QUOTE
Z całym szacunkiem, Anagdo, nie zauważyłem, by ktoś na ciebie naskoczył.
Sory... Już mi sie fora pomyliły :/
Drobiazg mam. Ale jednak zawsze mnie delikatnie irytował. I nie jest to przytyk do książki. Niby o filmach mieliśmy nie gadać, ale Snape w pierwszym tomie ma 31 lat (sic!), a Syriusz w momencie śmierci jakieś 36. A w filmie same dziady...
Pszczola
25.07.2007 23:11
Do piekła zawsze wtrąca się samemu.
Pod względem fabularnym śmierć tu i tam jest jak najbardziej uzasadniona. Iluż pozytywnych bohaterów było zmuszonych do zabijania i ich nie potępiamy? Co nie musi znaczyć, że się z ich czynami zgadzam. Łatwo mi się wypowiadać, nie będąc w skórze np. takiej Molly Weasley, ale nie zabijaj, to nie zabijaj. Morduj raczej (czego się nie można innej fantastyki dowiedzieć, tudzież lekcji religii). W czasie wojny/walki chronisz życie własne i twoich najbliższych (tutaj matka broni córkę), bo ktoś właśnie chce na tobie/innych zabójstwa dokonać. Ale tylko pani Weasley może sobie odpowiedzieć na pytanie ile w jej działaniach było konieczności, a ile chęci zemszczenia się.
Jeszcze jeden powód by ten tom trzymać z dala od siedmiolatków.
Scena walki pani Weasley z Bellatrix bardzo mi się spodobała.
Edit: Hehe, dziady straszne, ale szczerze, dwudziestolatkowie też mnie w pewne zakłopotanie wprowadzają. Brr... Harry mógłby być moim synem! Poza tym za nic nie zamianiłabym Rickmana w roli Snape'a.
QUOTE(Katon @ 26.07.2007 00:01)
Drobiazg mam. Ale jednak zawsze mnie delikatnie irytował. I nie jest to przytyk do książki. Niby o filmach mieliśmy nie gadać, ale Snape w pierwszym tomie ma 31 lat (sic!), a Syriusz w momencie śmierci jakieś 36. A w filmie same dziady...
Hehehe.... Ale przecież Rickman nie wygląda na 61 lat...?
Pszczola
26.07.2007 00:11
Szczerze? On zawsze wyglądał tak samo. Ale za to dobrze ;).
Rowling lubi młode pary, prawda? Dobrze, że chociaż Lupin wyłamał się regule.
owczarnia
26.07.2007 00:17
No właśnie co do Lupina to ja mam strasznie mieszane uczucia odkąd się dowiedziałam, że on wcale nie był przeznaczony do odstrzału... Zginął, bo Rowling postanowiła darować życie panu Weasleyowi

. Nie żebym nie lubiła pana Weasleya, ale... no.
QUOTE(PrZeMeK Z. @ 25.07.2007 21:55)
Wnioskując z fragmentu:
QUOTE
Jets of light flew from both wands, the floor around the witches' feet became hot and cracked; both women were fighting to kill.
powiedziałbym, że raczej nie żyje. Pani Weasley niekoniecznie musiała użyć Avady. Są inne klątwy.
Do tego dodaj jeszcze refleksję Harry'ego, który "dokładnie wiedział co się stanie, zanim to nastąpiło" (z głowy piszę, nie chce mi się lecieć po książkę, ale sens na pewno był właśnie taki), bo w identyczny sposób, włącznie ze śmiechem, zginął Syriusz.
Pszczola
26.07.2007 00:37
Zaraz, zaraz... Pana Weasleya oszczędzono, co nie znaczy, że śmierć Lupina nie była planowana.
QUOTE
One of the big stories that has been floating among fans for more than a year is that one character gets a reprieve from death, while two others Rowling didn’t intend to kill end up dying in “Deathly Hallows.”
“Mr. Weasley, he was the person who got a reprieve,” Rowling said. “When I sketched out the books, Mr. Weasley was due to die in Book 5.”
Instead, another father dies in the end of Book 7.
Rowling mówi o Weasleyu, ale to już autorka tekstu pisze o "innym ojcu". Nie sądzę, by słówko "instead" oznaczało, że Lupin ginie zamiast Artura. Raczej podkreśla fakt, że mimo wszystko inny ojciec rodziny traci życie w VII tomie. Zresztą Weasley miał zejść z tego świata w tomie V, więc nie było fabularnej potrzeby, aby wykańczać Lupina dwa tomy póżniej. Zauważ, że Lupin pojawia się u boku Harry'ego razem z rodzicami i Syriuszem. To chyba też było planowane? Bo jeżeli nie, ciężko się obrażę. Tak bardzo go lubiłam, a teraz, kiedy wreszcie odnalazł szczęście, musiał zostawić syna samego... Przynajmniej odszedł z Tonks. Jej też bardzo mi szkoda.
Jeżeli miałabym wybierać między Lupinem a Weasleyem, wybrałabym Lupina. Przynajmniej jeden z tych, którzy byli w roczniku z Potterami by przeżył. Ach, Severus Snape! Jednak znowu zaczęłam serię czytać od pierwszego tomu i mimo że domyślałam się prawdy, dopiero teraz widzę wszytskie jego czyny w innym świetle. Idę popaść w otchłań rozpaczy.
O nie. Cały rocznik 60 musiał umrzeć. To było ważne i potrzebne. Lupina szkoda wielce, ale z punktu widzenia fabuły 'dobrze, że umarł'.
Pszczola
26.07.2007 00:52
Z ciężkim sercem, ale muszę się z Tobą zgodzić.
Heh, pamiętam jak się zastanawialiśmy, jakim cudem Potter bywał u Evansów, skoro dopiero w ich ostatnim roku zeszli się z Lily. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić ciotkę Petunię w roli znajomej Snape'a (bo jakby na to nie patrzeć, byli "kolegami").
Kurcze, dlaczego w tej części nie było hogwarckiego cmentarza? Tak się napliłam na ten cmentarz!
owczarnia
26.07.2007 01:59
No może macie rację. Ale w końcu była mowa też o dwóch postaciach nie planowanych wcześniej do odstrzału, które jednak w końcu zginęły. Kogo obstawiacie?
Pszczola
26.07.2007 03:22
Dobby? Ale nie, bo jego śmierć spowodowała przemianę, itd.
Może Fred zginął zamiast ojca? Tonks? Ale nie, bo jak mały Ted zostaje sierotą, a Harry ojcem chrzestnym, powtarza się schemat Harry, Syriusz i ładnie to wygląda.
Muszę przeczytać tę książkę jeszcze raz i zadecydować. A mamy z czego wybierać, obawiam się.
Myślę, że Zgredek był zaplanowany. Harry traci wszystkich, na których mu najbardziej zależy (prócz Ginny i R&H). Zgredek mi akurat tu jaknajbardziej pasuje. Bo późniejsza fabuła też jest nieco z jego śmiercią związana. Jak Harry podjął decyzję kopiąc jego grób.
Może Fred właśnie...Albo Moody?
owczarnia
26.07.2007 11:50
Moim pierwszym typem jest Colin Creevey, drugim Fred. Zgredek na pewno nie.
Colin to myślę, że taki "wypadek przy pracy". W końcu żadna wążniejsza postać...
owczarnia
26.07.2007 12:23
No ale z czegoś te dwie postacie co nie miały pierwotnie kopnąć w kalendarz trzeba wytypować, jak rany!
owczarnia
26.07.2007 13:57
Proszę bardzo, wszystkie malkontenty mają szansę dla siebie! 30 lipca będzie miał miejsce chat z Rowling,
tutaj można już od dziś zgłaszać swoje pytania do niej

.
Pszczola
26.07.2007 14:25
Kurcze, muszę się zastanowić. Jak nie każą się pytać, ma się głowę pełną pomysłów, jak każą, nagła pustka.
Ginnusia
26.07.2007 16:43
http://www.msnbc.msn.com/id/19959323/Tu jest uzupełnienie VII tomu, prosto od JKR.

Bardzo ciekawe.
Katarn90
26.07.2007 16:57
mógłby ktoś przetłumaczyć albo przytoczyć ogólny sens co ciekawszych kawałków? z góry dzięki
Pszczola
26.07.2007 16:58
Cóż, a jednak dopowiedziała ich przyszłości ;/. Ale szczerze, dla Harry'ego i Rona nie widać było innej przyszłości. Założę się, że w przyszłości Hermiona zostanie Ministrem Magii ;P.
A mówiłam! Neville jest idealny dla Luny! Loony i spokojny Neville.
Szkoda mi McGonagall. Ale może zanim ten nowy dyrektor się pojawił, była przez jakiś czas szefem? Minevra rlz.
Spodziewałam się, że Victoria jest córką Billa i Fleur. Rozumiem, że dziewczyna nie ma wilczych skłonności? Ani Ted? A jeżeli mają, to co wyjdzie z ich dzieci? O_o
Ginnusia
26.07.2007 17:32
Czyli taki:
- w pierwszej wersji epilogu miała być dokładna rozpiska, kto kiedy urodził które dziecko i jak je nazwał, ale JKR się odechciało
- Harry i Ginny stworzyli swoim dzieciom szczęsliwy i spokojny dom,jakiego Harry nigdy nie miał
- Harry i Ron pracowali w departamencie aurorów w ministerstwie, Harry w epilog jest szefem tego departamentu
- zrewolucjonizowali pracę tego departamentu
- Hermiona ma wysokie stanowisko w departamencie stanowienia magicznego prawa
- Trio przemieniło ministerstwo w sensowne miejsce i "stworzyło nowy świat"
- Luna jeździ po świecie i kontynuuje badania nad dziwnymi stworzeniami, JKR wierzy w jej sukces
- być może Luna jest z Nevillem
- nie ma ratunku dla rodziców Neville'a
- babcia w końcu zaakceptowała Neville'a takim, jakim jest
- nie ma już klątwy wiszącej na nauczycielami OPCMu.
Chyba wszystko.

Nie ma tu nic o Ginny, czyżby została kurą domową?
Szkoda, że Rowling nie podała wszystkich imion, chociażby teraz, jako uzupełnienie. Chętnie dowiedziałabym się, komu jeszcze Potterowie oddali cześć, nazywając jego imieniem dzieci. Bardzo wzruszający był dla mnie fragment:
QUOTE
Albus Severus (...), you were named for two headmasters od Hogwarts. One od them was a Slytherin and he was probably the brevest man I ever knew. Zupełnie się tego niespodziewałam.
No ale dobra, dodam coś odbiegając od ogólnego tematu, ale lepszego chyba nie ma do tego, co chciałam powiedzieć, bo dotyczy to mojego zawodu VII częścią (o czym po części jest ten temat), a raczej tym, jakich niedomyślnych idiotów Rowling zrobiła z bohaterów.
Harry i towarzysze, którzy muszą pogadać z Phineasem (?) żeby się domyślić, do czego może służyć miecz; Hermiona, która tak po prostu postanawia wyczarować kwiatki, zapominając o tym, jakie to niebezpieczne; Harry, który potrzebuje tak wiele czasu, żeby zrozumieć, że Voldemort szuka właśnie Eldest Wand. Później Voldemort (ale także Harry, Ron i Hermiona, chociaż oni mają usprawiedliwienie, bo powątpiewali w prawdziwość opowieści), który potrzebuje tyle czasu, żeby zorientować się, gdzie leży różdżka i kto był poprzednim właścicielem; Hermiona, która jest pod wrażeniem, że Ron wpadl na oczywisty i banalny pomysł wykorzystania kła bazyliszka do rozwalania horcruxów i wiele, wiele innych rzeczy (jak np to, że Hermiona, zapewne najniższa z nich, miała miejsce w środku peleryny i jak to, że Harry nie ugryzł się w język w namiocie. W ogóle moim zdaniem najrozsądniej zrobiliby gdyby mieli zawsze przy sobie Eliksir Wielosokowy i Felix Felicis)
Ginnusia
26.07.2007 19:41
Gdyby bohaterowie z miejsca wiedzieliby wszystko, nie byłoby sensu pisania powieści. BTW dlaczego wyczarowanie kwiatków było niezbepieczne?
No ekstra, to wspaniały powód, żeby uczynić z nich idiotów, by później na końcu okazali się światli i domyślni. Nie sądzę, by jakiś czytelnik nie zrozumiał od razu, dlaczego Dumbledore przepisał im miecz, jakiej Vold szuka różdżki (zaraz po poznaniu opowieści) itd. natomiast wiedząca wszystko Hermiona i inteligentny Voldemort nie wiedzieli takich banalnych rzeczy, które nasuwają się same sekundę po przeczytaniu.
Dlaczego było niebezpieczne? Dziwne pytanie. Dwoje ludzi, którzy biorą z powietrza kwiatki i kładą je na grobie Potterów w miejscu, w którym Potter był bardzo wyczekiwaną przez Voldemorta postacią, jak podejrzewała Hermiona, na pewno nie wzbudziliby niczyich podejrzeń.
Pszczola
26.07.2007 22:19
No właśnie dlatego, że my się domyślamy czegoś w sekundę po przeczytaniu, bohaterowie w realnym świecie muszą wszystko przemyśleć. Jakby się z nimi zamienić, tak łatwo na pomysły by się nie wpadało.
I nie sądzę, że to kwiaty naprowadziły Nagini na Harry'ego, a raczej ich wizyta w zrujnowanym domu Potterów.
W takim razie co ruszało się w krzakach, Twoim zdaniem? wiewiórka?
Nigdy nie będę na ich miejscu, ale nie sądzę, by wpadnięcie na pomysł, że miecz służy do rozwalania horcruxów zajął mi tyle czasu. To samo z resztą przykładów.
edit: Zresztą jak Nagini miałaby ich zobaczyć, skoro byli pod peleryną? No, chyba że jako wąż miała jakieś nieludzkie cechy sprzyjające rozpoznawaniu ludzi w inny sposób, niż wzrokiem, ale jak w takim razie udałoby jej się poruszać w ciemnosciach?
PrZeMeK Z.
26.07.2007 23:15
Węże wyczuwają świat głównie węchem.
A Voldemort podejrzewał, że Harry odwiedzi Dolinę Godrika, więc i tak by go tam dopadł.
Swoją drogą, dziwne macie chwilami zarzuty.
Jeśli chodzi o "rozszerzony epilog", chciałem tylko wiedzieć, co z Luną. Cieszę się, że okazało się, co się okazało.
owczarnia
27.07.2007 00:05
QUOTE(owczarnia @ 26.07.2007 00:17)
No właśnie co do Lupina to ja mam strasznie mieszane uczucia odkąd się dowiedziałam, że on wcale nie był przeznaczony do odstrzału... Zginął, bo Rowling postanowiła darować życie panu Weasleyowi

. Nie żebym nie lubiła pana Weasleya, ale... no.
No i proszę...
QUOTE(J.K. Rowling)
"Lupin and Tonks were two who were killed who I had intended to keep alive. … It's like an exchange of hostages, isn't it? And I kept Mr. Weasley (Ron's father) alive. He was slated to die in the very, very original draft of the story."
Źródło
Zgadza się, że węchem, ale ciężko mi ocenić, czy wąż, stojąc wyprostowany, z kiepsko rozwiniętym zmysłem wzroku, mógłby wejść po schodach. Coś tu się kupy nie trzyma i myślę, że nie ma czego tutaj drążyć. Nagini w książce miała ludzkie zmysły. nie wiem, w jaki sposób została zamieniona w człowieka, ale np. czarodzieje po wypiciu E. Wielosokowego przejmują zmysły osoby, w którą się zamienili. Być może podobnie było z Nagini, w jakikolwiek sposób udało się ją zmienić w staruszkę, której nazwiska nie będę próowała napisać

.
Moim zdaniem moje zarzuty są słuszne. Nie lubię, jak scharakteryzowana bezpośrednio przez autora postać przy charakterystyce pośredniej okazuje się zupełnie inna, albo jak przez długi, długi czas postać jest konkretnie charakteryzowana, dzięki czemu postrzegam ją tak, a nie inaczej, a pod koniec okazuje się, że robi coś zupełnie sprzecznie z dotychczasową charakterystyką. Tak samo, jak nie byłabym zadowolona, gdyby Hagrid zaczął mówić literackim językiem, Snape stałby się wylewny, a Draco Malfoy zacząłby podrywać Hermionę.
Hehe, to nie polecam czytać fanfików, bo w większości występuje przynajmniej jeden z tych elementów. Ewentualnie występują krzyżówki typu: Snape podrywający Hermionę, czy Draco mówiący językiem literackim poematy na cześć Hagrida.
Co do Nagini - była niejako steroana przez Voldemorta, miał z nią stały kontakt (dosłownie) duchowy, więc nie widzę problemu, że przemieniła się pod wpływem tej części magii, która w niej spoczywała.
Pszczola
27.07.2007 01:54
Poza tym, że ciało pani Bagshot było naszprycowane czarną magią, której nawet doświadczony czarodziej nie byłby w stanie zrozumieć, myślę, że zwłoki mogły byłć kierowane na zasadzie Inferni. Hazel, zgadzam się. Poza tym Nagini miała w sobie część duszy Voldemorta i zapewne część jego zdolności (trochę jak w przypadku Harry'ego). I nie sądzę, by Nagini zamieniła się w człowieka, a raczej była to sprawka Voldemorta. Jej misją było oczekiwanie na Pottera.
PrZeMeK Z.
28.07.2007 00:15
Zastanawiałem się nad tym, dlaczego Voldemort uznał, że tylko on kiedykolwiek odkrył Pokój Życzeń i dlaczego ukrył tam horkruksa. Przecież tam były tysiące innych przedmiotów!
Wymyśliłem, że gdy Voldemort odnalazł pokój pełen ukrytych rzeczy, uznał, że pojawiły się one specjalnie po to, by mógł ukryć tam swojego horkruksa. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo wiemy, jaki był arogancki i przekonany o własnej niezwykłości. Nie uznał nawet za stosowne użyć do ochrony horkruksa żadnych klątw, wierząc, że tylko on odkrył Pokój. (Poza tym, będąc w zamku tylko podczas krótkiej wizyty w sprawie rozmowy o pracę, nie miał na to zbyt wiele czasu).
Brzmi chyba prawdopodobnie.
No, na pewno tak było. Nie sądzę, by jakiś pokój, choćby miał miliony półek i szafek, mógłby coś ukryć, gdyby nic w tych szafkach nie było. Swoją drogą, chętnie spędziłabym w takim pokoju trochę czasu... czytając te wsyzstkie książki i przeglądając wszystkie magiczne przedmioty o niesamowitych cehcach, które ludzie chcieli ukryć

.
Hmmm. Arogancją Voldemorta musimy też wytłumaczyć fakt, że nigdy nie rozważał nawet możliwości, że Harry mógłby być horcruxem.
Pszczola
28.07.2007 13:59
Sam Voldemort tak naprawdę mało o Horcruxach wiedział. Był pewny, że gdyby coś złego się z nimi działo, na pewno by to poczuł. Nie mówiąc już o tym, że przyzwyczaił się kierować Nagini, a Potterem sterować nie mógł. Ale żeby zignorować oczywiste połączenie ich umysłów? Zdolności Harry'ego np. wężoustość? Tak, był głupcem.
Ostatnio przyszła mi do głowy jeszcze jedna sprawa. Od dawna już pojawiały się pytania, dlaczego Slytherin jeszcze istnieje, skoro jest swoistą wylęgarnią śmierciożerców. Rowling, i nie tylko ona, odpowiadała, że to co widzimy, to świat widziany oczami Pottera, że nie wszyscy są źli, że to tylko stereotyp, że finalnie wszystkie domy tworzą jedność, wraz ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami.
Dlatego szkoda, że nikt z domu Salazara Slytherina nie został w Hogwarcie podczas ostatniej bitwy. Nie mówię o Malfoyu, Crabbie i Goyle'u, bo oni mieli trochę inne zamiary, niż pomoc w walce z Voldemortem. Owszem, w ostatecznym rozrachunku pomogli w zwycięstwie dobrej strony (Malfoy powstrzymał Lorda przed przejęciem Elder Wand, Goyle (czy tam Crabb) rzucił zaklęcie, które zniszczyło Diadem, ale żaden z nich nie zrobił tego rozmyślnie. A szkoda, bo Rowling dobrze by zrobiła, gdyby pokazała, że w Slytherinie była chociaż jedna osoba, która jednoznacznie opowiedziała się po stronie dobrych.
mhm. dokładnie. no, chyba że jako argument, że Slytherin nie jest tak do końca 'zły' przyjmiemy słowa Harry'ego do syna w epilogu. te, że Snape, najodważniejszy człowiek, jakiego znał, był właśnie z tego domu, hm?
poza tym, z tego co zauważyłam, Rowling nie wyjaśniła sprawy łuku i zasłony w Departamencie Tajemnic. owszem, Syriusz definitywnie został uznany za zmarłego, ale co z jego ciałem...?
strasznie szkoda mi Lupina i Tonks. jak dla mnie ich śmierć była zupełnie niepotrzebna. zupełnie. no, ale skoro Rowling tak zadecydowała... miała do tego pełne prawo w końcu :] tym bardziej pokazała, jak okrutna jest wojna...
QUOTE(hazel @ 28.07.2007 16:14)
Dlatego szkoda, że nikt z domu Salazara Slytherina nie został w Hogwarcie podczas ostatniej bitwy(...) A szkoda, bo Rowling dobrze by zrobiła, gdyby pokazała, że w Slytherinie była chociaż jedna osoba, która jednoznacznie opowiedziała się po stronie dobrych.
Na osłodę masz Slughorna. Mimo swojego tchórzostwa i wygodnictwa zostaje i walczy. Ba, pojedynkuje się z samym Voldemortem. Między innymi dlatego byłem niemal pewien, że Slughorn nie okaże się finalnie jakimś podstępnym czarnym charakterem. To by zbyt dobitnie potwierdzało, że wszyscy ślizgoni są do niczego.
Co do pozostałych...cóż, wydaje mi się, że to była logiczna konsekwencja cech, jakie przypisywane są ślizgonom (dom - "wylęgania śmierciożerców" nie wyczerpuje tematu). Ślizgoni zawsze dbają przede wszystkim o własny biznes i własną skórę. A że nie wierzyli w zwycięstwo ? Cóż, biorąc pod uwagę atmosferę w domu wężą trudno się dziwić.
P.S. No i Snape...
Pszczola
28.07.2007 22:06
Snape przede wszystkim, ale nawet Malfloy poszedł w końcu po olej do głowy. Pamiętacie scenę w ich posiadłości? Draco i "może" to Hermiona i Ron, ale przecież nie był pewny... I Harry też się nadawał do Slytherina. A! R.A.B. też z tego domu! Ale prawda, chociaż kilku uczniów mogłoby zostać w Hogwarcie by walczyć. Niestety Voldemort wspomina, że niektórzy z nich stanęli po stronie Śmierciożerców podczas tej samej bitwy (przynajmniej tak mi się wydaje, jeszcze nie czytałam drugi raz VII tomu).
Brakowało mi zmieniaczy czasu (czy jak im było?). Byłam prawie pewna, że jeszcze się pojawią. Kolejna nietrafiona teoria.
Śmierć Tonks i Lupina była potrzebna, czy Wam się podobała, czy nie. Ostatnia książka bez śmierci tak wielu bliskich osób nie byłaby wiarygodna. Wojna jest wojną. Na wojnie nie każda śmierć ma wielkie znaczenie, nie każda jest potrzebna, tak samo powinno być w książce. To smutne, że umarł Fred, Zgredek i wszyscy inni bohaterowie, ale bez ich śmierci ta książka nie byłaby książką prawdziwą. Nie pokazałaby, jak wiele kosztowało zwycięstwo. Szkoda, że enie zginął nikt z głównych bohaterów. Ja osobiście chciałabym, żeby zginęła Cho... nie dlatego, że jakoś strasznie jej nie lubię, po prostu uważam, że jej śmierć byłaby ładnym zakońćzeniem wątku. Taka śmierć, która w sumie nie poruszyłaby nas za bardzo, ale jednak ten cień sentymentu zrobiłby swoje...
Pszczola
28.07.2007 22:32
Myślę, że tę rolę spełnił Colin. Dokładnie takie uczucia jego śmierć wywołała. Znaliśmy go, ale nie obchodził nas zbytnio. Heh, pomyśleć, że udało mu się poprzednio wyjść cało z konfrontacji z bazyliszkiem.
Jeżeli chodzi o śmierć Tonks i Lupina, zgadzam się z Tobą. Do tego "rocznik 60 musiał umrzeć". Przepraszam, nie pamiętam, kto to napisał. Trzeba było zamknąć ten rozdział. Ech, Remus, Lily, Syriusz, James i w końcu Severus. Pięciu genialnych czarodziejów szlag trafił. Szczególnie ostatnią trójkę. Nie żebym zapomniała o Peterze, ale ten brak umiejętności próbował nadrobić w wyjątkowo paskudny sposób.
No, możliwe, że Colin już spełnił tę rolę, ale mimo wszystko z Cho kiedyś Harry'ego jakieś tam uczucia łączyły. Fajnie by było, gdyby po tych latach w końcu oddała życie w walce o wspólne pokonanie Voldemorta. Miałaby też powód związany ze stratą Cedrika. Tak czy inaczej, jest jeszcze ponad czteredzieści zmarłych czarodziejów, których nazwisk nie znamy... każdy może sobie na tę listę wstawić dowolne osoby.
Pszczola
28.07.2007 23:06
A nie 50?
E, rola Cho się skończyła. Najważniejsze, że wróciła by walczyć, mimo że przedtem opowiedziała się po stronie Marietty. I już skończyła Hogwart, więc tym bardziej nie musiała stawiać się na wezwanie. Ale najbardziej podobał mi się powrót Wooda. Jak on się wywiedział o wydarzeniach w szkole, nie mam pojęcia. Ale zawsze go lubiłam.
zboczę z głównego tematu,ale hm... czy wy też macie takie wrażenie,że Snape przyćmił postać Jamesa Pottera? jak czytałam książkę to aż chciałam,żeby jego ojcem był samotny, cierpiący Snape,a nie taki "arogancki";P James Potter. szczerze mówiąc, po tej części jakoś w ogóle przestał mnie obchodzić jego prawdziwy ojciec, taki niedojrzały w porównaniu ze Snapem, nawet widać odzwierciedlenie tego w epilogu. chociaż z kolei, to Snape był jednym z głównych bohaterów,a ojciec Harrego zginął,nie był aż tak ważny w tej współczesnej fabule i tak naprawdę nie znamy dokładnie historii jego postaci i co takiego zrobił,że cudowna Lily go wybrała, więc nie mogę mówić,że nie zasłużył na bycie ojcem Harrego Pottera
A, faktycznie chyba 50, pomyliło mi się, że 50 było razem z Fredem, Lupinem, Tonks, ale rzeczywiście chyba oprócz nich było 50 ciał.
E tam... postać Jamesa znamy tylko ze wsopmnień Snape'a, wiadomo, ze on postrzegał jego osobę trochę inaczej. James miał wady, jak każdy, ale na pewno miał też wiele zalet, o których nie wiemy.
no jasne, przecież sporo innych osób powtarzało też, jakim to wspanialym człowiekiem był James. pewnie, że miał wady. ale liczy się całokształt.
Snape.... no pod sam koniec wszystko się wyjaśniło, a on zyskał w oczach każdego z nas. przeczuwałam że tak będzie

a już kiedy przeczytałam tytuł rozdziału: "Prince's Tale"...
co do Lupina i spółki, cieszę się przynajmniej, że to stało się dopiero pod koniec ostatniego tomu.
Pszczola
29.07.2007 15:26
James Potter w końcu dojrzał. On i Syriusz byli aroganckimi, próżnymi bubkami do jakiegoś piątego roku, ale potem się zmienili. Voldemort rósł w siłę, ludzie ginęli, Potter opowiedział się po stronie dobra. Snape swoją decyzją o przystąpieniu do szeregów Śmierciożerców, pokazał jak niedojrzały był emocjonalnie. Harry, który też radosnego dzieciństwa nie miał, nigdy nie zboczył z właściwej ścieżki.
A zachowanie Snape'a, kiedy Harry zaczął naukę w Hogwarcie? Stary a wyżywał się za dawne rany na chłopcu, który nie był odpowiedzialny za czyny ojca. Albo samego Snape'a, który nieświadomie zakończył życie swojej miłości, a z chłopca uczynił sierotę.
masz rację,dlatego napisałam,że pewnie James w końcu zasłużył na miłość Lily,a Ty bardzo dobrze to wyjaśniłaś.
to pewnie przez mój sentyment do Snape'a, popełnił dużo błędów, ale rozumiem, czemu się "mścił" na Harrym ( co nie znaczy,że akceptuję), hm...ciężko tak chronić kogoś, kto jest synem Twojej ukochanej i człowieka, który zawsze Cię gnębił w szkole,
jak to powiedział Dumbledore "widzisz w nim to, co chcesz zobaczyć" Snape cały czas okłamywał siebie, i nie chciał zaakceptować faktu, że syn Jamesa Pottera może być taki sam jak Lily
Pszczola
29.07.2007 16:21
A raczej, że Harry tak naprawdę ma serce i dobroć Lily. Ach! I te oczy...
Snape poza tym, że kochał Lilly był paskudnym typkiem. Kompleksiarzem zafascynowanym Czarną Magią, czystością krwi i przyszłą potęgą. James zwykłym aroganckim przystojniaczkiem, ale z sercem na właściwym miejscu. Zachwycając się postawą Snape'a później i roztrząsając wybór Lilly warto pamietać o tym podstawowym fakcie.
Snape jest symbolem ocalenia przez miłość. Ocalenia z sideł zła. Wydobycia przez nią na powierzchnię człowieka tego co w nim gdzieś głęboko najlepsze. Snape nie był dobrym człowiekiem. Wybrał dobro, bo miał tą jedną wewnętrzną latarnię, która nie dała mu stoczyć się w otchłań. A Dumbledore umiał takie rzeczy zauważać.