, że trafnie rozpoznał pierwszy dźwięk. Drugi utwierdził go w przekonaniu, że się nie mylił. Nic dziwnego.
Od wczoraj potrafiłby poprawnie zidentyfikować te namiętne westchnięcia na kilometr.
Wystarczyło mu kolejne pół minuty, by mógł stwierdzić, że nie ma mowy o pomyłce. Wiedział, co się działo z Hermioną. A raczej – co Hermiona robiła.
Zdawał sobie sprawę, że w takim wypadku powinien uszanować jej prywatność i natychmiast oddalić się od drzwi i skierować swoje kroki ku łazience. Tego wymagały reguły dobrego zachowania, prawda?
Harry wykonał ruch, nie w tym kierunku jednak, co trzeba. Przywarł głową do drzwi pokoju ukochanej tak mocno, że ucho niemal stopiło mu się z drewnem. Gdy usłyszał, choć cichy i niewyraźny, przyspieszony oddech Hermiony wypełniony jej rozkosznym mruczeniem, a także swoje imię wypowiedziane głosem ciężkim od przyjemności, poczuł, jak krew odpływa mu z mózgu. Była potrzebna gdzie indziej.
Harry ani nie drgnął przez kolejne kilka minut. Dopiero krótki okrzyk, po którym ucichły wszystkie dźwięki, oprócz jeszcze słyszalnej serii płytkich wdechów, przywrócił go do rzeczywistości. Harry odkleił czerwone ucho od drzwi i wyprostował się.
Patrzył przed siebie, podejmując próbę wtłoczenia trochę rozsądku do swojego umysłu, dość tendencyjnie w tej chwili nastawionego. Szeroki uśmiech wypełzł na jego usta.
Harry, starając się nie narobić hałasu, pomaszerował w stronę łazienki.