Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: przyjaciele na zawsze [nk]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
avalanche
dzieki za wszystkie komenty ^^ i czekam na

nowe =D

Part 58


Było już całkiem ciemno - jedynie księżyc

dawał światło w tej zapomnianej puszczy. Trójka idących ścieżką ludzi

kroczyła w milczeniu nie rozglądając się nawet na boki. Gina, która miała

związane z tyłu ręce trzymana była z tyłu przez Diega. Na początku szedł

Remis.
- Nie pchaj mnie tak! - warknęła dziewczyna.
- Zamknij się

- odpowiedział jej głos trzymającego ją mężczyzny.
- Ty przeklęty

Zakonniku, zobaczysz jeszcze cię złapią a wtedy pożałujesz!
Rozległ

się krótki, ironiczny śmiech.
- Naprawdę, strasznie się boję. W

szczególności tych idiotów, którzy uważają się za dowódców.
- Zobaczymy,

kto tu się będzie śmiał ostatni! - Krzyknęła głośno dziewczyna.

Próbowała się wyrwać, jednak była zbyt słaba, aby móc coś zdziałać i

uciec.
- Chyba nie chcesz nas opuścić?- spytał Diego obracając Ginę w

swoją stronę, tak, że mogli sobie oboje spojrzeć twarzą w twarz. - Ruszaj

się! - dodał po chwili i znów obrócił dziewczynę pchając ją

naprzód.
- Diego gdzie teraz mamy iść? – rozległo się pytanie

Remisa.
Zapanowała cisza.
Remis natychmiast odwrócił się. Za nim

stała tylko przerażona Gina i tylko ona. Diego zniknął i nie wiadomo było,

co się z nim stało. Delikatny dreszcz przebiegł Remisowi po ciele. Wiedział

przecież, że gonią go Zakonnicy, ale jeżeli to mieliby być oni...Nie, to się

nie trzyma schematu, przecież wtedy od razu i jego by złapali. Chyba, że

dostali inni rozkaz...
W lesie panowała całkowita cisza, przerywana tylko

szelestem liści kołyszących się w rytm wiatru. Księżyc schował się dawno za

chmurą, pozbawiając świata ostatnich blasków jasności. Gina wydawała się

nieco niepokoić, a nawet bać. Remis starał się przeniknąć wzrokiem

ciemności, lecz było zbyt ciemno, aby móc coś dojrzeć. Wyciągnął rękę przed

siebie i zapalił na niej jasno-żółty płomyk. Nie było to, co prawda mocne

światło, jednak w zupełności wystarczało, aby dojrzeć rzeczy znajdujące się

wokół nich. Pod ich stopami leżały gnijące już brązowawe liście, zaś drzewa

porośnięte były obficie mchem przysłaniającym korę.
Nagle rozległ się

dźwięk, który sprawił, że Ginie włosy zjeżyły się na moment na głowie.

Spojrzawszy jednak nieco w górę odetchnęła z ulgą. Patrzyła w wielkie,

żółte, wyłupiaste oczy starej sowie, która widocznie była sprawczynią tego

hałasu.
Remis jednak nadal wydawał się nieco zbity z tropu. Dlaczego nie

był czujny? To wszystko wina tej dziewczyny. Gdyby tyle nie gadała to na

pewno zdołałby usłyszeć, że Diego nie idzie za nimi w momencie, gdy ktoś lub

coś porwało go ze sobą…
- To przez ciebie – wysyczał

gniewnie.
Wyglądał strasznie – blask płomieni, jaki padał na

jego twarz, potęgował jego przerażającą trupio-bladą cerę i jego zimne szare

oczy, podkrążone za sprawą stanu jego zdrowia.
Nozdrza zaczęły mu

niebezpiecznie drgać a dłonie zaciskały mu się w pięści. Ginę ogarnął blady

strach. Bała się jak jeszcze nigdy dotąd. Była sam na sam z niebezpiecznym

mężczyzną, który na dodatek sprawiał wrażenie, jakby chciał jej zrobić zaraz

jakąś krzywdę. Powoli zaczęła się cofać – on natomiast zaczął iść ku

niej nie spuszczając ani na moment z niej oczu. Było słychać jedynie trzask

łamanych korzonków i gałązek, na które delikatnie nadeptywali.
W

pewnym momencie Gina poczuła na swoich plecach, że ktoś ją od dotknął,

Przeraziła się niezmiernie i odwróciła się spodziewając się jakiegoś

napastnika. Jednak to, co ujrzała spowodowało, że wrzasnęła na cały

głos.
- AAAAA!
Remis spojrzał przed siebie. Na grubej gałęzi

wisiało ciało mężczyzny w długim czarnym płaszczu. Głowę miał opadniętą na

mostek tak, że nie było widać jego twarzy. Jego ciało kołysało się pod

wpływem wcześniejszego wpadnięcia na niego. Jego skóra nabrała pośmiertnego

szarego kolorytu a jego włosy zaczynały już przy końcach bieleć z powodu

zanikania barwnika. Remis podszedł bliżej, aby się lepiej przyjrzeć

nieboszczykowi. Miał pewne opory wobec dotknięcia jego ciała, jednak odważył

się. Złapał wisielca za podbródek i podniósł jego opadniętą głowę –

to, co ujrzał wprawiło go w obrzydzenie. Pierwszym odruchem, jaki zrobił,

było odsunięcie ręki. Głowa umarlaka opadła tym razem bezwiednie na ramię.

Jego twarz była poszarpana, jakby pocięto ją żyletką. Zaschnięta krew

tworzyła sieć delikatnych czerwonych niteczek, które oplotły całą

powierzchnię poranionej skóry. Najstraszniejsze było jednak to, że

nieboszczyk miał otwarte…a raczej wytrzeszczone oczy. To właśnie one

tak przeraziły Remisa. Były całkowicie martwe, ale ich nienaturalny

wytrzeszcz był przerażający. Zrozumiał, że ten człowiek musiał przeżyć przed

śmiercią naprawdę okropne rzeczy. Wokół oczu widniały sine obwódki, co było

znakiem, że były podbite a lekko lśniące okolice na skórze wokół skóry oka

wskazywały na to, że z ból na jaki został skazany wylewał z niego rzewne

łzy.
Remis spojrzał na inne części ciała. Dopiero teraz zauważył, że

prawa ręka była nienaturalnie wygięta do tyłu – była złamana.

Natomiast palce u obu rąk…zmiażdżone z popękanymi paznokciami. Co do

reszty ciała mógł mieć tylko podejrzenie, że także były w jakimś stopniu

uszkodzone – przy takich obrażeniach istniało duże prawdopodobieństwo

także ran wewnętrznych, które zapewne w dużym stopniu przyczyniły się do

męczeńskiej śmierci tego biedaka w bólu i cierpieniu.
Nagle uwagę

Remisa przykuł płaszcz, jaki miał na sobie skatowany mężczyzna, a dokładniej

zwitek papieru wystający z jego kieszeni. Remis ostrożnie sięgnął po kartkę

i rozwinął ją. To, co przeczytał, zjeżyło mu włosy na głowie:


Popatrz sobie uważnie Remis, bo tak właśnie z tobą skończymy”
To

było ostrzeżenie, aby mieć się na baczności. Zakonnicy byli w pobliżu i

widać było, że mają rozkaz od Anteresa aby z nim skończyć. Remis nie raz

widział, jak Zakonnicy rozprawiają się ze swoimi ofiarami, zresztą przykład

miał przed sobą. Okrucieństwo i brak poszanowania dla ludzkiego życia były

ich wizytówkami. Najgorsze było jednak to, że Anteres prawdopodobnie nasłał

na niego sporą grupę najdzikszych psychopatów, jakich posiadał. Z jednym, z

dwoma a nawet z trzema mógł sobie jeszcze poradzić, ale nie z grupą, a

szczególnie w chwili, gdy był bardzo osłabiony.
Doskonale zdawał

sobie sprawę, że spotkania z nimi nie przeżyje. Jeśli go dopadną to już oni

wymyślą dla niego specjalny zestaw tortur, w których będzie zdychać jak

zarzynane zwierzę. Ale jak im uciec? Był z porwaną dziewczyną zdany

wyłącznie na siebie. Ona przerażona, ze łzami w oczach była dla niego tylko

niepotrzebnym ciężarem – po cholerę zabrał ją z wioski? Przez nią

stawał się bardzo łatwym celem dla ścigających go morderców.
Na

chwile jego myśli powędrowały ku Diegu. Co się z nim stało? Jedynym

wytłumaczeniem byłoby porwanie go przez Zakonnika, ale było to dość

abstrakcyjne wytłumaczenie. Po pierwsze, nasuwało się pytanie: Dlaczego

Diego nie poradził sobie z Zakonnikiem? Nawet, jeśli było ich więcej to

powinni narobić niezłego rabanu, a przecież Diego zniknął

bezszelestnie…chyba, że oni go przenieśli błyskawicznie za pomocą

czarów…tak, to mogłoby wyjaśniać te nagle zniknięcie.
Po drugie:

czemu nie napadli na niego i Diega naraz zamiast się bawić w podchody? Na to

była jedna odpowiedź - ten skurwysyn Antares zapewne wymyślił, że Diego

może mu się jeszcze przydać. Zakonnicy zaś wykombinowali, że zabawniej

będzie, jeśli się trochę poboi – bardzo ich rajcowało to, iż mają

pełną kontrolę nad uczuciami przyszłej ofiary, bo im bardziej sprawiali, że

się bała to tym, lepsza była potem ‘zabawa’.
Po trzecie i

ostatnie: Do czego jest im potrzebny Diego? Na to pytanie nie znał

odpowiedzi, mógł się jedynie domyślać, że mają jakiś genialny plan, by dalej

mącić i w końcu wywołać wojnę, na której im zależy.
Z rozmyślań wyrwał

go szloch Giny, która nadal była w szoku po tym, co ujrzała. Remis jednak

nie czuł żadnego współczucia względem niej. Było mu zupełnie obojętne to, co

teraz przeżywała i tak już za dużo znosił z jej strony, najpierw gadała bez

opamiętania, aż porwano mu jego jedyną ‘deskę ratunkową’ - Diega

a potem narobiła takiego hałasu, że zapewne cała okolica ją słyszała.


Remis poczuł, że coś mu się wywraca w żołądku – kompletnie nie

pomyślał!!! Przecież jej krzyk słyszeli pewnie Zakonnicy, którzy

już zapewne namierzyli miejsce gdzie się teraz znajduje…a to znaczy,

że zaraz tu będą!
- Zamknij się!! – wysyczał przez zęby

i podniósł dziewczynę brutalnie do góry zakrywając jej usta dłonią i

przytrzymując aby się czasem nie wyrwała.
Wytężył słuch i

nasłuchiwał…Przez moment wydawało mu się, że słyszy jakieś

przytłumione świsty powietrza.
‘Nie panikuj Remis…to na pewno

nie to, o czym myślisz’ – powtarzał sobie w myślach. Miał

pietra, ale starał się tego nie okazywać za wszelką cenę. Jednak pomruki i

inne podejrzane dźwięki dały mu do myślenia. To już nie były żadne omamy

słuchowe wywołane paranoją – to był znak, że zbliżają się

Zakonnicy…
Abaska
Boże, Ava, błagam, błagam... Ten truposz

to nie był Diego... proszę!! ja tak człeka lubię... Że się

pochlastam, jak to będzie on... Nie rób mi tego...

Troszkę to takie

jedno przekleństwo jest nie dla dzieci, ale sru z tym, bo klimaciku nadaje

=)

Co do Remisa, to szybki on ma tok myślenia, nie ma co =) A, no

właśnie... Na początku trochę za szybko przeskoczyłaś z tego "Ruszaj

się" do Giny by Diego do "Diego, where are you". Nie wiem,

czy mnie tu ktokolwiek zrozumie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Chodzi o to, że Diego coś mówi, a nagle nie mówi nic. Remis

mógłby chociaż jakiś krzyk usłyszeć... Przecież w ułamku sekundy chopak nie

mógł daleko uciec. Ale to tylko tak wiesz... Czepiając się szczegółów =)



Tak generalnie to ne wiem, czego ty ode mnie wymagasz, bo nic

głębszego nie jestem w stanie a razie napisać XD Może to za sprawą nocy,

pory dnia, w której dostaję schizy XD Mogę tylko powiedzieć, że ten part był

naprawdę ważny dla ficka i super, że właśnie jgo akcja dzieje sie w lesie,

tak ponuro, strasznie, ssssadysssstycznie XD W innym miejscu nie byłoby to

samo
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'

/> A tak... No normalnie no mmiodzio XD

Nanic

poważniejszego mnie nie stać =) Czekam tradycyjnie na next parta


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>

Pozdrawiam!!
avalanche
no jest kolejny part XD sa przeklenstwa -

i od razu mowie, ze one musza byc, bo tego wymaga no....fabula XD ale myśle

ze jednak nie zniechecicie sie tym i bedziecie dalej czytac PNZ XD zycze

milego czytania

Part 59

Gina wyrwała się Remisowi, jednak ten

nawet się tym nie zainteresował. Stał jak wryty, wpatrzony w jakiś punkt

przed sobą. Nagle – odwrócił się gwałtownie i zaczął biec przed

siebie.
- Hej! – dało się słyszeć okrzyk Giny. Remis jednak nie

zwalniał, wręcz przeciwnie, biegł coraz szybciej pędząc jak oszalały.

Dziewczyna wystraszyła się nie na żarty. Co prawda, była wolna, ale zdała

sobie sprawę, że teraz jest zupełnie sama w dzikim lesie. Parę kroków od

niej wisi poharatany człowiek na gałęzi a na dodatek czuła, że w lesie czyha

na nią jakieś większe niebezpieczeństwo.
Uciec…jak najdalej.

Biec przed siebie, ale dokąd?

- Czuję…boi się… -

opowiadał nawiedzonym głosem Zakonnik.
- Gdzie teraz jest?

Gadaj!! – potrząsnął nim największy i najgrubszy z

mężczyzn.
- Nie wie…ma mętlik w głowie…- kontynuował dalej

„nawiedzony”
- To nic nie da! Muszę wiedzieć gdzie on

jest!
Ognisko zgasło.
- I co żeś zrobił kretynie? Zupełny

brak szacunku dla wyższych mocy! – zdenerwował się Zakonnik, który

jeszcze przed chwilą siedział przy ognisku, próbując przeszyć umysł Remisa

– ich ofiary.
- Nie pieprz. Jesteś zwykłym pętakiem, który nawet

czytać nie umie!
- Coś sugerujesz? – podszedł do obrażającego

go, chudego niczym tyczka mężczyzny z rozmierzwionymi szarymi włosami i

petem w ustach.
- Nie podskakuj gówniarzu – puścił młodemu

„dymka” prosto w twarz.
- Ty… - młody już miał się

zamachnąć, gdy nagle napadł na niego inny Zakonnik. Napastnik okładał go

pięściami po twarzy i po brzuchu – trwało zaledwie osiem minut, zanim

młody dostał wstrząsu mózgu i zmarł z pękniętą czaszka.
- Sprzątnijcie to

ścierwo sprzed moich oczu – rozkazał mężczyzna z papierosem. Wyglądało

na to, że to on przewodził grupie Zakonników. Podczas gdy tłuczono młodego

chłopaka na śmierć, on spokojnie sobie palił i zamyślonym wzrokiem rozglądał

się po okolicy. Sprawiał wrażenie typowego typa spod ciemnej gwiazdy –

był nieogolony, miał zniszczoną skórę od ciągłego palenia i był wyjątkowo

okrutny.
- Czemu tu jest tyle krwi? – powiedział z obrzydzeniem,

patrząc na miejsce gdzie przed chwilą leżało ciało zatłuczonego

człowieka.
- Efekt uboczny – odezwał się ten, który go zabił. Na

jego twarzy błąkał się lekki uśmiech. Nazywano go Krukiem. Gdyby spytać

obojętnie, jakiego człowieka, kim jest Kruk, bez wahania można by uzyskać

odpowiedź: Główny zabójca Zakonu. Bardzo zaszczytny tytuł, jak na Zakonnika.

Kruk był największym zabójcą, jaki posiadał Zakon. Nie sposób zliczyć liczby

jego ofiar, ale umownie szacuje się, że było ich parę tysięcy. A przecież

Kruk był jeszcze stosunkowo młody – całe życie mordercy było jeszcze

przed nim.
- Zachowaj lepiej siły na nasze ‘danie główne’

– doradził mu przywódca.
- Rozgrzewałem się przed

‘ucztą’. Muszę być w pełni sił gdyby mój kochany Remis za bardzo

skakał - wyjaśnił enigmatycznie, oblizując językiem usta na znak, że już

nie może się doczekać.
- Panie! – ku nim biegł któryś z

Zakonników.
- Ty nie byłeś z nami – zdziwił się przywódca.
-

Przybyłem z zamku - wydyszał – Antares kazał przekazać, że jego syn

Orfeusz szuka Remisa.
- Co?
- Cholera – splunął Kruk –

Jeszcze tego nam tu do szczęścia brakowało.
- Może nam pokrzyżować

plany… musimy szybko działać – powiedział po chwili namysłu

przywódca – Powiedz wszystkim – zwrócił się do przybysza - żeby

szykowali się do poszukiwań.
Gdy mężczyzna odszedł, Zakonnik, który

wydał mu rozkaz zwrócił się do Kruka.
- Co z nim zrobimy? – spytał

mając na myśli Orfeusza.
- Trzeba byłoby go złapać i unieszkodliwić.

Najlepiej posłać mu strzałkę w kark – powiedział fachowo Kruk.
-

Zrobisz to?
- Nie zamierzam się zbliżać do tego gościa. Skurwiel ostatnio

złamał mi rękę tylko, dlatego, że się do niego przystawiałem.
- Nie

dziwię mu się – rozmówca wykrzywił twarz w grymasie.
- Nieważne,

ale na mnie nie licz.
- I to ciebie nazywają pogromcą? –zakpił

Zakonnik.
- Uważaj -przytknął mu do ust palec, – bo możesz się

„Panie dowódco” stać moją kolejną ofiarą…życzę powodzenia

z łapaniu Orfeusza. Mam nadzieje, że nie spotkam go, gdy będę się zajmować

Remisem… - posłał mu swój obłąkany uśmiech, Kruk.
Zakonnicy

przygotowywali się do poszukiwań Remisa. W pewnym momencie przybyła grupa

wysłana wcześniej by przeczesała las. Lecieli ku dowódcy w zwartym szyku,

bardzo blisko siebie…nienaturalnie blisko. Wszyscy Zakonnicy

wpatrywali się w osobę, która z nimi przyleciała.
- No proszę, kogo my tu

mamy – wyszeptał z zadowoleniem przywódca. Zakonnicy wylądowali gładko

tuż przed nim.
- Seginusie oto…
- Nie musisz mi go przedstawiać

– przerwał mu przywódca – Nasz Scott...Kto by się spodziewał, że

tak szybko wpadnie w nasze ręce…Obudźcie go!
- Yhmmm… -

wymamrotał nieprzytomnie, Diego.
- Witam Scott – powitał go

Seginus.
- Co się dzieje?
- Uciekłeś, żeby pomóc Remisowi…cóż za

nierozwaga z twojej strony…nie nauczyłeś się przez te lata, że ludziom

przeznaczonym do zabicia się nie pomaga? - ostatnie zdanie wypowiedział

bardzo głośno, jakby chciał podkreślić jego wagę.
- Nic mnie nie obchodzą

wasze obłąkane prawa.
- Poprawka Scott – nasze obłąkane prawa.

Możesz się zapierać, że ciebie to nieobowiązuje, ale wiedz, że nikt tu

twoich buntowniczych wybryków nie będzie szanować. Normalnie powinienem cię

powiesić za sam pomysł by pomóc Remisowi, ale w tych okolicznościach będę

niezwykle łaskawy. Chyba zgodzisz się ze mną, że takich uzdolnionych ludzi

nie można wieszać za jedną nieprzemyślaną decyzję, że tak to zgrabnie ujmę.

W tych czasach bardzo trudno o wybitnych ludzi…rozejrzyj się

Scott…widzisz ich wszystkich? Każdy z nich za taki czyn, który ty

zrobiłeś dawno już by miał połamane gnaty. Doceń wreszcie to, że bycie

Zakonnikiem z taką pozycją, jak twoja jest nieocenionym darem od

losu…
- Nie pozwolę zabić Remisa…
- Za późno Scott –

zacmokał z udawanym współczuciem Seginus – Wysłałem za nim naszego

Asa, chyba wiesz, o kim mówię?
- Kruk? Ty pieprzony draniu! - starał

się wyrwać. Jednak nadaremno były jego wysiłki.
- Nie denerwuj się tak

Scott. Remis był jak maskotka, która była potrzebna do zabawy, w której

wszyscy braliśmy udział, także i ty. Zabawki jak wiesz po pewnym czasie

ulegają znudzeniu a wtedy wyrzuca się je, bo nie są już w stanie nas

bawić…są niepotrzebne…
- Przestań chrzanić jak sprzedawca

miśków na straganie!
- Jak chcesz – zaśmiał się Seginus. Po

czym sięgnął po kolejnego papierosa i zapalił go. – Chcesz? –

zaproponował.
- Wsadź to sobie w dupę! – odwarknął Diego.
-

Wystarczyłoby powiedzieć, że jesteś niepalący…doprawdy

Scott…twoje wyzwiska są na żałośnie niskim poziomie. – odparł

kąśliwą ironią, mężczyzna.
- Nie twój zakichany interes, jakie mam

słownictwo! Jesteś zwykła gnidą Seginus. Otruć człowieka i poczekać aż

nie będzie się w stanie ruszać o własnych siłach – to jest wasza

taktyka! Dlaczego nie zabiliście go wtedy, gdy był zdrowy, co? Każda

szumowina potrafiłaby zadźgać chorego człowieka i wy reprezentujecie ten sam

poziom! Poziom zwykłych szumowin z rynsztoku!
- Tak myślisz?!

– rozległ się wściekły głos Seginusa, który o mało nie połknął

papierosa, słuchając słów Diega. Był cały wzburzony – krew pulsowała

mu wściekle w żyłach a twarz o mało nie posiniała ze złości. Seginus chwycił

Diega za szyję i pociągnął do siebie, zmuszając trzymających go Zakonników,

aby go puścili – oczywiście Diego nadal miał skrępowane ręce.
-

Myślisz, że to tylko szumowina byłaby zdolna do tego? Ty złamany fiucie!

Gardzę takim ścierwem jak ty! Rozumiesz? GARDZĘ! Największą

szumowiną jesteś ty! Wszyscy ci zawsze w tyłek włazili, żebyś miał jak

najwygodniej! A ty się tak nam odwdzięczasz?!
- Jesteś zwykłym

pachołkiem Antaresa – zdołał powiedzieć Diego, który był przyduszany

przed Seginusa coraz mocniej.
- Jestem jednym z największych z jego

wojowników!! Jednym z najpotężniejszych i najbardziej zaufanych mu

ludzi! Jak śmiesz mnie tak oczerniać! Ty, który nawet nie potrafiłeś

zabić porządnie wieśniaka! Tak, Scott… tego samego, którego za

ciebie musiał dobić Orfeusz!
Diego poczuł, że traci grunt pod

nogami, znów wszystkie wspomnienia powróciły, jak wtedy, gdy był u Vivriela.

Znów widzi przed oczami tego człowieka...
- Czy tak nie było Scott?

Powiedz, czy nie stchórzyłeś wtedy? Do cholery przyznaj się, że jesteś

zerem! – potrząsnął nim gwałtownie. Diego coraz bardziej czuł się

otumaniony –brakowało mu tlenu, a w głowie huczały mu dziwne dźwięki,

brzmiące jak krzyki i jęki.
- Coś ci powiem Scott – uścisk na szyi

Diega nieco zelżał – Szanowałem cię do pewnego momentu, bo byłeś

nieocenionym skarbem dla Zakonu. Gdy przybyłeś tego pamiętnego dnia

zaciągnięty przez Orfeusza, byłeś niczym nieoszlifowany diament. Byłeś

wielką nadzieją dla Zakonu. Tymczasem ty nigdy do ciężkiej cholery nie

chciałeś się nam poddać. Dlaczego? Byłeś torturowany, bity, ale przyznaj się

– nigdy nie zamierzałeś zostać prawdziwym Zakonnikiem. Wolałeś

zdechnąć? W imię, czego? W imię tych kretynów, co deklarowali przyjaźń do

ciebie? Oni cię nienawidzili Scott….A może lepiej będzie jak będę do

ciebie mówić Diego? Przecież tak masz naprawdę na imię - jesteś Diego

Smith!

PS. Jak ktos nie zrozumial koncowki to.....too......dobra

juz wam nie groze ^^
Jade^_^
Brawo Ava
Gratuluje kunsztu


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
ten part bardzo mi sie podobal... nie wiem czemu bym sie

miala przez to zgorszyc.. zreszta mnie już się nie da rady zgorszyć


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>


align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'> Ty złamany fiucie!


class='postcolor'>
przy tym normalnie smiechem

wybuchnelam...geez.. po prostu mojej reakcji sie opisac nie da


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Abaska
"rękę tylko, dlatego, że" <--

przed 'dlatego' niepotrzebny ten przecinek
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/turned.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'

/>
"obłąkany uśmiech, Kruk" ; "wymamrotał

nieprzytomnie, Diego" <-- czemu stawiasz przecinki przed imionami??

o_O
"Wystarczyłoby powiedzieć, że jesteś niepalący" genialny

text XD
"Przestań chrzanić jak sprzedawca miśków na straganie!

" <-- myślałam, że glebę zaliczę XD Jeszcze przed tym, jak nie

zajarzylam, że to się tyczyło maskotek, to normalnie popłakana byłam

XD
"o mało nie połknął papierosa" ale to musiało wyglądać

XDD

Ten part byl po prostu zabojczy XD Uchachana bylam XD Jakbym sie

normalnie nacpala XD Super =)

Pozdrawiam!!

Pees:

Leeeee... A ja myslalam, ze to Kruk bedzie przywodca XP
Pees II: A ja nie

zrozumialam... Co z tym Diego Smithem?? XD <jk>
avalanche
Abas - te przecinki sa potrzebne - zreszta

pisalam w Wordzie i mi poprawial tak ^^

no wiecie XD smiac sie z

"takich poważnych rzeczy?"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Abas w takim razie jestes trup XD niezrozumialas XD

ale w nastepnym parcie juz na samym poczatku bedzie wyjasnienie - wtedy

zajarzysz napewo...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
Abaska
Przecienki przed imionami?? Lipnego masz

tego Worda XD A ja Ci mówię, że to niepoprawnie gramatycznie XDD I przed

'dlatego' też nie powinno przecinkja być
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> A zresztą, nie będę się kłócić... [a może będę? jeszcze nie

wiem XD]

Abaś ma zawsze rację, więc mi uwierz XD
avalanche
Abas stawia sie tam przecinki!!!

Przecinek stawia się przed spójnikami przeciwstawnymi (a, ale, lecz), wynikowymi (więc, przeto, dlatego, zatem) i synonimicznymi (czyli, to jest, to znaczy).
No i kurde mi tu nie wciskaj kitu, że przed "dlatego" nie stawia się przecinku. XD




to wszystko z serwisu polonistycznego, ciemniaku XD z tego źrodła: Słownik poprawnej polszczyzny, Warszawa 1998, wyd. XVIII. Aha i nie mam lipnego Worda XD Sama jesteś lipna bo się nie znasz ^^

a przed tymi imionami to mi tak Word poprawił XD
avalanche
Przepraszam że tan part jest krótki nieco,

ale tak wyszło. Nie wiem czy kogoś to zaciekawi, ale trzeba mieć nadzieje,

no nie? XD Aha no i na samym początku jest wyjaśnienie tyczące się końcówki

poprzedniego parta. Życzę jak zwykle miłego czytania.

Part

60

- Syn Jonathana Smitha, niegdyś ambasadora Atlantydy. Pamiętasz

swojego ojczulka, Diego? Pamiętasz tego, którego zawiodłeś? Odezwij się!


Diega aż zatkało. Nie był w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa.


- Synalek ambasadora okazał się mordercą, jednym z tych, których on tak

tępił. Cóż za ironia losu! Własny syn! A przecież był taki zdolny,

taki mądry.
- Przestań! – wrzasnął Diego, uwalniając się z

uścisku Seginusa. W oczach szkliły mu się łzy, których nawet nie mógł

otrzeć, gdyż miał zakute ręce.
- Powiedz mi teraz, kto jest szumowiną?

– wyszeptał Seginus mrużąc oczy - Po tym zabójstwie straciłeś

wszystko. Ci, którzy jeszcze ci ufali odwrócili się od ciebie. Odtąd byłeś

dla nich zwykłym wyrzutkiem, którego należy się pozbyć. Ale kto ci wtedy

pomógł? Pamięć czasem zawodzi, co Diego? Ja ci przypomnę – my cię

uratowaliśmy przed tymi, którzy cię szanowali i kochali. My wyciągnęliśmy,

jako jedyni pomocną dłoń do ciebie.
- Wszystko przekręcasz! Nie masz

pojęcia, co żeście ze mną zrobili! Co zrobiliście z życiem moim i mojej

rodziny! Straciłem przez was wszystko!
- Przeżyłeś! –

przekrzyczał go Seginus – Nie poniosłeś żadnej konsekwencji dzięki nam

za swój czyn!
- Nigdy o to nie prosiłem!
- Taaak? –

Seginus zrobił zdziwione oczy – Czyżby kolejny zanik pamięci w tym

twoim podziurawionym łbie? Błagałeś Orfeusza, aby cię ocalił.
- Nigdy go

o nic nie błagałem. Nigdy! To on nie dał mi wyboru! Zaciągnął mnie

siłą do Zakonu z rozkazu Antaresa.
- Opierałeś się tylko temu, co było

nieuchronne – zmrużył oczy groźnie – Prędzej czy później i tak

znalazłbyś się u nas. Tylko my jesteśmy jedyną potęgą, która może wprowadzić

swoje wizje w to bagno, jakie wdepnęła cywilizacja wiele dziesiątków lat

temu. Zobaczysz Diego, ci wszyscy, którzy kiedyś cię prześladowali, zapłacą

za to. Nic ich nie ocali – będą się czołgać u twych stóp…
-

Nigdy tak nie będzie! – wysyczał Diego – Nie pozwolę na to,

żebyście zniszczyli tym wszystkim ludziom życie tak jak i mnie.
- Oni nie

będą mieć zniszczonego życia, Diego. Ci, którzy zechcą dostaną to, co nam

wszystkim się marzyło, potężne państwo gloryfikujące tylko najsilniejsze

jednostki, zdolne dać z siebie wszystko i te, które będą gotowe poświęcić

się w imię idei, która zapoczątkuje nowe życie. Nikogo nie będziemy

przymuszać Diego. Buntownicy będą publicznie straceni. Koniec z

biedą…koniec z niesprawnym, słabym rządem nie mogącym zapewnić swym

obywatelom nawet podstawowych warunków do godnego życia, a samym napychając

sobie kieszenie brudną forsą, kradzioną przede wszystkim ludziom, którzy

naiwnie wierzyli, że tym razem będzie lepiej…pomyśl

perspektywicznie…to wszystko się skończy…
- Chcecie zamknąć

ludzi w klatkach, tak, aby byli wam posłuszni? Wam nie chodzi o dobro,

stworzycie to samo piekło, które kiedyś chciał stworzyć założyciel

Zakonu!! Wiesz, co to było Seginus? To był zwykły wyzysk. Chcieli

zbudować państwo na podstawie niewolniczej pracy tysiąca ludzi, którzy nigdy

mieli nie zakosztować owoców swej pracy.
- Każde państwo, czy chcesz

tego czy nie, opiera nie na niewolnictwie! U nas jednak, ci niewolnicy

zginą zaraz po zbudowaniu tego, co należy się tylko wybranym. Nam

Zakonnikom.
- Powiedz Seginus, ile ci popaprańcy wciskali ci do łba, te

utopijne brednie? Masz mózg zatruty już od najmłodszych lat tym praniem

mózgu. Ja żyłem wiele lat jak normalny człowiek i wiem, że to wszystko, co

stara się wcisnąć Zakon, doprowadzi tylko do zagłady! Myślisz Seginus,

że wiesz wszystko? Nic nie wiesz! Jesteś nic nie wartym, przywódcą

niskiego szczebla, który, poprzez wieloletnie obłąkane sesje został

zaprzysięgnięty do tego destrukcyjnego procesu, który wyniszczy ludzkość ze

wszystkiego, co z takim trudem wywalczyła przez te wieki – wolność i

poszanowanie drugiego człowieka. Ten sam syf, który zagnieżdżono ci w tej

resztce mózgu, ty sam wkuwasz swoim równie bezmózgim podwładnym i tak błędne

koło się zamyka – informacja idzie dalej i kluje się w kolejnych

umysłach, ludzi niezdających sobie sprawy, że są wykorzystywani przez

dowództwo Zakonu, czubów, którzy tak jak i każdy rząd, dba wyłącznie o swoje

interesy. Ich nie obchodzi nic poza własnym tyłkiem! Sądzisz, że Antares

jest tak wspaniałomyślny i spełni swoje obietnice o wspaniałym

społeczeństwie? Ludzie będą się zarzynać na ulicy, będą walczyć ze sobą o

władzę – przykład masz już w strukturach Zakonu. Zakonnicy to zgraja

szkolonych od dziecka bandytów, którzy rżną się nawzajem, gdy im przyjdzie

na to ochota. Ocknij się wreszcie! To będzie wyglądać tak samo. Naiwnym

jest sądzenie, że będzie cudownie!
- Skończyłeś? – spytał

lekceważąco Seginus, gniotąc w palcach resztki papierosa. – Jak ktoś,

nie będący prawdziwym Zakonnikiem, może podważać słuszność tego, co głosi

Zakon o tylu wieków? Państwa i rządy upadały, ale Zakon jako jedyna

instytucja założona w czasach wielkich prześladowań przetrwała i zgładziła

tych wszystkich kretynów, którzy myśleli tak jak ty. To tylko kwestia czasu,

byśmy zrealizowali wreszcie nasz cel, który prześwięcał nam wszystkim od

wieków. Już niedługo zostanie usunięta ostatnia przeszkoda w drodze do

budowania potęgi Zakonu. Remis zostanie zamordowany i nic już nie będzie w

stanie ocalić tych wszystkich, którzy nie wierzyli, że nastanie nowa era.

Nareszcie powstanie nowe państwo, będącym spadkiem po potężnej cywilizacji

naszych przodków. Zbudujemy nową Atlantydę…
Abaska
"rękę tylko, dlatego, że" TYLKO DLATEGO... To takie wspólne wyrażenie! Czy kiedy mówisz "Tylko dlatego nie poszłam do szkoły" to nie wstawiasz przed 'dlatego' przecinka cool.gif

A przed imionami się na 1000(...)000% nie stawia przecinka, ja Ci to mówię XP Chcesz jeszcze jednego dowodu??
- Mam lipne bryle - powiedział Krzyś.

Czy przed 'Krzyś' wstawiasz przecinek?? NIE!!!

Mówiłam, że Abaś ma zawsze rację!! XD
Abaska
Ależ monolog XD Weź Ty, mówiłaś, że nie

jest tego tak wiele... Kobieto, mało co mi oczęta nie wyleciały, a Ty mnie

tu zmuszasz wredna ty istoto XP

Hieh... Serginus ma coś w sobie ze

mnie wiesz? XD Też czasem już taka wredna i "sarkastyczna" jestem,

że szok... Jak się utwierdzę w przekonaniu, to normalnie gołymi łapami

uduszę, ale nie odpuszczę, bo ma być tak, jak ja chcę XD Chore to, ale

prawdziwe XP Whatever. Ten part mi niczego do życia nowego nie wniósł, więc

proszę o więcej XD

Jade^_^
mnie tesh właściwie żadnych nowych

informacji do mojego "rejestru" ten part nie wniósł... oczywiście

czekam na więcej
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Abasko ja też jestem cholernie uparta i jak się do czegoś

przyczepię, to już nie da rady mnie od tego odciągnąć
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
pozdrawiam i życzę weny, a także zdrowia naszej

chorowitej avalanche... wiesz Twój nick mi się z czymś kojarzy.. czy może

stamtąd go nie wzięłaś? szybkiego powrotu do pełnego zdrowia!!


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Nadine
Kurcze, Ava, jakie ty masz tępo. Skąd ty

bierzesz wenę;)?
Przyznam sie bez bicia, że czytając te ostatnie party,w

ogole nie zwracałam uwagi na stylistyke, więc w tym poście nie ma co liczyć

na wytykanie błędów:)
Ten ostatni part był rzeczywiscie króciuki i tak w

sumie, to nic nowego nie wnosił, ale jezli chodzi o sama fabułę to wydaje mi

sie, że rozwija sie bardzo dobrze. Nie za szybko, nie za wolno, w sam raz.

Tylko cos mi sie wydaje,że bedę musiała zrobic sobie krótką powtórkę,bo

niektóre rzeczy juz mi wyleciały z głowy;)
A tak w ogole to wesołych

świąt
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
avalanche
dzieki za uswiadomieniemi nudnosci

poprzedniego parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/> nie serio...zgaadzam sie z wami XD tak dla picu go dałam bo

nie chciałam go dać do poprzedniego jeszcze ^^ Ale mam nadzieje ze nastepny

"nudny i nic nie wnoszący part" bedzie ciut lepszy XD < i tak

wiem na co czekacie ^^ale to później =D>

Part 61




Diego z przerażeniem patrzył na Seginusa, głoszącego te

obłąkańcze formułki, jakie mu wbito to tego zakutego łba. Już niedługo to

wszystko runie. Runie świat, w którym on się wychowywał, w którym żyli jego

bliscy i przyjaciele. A jedyny człowiek, który może coś zdziałać zostanie

niedługo bestialsko zabity, przez największą szuję Zakonu –

Kruka.
- Dokąd to? – rozległ się spokojny głos Seginusa, który w

porę zorientował się co zamierza zrobić Diego – Nie ma sensu uciekać i

ratować tego, który w głębi serca gardzi tobą…
- Co?... –

Diego poczuł, że Seginus wyciąga z jego skóry igłę. Kolory zaczęły się

zamazywać, a wszystko dokoła zdawało się wirować…
- Będziesz mi

jeszcze dziękować, za to, iż zabiliśmy Remisa. On nigdy nie poświęciłby się

dla ciebie….zapamiętaj sobie…dla Remisa byłeś zawsze nikim, on

cię tylko wykorzystał, abyś go ochraniał w razie czego…powtarzaj za

mna: Pragnę śmierci Remisa…
- Nie….nie powiem – dyszał

ciężko Diego. Domyślił się, że wstrzyknięto mu coś, co miało mu zatruć

umysł. Opętać jego zmysły. Nie może dopuścić do tego, aby ten świr dopiął

swego.
- Pragnę śmierci Remisa… - oddalający się coraz bardziej

głos Seginusa, odbijał się echem po jego mózgu. Diego powoli tracił

panowanie nad swym ciałem i umysłem.
- Diego powtórz za mna: Pragnę

śmierci Remisa….
To wszystko zaczynało przerastać Diega. Nie

był stanie opanować tego, co się z nim zaczynało dziać. Każda komórka ciała

wypełniała się tym diabelskim środkiem, jaki mu wstrzyknięto.
- Diego,

przecież nienawidzisz Remisa, mów za mną: Pragnę śmierci Remisa…
-

Pragnę śmierci.. – jego głowa latała z boku na bok, a oczy przewracały

się na wszystkie strony. Stawał się bezwolnym stworzeniem, nad którym władzę

sprawował teraz Seginus.
- Dokończ Diego…. – namawiał go głos

Seginusa.
„ Ten facet ma rację….Remis to szuja….niech

zdycha…zabawne będzie jak mu oderwą głowę…niech go

zabiją”
- Pragnę śmierci Remisa – usta Diega wykrzywił

obłąkańczy uśmiech.
- Bardzo dobrze Diego – pochwalił go Seginus.

– Pamiętaj, od dzisiaj chcesz zniszczyć tych wszystkich, którzy nie

będą chcieli przyłączyć się do nas.
- Remis głupi palant, zarżną go

żywcem i nafaszerują zgniłymi flakami zwierząt….
- Chyba, troszkę

za dużo wstrzyknąłem ci tego specyfiku. Nieszkodzi – pogłaskał Diega

po głowie, która latała mu na prawo i lewo i uśmiechnął się zjadliwie.

– Jeszcze pare takich „sesji” i staniesz się bezwolną

roślinką Diego…
- Roślinki są różowe…. – bredził dalej

Diego. Chwilę później złapanego w trawie żuczka, zgniótł na miazgę, śmiejąc

się przy tym okrutnie.
- Już niedługo Diego, twój umysł będzie

oczyszczony ze zbędnych wspomnień. Przejdziesz jako jeden z nielicznych,

cały proces prania mózgu… - mówiąc to na jego twarzy Seginusa gościł

szeroki uśmiech. Bardzo bawił go widok szalonego Diega. Seginus wiedział już

od dawna, co zamierza Zakon, wobec Diega. Będzie on jedną z pierwszych

spośród milionów ofiar Zakonu…będzie jednym z pierwszych niewolników,

którzy w zbudują nową Atlantydę…
- Los bywa bardzo zmienny,

Diego…kto by pomyślał, że zostaniesz poświęcony, jako jeden z milionów

niewolników do zbudowania państwa tym, których tak

nienawidziłeś…

- Kruk!
- Czego się drzesz palancie?-

wysyczał gniewnie Kruk, do podlatującego Zakonnika.
- Spójrz przed siebie

– wskazał palcem na ciemny zarys postaci, będącej niedaleko. Kruk

podniósł rękę do góry na znak, aby wszyscy lecący się zatrzymali.
- Za

drzewa! - syknął jak najciszej się dało. Zakonnicy pochowali się zza

ogromne pnie wiekowych kardali.
Kruk zawisł na swej desce, blisko korony

drzewa, kryjąc się wśród liści – chciał znaleźć dogodny punkt

obserwacyjny, aby sprawdzić, co lub, kto szwęda się o tej porze po

lesie.
„Remis, czyżby to ty?” – pomyślał z nadzieją

Kruk.
Jednak to nie był Remis. To było zwierzę, przypuszczalnie koń

– wywnioskował Kruk po odgłosach stąpania zwierzęcia. Pozostawało

jeszcze pytanie – kto był jeźdźcem?
„Kurna nic stąd nie

widać” – zezłościł się w myślach Kruk. Może było to bardzo

ryzykowne posunięcie, jednak nie bacząc na niebezpieczeństwo, postanowił

nieco bliżej przyjrzeć się tajemniczemu jeźdźcy - nie chciał mieć przecież

świadków, gdy będzie zabijał Remisa.
Ukucnął na desce i złapał rękoma

mocno jej brzegi, po czym delikatnie skierował ją w dół. Na jego szczęście

lot deski nie był głośny – można wręcz rzec, że idealnie bezszelestny.

Leciał nisko nad ziemią, starając się być jak najmniej widocznym, dla

potencjalnej ofiary.
Będąc już dostatecznie blisko, stwierdził, że

słychać tylko konia, ale jego samego nie widać…jeźdźca też nie

widać…
„ O kurwa! Orfeusz!” – zaklął w

myślach. Przez kark przebiegł mu dreszcz – jeden nieuważny ruch, a

zostanie zdemaskowany przez tego wcielonego diabła.
Orfeusz miał tą

przewagę nad niedostrzegalnym Krukiem, że był niezauważalny dla ludzkich

oczu – zabrał konia ze stajni Zakonu – zwierzę, które nie tylko

same było niewidzialne, ale i jadącego na nim człowieka również czynił

niewidocznym. Jego nikt nie mógł zauważyć, natomiast on sam mógł spokojnie

obserwować okolicę…
Jeden nieuważny ruch…jeden błąd...a

wszystko runie niczym domek z kart…Kruk nie zamierzał jednak dopuścić

do błędu – zbyt blisko jest już swego celu, by dać się zdemaskować

Orfeuszowi. Ostrożnie zaczął się wycofywać do czekających na niego

Zakonników. Deska niemal dotykała ziemi, muskając delikatnie trawę, tak, że

źbła uginały się delikatnie, gdy przelatywał nad nimi.
Udało się. Kruk

jednak nadal był niespokojny. W lesie grasował Orfeusz, który przybył tylko

w jednym celu – chciał nie dopuścić do morderstwa.
- Kruk, co się

dzieje?- spytał konspiracyjnie jeden z Zakonników, gdy Kruk doleciał na

miejsce.
- Orfeusz – odpowiedział krótko Kruk. To wystarczyło, aby

zrozumieć, że sytuacja nieco się skomplikowała.
- Co robimy?
- Nie

wiem…kurna…wziął to piekielne zwierzę i nie widać go.
- No a

strzałka? Nie można mu jej posłać w kark?
- Ty durny kretynie!

–wysyczał groźnie Kruk – Chcesz strzelać do powietrza?! Nie

dotarło do ciebie, że jest niewidzialny?!
- Ale musimy coś zrobić.

Nie możne nam się tu szwędać, gdy będziesz się zajmować Remisem –

stwierdził najgrubszy z Zakonników, posyłając Krukowi ponaglające

spojrzenie, aby coś szybko wymyślił w związku z tą sprawą.
- Nie mam

zielonego pojęcia, jak go unieszkodliwić – rzekł po chwili Kruk.

Wszyscy popatrzyli z niedowierzaniem na niego, jakby nie wierzyli, że

geniusz zbrodni może nie mieć pomysłu na to jak unieszkodliwić

Orfeusza.
- Kruk a może zasadą iluzji? – powiedział nagle grubas.

Kruk ożywił się, słysząc tak niespodziewaną propozycję.
- To może nawet

zadziałać – stwierdził, układając sobie już plan w głowie. – Że

też o tym nie pomyślałem...TY – wskazał na jednego z Zakonników

– Zmienisz się w Remisa.
- Co? – spytał tępo wskazany.
-

Nie denerwuj mnie – Kruk złapał Zakonnika za szaty – Widziałem,

jak dobrze potrafisz przyjmować postacie innych ludzi, a więc zamieniaj się

w Remisa albo przerobię cię na mięso armatnie – zagroził.


Zakonnik nie zamierzał się przeciwstawiać woli swego obecnego przełożonego.

Co prawda zamiana w innego człowieka nie była rzeczą łatwą i tylko naprawdę

zdolni potrafili tego dokonać to jednak Zakonnik perfekcyjnie wykonał

polecenie.
- Musisz być bledszy i bardziej zmarnowany. Remis jest chory,

a więc nie może wyglądać jakby był okazem zdrowia – skarcił go Kruk.

Trochę trwało zanim Zakonnik zrozumiał, o co dokładnie chodzi Krukowi.
-

No teraz lepiej - wyszeptał z zadowoleniem – Teraz tylko odrobina gry

aktorskiej i nasz Orfeusz nie powinien się połapać w czym rzecz.
- Kruk a

co z głosem? – spytał Zakonnik, który zmienił się w Remisa.
- Zmień

go głupcze.
- Nie potrafię.
- Słucham?!
- Nie potrafię

zmieniać głosu – powiedział lekko przerażonym tonem. Wiedział, że ten

‘szczegół’ bardzo zdenerwuje Kruka. Rzeczywiście, Kruk wyglądał

jakby chciał go zaraz zamordować gołymi rękami.
- W takim razie nie

będziesz nic mówił. Masz udawać, że straciłeś głos, zrozumiano?
- Tak

panie.
- Zamknij się! Ani słowa więcej! – zatkał mu usta

ręką – Żeby ci czasem nie przyszło do głowy, by pisnąć choćby słowo,

bo wtedy będziesz mieć ze mną doczynienia, jasne?
Zakonnik potrząsnął

głową na znak, że rozumie.
- A teraz słuchaj. Na razie nic nie robisz.

Dasz nam trochę czasu na oddalenie się. Musisz uważnie słuchać dźwięku

kopyt, żeby wiedzieć mniej więcej gdzie jest Orfeusz. Następnie zrobisz

trochę hałasu, słaniając się niby to z przemęczenia na podłoże. Orfeusz

powinien się zainteresować tym nagłym odgłosem i gdy utwierdzi się w

przekonaniu, że to ty, rzuci ci się na pomoc. Pamiętaj, musisz wyglądać na

wyczerpanego. Gdy cię o coś spyta wyjaśnisz mu na migi, że straciłeś głos.


- Kruk, ale przecież on się wkońcu zorientuje, że nie jestem

Remisem.
- Zamknij się, tylko wykonuj rozkazy. Masz go odciągnąć od nas

jak najdalej. A teraz ruszaj.
Zakonnik pełen obaw ruszył na spotkanie

z Orfeuszem.
- Przecież on go zabije, jak się zorientuje, że to nie Remis

– stwierdził grubas.
- No i o to chodzi. Dla nas najważniejsze jest

tylko to, aby nie zabił go zbyt szybko…

Tymczasem główny

bohater wieczoru nadal pozostawał nieuchwytny. Od chwili, gdy zdał sobie

sprawę, że w pobliżu grasują już Zakonnicy, gnał niczym piorun nie oglądając

się za siebie i zostawiając Ginę samej sobie. Remis zdawał sobie sprawę, że

ma małe szanse, aby umknąć Zakonnikom, jednak pozostawała w nim iskierka

nadziei, że może się uda. Ale co wtedy? Przecież zostawił tą, która jedyna

mogła mu przyrządzić napar by móc dalej żyć na tym odludziu. Samą w lesie na

pewno ją dopadną…

Gina była śmiertelnie przerażona – była

sama w środku lasu gdzie grasowali jacyś mordercy a ponad to nie wiedziała

jak się stąd wydostać. Starała się nie myśleć o trupie wiszącym nieopodal na

gałęzi a także o tym, że ci, którzy zabili tego wisielca mogą dopaść także

ją.
„Gina myśl pozytywnie. Na pewno da się wybrnąć jakoś z tej

beznadziejnej sytuacji”

Wiatr coraz bardziej się wzmagał,

targając liście na drzewach a niekiedy sprawiając, że z pobliskiego drzewa

spadał „deszcz” zeschniętych liści. Czubki drzew pochylały się

na wszystkie strony, tak, że wyglądały jak gdyby tańczyły. Można było

odnieść takie wrażenie, że nawet natura zdawała się przeczuwać nadchodzące

zdarzenie. Wśród mroków nocy, pomiędzy drzewami krążyły czarcie istoty

wysłane na żer przez samego Szatana. Uzbrojeni w miecze i kosy, przemierzali

niespokojną puszczę, niekiedy raniąc wiekowe kardale, długim, ostrym

sprzętem pozostawiając głębokie rysy na korze. Z nadszarpniętego drewna lała

się złocista żywica, spływając gęstą mazią po korze. Nawet zwierzęta, które

wyszły na nocne polowanie, unikały spojrzeń zakapturzonych postaci, usuwając

się na ich widok głęboko w cień.

Wysłannik Kruka uznał, że czas by

działać. Wiedział, że w pobliżu jest gdzieś Orfeusz na swym wierzchowcu,

więc teraz wystarczyło działać tylko według wcześniej założonego planu.


Tak też się stało – Zakonnik upadł na ziemię, starając się zrobić przy

tym jak najwięcej hałasu. I tak jak przewidział Kruk – Orfeusz

natychmiast zainteresował się źródłem owego zamieszania. Jego koń zarżał

głośno, tupiąc głośno kopytami. W pewnym momencie zdawało się nawet, że

zwierzę stanęło dęba, gdyż uderzyło mocniej tylko dwoma nogami. Koń ruszył

kłusem w kierunku podstawionej ofiary.
- Remis? – spytał Orfeusz,

zsiadając pospiesznie z wierzchowca, który parskał, niespokojnie przy tym

tupiąc. „Remis” jednak ani drgnął – czekał aż Orfeusz

odwróci go by upewnić się, że leżący mężczyzna to rzeczywiście poszukiwany

przez niego Remis.
- O matko, to ty. Remis odezwij się. Słyszysz mnie? To

ja Orfeusz. Remis! – potrząsnął delikatnie Zakonnikiem. Ten jednak

przygotowany na taką sytuację udając wyczerpanego, wytłumaczył na migi, że

nie może mówić.
- Nie martw się – uspokoił go Orfeusz –

Zabiorę cię stąd.
Koń coraz bardziej się niepokoił, jednak tym razem

Orfeusz nie pozostawał bierny wobec dziwnego zachowania zwierzęcia.
-

Przestań się wiercić! – krzyknął do niewidocznego konia.

Przynajmniej tak to wyglądało. W rzeczywistości jednak to nie koń był tym na

którego wrzasnął Orfeusz.
- Puść mnie!!! – odezwał się

niespodziewanie czyjś głos. „Remis” wyglądał jakby to nim nieźle

wstrząsnęło – czyżby Orfeusz nie był sam? A jeżeli nie, to, kto z nim

był?
- Zamknij się! – rzucił Orfeusz patrząc się gdzieś przed

siebie. Fałszywy Remis był bardzo ciekaw kim jest właściciel owego

tajemniczego głosu, z którym rozmawiał Orfeusz. Aby się tego dowiedzieć

chwycił Orfeusza za ramię i wskazał w miejsce gdzie przed chwilą dochodził

odgłos człowieka.
- Nie przejmuj się to tylko chłopak Otta, Paweł. Miałem

go na ciebie wymienić w razie gdybym spotkał Diega. Wiesz, jaki on jest, nie

oddałby cię mnie. Ale skoro go nie ma to sprawa z głowy. Swoją drogą, co się

z nim stało? – spytał podejrzliwie, jednak natychmiast dodał, ku uldze

Zakonnika, że nie musi mu tłumaczyć na razie ze względu na swój stan

zdrowia.
- Muszę cię stąd zabrać. Mogę się założyć, że mój ojciec wysłał

już za tobą i mną mały pościg – uśmiechnął się, w sposób jakby go to

bawiło. – Dlatego mój drogi nie widzę powodu, aby dawać tym kretynom

satysfakcję z szybkiego wytropienia nas. Swoją drogą Remis, musimy ci

znaleźć kogoś, kto by się tobą zajął. Mizernie wyglądasz – Zakonnik

bardzo się starał, aby nie wyglądać na zbyt zdziwionego. Pierwszy raz w

życiu widział Orfeusza, który nie wrzeszczał, nie groził, nie wyżywał się na

innych. To był zupełnie inny Orfeusz – miły, lekko uśmiechnięty

– zupełnie jakby obecność Remisa wywierała na niego szczególny

wpływ.
- Przestań się tak na mnie patrzeć jak wystraszone cielę.

Wyzdrowiejesz brachu nim się obejrzysz. Nie pozwolę, aby mój porąbany ojciec

miał cię na sumieniu. Nie wiem, co ci wstrzyknął, ale obojętnie, co to by

nie było nie masz mojego pozwolenia na zejście z tego świata – zaśmiał

się. Zakonnik nadal tępo wpatrywał się w śmiejącego się Orfeusza.
- Stary

otrząśnij się. Widzę, że tobie dali chyba w tyłek coś na wytrzeszcz oczu, bo

cały czas gapisz się na mnie jakbyś zobaczył ducha. – powiedział już

całkiem spokojniej. Jednak jego mina spoważniała nieznacznie, jakby nagle

jakaś myśl przeszła mu przez głowę.
Zakonnik uznał, że za zdrowo

wygląda i postanowił ten stan rzeczy szybko zmienić zanim Orfeusz zacznie

się czegoś niepotrzebnie domyślać. Następnym posunięciem było zaciągniecie

go daleko od miejsca wydarzeń i tego należało się teraz trzymać, by nie

zostać zdemaskowanym.
„Remis” postanowił bardziej wczuć się w

rolę, udając jeszcze bardziej wycieńczonego, tak, by Orfeusz domyślił się,

że jest z nim coraz gorzej i należy go szybko zabrać z lasu. Orfeusz

postanowił nie zwlekać widząc pogarszającą się sytuację przyjaciela i czym

prędzej wziął go na ręce i „zapakował” na rumaka. Sam wyczarował

sobie inny środek transportu – a mianowicie deskę.
- Przytrzymaj

go, żeby nie spadł – zwrócił się do Pawła.
- Ciekawe jak? Mam sobie

zębami zdjąć kajdany? – rzucił ironicznie Paweł.
- Nie bądź taki

zabawny - odpowiedział mu Orfeusz i rozwiązał go.
- Nie boisz się, że

ucieknę? – spytał nagle Paweł z błyskiem oku.
- Nawet nie próbuj.

Wiesz jak się u mnie kończą takie próby – uśmiechnął się jadowicie

Orfeusz. Paweł dostał dość jednoznaczną odpowiedź: Nie ma szans się

urwać.
Nie przeczuwając spisku ruszyli pod osłoną nocy nieświadomi,

że ten, którego szukali jest teraz w śmiertelnym

niebezpieczeństwie…

PS. Życzę Wesołych Świat, dużo prezentów,

mnóstwo szczęscia na nadchodzący rok i udanego Sylwka XD
avalanche
dobra...z ciężkim bólem serca (oho zaczyna

sie XD) publikuje tego parta. Dzieci proszone sa o sciemnienie monitorow XD

Matko...co ja najlepszego robię, no ale dobra.
Aha i jeszcze jedna

sprawa...niedlugo dam cos o "stronie dobra" XD - czy o Wiktorze i

tak dalej XD

Part 62

Zostało niewiele czasu. Każda ze stron

zdawała sobie sprawę, że za chwilę może dojść do „spotkania” a

wtedy już nie będzie ratunku dla osoby, która była głównym celem tego całego

zamieszania, jaki się wokół jej poszukiwań wytworzył. Jak okrutni okażą się

jego oprawcy? Do czego mogą posunąć w zadawaniu bólu konającemu? Niewiadomo.



Remis przeczuwał nadchodzące niebezpieczeństwo i wiedział, że za

chwilę ujrzy karminowe peleryny postaci wyposażonych w długie miecze bądź

kosy specjalnie naostrzone na tę okazję. Zdawał sobie sprawę, że jeśli go

dopadną, nie zabiją go od razu – będą go męczyć aż sam umrze z

wycieńczenia. On sam nie miał na tyle siły, aby odeprzeć ich atak. Był

bardzo osłabiony swoją chorobą i na dodatek czuł niezmierne przemęczenie z

powodu biegu i jego szaleńczego tempa. Serce waliło mu jak oszalałe a pot

spływał mu strumieniami z czoła. Ciężko oddychał a oczy zaczynały powoli

odmawiać posłuszeństwa ze zmęczenia i chcąc nie chcąc przymykały się mimo

jego woli.
Nie wytrzymał. Musiał przystanąć. Chociaż na chwilę –

ale musiał. Nie zniósłby dalszego włóczenia nogami bez odrobiny wytchnienia.

Chciało mu się niezmiernie pić a pragnienie, jakie go ogarnęło sprawiało, że

nie mógł o niczym innym myśleć. Jednak, gdy uświadomił sobie, w jakiej

sytuacji się znajduje, zaczął powoli o tym zapominać. Oparł się o drzewo i

po chwili zjechał plecami aż na sam dół by usiąść. Jego ciało znowu

poddawało się chorobie – zaczął mieć drgawki a jego skóra zaczynała

blednąć.
„Tylko nie teraz…błagam nie teraz...muszę

uciekać…muszę…”
Ostatkiem sił podciągnął się do góry

i niepewnie stanął na nogach. Starał się biec, ale doszło do tego, że po

przebiegnięciu paru metrów dostał zadyszki.
„ Co się ze mną

dzieje?” – spytał sam siebie w myślach. Przerażało go, że tracił

kontrolę nad własnym ciałem. Jeżeli zaraz czegoś nie wymyśli stanie się

łatwym celem, którego namierzenie stanie się kwestią paru minut.

Kruk

czuł, że zaczyna go ogarniać podniecenie. Czuł się jak łowca, który myśli

wyłącznie o swojej ofierze. On także nie mógł, a nawet nie chciał się wyzbyć

myśli o Remisie. W głowie układał sobie precyzyjny plan morderstwa –

jak i czym będzie go torturować, ile będzie trwać egzekucja. Najbardziej

jednak starał sobie wyobrazić samego Remisa – przede wszystkim jego

przerażony, aczkolwiek pełen nienawiści wzrok. Zastanawiało go także jak

Remis zareaguje na wieść, że to właśnie on ma go zlikwidować. Zapewne do tej

pory myśli, że rzuci się na niego horda wściekłych bestii z kosami. Nic z

tych rzeczy. Co prawda Kruk miał ze sobą małą armię, jednak jest ona

przeznaczona wyłącznie w celach obronnych, przed niespodziewanymi gośćmi z

zewnątrz. Jednakże miała także pomóc Krukowi w razie jakiś komplikacji

– nie można przecież było przewidzieć czy Kruk nie zostanie ciężko

ranny i nawet, jeśli wydawało się to niemożliwe to okoliczności takiej nie

można było pominąć. W takim wypadku dokończyć musieliby Zakonnicy –

bądź, co bądź, ale robota musiała zostać wykonana.

W pewnym momencie

Kruk poczuł, że żołądek skoczył mu do gardła. Spojrzał jeszcze raz, aby się

upewnić. Tak, to był on. Niespełna parę metrów od niego stał Remis, wsparty

o drzewo.
„Nareszcie” – ucieszył się w myślach Kruk.

Nakazał Zakonnikom zająć pozycję, a sam niczym drapieżnik ruszył

bezszelestnie ku Remisowi. Aby nie narobić nawet najmniejszego hałasu,

postanowił, że będzie się do niego skradać unosząc swoje ciało delikatnie

parę centymetrów nad ziemią, aby odgłosy jego stóp nie spłoszyły jego ofiary

zbyt szybko.
To był trafny wybór. Remis stał twarzą do drzewa,

chowając twarz za rękoma nieprzewidując niczego, podczas gdy Kruk zbliżał

się powoli do niego, trzymając w ręku długi, ostry miecz.
Jeszcze

tylko kilka sekund…kilka malutkich sekund i Remis przepadnie na

zawsze.
- Muszę wytrzymać… - szepnął Remis, chcąc się podtrzymać na

duchu i powoli odwrócił się za siebie.
Trwało to ułamek sekundy. Kruk

z całej siły przyłożył Remisowi pięścią w twarz tak, że ten o mało nie

zrobił dziury w drzewie, na którym wylądował.
- Witam cię Remisie.

Zaskoczony? – zabrzmiał szyderczy głos Kruka. Remis nie wierzył w to

co widział…nie chciał w to wierzyć…to był najgorszy koszmar jaki

go mógł spotkać…
- Ty? – wykrztusił ledwo czując okropny,

przeszywający ból w plecach.
- Nie mów, że się nie cieszysz –

powiedział obnażając swoje równe, białe zęby. – Czyżbyś spodziewał się

grupy szaleńców, którzy rycząc rzuciliby się na ciebie i wypruli flaki w

ciągu paru minut? Doprawdy Remis, myślałeś, że pozwolono by na taki

bestialski mord wobec twojej osoby?
- Niech zgadnę – wydyszał Remis

– to ty masz być tym „humanitarnym katem” dla mnie?
-

Cóż za poczucie humoru. Nigdy nie mogłeś się obejść bez tych twoich

dowcipnych docinków. Podziwiam cię, że nawet w takiej chwili chce ci się

żartować – podszedł do wbitego w drzewo Remisa – Jesteś

zaskakujący – zaśmiał się głośno, jak gdyby bardzo go to rozśmieszyło.


- Czemu rżysz jak tępak? Po co te ceregiele? Nie potrafisz mnie zabić?-

zakpił Remis.
- Remis..Remis..Remis…jak zwykle niecierpliwy.

– zacmokał Kruk, nadal z wielkim uśmiechem na twarzy – Mnie się

nigdzie nie spieszy. Dostałem duży limit czasowy a zanim przejdę do finału

pomyślałem sobie, że porozmawiam sobie z tobą, mój drogi przyjacielu –

poklepał Remisa po ramieniu.
- Tracisz tylko czas – zmrużył groźnie

oczy Remis.
- Bo co? Chyba nie powiesz mi, że boisz się, że mogę nie

dopełnić swojego zadania? Nie musisz się o to martwić. Wszelkie przeszkody

zostały usunięte.
- Czyżbyś kazał usunąć wszystkie kłody w lesie w obawie

przed potknięciem się? Wzruszające jak ty potrafisz dbać o szczegóły.
-

Jesteś nader sarkastyczny– udawał zdumionego Kruk, po czym odgryzł się

swemu rozmówcy - Gdybym miał odrobinę serca to pozwoliłbym ci uciec i zostać

zawodowym komikiem.
- Nie popadajmy w skrajności – posłał mu

ironiczny uśmiech Remis.
- Wracając jednak do sedna, pozwól, że

uświadomię cię, że nie masz, co liczyć na pomoc. Pomijając Diega, którego

schwytaliśmy, kogo byś obstawiał na swego wybawcę?
- Tylko mi nie mów, że

słynny Antares rzucił mi się na ratunek! – zakpił. Kruka nieco

zirytowała taka odpowiedź. Złapał Remisa za podbródek a do szyi przystawił

mu swój miecz.
- Nie zgadłeś – wyszeptał Kruk.
- Mam dalej

zgadywać?
- Nie musisz. Zaskoczy cię pewnie wieść, iż twój przyjaciel

Orfeusz także wyruszył ci na ratunek…
Remis spojrzał oniemiały

na ciągle uśmiechniętą twarz Kruka. Czyżby rzeczywiście Orfeusz był tutaj?

Szukał go?
- Biedny Orfeusz – zasmucił się sztucznie Kruk –

padł ofiarą naszej wyrachinowanej gry. Nawet nie wyobrażasz sobie jak łatwo

udało nam się go zmylić.
- Co ta twoja odmóżdżona czaszka znowu

wymyśliła? – starał się dowiedzieć Remis.
- Orfeusz właśnie

opiekuje się rannym Zakonnikiem, który wyobraź sobie, łudząco przypomina

ciebie Remis…
- Co? – wargi Remisa zaczęły drgać w sposób

wyrażający przerażenie ich właściciela.
- To, co słyszałeś. Podsunąłem mu

prosto pod nos, człowieka, który idealnie przemienił się w ciebie. Teraz

zapewne obaj są daleko stąd, gdyż Orfeusz na pewno uznał, że potrzebna

„ci” jest natychmiastowa pomoc.
Remis zaczął dyszeć z

powodu wściekłości, jaka go ogarnęła. Nie potrafił znieść widoku triumfu na

twarzy jego przyszłego zabójcy. Gdyby miał, choć odrobinę więcej siły by

uwolnić swe przytwierdzone do drzewa ciało…
- Nie denerwuj się tak.

Nie zawsze się wygrywa Remis. Czasem trzeba uznać geniusz osoby, która swym,

sprytem potrafi wyprowadzić w pole nawet takiego „lisa” jak

Orfeusz…
- Nie masz się, czym szczycić cwaniaku. Myślisz, że

Orfeusz nie zorientuje się, że podstawiłeś mu jakiegoś nieudacznika na moje

miejsce? Wierzysz w to? – wysyczał gniewnie.
- Ależ nie wykluczam

takiej możliwości. Jednakże nie sądze, aby Orfeusz zdołał cię uratować zanim

ja się z tobą nie rozprawię. Przykro mi… - udał zasmuconego.
- Ty i

ten twój cynizm. Zawsze byłeś pewny wszystkiego…może czas przygotować

się na porażkę, geniuszu? – spytał kładąc szczególny akcent na dwa

ostatnie słowa.
- Wiesz Remis, nie dziwię ci się, że masz nadzieje. Ale u

diabła, nie bądź naiwny jak dziecko. Zdążyłeś mnie już dobrze poznać i

wiesz, że przy moim profesjonalizmie nie pozwalam sobie na żadne

nieprzewidziane niespodzianki czy wpadki. Zresztą przekonasz się ze mam

rację.
- Nie bądź taki pewny siebie. - prychnął ostentacyjnie

Remis.
- Wiesz Remis, tak sobie myślę, że to okrutne stracić bliską

osobę, jak sądzisz? – zmienił szybko temat Kruk.
- O czym ty

chrzanisz?
- Chciałbyś żeby twój syn był z nami czy żebyśmy go

przemaglowali tak jak dziecko Otta?
- Ty szujo zostaw mojego syna w

spokoju! – wrzasnął wściekle Remis, próbując się wyrwać z

drzewa.
- Nie denerwuj się tak, bo ci ciśnienie skoczy, a wierz mi, że

nie chciałbym abyś mi tu wykorkował na serce.
- Nie waż się do niego

zbliżyć!
- Spóźnione życzenie. I wiesz, co ci powiem? Chyba się nim

zaopiekujemy…ktoś musi się przecież nim zająć po twojej

śmierci…
- Ani mi się śni – warknął Remis.
- Nie groź mi

– przytknął mu palec do ust, aby zatrzymać potok słów, jaki zaraz miał

z nich wypłynąć. – Myślę, że chyba już trochę spraw ci wyjaśniłem, a

więc jeśli pozwolisz…zajmę się tobą.
Kruk najwyraźniej

postanowił przejść do działania. Jednym sprawnym ruchem ręki wyciągnął

Remisa, który wcześniej był wbity za sprawą uderzenia w drzewo.
- Mam

ochotę się trochę zabawić – Kruk wpatrywał się w Remisa jakby

go…pożądał. Remis znał ten dziki wzrok stojącego przed nim mężczyzny

– wiele razy widział jak napadał na słabszych Zakoników i zaciągał ich

w ustronne miejsce, aby zaspokoić swe żądze. Był to częsty, praktykowany

przez wielu Zakonników precedens mający na celu ujarzmienie ich

niepohamowanego popędu seksualnego, spowodowanego brakiem kobiet w Zakonie.

Nieliczne wypady za mury twierdzy nie były w stanie zaspokoić ich chęci

„wyżycia się”.
Zaczęła się szarpanina – Remis nie

miał ochoty paść ofiarą zboczeństwa Kruka. Sam Kruk jednak był niesamowicie

silny i nie zamierzał łatwo odpuścić – czekał na tę okazję wiele lat,

a przez miesiąc nawet udało mu się żyć w całkowitym celibacie „od tych

spraw” tylko, dlatego, aby przyjemność i podniecenie było

większe.
- Nie podskakuj tak – wysapał Kruk próbując utrzymać

Remisa – Zrobię tylko to, na co mam ochotę a potem cię

zabiję…
Kruk przycisnął swoim ciałem Remisa do drzewa, z którego

go wcześniej wyciągnął. Trzymał już jego ręcę, jednak nadal opór Remisa był

niesamowicie silny, jak na człowieka będącego w ciężkim stanie. Po paru

minutach walki, Krukowi udało się jeszcze bardziej przyszpilić Remisa

– widać było, że Remis zaczął powoli opadać z sił, jednak nie poddawał

się.
W pewnym momencie Kruk zdołał się wbić w szyję swej ofiary.

Początkowo było to mocne ugryzienie, które sprawiło, że Remis aż zawył z

bólu, jednak potem przerodziło się w czułe pieszczoty tej części ciała.

Pomimo starań Remisa, aby nie pozwolić Krukowi na więcej nie udało mu się go

powstrzymać, przed …pocałunkiem. A raczej wstrętnym wepchnięciu mu

języka do gardła i przygryzaniu mu później jego warg. Kruk najwyraźniej

bardzo się nakręcił faktem „bliskiego kontaktu” z Remisem.

Całując go, wręcz jęczał z zachwytu, co wprowadzało go w stan wstępnego

podniecenia, a natomiast u Remisa wywoływało wstręt i obrzydzenie.
Nagle

Remis poczuł okropny ból w boku i wrzasnął przeraźliwie. Sprawcą owego bólu

okazał się oczywiście Kruk, który jakimś cudem zdołał na chwilę wyciągnąć

miecz i wbić go w bok Remisa.
- Ty skurwielu! – wrzasnął

ponownie Remis, jednak tym razem dużo cieńszym głosem. Twarz miał skierowaną

ku niebu.
- Podobało ci się? – spytał cynicznie Kruk, nie odrywając

się od swoich „obowiązków” – Poczekaj na więcej..


Remis z przerażeniem stwierdził, że Kruk zaczyna mu się dobierać do spodni.

Tym razem miarka się przebrała…
Tym razem to Kruk zawył z bólu, z

powodu kopniaka, jaki wymierzył mu w krocze Remis. Ten niespodziewany atak

sprawił, że Remis nareszcie uwolnił się z uścisku Kruka, którego drugim

kopniakiem odepchnął od siebie.
Kruk jednak nie zamierzał rezygnować.

Sięgnął ponownie po swój zakrwawiony miecz i rzucił się z nim od tyłu,

powalając go na ziemię i wbijając mu ostrze w plecy. Remisa aż

„zgięło” z bólu. Jeszcze parę takich, szarpiących jego ciało

uderzeń aż zacznie się wykrwawiać na śmierć…

PS. tylko mnie nie

zlinczujcie XD tego wymagał...ten

no.....scenariusz....ADWOKAT!!! XD
Jade^_^
potrzebujesz adwokata??
zglaszam sie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
qrcze... ja ogolnie moglabym zostac adwokatem na tym

forum.. tyle odpowiedzialnosci za ficki, to ja na siebie chyba w zyciu za

nic nie wzielam na siebie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
no ale coz
parta czytalam wczesniej, wiec autorka zna

jush moje zdanie na jego temat
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
mam nadzieje, ze o "stronie dobra" bedzie

duzo.. szczegolnie o jego jednostce
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> chyba wiesz o kim mowie :>
Abaska
EKHEM... XD No... tego... FAJNY byl ten

part XDDMialas racje, ze deczko zboczony XD Ale nic bulwersujacego tam nie

bylo. Tylko ten "pocalunek"... Bleee... Oblecha, wez ty sie Ava

czasem powstrzymj, bo mi sie oczy zaszklily przed ekranem z

obrzydzenia.


Nie znalazlam ZADNEGO bledu (choc czytalam DWA razy)


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />

Wiesz, ty mnie dziewczyno chyba chcesz z pracy wykurzyc... Jak to przeciez

wplywa na moje kompetencje... Uh, eh... Zaraz sie rozbeeecze XD Be-e-e-e-e



No, ale z drugiej str. part zaczal cos wnosic XD Nie byl taki jak

poprzedni, w tym sie wreszcie cos dzieje =) Czekam tradycyjnie na next

parta.

Pees: Wiesz, az sie smutno na serduchu ronbi, ze sie nie ma

do czego przyczepic XD
PeesII: Ano i sorry, ze tamtego parta wtedy nie

skomentowalam, bo sie do kompiutera dostac nie moglam XP

Ave!
avalanche
o jaka zemsta....zaraz normalnie się

popłaczę..nie podoba ci się?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>

wiesz to jeszcze bardziej mnie utwierdziło o twojej

żałosności
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/> w życiu nie widziałam takiej osoby, która jest równie

beznadziejna co ty
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>

Cho Chang
czytam czytam, dajcie mi chwilkę....

ej na razie nic strasznego się nie dzieje(khemmm, khemmm)
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Jak sądzę jest to tylko cisza przed burzą więc lepiej

doczytam do końca
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Jade^_^
Cho mogę Cię zapewnić, że będzie burza... i

to niezła, biorąc pod uwagę fakt, że nie będę mieć niespodzianki, bo wiem co

będzie.. ale cóż, poświęcę się dla dobra sprawy...
ava.. mam nadzieję, że

nie puścisz płazem tej zniewagi...
Cho Chang
khem, khem, doszłam do pewnego momentu i

chyba zrozumiałam o co wam chodziło
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Przeczytałam na razie jeden (khem,khem 3/4)part (nr

62)Wyrażę się tak :TO JEST GENIALNE!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/> Postanowiłam przeczytać pozostałe 61( i ćwierć)


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Pozdrowionka!
Cho Chang
Niom good good! (Licze na pochwałę

doczytałam do końca
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> )
avalanche
ojj dzisiaj jestem krytyk XD

Cho nie

nabijaj mi tu postów - jak już komentujesz to w jednym poście - a nie: O

uwaga jestem w tej linijce....następny post: proszę państwa to już

połowa!.....następny post: tak doczytałam!!!

proszę

więc o umiarkowanie w takich postach. Chce mieć przjrzysty topic a nie

śmietnik. Ciesze się że ci się podoba ale to taka rada na

przyszłość.

Jade ty nic nie kumasz, kobieto XD ja tę dziewczynę

zjechałam za jej beznadziejny fick to mi tu przyszła i "zemściła"

się
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
Cho Chang
khemm, khemmm
postów nie nabijam, bo (jak sądzę) kafelkiem zostanę do końca mego żywota tongue.gif
Jak ma być przejrzyste to proszę
QUOTE

Trwało to ułamek sekundy. Kruk z całej siły przyłożył Remisowi pięścią w twarz tak, że ten o mało nie zrobił dziury w drzewie, na którym wylądował


Uwielbiam jak coś się dzieję głównemu bohaterowi tongue.gif

QUOTE
- Ty? – wykrztusił ledwo czując okropny, przeszywający ból w plecach.


To samo XD

QUOTE
- Niech zgadnę – wydyszał Remis – to ty masz być tym „humanitarnym katem” dla mnie?
- Cóż za poczucie humoru. Nigdy nie mogłeś się obejść bez tych twoich dowcipnych docinków. Podziwiam cię, że nawet w takiej chwili chce ci się żartować – podszedł do wbitego w drzewo Remisa – Jesteś zaskakujący – zaśmiał się głośno, jak gdyby bardzo go to rozśmieszyło.


poczucie humoru dopisuje cool.gif

QUOTE
podszedł do wbitego w drzewo Remisa


ałłłłć wink.gif

QUOTE
- Tylko mi nie mów, że słynny Antares rzucił mi się na ratunek! – zakpił. Kruka nieco zirytowała taka odpowiedź. Złapał Remisa za podbródek a do szyi przystawił mu swój miecz.
- Nie zgadłeś – wyszeptał Kruk.
- Mam dalej zgadywać?
- Nie musisz. Zaskoczy cię pewnie wieść, iż twój przyjaciel Orfeusz także wyruszył ci na ratunek…
Remis spojrzał oniemiały na ciągle uśmiechniętą twarz Kruka. Czyżby rzeczywiście Orfeusz był tutaj? Szukał go?


Bardzo ładne... Do tego Orfeusz kojarzy mi się z czyś między Morfeuszem a Neo, ale to zupełnie inna bajka biggrin.gif

QUOTE
- Mam ochotę się trochę zabawić – Kruk wpatrywał się w Remisa jakby go…pożądał. Remis znał ten dziki wzrok stojącego przed nim mężczyzny – wiele razy widział jak napadał na słabszych Zakoników i zaciągał ich w ustronne miejsce, aby zaspokoić swe żądze. Był to częsty, praktykowany przez wielu Zakonników precedens mający na celu ujarzmienie ich niepohamowanego popędu seksualnego, spowodowanego brakiem kobiet w Zakonie. Nieliczne wypady za mury twierdzy nie były w stanie zaspokoić ich chęci „wyżycia się”.


hmmmm, bez komentarza wink.gif

nio na dzisiaj skończ wink.gif ylam




Child

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Krzywołap @

03-01-2004 20:36)
poprostu

kompletne dno.... juz dawno nie czytalam takiego gowna, ze tak sie wyslowie,

same literowki i bledy juz nie wspomne o bezsensownych zdaniach.... ktore

wystepuja na kazdym kroku...

class='postcolor'>
^ Tak powiedzial Jedyny Nieomylny

Twórca Przewspaniałych Ficków. :ironia:

A ja mowie: zal (_!_)

sciska, jak ktos sie msci, bo mu jego Przecudowna Ubostwiana Piekna Epopeje

(PUPE w skrocie) skrytykuje.

Co do samego opowiadanka. Pardon,

opowiesci:
Genialne, zaparlem sie i przeczytalem. I mam tylko jedno

pytanie:
JAK TWORZY SIE TAKIE DZIELA?
Wspaniale utrzymujes akcje,

potrafisz blysnac humorem. Bledow nie widac, podobnie jak roznorakich

zgrzytow w calej historii. Po prostu czapki z glow. Moja kosa jes na twoje

uslugi. Powiedz tylko slowo, a skosze kogo tylko chcesz :lekka

przesada:

pes: Nie dajmy sie JNTPF!
avalanche
Child...tylko mi nie mów takich komplementów

XD wiesz przecież kto tu jest guru fickowym XD tamto to jest

DZIEŁO!!!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>

ps. dość nabijania postów nieszcześni XD

A

tak apropos XD naszła mnie dzisiaj taka diabelna myśl - zostanę KRYTYKIEM

XD
Child
Oj Ava... bede mowil, co mysle.


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Nadal utrzymuje, ze to jest DZIELO, natomiast

"tamto" jes ARCYDZIELEM
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

pes: dobra koncze - mialo nie byc nabijania postow


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
pes2: Pokrytykujmy wszyscy razem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Jade^_^

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (avalanche @

03-01-2004 20:02)
ojj

dzisiaj jestem krytyk XD

Cho nie nabijaj mi tu postów - jak już

komentujesz to w jednym poście - a nie: O uwaga jestem w tej

linijce....następny post: proszę państwa to już połowa!.....następny

post: tak doczytałam!!!

proszę więc o umiarkowanie w

takich postach. Chce mieć przjrzysty topic a nie śmietnik. Ciesze się że ci

się podoba ale to taka rada na przyszłość.

Jade ty nic nie kumasz,

kobieto XD ja tę dziewczynę zjechałam za jej beznadziejny fick to mi tu

przyszła i "zemściła" się
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>




src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/blink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/> to ma być zemsta?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'

/>
BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!!!
trzymajcie

mnie!! hahaha tak beznadziejnej zemsty w zyciu nie widzialam!

hahaha
o matko, co za dno!

HAHAHAHA
parodia!!!
2natka popisalas sie.. haha.. i

pokazalas nam w koncu.. hahaha.. ze jednak mozgu Ci brak


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
Yavanna
Ava, dlaczego nic mi nie powiedziałaś, że

kontynuujesz tego ficka? ;P Poczytałam te nowe party i świetne - jak zawsze.

Robisz niemało błędów interpunkcyjnych (a ja jestem na tym punkcie strasznie

wyczulona i aż mnie skręca, jak kropka czy przecinek jest w nieodpowiednim

miejscu lub nie ma gdzieś odstępu ^^). Ale poza tym - akcja jest szybka,

porywa. Fabuła też dobra. Postacie - wyraziste. Oby tak dalej =) I mam

nadzieję, że będziesz jeszcze długo kontynuuować tego ficka =)
Amelia_hwdp
Czekam na next parta, tylko ma być ciekawszy

i fajnieszy... zgoda??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
A ten to mi się słabo podoba, ale spoko majonez
avalanche
właśnie czekałam aż skomentujesz mojego ficka

droga Amelio....jak ty w zaskakująco szybko czytasz..inne ficki w mig

skomentowałaś...(ironia..ależ skąd)

Nie wiem po co komentowałaś tego

ostatniego parta, skoro nawet nie wiesz o co chodzi - jakbyś niezauważyła tu

jest ponad 70 partów (licze z pierwszą częścia). Wątpie nawet czy doczytałaś

tn ostatni part - wleciałaś tu, dałaś nic nie znaczącego komenta i dalej

lecisz nabijać. Weź tu mi nie gadaj "fajniejszy, ciekawy" - bo tak

można mówić jak się zna reszte - wtedy porównuje się, że np. ten ostatni

part był mniej interesujący od poprzedniego.

Takie komenty są dla

mnie czystym nabijactwem...
avalanche
znalazłam trochę czasu, więc postanowiłam

coś napisać - nie wiem czy dożyję następnego tygodnia (klasówy ==')....a

tu jeszcze trzeba się przyznać rodzicom że się dostało 2- z chemii XD Wiem,

że part taki sobie....ale siem postaram jak mi będzie lepiej. A..i ci dobrzy

już będą naprawdę niedługo ^^

Part 63


Fałszywy Remis

bardzo dobrze grał swoją rolę. Nie trudno było udawać wyczerpanego –

trudniejszą sztuką, było granie przed Orfeuszem. Istniało jednak minimalne

ryzyko wpadki Zakonnika. Mimo to, trzeba było się mieć na baczności.

Nieostrożny gest i Orfeusz może wyczuć spisek.
Paweł nie wydawał się być

zachwycony trzymaniem „Remisa” by ten nie spadł z wierzchowca.

Nie dość, że go bezczelnie porwał ten psychol Orfeusz to jeszcze miał robić

u niego za pomagacza. Sam był silny jak stado smoków a dziecku kazał trzymać

osobę, którą mógłby bez problemu wziąć na swoje barki.
- Dlaczego ja mam

go trzymać? – zaczął marudzić Paweł. Orfeusz zmierzył nastolatka

groźnym spojrzeniem.
- Bo ja tak ci kazałem i nie jęcz, bo zaraz

zejdziesz i będziesz sobie kopać grób!
- Palant… - wymamrotał

cicho Paweł.
- Co tam mamroczesz pod nosem?
- Nic –

odpowiedział szybko Paweł szybko odwracając wzrok.
- Nie kłam.
- Nic

nie mówiłem!! – wrzasnął Paweł odruchowo uderzając trzymanego

przez siebie mężczyznę prosto w plecy. Rozległ się głośny krzyk i potok słów

uderzonego.
- Ty pieprzony szczeniaku! Porachuje ci kości!


Nagle „Remis” zdał sobie sprawę, co zrobił. Zakrył usta dłońmi i

z przerażeniem patrzył na oniemiałego Orfeusza. Paweł również wyglądał jakby

trafił go piorun. Przeczuwając, co się święci powoli zsunął się z

niewidzialnego konia.
- Zakonnik…- wyszeptał z mściwością Orfeusz.


- Orfeuszu to nie tak jak myślisz…to ja Remis – zaczął się

tłumaczyć mężczyzna – To przez tą chorobę.
Uwierz mi

Orfeuszu…
- Masz mnie za kretyna?! – rozległ się donośny

wrzask wściekłego Orfeusza, niosący się echem po okolicy.
- Nie

Orfeuszu…Posłuchaj mnie…
- Słucham cię ty przeklęta gnido i

już zaczynam rozumieć. Nie martw się…Najpierw mi wyśpiewasz gdzie jest

Remis a potem cię zabiję.
Zakonnik próbował ratować życie, jednak nie

było szans by uciekł.
- GADAJ!
- Nie powiem…- powiedział

trzęsącym się głosem. Wyglądało, że mężczyzna mówił te słowa będąc świadom,

jakie niosą one konsekwencje.
Orfeusz rzadko miewał w zwyczaju długo

wyciągać z ofiary zeznania. Tym razem także nie zamierzał wyłamywać się ze

swojego „rytualnego” zachowania. Wystarczyła sekunda, aby

fałszywy Remis poznał jak to jest mieć skręcony kark.
- Popatrz sobie

–zwrócił się do przerażonego Pawła – Skończysz tak samo jak mi

wykręcisz jakiś numer. A teraz wsiadaj – pospieszył

chłopaka.

Tymczasem sytuacja z prawdziwym Remisem nie wyglądała

najlepiej. Kruk był zdeterminowany do tego by popełnić najgorsze, plugawe

czyny. Nie leżało w jego naturze, pozwolić ofierze by uszła z życiem z jego

„gry”.
Lubił się droczyć z przeciwnikiem – wyciągać na

światło dzienne sprawy najbardziej drażliwe i wywołujące na ich twarzy

wściekłość i nienawiść. Uwielbiał jak patrzono na niego z pogardą –

wiedział, że ofiara jest bezsilna wobec jego nadludzkich mocy, a jej

nienawiść do niego wywoływała ironiczne wybuchy śmiechu i cyniczne uśmiechy,

bo wiedział, że jest ponad nią…Jest jej panem i wyrocznią…Jakże

słodko jest rzucać upodlające i poniżające słowa, które wypruwają z duszy

człowieka te resztki godności, jakie w niej pozostały.
Remis był

dostatecznie poraniony, aby uznać go za osobę niezdolną już przynajmniej do

ucieczki, jeśli nie do obrony. Z pociętymi nogami trudno było wykonać jakieś

ruchy…
- Nic z tego – wysapał Kruk, widząc jak Remis

rozpaczliwie wyrwać się z objęć Kruka, który prawie, co leżał na nim by nie

dać mu uciec.
Ręce Kruka mocno przyciskały nadgarstki jego przeciwnika do

ziemi. Remisowi zdawało się jakby leżał na nim ważący tonę smok, który swym

ciężarem powodował, że brakowało mu powietrza – rzeczywiście trudno

było mu złapać powietrze będąc zgniatanym przez dobrze zbudowanego

mężczyznę. Na dodatek czuł na swoim ciele to gorąco wywołane ich,

wielominutową szarpaniną – obaj byli spoceni i dyszeli ciężko z

wysiłku.
Nagle Remis poczuł, że Kruk przyciąga jego jedną rękę do drugiej

i mocnym chwytem przytrzymuje je obie. Ręka Kruka, która w tym momencie

została na „wolności” powędrowała znów w strefę zakazaną. Jego

bezwstydność zdawała się nie mieć granic – dłoń mocno przylgnęła do

pośladka Remisa powoli schodząc niżej i niżej. Chwilę potem Kruk postanowił

odwrócił Remisa tak by miał widok na jego twarz…Szczególnie jednak

chciał zapamiętać ten moment, gdy na jego twarzy pojawi się nienawistny

wzrok a potem mina upodlonego człowieka, któremu siłą odebrano godność.
-

Możesz zaczniesz wreszcie współpracować – wyszeptał rozbudzony Kruk

– Nie martw się…to wszystko zostanie między nami…nikt się

nie dowie, że oddałeś się mi po heroicznej walce…
- Mam nadzieje,

że zdechniesz w męczarniach bydlaku – wysyczał ledwo Remis, nadal

czując przeraźliwy ból w plecach i nogach. Kruk zlekceważył tę obelgę

– wiedział, że Remis zaczyna się łamać...Każdy w końcu zaczynał

ulegać…

Gina nadal błądziła wśród mroków ciemnego lasu,

próbując znaleźć, choć jedną wskazówkę na to by iść we właściwym kierunku.

Coraz bardziej jednak plątała się w tym wszystkim – drzewa, które

mijała wydawała się wcześniej widzieć…Czuła się zupełnie tak jakby

kręciła się w kółko. Była już bardzo zmęczona i pragnęła jedynie tego by

znaleźć się w końcu w domu i zapomnieć o tym wszystkim, co ją spotkało.



Jeden z Zakonników, który stał na straży zobaczył coś niepokojącego.

Niedaleko błądziła jakaś osoba…prawdopodobnie kobieta. Zakonnicy mieli

rozkaz zgładzić każdego, kto włóczył się w okolicy – nigdy nie

wiadomo, co taka osoba mogłaby usłyszeć…a mogła dużo – Kruk z

Remisem nie zachowywali się raczej cicho.
Zakonnik pokazał swym

towarzyszom znak, że jest robota do wykonania – ci bardzo ochoczo

zareagowali na wieść o tym, że ofiara ma być kobietą…

Sekundę

potem Gina zorientowała się, że jest w opałach – leciało na nią około

dwadzieścia postaci w karminowych płaszczach z kosami w rękach. Krzyknęła

jak tylko głośno potrafiła i zaczęła uciekać.
Zakonnicy odcięli jednak

dziewczynie drogę ucieczki – okrążyli ją, stając w kręgu. Była

sama…kompletnie sama, osaczona przez bandę psychopatów, których

zamiary łatwo dało się przewidzieć. Tylko cud mógł ją ocalić…
Jeden

z mężczyzn zdjął w głowy kaptur spoglądając na dziewczynę.
- Ładna

jesteś…- wyszeptał z zadowoleniem, podwijając rękawy. Następnie dłonią

przejechał po swoim policzku – Jestem nieogolony…ale chyba nie

będzie ci to zbytnio przeszkadzać…
- Ccooo chcesz zzze mną

zrrrooobić? – wyjąkała przerażona Gina.
- Jak to, co…mało

domyślna jesteś…
Zakonnik zapewne zaraz wziąłby się za

„robotę”, jednak stało się coś, co wprawiło jego i innych o

dreszcze – echo uderzenia kopyt stawał się coraz bardziej

głośny…
Chwilę potem Zakonnik, który tak beztrosko rozmawiał z Giną

padł na ziemię martwy – miał wbity nóż prosto w serce.
-

Orfeusz!!!! – podniesiono alarm. Moment później

ukazała się wysoka postać mężczyzny w białych włosach, wściekłego niczym

rozjuszone zwierzę.

Wieść o przybyciu Orfeusza szybko dotarła także

do walczących ze sobą mężczyzn. Kruk wyglądał jakby go poraziło. Plan się

nie powiódł. W takim wypadku należało przyspieszyć działania – musiał

natychmiast zabić Remisa. Nie ociągał się z podjęciem tej decyzji –

trzeba będzie przecież mieć jeszcze czas na ucieczkę, gdyż samemu można było

zginąć. Szybkim ruchem sięgnął po miecz i starał się nim podciąć gardło

Remisa – znowu jednak napotkał na jego opór. Kruk jednak ani myślał

się poddać, z całej siły przyciskał ostrze coraz bliżej szyi ofiary.


Nie dane mu było jednak wykonać zadania. W pewnym momencie Kruk

„wyfrunął” w powietrze i z głośnym łoskotem uderzał w kolejne

drzewa, które pod wpływem niewyobrażalnej siły, w jaką w nie uderzało jego

ciało, zostały ścięte. Remis odetchnął w ulgą, kątem oka dostrzegł znajomą

twarz Orfeusza…
Orfeusz nie często miewał ataki szaleństwa,

jednak tym razem wyglądał jakby go opętał diabeł. Rzucał Krukiem siłą woli

niczym szmacianą lalką, starając się, aby jak najbardziej został

poturbowany. Minę miał zaciętą, co znaczyło, że to dopiero początek zemsty,

jaką szykował dla Kruka – nigdy mu nie wybaczy, że chciał skrzywdzić,

Remisa i to w tak perfidny sposób, jaki miał w zwyczaju zabijać ludzi.


Drzewa padały na ziemię jeden za drugim. Kruk rozpaczliwie próbował się

uwolnić ze szponów mocy Orfeusza, jednak niewiele mógł zrobić, gdyż Orfeusz

posiadał potężną moc psychiczną, której pokonać było nie sposób.
Chwilę

potem Kruk wykonał w powietrzu fikołka odbijając się od kolejnego drzewa

– tym razem jednak jego ciało nie leciało ku kolejnemu drzewu, lecz ku

sprawcy całego zdarzenia.
Orfeusz chwycił posiniaczonego i

poranionego Kruka za szaty.
- Ty kanalio! – potrząsnął nim z

całej siły – Pożałujesz tego!
Przyszedł czas na najgorszy

rodzaj tortur, jakie mógł uczynić ten człowiek. Ciało Kruka wypełniało się

bólem i cierpieniem, a jego moc uciekała poprzez skórę do ciała Orfeusza,

który czerpał z tego siłę, która jeszcze bardziej sprawiała, że stawał się

potężny.
Dotyk Orfeusza był najgorszym cierpieniem, jakie mogło

spotkać jego ofiarę, gdyż Orfeusz był niczym trucizna sącząca się w duszy i

niszcząca umysł. Skutki takiej tortury wykonywane w czasie dłuższym niż parę

sekund – jeśli się przeżyło – na długi czas paraliżowało ofiarę,

bądź pozbawiało ją kompletnie mocy lub zdrowia.
Ktoś jednak zamierzał

ocalić Kruka - Orfeusz wyczuł w nim obcą moc, którą bardzo dobrze znał.

Osoba ta nie znajdowała się w pobliżu. Przeciwnie wręcz, była w zamku Zakonu

i podobnie jak Orfeusz…działała siłą woli…

PS. dobra wiem

poleciałam trochę z akcją....ale co tam XD
Abaska
No, jest nowy part
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Jeden błąd, który mi się w oczęta

rzucił:


width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Lubił się droczyć z

przeciwnikiem – wyciągać na światło dzienne sprawy najbardziej

drażliwe i wywołujące na ich twarzy, wściekłość i nienawiść.


class='postcolor'>

Ten przecinek tu ci z księżyca

zleciał, nie wiem, po co go wsadziłaś, bo nie ma tu podziału na 2różne

zdania


Aachh... Super był ten part XD A ja wiem, któż to będzie

XD Chyba... Antares? Błagam, powiedz, że taaakk XD Nic a nic się nie

pospieszylaś, part był suuper XDD Aż mi się banan na twarzy pojawił, jak

zobaczyłam, że jest parcik nowy =) A że Gina jest ładna... Hmm... Fajnie by

było, jakbyś ją z kimś zeswatała XD Nawet by było lepiej niż fajnie

XDD

No i na razie nie dawaj tych dobrych, bo tu jest fajna

akcja...Dobrzy tam sobie mogą paszoł won. Nyo ^^ Pisz pisz, bo się już

doczekać znów nie mogę... [no i wszystkie moje postanowienia, że nie będę

już jak taka głupia i nienormalna wypatrywać new partow legły w gruzach


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>].

Jade^_^
part bardzo fajny.. to co, ze polecialas z

akcja.. mnie sie bardzo podoba.... zreszta jak zawsze
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Cinija Nicija
Wreszcie to przeczytałam. Brawa dla mnie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Dobra, chcesz krytykę? Po prostu nie mogłam usiedzieć,

jak bezlitośnie kaleczyłaś w pierwszych partiach interpunkcję. Ortografia (

bój się, bo kocham ortografię ) pozostawia wiele do życzenia. Fabuła

ciekawa, abaska już zauważyła, że nie potrafisz stawiać przecinków, te

ostatnie party( mówię o Kruku + Remisie) były deczko ohydne. Fabuła

baaaardzo ciekawa! W ogóle nie można ci zarzucić, że zgapiasz z

Harry'ego pottera albo coś ( no dobra, Orfeusz = Morfeusz, a poza tym

ten zakon... Krzyżaków czytałaś? Motyw Atlantydy... )no i jest wiele wątków,

opisy w równowadze z dialogami, refleksjami, pod tym względem CUDO! T0o

dawaj party, jeśli cię znowu nie odłączyli
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
avalanche
To że kaleczyłam interpunkcje w

pierwszych partach i ortografię było spowodowane moim niedbalstwem XD ale

także tym że nie posiadałam Worda. Ostatnio jednak zaczęłam poprawiać te

pierwsze party i myślę że błędów raczej nie powinno już być (doszłam

bodajże do 18 parta w częsci drugiej)
Co do przecinków - przyznam bez

bicia, najchętniej w ogóle bym ich nie stawiała - jednak Word co nieco mi

rehabilituje to moją wadę. (czasami XD)
Co do treścii - Orfeusz=Morfeusz?

Dwie różnie bajki moim zdaniem - jedna z postaci jest z mitologii a druga z

matrixa. Poza tym ja tylko wzięłam imię dla bohatera bo urzekła mnie

historia o Orfeuszu i Eurydyce - jednak jak pewnie zauważyłaś Orfeusz z moim

opowiadaniu nie przypomina w ogóle tego mitologicznego, więc można uznać że

zapożyczyłam sobie tylko jego imię..bo mi się podobało.
Co do Zakonu -

"Krzyżaków" nie czytałam bo przyznam się bez bicia - nie mogłam

strawić tej książki. Nie wiem skąd to skojarzenie z Krzyżakami - mi się

zakonnicy zawsze kojarzyli z panami w habitach siedzących w klasztorach,

których atmosfera była owiana taką lekką nutką tajemnicy.
Atlantyda

natomiast...no cóż...od bardzo dawna mnie ciekawiła więc postanowiłam ją

uczynić taką swoistą "krainą utraconą" - bo jak wiesz mimo iż

wielu bohaterów nazywa się Atlantydami to jednak nie mają oni swojej

ojczyzny, czyli żyją tak jakby na przymusowym wygnaniu że tak to ujmę.


Napisałaś że Kruk + Orfeusz i te scene były ohydne...no cóż prawidłowo

to odbierasz bo takie było moje założenie. Myślę że czasem mam niemoralne

odchyły, ale to moim zdaniem dobrze, że wyrzywam się tutaj niźli miałabym

wyrosnąć na psychiczną maniaczkę, która by potem mordowała ludzi bo zamykała

się w swoim chorym świecie - mi pisanie w jakimś pomaga wyzbyć się

negatywnych emocji, które we mnie drzemią...z zasady więc opisywane potem

sceny bardzo dobrze myślę przedstawiają to co miałam zamiar

przekazać.


Co do odłączenia...ta sprawa mnie raczej nie dotyczy

bo mam już od dawna stałe łącze...jedyne więc co mnie może odłączyć to

elektrownia za nie płacenie przez moich rodziców rachunków...albo sami

rodzice w akcie złości na mnie XD

dziękuje za uwagę - musiałam się

wygadać - na szczęscie na temat. A tak nie na temat to byłam w teatrze

Narodowym na sztuce "Sen Nocy Letniej" iii...ale to już dłuższa

historia ^^

PS> a parta może dam jutro..nie wiem..jestem

nieobliczalna. Co do błędów - myślę że wiele się od początku pisania

nauczyłam i nadal się uczę - dzięki wam.
avalanche
Part 64

Nie było wątpliwości, że

tą osobą był Antares. Tylko on miał na tyle mocy i interes w tym by ratować

Kruka z objęć swego syna. Bez Kruka, który był niejako fundamentem Zakonu

mogły lec wszystkie marzenia Antaresa, gdyż tylko ten człowiek mógł mu pomóc

w realizacji jego zamierzeń.
Starcie dwóch potęg w ciele jednego

człowieka było bardzo wyczerpujące zarówno dla Orfeusza i Antaresa, jak i

dla samego Kruka, który praktycznie nie miał już wpływu na to, co dzieje się

w jego ciele. Mógł się jedynie modlić, aby dowódca Zakonu szybko zakończył

ten „pojedynek myśli” i uwolnił go od swej

„pociechy”.
Nie było to jednak takie proste. Orfeusz nadal

miał tę przewagę, że to on był najbliżej Kruka i mógł go wykończyć dotykiem,

gdyż wystarczyło tylko zmorzyć siłę dotyku by ofiara szybciej się

wykończyła.
Orfeusz jednak nie wziął pod uwagę sprytu swego ojca. Antares

zdawał sobie sprawę, że mocą w tym momencie niewiele zdziała – mógł

jedynie regularnie ogłuszać Orfeusza myślami, jednak wiedział, że takie

działanie było skuteczne tylko na krótką metę. Orfeusz był w stanie

przeczekać ten napór niszczycielskich głosów…bolesnych

wspomnień…przykrych doznań…męczących rozmyślań…To wszystko

było marną garstką, która tylko na moment mogła go zamroczyć.
Trzeba

było zacząć myśleć jak taktyk. Co mogło odciągnąć Orfeusza od Kruka?

Odpowiedź wydawała się nazbyt oczywista – Remis. Należało, zatem

zakraść się do umysłu ledwie zipiącego Remisa i męczyć go tak by zwrócił

uwagę Orfeusza.
„ Remis…” zahuczał głos Antaresa

„Przygotuj się na niespodziankę prosto z piekła rodem”
To, co

chwilę potem poczuł Remis można by porównać do zgniatania czaszki przy

muzyce gwoździ posuwanych jeden za drugim po tablicy. Był to ból nie do

zniesienia. Symfonia zgrzytów, pisków niesionych echem w najgłębszych

zakamarkach umysłu.
Tak jak przewidział Antares, Remis szybko dał znać,

że cierpi. Chwycił się za głowę potrząsając nią na wszystkie strony i

wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie.
Orfeusz natychmiast zorientował się,

jaka taktykę przyjął Antares. Odrzucił Kruka i popędził na pomoc Remisowi,

który aż zwijał się z bólu.
Antares nie zamierzał długo czekać –

przekierował swą moc na Kruka przejmując nad nim kontrolę. Nie zwlekając ani

sekundy dłużej sprawił, że Kruk, którego rządził ciałem wyczarował deskę i

czym prędzej wsiadł na nią uciekając jak najdalej od Orfeusza.
Orfeusz

zdołał zauważyć jedynie pochyloną postać nieprzytomnego Kruka, która

przeleciała mu nad głową. Gdyby Remis nie był w tak fatalnym stanie zapewne

ruszyłby za nim w pogoń. Teraz było to jednak nie możliwe. Każda chwila bez

pomocy lekarskiej była dla Remisa niczym tykający mechanizm na bombie

– im dłużej nie dostawał leku tym bardziej się męczył i

cierpiał.
Orfeusz nie wiedział, co robić – nie umiał pomóc sam

Remisowi. Wziął go na ręce i skierował się ku miejscu gdzie czekał na niego

Paweł i koń. Trzeba będzie natychmiast ruszać.

- To na pewno on?

– spytał niedowierzającym głosem Paweł.
- Zamknij się! –

wrzasnął wściekle Orfeusz. Paweł zamilkł.
Orfeusz przerzucił

półprzytomnego przez grzbiet wierzchowca, po czym zwrócił się do Pawła:
-

Nie jesteś mi już potrzebny. Byłbyś tylko ciężarem – powiedział srogo,

szykując się na usuniecie nastolatka.
W tym momencie rozległ się odgłos

kasłania gdzieś z pomiędzy krzaków. Orfeusz zwęził oczy i skierował swój

wzrok na drgający liśćmi krzak olbrzymiej paproci. Ruszył pewnie i szybko w

tamtym kierunku podnosząc z ziemi…dziewczynę.
Remis spojrzał w

tamtą stronę mętnym wzrokiem i na chwilę odzyskał jasność umysłu.
- Nie

zabijaj jej – powiedział na tyle głośno na ile mógł, widząc, że

Orfeusz właśnie się do tego szykuje – Ona jest córką medyka…zna

przepis na lekarstwo, które mam brać…
Orfeusz podniósł brwi w

zdziwieniu. Sądził, że Remis bredzi.
- Porwaliśmy ją z Diegiem…-

dodał Remis próbując wytłumaczyć sprawę – Ja nie bredzę. Jeśli ją

zabijesz stracę szansę na natychmiastową pomoc.
Gina, która była cała

umorusana w popiele sprawiała wrażenie jakby nie za bardzo wiedziała, co się

z nią dzieje. Możliwe, że była oszołomiona po tym jak Orfeusz natarł na

Zakonników. Pamiętała jedynie, że wielu z nich uciekło a ci, którym się to

nie udało leżało u jej stóp martwi. Ona sama dostała w plecy od jakiegoś

zabłąkanego zaklęcia i upadła nieprzytomna na ziemię.
Paweł z

niepokojem przyglądał się całej sytuacji. Teraz tylko on pozostał do

odstrzału. On nie był do niczego przydatny.
- Chłopca też zostaw przy

życiu – wysapał Remis. Paweł aż wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu

– Chcę mieć posłańca…
- On cię zdradzi Remis –

zaprotestował Orfeusz.
- Zobaczymy. Nic nam nie zaszkodzi zaryzykować. A

ty…Paweł…pamiętaj, że zostałeś ocalony…masz dług

wdzięczności wobec mnie i niech cię to zobowiązuje do tego abyś odpłacił mi

się za tę przysługę…
Paweł spojrzał na zmizerniałego człowieka,

który właśnie ocalił mu życie. Nie wiedział jak zareagować. Życie ocalił mu

niegdysiejszy przyjaciel jego ojca…Zakonnik, którego umysł pod wpływem

choroby zdawał się odbierać mu rozsądek.
Orfeusz niechętnie przystał na

tę propozycję abym darować życie Pawłowi, jednak nie miał wyboru –

musiał się zgodzić na żądania Remisa. Nie było sensu w takim momencie się z

nim kłócić.
- Ocućcie ją…I do jasnej cholery zdejmijcie mnie z tego

konia. Rzygać mi się zachciewa jak tak na nim wiszę.
- Zajmij się nią

– Paweł przytrzymał za Orfeusza dziewczynę by ten mógł zdjąć Remisa z

wierzchowca.
Gina mrużyła oczy i przetarła je rękawem. Nadal jeszcze

nie orientowała się zbytnio, co się z nią dzieje. Czuła tylko, że ktoś ją

trzymał z tyłu, aby nie upadła. Powoli dochodziły do niej impulsy

rzeczywistości – niebo robiło się coraz jaśniejsze a przyroda powoli

zaczynała się budzić do życia, po mrokach nocy.
- Orfeusz... –

zwrócił się do towarzysza Remis – Obiecaj mi że jej nie zabijesz

teraz…
- Obiecałem ci, że…
- Ale ja się obawiam, że możesz

złamać tę przysięgę jak się dowiesz kim ona jest… a wiem, że lada

moment przypomnisz sobie kim jest ta dziewczyna jak się jej uważnie

przyjrzysz…
- O czym ty mówisz? – spytał zaniepokojony

Orfeusz – Chcesz mi powiedzieć, że to jest ktoś…kogo znam?
-

Nie myśl sobie, że ona się będzie cieszyć z tego spotkania po latach –

ostrzegł go Remis. Orfeusz uśmiechnął się cynicznie.
- Moja niedoszła

ofiara? – spytał rozbudzony.
- Tak, ale ani mi się waż jej tknąć.

Musi mi zrobić to świństwo, które mam brać, bo inaczej umrę. Słuchasz

mnie?
Orfeusz nie słuchał. Spojrzał na trzymaną przez Pawła dziewczynę.

Rzeczywiście...Jej rysy zdawały się być mu znajome. Nie mógł sobie jednak

przypomnieć skąd…

Antares był wściekły. Plan tak szczegółowo

przez niego dopracowany spłonął na panewce. Wszystko poszło nie tak jak się

spodziewał. Nawet jego As zawiódł – Kruk nie poniósł chyba jeszcze

nigdy tak sromotnej porażki.
Wszystkiemu winni byli jego syn i ten

przeklęty Diego – obrońca uciśnionych w czerwonym habicie. Miał ochotę

rozszarpać tych dwóch na drobne kawałeczki. Na jednym będzie się mógł

zemścić – dostał wiadomość, że Zakonnicy schwytali go w lesie.

Przynajmniej jedna dobra wiadomość tego dnia. Buntownik poniesie odpowiednią

karę a z synem rozliczy się, kiedy indziej. Dopadnie go prędzej czy później

a wtedy zabije i jego i Remisa…
Niedługo potem na zewnątrz tego

zapuszczonego bagniska zaczęły się powoli ukazywać postacie w karminowych

habitach zmierzające ku zamczysku. Antares podszedł bliżej okna spoglądając

z pogardę na tę bandę nieudaczników, którzy zawiedli. Większość z

powracających miała opuszczone głowy i poranione ciała, z których spływająca

krew zlewała się z czerwonym kolorem ich szat.
Antares usiadł na

fotelu przytykając opuszki palców obu rąk do siebie. Czekał na chwilę, kiedy

do jego gabinetu zostanie wleczony ten zdrajca Diego.
Na korytarzach

zaczęły się rozlegać hałasy krzyczących na siebie Zakonników. To jeszcze

bardziej wytrącało Antaresa z równowagi. Przy takim harmiderze nie mógł

spokojnie myśleć. Na dodatek więźniowie się obudzili…Zakonnicy musieli

być rzeczywiście wściekli skoro musieli się aż wyżywać fizycznie na

więźniach.
Drzwi komnaty się otworzyły a do środka wkroczyła spora

grupka Zakonników trzymająca osobę, której obłąkańczy śmiech wypełnił

pomieszczenie.
Antares podniósł się z fotela i podszedł cicho to

szarpiącego się buntownika.
- Witaj Diego – uśmiechnął się

pogardliwie.
- Panie – ukłonił się jeden z Zakonników.
-

Seginusie…ty jedyny mnie nie zawiodłeś – pochwalił go dowódca.

Seginus był niezwykle łasy na takie akty podnoszące jego morale i dumę.
-

Działałem z myślą o tobie panie…Wiesz przecież, że nigdy cię nie

zawiodłem – uśmiechnął się nieznacznie robiąc jeszcze jeden krótki

pokłon, ku postawnemu dowódcy.
- Czemu jeszcze nie odzyskał

świadomości?
- Dostał za dużą dawkę ogłupiacza…
- W takim razie

skoro nie mogę z niego wyciągnąć zeznań nie jest mi w tym momencie

potrzebny. Zabierzcie go i wrzućcie do celi. Powiedźcie strażnikom, żeby

dali znać, kiedy odzyska świadomość. Czasami trzeba być wyjątkowym głupcem

żeby nie mieć umiaru w swoim poczynaniu – zwrócił swój wzrok na

Seginusa. Ten nieco spokorniał i cofnął się w cień, po czym razem z innymi

Zakonnikami wyszedł w milczeniu, trzymając drącego się w niebogłosy

Diega.

- Cele są zapełnione – oświadczył jeden ze strażników na

wieść o więźniu.
- Ma się znaleźć! – wrzasnął Seginus, który

musiał odreagować porażkę jaką poniósł u swego pana.
- Można go wsadzić

jedynie do cel specjalnych – zaproponował strażnik.
- Tam gdzie są

Stefan i Sergiusz z tymi szczeniakami? Wykluczone!
- Jest jeszcze

jedna cela obok..
- W takim razie tam go zamknijcie. Jak odzyska

świadomość macie mnie natychmiast zawiadomić, zrozumiano?

Hałasy

towarzyszące eskorcie więźnia prowadzonego do celi zbudziło ze snu więźniów

znajdujących się naprzeciw tej, do której go miano zamknąć.
- Co to za

wrzaski? – spytał zaniepokojony Adam. Jego przyjaciele będący w celi

popatrzyli po sobie z ciekawością mieszaną ze strachem.
- Chyba nowy

więzień – powiedział Wiktor.
Stefan i Sergiusz mieli zamyślone

miny. Patrzyli na siebie spode łba – parę dni wcześniej wynikła między

nimi nieprzyjemna kłótnia i do dzisiaj mieli do siebie żal o to.
- Czemu

on się tak śmieje? – wzdrygnął się Robert.
- Chyba jakiś psychopata

– odparł Wiktor.
Stefan i Sergiusz w milczeniu wstali niemal w

tym samym momencie. Sergiusz stanął pod kamienną ścianą spoglądając na

wyglądającego przez kraty Stefana.
Chwilę potem stare zardzewiałe drzwi

celi z naprzeciwka otworzyły się a do środka został wrzucony człowiek,

którego śmiech aż mroził żyły.
- Diego… – powiedział z

niedowierzaniem Stefan. Chłopcy i Sergiusz zrobili najbardziej zdziwione

miny, na jakie ich było stać.
Sergiusz odepchnął Stefana spod drzwi

jakby nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Spojrzał przed siebie w kierunku

gdzie przed chwilą zamknięto więźnia. Jego oczom ukazała się twarz

obłąkańczo uśmiechniętego Diega, który stał przy drzwiach trzymając rękoma

krat swej celi…

PS> Jade ty niecierpliwcze ja ci dam mnie tu

popedzać XD
Jade^_^
ava nie nerwuj się...
w końcu ktoś musi

Cię mobilizować do pisania nie?
przyznam, było o stronie dobra, jak

obiecałaś, ale maaaało
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
no jak zwykle fick baaardzo mnie się podobał.. zresztą

jak cała Twoja twórczość
no nie wiem co tu mogę jeszcze napisać chyba

nic...
tylko to, że ja chcę next parta jak najszybciej.. ferie się

zaczynają, więc bedziesz miała duuużo czasu
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Cinija Nicija
Orfeusz-szepnał Remis - obiecaj,,, ,,,,,

że mi jej nie zabijesz teraz
brak przecinka Większych usterek brak. Dobry

part
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Yavanna
Ava, wspaniałe. To pierwszy fick, który

czytam z zapartym tchem. Akcja jest naprawdę wartka i ciekawa. Losy

bohaterów rozwinęły się bardzo głęboko. Teraz pobyt chłopców w tym domu w

środku lasu, na początku ficka (nie pamiętam czyj był to dom XD) wydaje mi

się teraz odległą przeszłością. Mam wrażenie jakbym czytała kolejny tom

jakiejś sagi. Oby tak dalej.
Pod względem ortograficznym i

interpunkcyjnym - nie mam zastrzeżeń. Czytając nie zauważyłam jakichś

większych usterek.
Czekam na następny part i życzę weny =)
Cinija Nicija
Jeszcze jeden błąd - tam, pisze, że Gina

jest oszołomiona, bo ci zakonnicy, którzy nie uciekli, leżało u jejm

stóp. A kiedy następny part?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
avalanche
postanowiłam dać tego parta choć nie uważam

go za najlepszy -no ale taka jest moja decyzja. Part kończy się dziwnie -

prawdę mówiąc jest to specjalne niedomówienie z mojej strony, które będę się

starać potem powoli wyjaśniać.

Part 65

- Cześć

Remis…Dlaczego nie zdechłeś? – powiedział zmienionym głosem

Diego zwracając się do Sergiusza.
Mężczyzna odwrócił się plecami do

drzwi potrząsając współczująco głową.
- Zadałem pytanie! –

wrzasnął Diego sądząc, że Remis…a raczej Sergiusz odmawia mu

odpowiedzi.
Sergiusz jednak nie reagował na te zaczepki. Chodził po celi

trzymając rękę na karku jakby go bolał.
Diego natomiast wyraźnie miał

za dużo energii. Walił w drzwi jak oszalały chcąc je najwyraźniej wyważyć.

Było to bardzo niebezpieczne gdyż drzwi, za którymi był zamknięty Diego

wyglądały na bardzo stare i miały pordzewiałe zawiasy. Na moment walenie

ucichło, jednakże nie na długo. Więzień zaczął kopać drzwi tak, że z pod

zawiasów ulatywał pył. Głuche odgłosy niosły się echem po pustym korytarzu.


Stefan obserwował ze spokojem poczynania Diega śledząc jego ruchy

poprzez niewielki otwór z kratami ze własnej celi. Sprawiał wrażenie

człowieka, który przywykł do takich zachowań.
Będąc zamkniętym w

więzieniu Zakonu wiele rzeczy się widziało – szczególnie wtedy, gdy

razem ze strażnikiem mijało się kolejne drzwi cel z pozamykanymi w środku

ludźmi. Taka sama banda potępieńców i szaleńców, co pilnujący ich strażnicy.

Niektórzy z nich nie mieli nawet okienek w celach a zamiast tego –

podwójne drzwi. Mniej agresywni więźniowie często byli drobnymi

przemytnikami, którzy wpadli poprzez konflikt interesów –

przeszkadzali Zakonowi. Tacy przeważnie należeli do grupy, która najlepiej

sobie radziła w warunkach więziennych – mieli często w miarę czyste

ubrania, paczki papierosów i obowiązkowo zapalniczkę, którą regularnie

podpalali swoich współwięźniów
Do następnej grupy należeli ludzie,

którzy wykonywali niegdyś zadania dla Zakonu, ale z pobudek natury

egoistycznej, towary, które miały trafić do zleceniodawcy, często trafiały

do ich własnej kieszeni w całości bądź części. Byli to przeważnie złodzieje

dóbr materialnych, którzy dla Zakonu mieli kraść cenne przedmioty. Wielu z

nich często paradowało po korytarzach naśmiewając się ze strażników, że po

raz kolejny otworzyli celę. Istniał taki zwyczaj, że jeśli udało się takiemu

delikwentowi wydostać z celi trzy razy to dostawał on szansę na współpracę,

albo, gdy strażnik miał zły dzień – po prostu zabijany. Mimo tego

ryzyka zostania zabitym zamiast zaproponowania nowej formy współpracy

chętnych do ucieczek nie brakowało. Panowała opinia, że zawsze warto

zaryzykować niż gnić w celi bez życia z wiadomym wyrokiem, jakim było

zabicie, gdy się zajmowało celę następnym a samemu nie było się na tyle

przydatnym żeby móc potem wykorzystać swoje zdolności w służbie Zakonowi.


Zupełnie inny problem stanowili zamykani Zakonnicy. Wśród nich

zaobserwować można było nałogowych piromanów - ludzi, którzy uznawali

wyższość wiedzy praktycznej nad teoretyczną (nie było by to tak złe gdyby

nie stosowali tej zasady także w murach zakonnych, narażając Zakon na

poważne straty ludności), nawiedzonych mentorów buntujących Zakonników

przeciwko ich przywódcy oraz najbardziej pobudliwe cioty, które non stop

potrzebowały kontaktów „między cielesnych” nie wywiązując się

należycie ze swych obowiązków Zakonnika.
Najgorszą sytuację mieli

ludzie, którzy w żaden sposób nie narazili się Zakonowi poprzez swoje czyny,

ale zostali schwytani jako ofiary ich przyszłych „zabaw na pochmurne

dni”. Wśród tej grupy panowała zaskakująco duża śmiertelność –

albo się wieszali albo odbierali sobie życie w inny sposób – byle nie

dostać się później w łapy tych bestii.
Zakonnicy nie przejmowali się

losem więźniów. Spokojnie można było na ich oczach zabić swojego

współwięźnia. Zdarzały się przypadki, że najbardziej zwyrodniały dostawał w

nagrodę paczkę papierosów – sposób ten podchwycili wszyscy więźniowie

węsząc w tym okazję do zajarania w chwilach tzw. „prohibicji

nikotynowej”. Życie ludzkie nie było to zbytnio cenione, co oddawały

wyryte przez „więziennych poetów” na ścianach napisy

przypominające regułki z podręcznika „Jak zarżnąć sąsiada?”.


Częstym i ostatnio modnym sposobem na zabijanie czasu było

samookaleczenie się poprzez robienie sobie blizn na rękach przedstawiających

jakieś motywy np. symbol płonącej czaszki. Za mało oryginalne było

„rycie” swojego imienia, natomiast szczytem odwagi było

„wypisanie” sobie nazwisk ofiar, które miało się zaszczyt wysłać

na tamten świat. Przeważnie, bowiem każdy z więzionych miał na sumieniu dużą

liczbę ofiar tak, więc tak rozległe „tatuaże” a’la tablica

ku czci pomordowanym była czymś zakrawającym na wielki szacunek i poważanie

w więziennym półświatku.

- Wejdź – rozległ się głos Antaresa.

Drzwi powoli się uchyliły jakby osoba za nimi stojąca była niepewna tego czy

na pewno chce wejść do środka.
Mężczyzna ciężkim krokiem przekroczył

próg zamykając za sobą drzwi.
- Do czego to doszło…żeby dowódca

musiał nadwerężać swoją moc i nerwy żeby ratować człowieka, który powinien

sprawiać najmniej kłopotów z całej tej zgrai przygłupów – Antares

zwrócił się do swego rozmówcy. Ten natomiast szybko odwrócił wzrok od jego

wściekłego spojrzenia.
- Panie…
- Zamknij się! Teraz ja

mówię! – wrzasnął Antares na pobladłego Kruka, który ledwo trzymał

się na nogach po tym jak jego ciało zostało poddane ciężkiej próbie na jaką

wystawił go Orfeusz – Zawiodłem się na tobie. Myślałem, że kto, jak

kto ale ty nie spartolisz powierzonego ci zadania. Tak trudno było zabić,

Remisa? Powiedz mi…coś ty u diabła robił, że tak długo się z nim

szarpałeś, że nawet Orfeusz zdążył cię dorwać?
Zapanowała cisza. Kruk

czuł, że znalazł się w niezłych tarapatach. Antares przypatrywał się z

ogromną ciekawością zachowaniu mężczyzny – rzadko, kiedy można było

zobaczyć wystraszonego zabójcę.
- Chyba zaczynam rozumieć… - rzekł

dowódca.
- Panie ja nie chciałem zrobić niczego, co mogłoby w jakiś

sposób przeszkodzić w jego zamordowaniu…Ja po prostu nie spodziewałem

się, że on…że on będzie się tak stawiał…
- Widać myślenie nie

jest twoją najmocniejszą stroną! – podsumował gniewnie Antares

– Uważaj…bo możesz skończyć jak twoi towarzysze, którym podobnie

jak tobie wyżarło szare komórki za to doskonale dbają o to by inne sprawy

brały górę nad obowiązkami – rzekł z pogardą posyłając swemu poddanemu

krótkie surowe spojrzenie.
- Beze mnie nic nie zdziałasz –

powiedział już odważniej Kruk pozbawiając swojej wypowiedzi zwyczajowej

tytułowości wobec swego dowódcy.
- Jesteś zuchwały. Jak śmiesz mówić do

mnie takim tonem! – wysyczał Antares, będąc wyraźnie urażonym tym

brakiem szacunku.
- Chyba nie powie mi pan „szanowny

dowódco”, że chce mieć za swojego wroga niźli sojusznika –

ciągnął dalej Kruk nie zważając uwagi na to, że twarz Antaresa coraz

bardziej zaczynała przybierać barwy purpury – Proszę nie zapominać, że

ja też liczę się w tej grze. Zlekceważenie mnie może być poważnym

błędem.
- Poważny błąd to ty zrobiłeś – przerwał mu wywód Antares

– To ja jestem głównym graczem w tej grze i jeśli tylko zechcę mogę

strącić każdy pionek, który będzie mi stawał na drodze.
- Orfeusza

też?
- On w tym momencie jest już na przegranej pozycji – skwitował

Antares.
- Wzruszające jak kruche bywają więzi rodzinne. Powiedz

mi…Antares…
Rozległo się ciche stuknięcie – jakby

mechanizm nakręconego zegarka nagle przestał działać, a jego trybiki i

sprężynki „wyzionęły ducha”.
Antares wyciągnął z

kieszeni…zegarek…Staroświecki wyrób w postaci medalionika ze

zdobieniem na nasadzie, które przedstawiało inicjały I. S. Odchylił uważnie

wierzch zegarka podnosząc do góry małą klapkę i spojrzawszy wewnątrz

stwierdził krótko:
- Już czas…
Abaska
Łii, tam, to nic prawie nie wnosi XD Tylko

nie czaję, o co chodziło z tym dźwiękiem i "czasem" Antaresa, ale

I hope, że nie chodziło o ukatrupienie Orfeusza ;D Bo za bardzo gościa

lubię...

No i mojego Diega od rozumu odprowadzać? W co kurczę

pogrywasz?! XDD Ale cicho, to nie jest to, co myślisz, ja tego wogóle

nie czytałam, nie będę przecież czasu marnowała XDD


Pees: I

pamiętaj o błędach XD
PeesII: I się nie obrażaj XP
PeesIII: Jest

jeszcze coś, co chcicłam powiedzieć?
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />

Paf.cio
Nom, niezłe, nie robsz takich błędów, które rzucają się w oczy. Mam tylko jedno do powiedzenia: Niech następny Part będzie o tym co sie dzieje z Michałem w Zamku smile.gif
Abaska
Cicho, następny fan tych dobrych XDD

NIE, ma być o Diego XP A o Michale jedno zdanie wystarczy XDD [zbytek łaski XP]

Nie no, na razie tylko niech Avencja skończy z tymi złymi, to przejdzie do dobrych, bo ak to ni z księżyca ni z wiatraka urwą się dobrzy i wszystko się pomiesza XP

Finisz XD
Idusia
Dzis jakos mnie skusilo i przeczytalam

cale Twoje opowiadanie. Jestem pod wrazeniem, kilka bledow jakie zauwazylam

na takie ilosci tekstu to baaardzo niewiele.
Jestem za dalszym

opisywaniem Tych Zlych ( a w szczegulnosci Orfeusza, Remis'a i Diega


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>)
Musze przyznac, ze kilka zwrotow akcji mnie zdziwilo, co

nie zdaza sie az tak czesto jesli pochlania sie ksiazki niczym mol


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Mordoklejka
Dobra... jestem na 4 z 10 (?!) stron

(nie partów), ale nawet nieźle mi idzie zauważająć, że czytam trzy dni (no

nie całe ale zawsze).
Obiecuję, że jak to przeczytam w całości to kupie

szampana!!! Albo chociaż
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/krowki.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='krowki.gif'

/> i
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/nutella.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif'

/> !!!
A tak ogólnie to Ava myślałaś o tym aby

wydrukować to jako książkę??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif' />


Jeśli tak to się zgłaszam na kupca, a jeśli nie to radzę to

zrobić.
To byłby bestseller!!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Dobra, idę czytać dalej...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Mordoklejka
No dobra, przeczytałam juz wczoraj ale komp

siem zawiesił i nie skomentowałam!!!
A dziś sklepy zamknięte

i musiałam sie zadowolic paczka ciastek i sokiem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>

Ava, jak opisywałas tego trupa to myślałam, że

schawtuje, a akurat obiad jadłam i musiałam przerwac

czytanie!!!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />



Poza tym chyba jestem nienormalna bo trzy noce z rzędu sniło mi sie,

ze lecę sobie na desce z Atlantydami!!! To chyba ptrzez ta

chorobe..
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>

Poza tym Ava, ja napisałam rok temu ficka w ogóle

nie znając twojego i tam był wątek, że praprapraprapra babcia jednej

bohaterki pochodziła z Atlantydy i dlatego ta bohaterka jest taka a nie

inna. Chyba się nie obrazisz jak go umieszczę na Forum, co? Ja wtedy nawet

nie znałam twojego opowiadania, to tak przez przypadek sie złozyło...


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />

avalanche

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Ava, jak opisywałas tego trupa to myślałam,

że schawtuje, a akurat obiad jadłam i musiałam przerwac

czytanie!!!! 

class='postcolor'>
chodzi ci o tego wisielca? =) Nigdy

nie twierdziłam że trupy mają być piękne i milusie, tak więc wiesz. Poza tym

dam ci jedną radę - nie jedz kiedy czytasz moje chore ff. Nigdy nie wiadomo

co może się pojawić..(za rogiem XD)


border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Poza tym chyba jestem nienormalna bo trzy

noce z rzędu sniło mi sie, ze lecę sobie na desce z

Atlantydami!!! To chyba ptrzez ta chorobe..


class='postcolor'>
serio? wiesz zazdroszczę snu XD mi

się śni noc w noc moja rodzina a dokładnie - dwóch jej członków - wujek i

mój brat cioteczny...wierz mi mam już tego

dosyć...


width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Poza tym Ava, ja napisałam

rok temu ficka w ogóle nie znając twojego i tam był wątek, że

praprapraprapra babcia jednej bohaterki pochodziła z Atlantydy i dlatego ta

bohaterka jest taka a nie inna. Chyba się nie obrazisz jak go umieszczę na

Forum, co? Ja wtedy nawet nie znałam twojego opowiadania, to tak przez

przypadek sie złozyło...

class='postcolor'>
Nie mam ci prawa zabraniać =) Motyw

Atlantydy nie jest objęty jakimś prawem autorskim że musisz mi się

tłumaczyć. Mam tylko nadzieję że treść twojego ff nie będzie odbiciem mojego

- chodzi o to żeby mój ff nie wywierał wpływu na twój a wszystko będzie w

porządalu.
Mordoklejka

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>
align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Ava, jak opisywałas tego trupa to myślałam,

że schawtuje, a akurat obiad jadłam i musiałam przerwac

czytanie!!!! 



class='postcolor'>


chodzi ci o tego wisielca?

=) Nigdy nie twierdziłam że trupy mają być piękne i milusie, tak więc wiesz.

Poza tym dam ci jedną radę - nie jedz kiedy czytasz moje chore ff. Nigdy nie

wiadomo co może się pojawić..(za rogiem

XD)

class='postcolor'>

Heh, chyba cie posłucham...


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.