dzieki za wszystkie komenty ^^ i czekam na
nowe =D
Part 58
Było już całkiem ciemno - jedynie księżyc
dawał światło w tej zapomnianej puszczy. Trójka idących ścieżką ludzi
kroczyła w milczeniu nie rozglądając się nawet na boki. Gina, która miała
związane z tyłu ręce trzymana była z tyłu przez Diega. Na początku szedł
Remis.
- Nie pchaj mnie tak! - warknęła dziewczyna.
- Zamknij się
- odpowiedział jej głos trzymającego ją mężczyzny.
- Ty przeklęty
Zakonniku, zobaczysz jeszcze cię złapią a wtedy pożałujesz!
Rozległ
się krótki, ironiczny śmiech.
- Naprawdę, strasznie się boję. W
szczególności tych idiotów, którzy uważają się za dowódców.
- Zobaczymy,
kto tu się będzie śmiał ostatni! - Krzyknęła głośno dziewczyna.
Próbowała się wyrwać, jednak była zbyt słaba, aby móc coś zdziałać i
uciec.
- Chyba nie chcesz nas opuścić?- spytał Diego obracając Ginę w
swoją stronę, tak, że mogli sobie oboje spojrzeć twarzą w twarz. - Ruszaj
się! - dodał po chwili i znów obrócił dziewczynę pchając ją
naprzód.
- Diego gdzie teraz mamy iść? – rozległo się pytanie
Remisa.
Zapanowała cisza.
Remis natychmiast odwrócił się. Za nim
stała tylko przerażona Gina i tylko ona. Diego zniknął i nie wiadomo było,
co się z nim stało. Delikatny dreszcz przebiegł Remisowi po ciele. Wiedział
przecież, że gonią go Zakonnicy, ale jeżeli to mieliby być oni...Nie, to się
nie trzyma schematu, przecież wtedy od razu i jego by złapali. Chyba, że
dostali inni rozkaz...
W lesie panowała całkowita cisza, przerywana tylko
szelestem liści kołyszących się w rytm wiatru. Księżyc schował się dawno za
chmurą, pozbawiając świata ostatnich blasków jasności. Gina wydawała się
nieco niepokoić, a nawet bać. Remis starał się przeniknąć wzrokiem
ciemności, lecz było zbyt ciemno, aby móc coś dojrzeć. Wyciągnął rękę przed
siebie i zapalił na niej jasno-żółty płomyk. Nie było to, co prawda mocne
światło, jednak w zupełności wystarczało, aby dojrzeć rzeczy znajdujące się
wokół nich. Pod ich stopami leżały gnijące już brązowawe liście, zaś drzewa
porośnięte były obficie mchem przysłaniającym korę.
Nagle rozległ się
dźwięk, który sprawił, że Ginie włosy zjeżyły się na moment na głowie.
Spojrzawszy jednak nieco w górę odetchnęła z ulgą. Patrzyła w wielkie,
żółte, wyłupiaste oczy starej sowie, która widocznie była sprawczynią tego
hałasu.
Remis jednak nadal wydawał się nieco zbity z tropu. Dlaczego nie
był czujny? To wszystko wina tej dziewczyny. Gdyby tyle nie gadała to na
pewno zdołałby usłyszeć, że Diego nie idzie za nimi w momencie, gdy ktoś lub
coś porwało go ze sobą…
- To przez ciebie – wysyczał
gniewnie.
Wyglądał strasznie – blask płomieni, jaki padał na
jego twarz, potęgował jego przerażającą trupio-bladą cerę i jego zimne szare
oczy, podkrążone za sprawą stanu jego zdrowia.
Nozdrza zaczęły mu
niebezpiecznie drgać a dłonie zaciskały mu się w pięści. Ginę ogarnął blady
strach. Bała się jak jeszcze nigdy dotąd. Była sam na sam z niebezpiecznym
mężczyzną, który na dodatek sprawiał wrażenie, jakby chciał jej zrobić zaraz
jakąś krzywdę. Powoli zaczęła się cofać – on natomiast zaczął iść ku
niej nie spuszczając ani na moment z niej oczu. Było słychać jedynie trzask
łamanych korzonków i gałązek, na które delikatnie nadeptywali.
W
pewnym momencie Gina poczuła na swoich plecach, że ktoś ją od dotknął,
Przeraziła się niezmiernie i odwróciła się spodziewając się jakiegoś
napastnika. Jednak to, co ujrzała spowodowało, że wrzasnęła na cały
głos.
- AAAAA!
Remis spojrzał przed siebie. Na grubej gałęzi
wisiało ciało mężczyzny w długim czarnym płaszczu. Głowę miał opadniętą na
mostek tak, że nie było widać jego twarzy. Jego ciało kołysało się pod
wpływem wcześniejszego wpadnięcia na niego. Jego skóra nabrała pośmiertnego
szarego kolorytu a jego włosy zaczynały już przy końcach bieleć z powodu
zanikania barwnika. Remis podszedł bliżej, aby się lepiej przyjrzeć
nieboszczykowi. Miał pewne opory wobec dotknięcia jego ciała, jednak odważył
się. Złapał wisielca za podbródek i podniósł jego opadniętą głowę –
to, co ujrzał wprawiło go w obrzydzenie. Pierwszym odruchem, jaki zrobił,
było odsunięcie ręki. Głowa umarlaka opadła tym razem bezwiednie na ramię.
Jego twarz była poszarpana, jakby pocięto ją żyletką. Zaschnięta krew
tworzyła sieć delikatnych czerwonych niteczek, które oplotły całą
powierzchnię poranionej skóry. Najstraszniejsze było jednak to, że
nieboszczyk miał otwarte…a raczej wytrzeszczone oczy. To właśnie one
tak przeraziły Remisa. Były całkowicie martwe, ale ich nienaturalny
wytrzeszcz był przerażający. Zrozumiał, że ten człowiek musiał przeżyć przed
śmiercią naprawdę okropne rzeczy. Wokół oczu widniały sine obwódki, co było
znakiem, że były podbite a lekko lśniące okolice na skórze wokół skóry oka
wskazywały na to, że z ból na jaki został skazany wylewał z niego rzewne
łzy.
Remis spojrzał na inne części ciała. Dopiero teraz zauważył, że
prawa ręka była nienaturalnie wygięta do tyłu – była złamana.
Natomiast palce u obu rąk…zmiażdżone z popękanymi paznokciami. Co do
reszty ciała mógł mieć tylko podejrzenie, że także były w jakimś stopniu
uszkodzone – przy takich obrażeniach istniało duże prawdopodobieństwo
także ran wewnętrznych, które zapewne w dużym stopniu przyczyniły się do
męczeńskiej śmierci tego biedaka w bólu i cierpieniu.
Nagle uwagę
Remisa przykuł płaszcz, jaki miał na sobie skatowany mężczyzna, a dokładniej
zwitek papieru wystający z jego kieszeni. Remis ostrożnie sięgnął po kartkę
i rozwinął ją. To, co przeczytał, zjeżyło mu włosy na głowie:
„
Popatrz sobie uważnie Remis, bo tak właśnie z tobą skończymy”
To
było ostrzeżenie, aby mieć się na baczności. Zakonnicy byli w pobliżu i
widać było, że mają rozkaz od Anteresa aby z nim skończyć. Remis nie raz
widział, jak Zakonnicy rozprawiają się ze swoimi ofiarami, zresztą przykład
miał przed sobą. Okrucieństwo i brak poszanowania dla ludzkiego życia były
ich wizytówkami. Najgorsze było jednak to, że Anteres prawdopodobnie nasłał
na niego sporą grupę najdzikszych psychopatów, jakich posiadał. Z jednym, z
dwoma a nawet z trzema mógł sobie jeszcze poradzić, ale nie z grupą, a
szczególnie w chwili, gdy był bardzo osłabiony.
Doskonale zdawał
sobie sprawę, że spotkania z nimi nie przeżyje. Jeśli go dopadną to już oni
wymyślą dla niego specjalny zestaw tortur, w których będzie zdychać jak
zarzynane zwierzę. Ale jak im uciec? Był z porwaną dziewczyną zdany
wyłącznie na siebie. Ona przerażona, ze łzami w oczach była dla niego tylko
niepotrzebnym ciężarem – po cholerę zabrał ją z wioski? Przez nią
stawał się bardzo łatwym celem dla ścigających go morderców.
Na
chwile jego myśli powędrowały ku Diegu. Co się z nim stało? Jedynym
wytłumaczeniem byłoby porwanie go przez Zakonnika, ale było to dość
abstrakcyjne wytłumaczenie. Po pierwsze, nasuwało się pytanie: Dlaczego
Diego nie poradził sobie z Zakonnikiem? Nawet, jeśli było ich więcej to
powinni narobić niezłego rabanu, a przecież Diego zniknął
bezszelestnie…chyba, że oni go przenieśli błyskawicznie za pomocą
czarów…tak, to mogłoby wyjaśniać te nagle zniknięcie.
Po drugie:
czemu nie napadli na niego i Diega naraz zamiast się bawić w podchody? Na to
była jedna odpowiedź - ten skurwysyn Antares zapewne wymyślił, że Diego
może mu się jeszcze przydać. Zakonnicy zaś wykombinowali, że zabawniej
będzie, jeśli się trochę poboi – bardzo ich rajcowało to, iż mają
pełną kontrolę nad uczuciami przyszłej ofiary, bo im bardziej sprawiali, że
się bała to tym, lepsza była potem ‘zabawa’.
Po trzecie i
ostatnie: Do czego jest im potrzebny Diego? Na to pytanie nie znał
odpowiedzi, mógł się jedynie domyślać, że mają jakiś genialny plan, by dalej
mącić i w końcu wywołać wojnę, na której im zależy.
Z rozmyślań wyrwał
go szloch Giny, która nadal była w szoku po tym, co ujrzała. Remis jednak
nie czuł żadnego współczucia względem niej. Było mu zupełnie obojętne to, co
teraz przeżywała i tak już za dużo znosił z jej strony, najpierw gadała bez
opamiętania, aż porwano mu jego jedyną ‘deskę ratunkową’ - Diega
a potem narobiła takiego hałasu, że zapewne cała okolica ją słyszała.
Remis poczuł, że coś mu się wywraca w żołądku – kompletnie nie
pomyślał!!! Przecież jej krzyk słyszeli pewnie Zakonnicy, którzy
już zapewne namierzyli miejsce gdzie się teraz znajduje…a to znaczy,
że zaraz tu będą!
- Zamknij się!! – wysyczał przez zęby
i podniósł dziewczynę brutalnie do góry zakrywając jej usta dłonią i
przytrzymując aby się czasem nie wyrwała.
Wytężył słuch i
nasłuchiwał…Przez moment wydawało mu się, że słyszy jakieś
przytłumione świsty powietrza.
‘Nie panikuj Remis…to na pewno
nie to, o czym myślisz’ – powtarzał sobie w myślach. Miał
pietra, ale starał się tego nie okazywać za wszelką cenę. Jednak pomruki i
inne podejrzane dźwięki dały mu do myślenia. To już nie były żadne omamy
słuchowe wywołane paranoją – to był znak, że zbliżają się
Zakonnicy…