Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: przyjaciele na zawsze [nk]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Abaska
...i troche superasny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
tylko jedno mnie zdziwilo: ze w krainie

magii jest cos takiego jak szklane kule, reflektory i te inne bajery... ale

chyba widac, ze nawet atlantydzi nie obejda sie bez naszych mugolskich

wynalazkow
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Abaska @

17-04-2003 22:57)
...i

troche superasny
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
tylko jedno mnie zdziwilo: ze w krainie

magii jest cos takiego jak szklane kule, reflektory i te inne bajery... ale

chyba widac, ze nawet atlantydzi nie obejda sie bez naszych mugolskich

wynalazkow
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>

class='postcolor'>
po głowie mi łazi imprezka - coś

w stylu atlantydów bez tych jak określiłaś mugolskich wynalazków...ale jak

mówie narzie pomysł się rodzi, ogólny zarys jako taki mam, ale przyznam że

strasznie mętny......pracowałam wczoraj (nie było mnie na imprezie bo mi

neta wyłaczyli starzy) nad nowym ff, nie wiem kiedy go opublikuję, tytuł

roboczy to chłopiec pustyni....siak strasznie wolno mi to idzie....dzisiaj

jak starzy mnie zńoff nie wyywalą z neta to będę na imrezce i dam później

next parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

avalanche
obiecany parcik

Part 20

-

Rany ale mnie łeb rąbie - Wiktor zaczął odczuwać skutki wieczornego

picia.
- Trzeba było nie chlać to by cię nie bolał - powiedział Michał.

Po chwili z łóżka wstał Adam, sprawiając wrażenie rześkiego i

szczęśliwego.
- A tobie, co? Wyglądasz jakbyś wygrał milion
-

Wczorajszy dzień był moim najszczęśliwszym dniem w moim życiu! -

krzyknął podskakując wysoko na łóżku.
- Może podzielisz się z nami tą

nowiną, co? - Michał coraz bardziej niecierpliwił się. Adam usiadł na łóżku

uśmiechając się szeroko.
- Całowałem się z Laurą!!! - Adam

nie wytrzymał i zaczął skakać po łóżkach jak nienormalny. Wiktor i Michał

pogratulowali koledze.
- Brawo! Nareszcie się odważyłeś - powiedział

Wiktor przebijając piątkę przyjacielowi.
- No, ale mów jak było - Michał

starał się wyciągnąć z przyjaciela jak najwięcej.
- No wiesz...trochę

tak, trochę tak...- przyjaciel chciał się trochę podroczyć z

przyjaciółmi.
- Gadaj! - krzyknął Michał.
- No dobra, dobra a

więc…
- Uuuuuu nie wiedziałem, że taki z ciebie Romeo - Wiktor

zdawał się być zdziwiony zachowaniem przyjaciela.
- Daj spokój. Słuchaj

słyszałem, że podobno wczoraj nieźle się upiłeś z Pawłem.
- Wszystko

byłoby pięknie gdyby nie ten p******* Twintower, potem nie wiem, co było, bo

film mi się urwał.
- Ja ci powiem, co cię czeka. Dyrcio się nieźle

wkurzył i będziesz miał spotkanie z ojcem - powiedział Michał.
- O

kurde! Tylko nie ojciec...już po mnie - Wiktor sprawiał wrażenie

załamanego tą wiadomością - Przecież on mi tego nie daruje...
- Nie łam

się. Może tym razem jakoś łagodniej cię potraktuje - starał się uspokoić

przyjaciela Michał.
- Co ty! Już to widzę. Wkurzy się nie ma, co. -

Ktoś zapukał i wszedł do środka. Okazało się że to była Laura.
- Cześć

chłopaki! - przywitała ich.
- Adam twoja dziewczyna przyszła! -

uśmiechnął się Wiktor.
- Powiedziałeś im? - spytała.
-

Przepraszam...Prosili mnie o to - odpowiedział Adam podchodząc do Laury i

całując na przywitanie.
- Twój Adaś opowiedział wszystko ze szczegółami -

zaśmiał się znów Wiktor.
- Ale tobie oczywiście wielbicielek nie

brakowało, co? - odpowiedziała mu przyjaciółka.
- Oczywiście, że nie -

powiedział nadal uśmiechnięty Wiktor.
- Słuchajcie może wiecie, dlaczego

dyrektor przerwał wczoraj dyskotekę? - spytała.
- Wiesz...trochę

wypiliśmy z Pawłem i...
- Trochę... -powiedział z ironią Michał.
-

Zamknij się. Wcale tak dużo nie wypiliśmy, ale Twintower się przyczepił a

potem podobno dyrektorek się wkurzył i przerwał dyskotekę - powiedział bez

emocji Wiktor.
- Brawo! Jak zwykle błysnąłeś geniuszem Wiktor -

powiedziała lekko zdenerwowana Laura. W tym momencie do pokoju wszedł

Robert.
- Wiktor masz iść do dyrektora. Twój ojciec już jest -

poinformował. Wiktor ubrał się i lekko zdenerwowany wyszedł. Droga minęła mu

bardzo szybko. Stał już przed drzwiami, gdy te otworzyły się.
- Już

jesteś, wejdź - dyrektor gestem zaprosił do gabinetu chłopca. Wiktor

spostrzegł, że w gabinecie by również Twintower oraz osoba, której obawiał

się bardziej od starego profesora, a mianowicie jego ojciec.
- Usiądź

Wiktor, Remisie proszę tu jest fotel.
- Nie dziękuję, postoję -

powiedział sucho Remis. Wiktor wyczuwał w tym głosie coś niepokojącego.

Usiadł na fotelu modląc się w duchu, żeby to się już skończyło.
- Tak,

więc Remisie jak już mówiłem profesor Twintower zastał Wiktora i jego kolegę

w stanie nietrzeźwym. Zapewne wiesz, że zażywanie alkoholu w naszej szkole

jest wysoko karane. Jednak biorąc pod uwagę, że to był pierwszy raz, nie

ukarzę chłopca. Prosiłbym jednak o wpłynięcie na niego.
- Dobrze panie

dyrektorze, zajmę się tym - Wiktor wstał i wyszedł za ojcem. Nadeszła chwila

prawdy.
- Wiktor, do jasnej cholery wytłumacz się - powiedział groznie

Remis.
- Tato posłuchaj to nie tak jak oni mówią. Wypiłem

troszkę…przyznaję upiłem się, ale to była impreza, wiesz jak to

jest... - starał się wytłumaczyć.
- To cię nieusprawiedliwia. Poza tym

za młody jesteś! Czy ty wiesz, czym grozi alkoholizm w twoim wieku? Nie

masz zielonego pojęcia - powiedział zdenerwowany Remis.
- Tato to był

tylko raz...
- I o jeden raz za dużo! - krzyknął ojciec.
- Ty też

piłeś jak byłeś w Akademii! - Wiktor wiedział, że naraża się. Remis

zmrużył oczy i powiedział:
- To ci nie daje prawa do powielania moich

błędów!
- Jesteś cholernie niesprawiedliwy! Mówisz, co innego a

robiłeś, co innego!
- Wiktor!
- Nie tato! Myślisz, że

bycie dobrym tatusiem wystarczy? Nie umiesz się przyznać do błędów!

Zawsze taki byłeś! Zawsze idealny! A wiesz, co ja o tym sądzę? To

wszystko kłamstwo. Ukrywasz swoje wybryki szkolne i zgrywasz przed

dyrektorem zatroskanego tatulcia, który w przeszłości wcale nie pociągał z

butelki - wykrzyczał.
- Dość tego! - Remis uderzył Wiktora w twarz.

Był wściekły jak nigdy dotąd. - Jak śmiesz w ogóle mówić do mnie takim

tonem! Masz zero szacunku dla ojca! - Wiktor spojrzał się na Remisa.

W oczach szkliły mu się łzy, lecz nie płakał. Czuł się poniżony i nieważny.


- Ja przynajmniej umiem się przyznać do błędu w przeciwieństwie do

ciebie - powiedział przez zaciśnięte zęby i odszedł. Remis stał wpatrując

się w miejsce, w którym przed chwilą stał jego syn. Emocje zaczęły powoli w

nim opadać. Wziął głęboki oddech i uspokoił się. Teraz dopiero dotarły do

niego słowa Wiktora, że jest zakłamany, że on też w jego wieku nie był

święty i zdarzały mu się małe wpadki. Teraz przemyślał sobie to wszystko

dokładnie.
- Miał rację, wcale nie byłem od niego lepszy w jego wieku -

powiedział do siebie. Nagle spostrzegł, że podchodzi do niego jego dawny

przyjaciel.
- Remis?
- Max? - Remis nie mógł uwierzyć, przed nim stał

dawny przyjaciel z czasów szkolnych - Max Grey uścisnął mu dłoń i

powiedział:
- Stary nic nie mówiłeś, że będziesz uczył!
- Tak się

jakoś złożyło - odpowiedział skromnie - Wiesz przyszedłem tu, bo słyszałem

jakieś wrzaski.
- Pokłóciłem się z synem -powiedział lekko zmartwiony -

Chyba miał rację, co do mnie, ja w jego wieku byłem jeszcze gorszy a teraz

udaję, jakby nigdy tak nie było.
- Nie mów tak. Ty i Wiktor jesteście

wspaniałymi ludźmi. Miałeś parę wpadek, ale któż ich nie miał.....
- Tak,

tylko, że ja byłem szczególny, wiesz, o czym mówię...
- Mimo to wyrosłeś

na wspaniałego człowieka i świetnego ojca. Masz wspaniałego syna.
-

Wiesz, zawsze się zastanawiałem jak to będzie, kiedy to ja będę ojcem i będę

miał takiego syna jak Wiktor. Z takim samym temperamentem, co mój i w ogóle

podobnego do mnie. Nigdy nie myślałem, jak ciężko jest wychować Wiktora. On

nie ma we mnie żadnego autorytetu. Ja potrafiłem się tylko, wydurniać w jego

wieku i po kryjomu upijać się z kumplami…
- A czy pamiętasz, kto

uratował tamtego chłopaka narażając własne życie? Kto pomógł wydostać się

zaginionej grupie nastolatków ze szponów Zakonu. Masz wiele zalet, którymi

nie jeden człowiek chciałby się odznaczać. Potrafiłeś stawić czoła złu i

uratować przyjaciół narażając się dla nich. Twoje czyny mówią same za

siebie. - Max patrzył się na Remisa swoim przenikliwym wzrokiem. Remis

spojrzał na przyjaciela i po chwili powiedział:
- Nie potrafię sobie z

nim poradzić. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać…
- Ależ wiesz.

Uwierz mi. Pójdź do niego i porozmawiajcie. Każdy może popełniać błędy.

Ważne jest jednak, aby umieć powiedzieć, że każdy ma prawo do pomyłki. Nie

unoś się. Powiedz mu o swoich troskach, wytłumacz mu, dlaczego się martwisz

o niego. Nie pozwól, aby waszym życiem wstrząsały kłótnie, bo nie tędy

droga. Wiktor na pewno zrozumie twoje obawy.
- Myślisz, że zechce mnie

wysłuchać? I to jeszcze po tym jak go uderzyłem? - spytał. Max pokiwał

głową - W takim razie idę go przeprosić i porozmawiać jak ojciec z synem


- Tak trzymać. Mam nadzieję, że nie walnie w ciebie zaklęciem - zaśmiał

się Max.
- Mam nadzieję, że nie - odpowiedział uśmiechem Remis. - Słuchaj

jeszcze jedno. Wpadnij do nas dziś wieczorem. Pogadamy sobie trochę,

zgoda?
- Dobra - uścisnęli sobie ręce i poszli każdy w swoją stronę.
W

tym czasie w pokoju.....
- Nienawidzę go - Wiktor zachowywał się jakby

dostał ataku furii - Nienawidzę, nienawidzę, NIENAWIDZĘ! - walił z całej

siły poduszką w łóżko. Przyjaciele z niepokojem patrzyli na Wiktora, po

chwili przemówił Robert, który wrócił niedawno od Pawła.
-

Wiktor...Rozumiem, że pokłóciłeś się z ojcem... - powiedział niepewnie.
-

Jaki ty genialny jesteś!! - Wiktor miał morderczą minę. Przestał

walić poduszką o łóżko. Wzrok swój utkwił w przyjacielu. - Może zaczniesz go

bronić, co?
- Uspokój się! - krzyknął Robert po czym dodał spokojnie

- Usiądź i uspokój się... - Wiktor zrobił tak jak mu powiedział

przyjaciel.
- Słuchajcie zaraz wracam, muszę pójść na chwilę do Laury -

Adam wyszedł roztargniony w ogóle nie zauważając nadchodzącego z naprzeciwka

Remisa zderzając się z nim.
- Przepraszam... - Spojrzał w górę i

zorientował się, w kogo uderzył.
- Witaj, nie wiesz gdzie znajdę Wiktora?

- spytał.
- Pokój 754 - opowiedział - Nie wiem czy to dobry pomysł teraz

go odwiedzać, jest strasznie wkurzony na ciebie.
- A mógłbyś go wyciągnąć

na korytarz? Proszę...
- Dobra, poczekaj chwilę - Adam pobiegł do pokoju

i po chwili wyszedł Wiktor. Na widok Remisa chciał wrócić, ale ojciec

zablokował drzwi sprytnie zaklęciem.
- Wiktor posłuchaj...- zaczął
-

Nie chcę z tobą rozmawiać, odblokuj te drzwi! - powiedział zdenerwowany.


- Chcę cię przeprosić. Masz rację, nie byłem ideałem, popijałem i nie

tylko, zawsze przeze mnie moi kumple wpadali w tarapaty i nigdy nie byłem

prymusem. Wiem. - Wiktor wpatrywał się drzwi, lecz po chwili zwrócił wzrok

na ojca. - Wiedz jedno. Bardzo cię kocham i nie chcę żebyś miał kłopoty.

Jesteś moim synem i martwię się o ciebie. Przyrzekam, że następnym razem

zareaguję inaczej. Nie powinienem się unosić, to nic nie daje, tylko jeszcze

bardziej pogłębia konflikt. Nie chcę się z tobą kłócić...Wiktor przepraszam

- Wiktor wpatrywał się w ojca i po chwili dało się zauważyć uśmiech na jego

twarzy.
- Nareszcie gadasz jak człowiek - powiedział. - Wybaczam ci, ale

jak następnym razem zaczniesz krzyczeć to...
- To możesz rzucić we mnie

zaklęcie - dodał ojciec śmiejąc się.
- Sam zaproponowałeś, więc pamiętaj

- po czym podszedł do ojca i uściskał go.
- Też cię kocham tato - Idący z

naprzeciwka Max stanął i uśmiechnął się. Remis mrugnął do niego i powiedział

szeptem:
-Dzięki.

Abaska
Eff..... Chcialabym miec takiego ojca jak

Remis... Jush nie ci ojcowie, co kiedys
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif'>

Avalanche, wklej jeszcze gratisa jutro, dobrze?? Plizzz...
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Abaska @

18-04-2003 21:52)
Eff.....

Chcialabym miec takiego ojca jak Remis... Jush nie ci ojcowie, co kiedys


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif'>

Avalanche, wklej jeszcze gratisa jutro, dobrze?? Plizzz...


mi też się

Remis jako ojciec podoba (żartuję to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>

, ale fajny) a jutro będzie normal.....jeden part, bez gratisów bo muszę

pisać jeszcze drugiego ff i bym nie nadążała z pisaniem


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='unsure.gif'>
avalanche
ta część nie jest taka dobra ale następne

...mam nadzieję będą lepsze
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='unsure.gif'

/>

Part 21
Od tamtego momentu minęło sporo czasu.

Była zima a nadchodzące święta Bożego Narodzenia mieli spędzić u państwa

Smith'ów. Oczywiście nie wszyscy w szkole byli uprzejmi i mili dla

siebie z powodu świątecznej atmosfery. Profesor Twintower stał się jeszcze

gorszy niż był dając wyraz swojej zgryźliwości zadając swoim uczniom mnóstwo

pracy domowej na święta oraz dał do zrozumienia, że zrobi niezapowiedzianą

klasówkę w najmniej spodziewanym momencie. Twintower był specyficznym typem

nauczyciela - prześladowcy. Uważał uczniów za niewdzięczne i rozpieszczone

bachory, które potrzebują silnej ręki i ścisłego rygoru. Chodził zawsze

ubrany na czarno w eleganckie szaty i starannie uczesanymi siwymi włosami.

Uczniowie bali się go jak ognia, schodząc mu zawsze z drogi i nigdy nie

śmiać sprzeciwić się jego woli. Największy postrach panował wśród dziewcząt,

choć i niektórzy chłopcy woleli, aby nigdy nie dali mu powodu do ukazania

swojej prawdziwej natury, przypominającej wściekłego i niebezpiecznego

bazyliszka. Była jednak jedna osoba, która doprowadzała profesora do

szewskiej pasji i która najczęściej nawiedzała jego myśli oraz nie dawała

spokoju. Mowa oczywiście o Wiktorze. Twintower nie mógł znieść już samej

jego obecności w szkole. Wszyscy twierdzili, że profesor po prostu mści się

na nim z powodu jego ojca, którego miał "zaszczyt" nauczać. Remis

był rzeczywiście trudnym uczniem, ale za to bardzo inteligentnym i cwanym.

Jako jedyny potrafił doprowadzić Twintowera do takiego stanu, że gdyby

stanąłby przed nim inny uczeń to z pewnością tamten prysnąłby gdzie pieprz

rośnie. Ale nie Remis. On był kimś, kogo podziwiała cała szkoła i przed kim

drżały nawet największe osiłki. Z nauką nigdy nie miał kłopotów tak samo jak

Otto. Obaj byli niezwykle wybitni i bardzo bystrzy. Sergiusz i Stefan

również nie mieli większych problemów z nauką, jednak prawdziwy potencjał

pokazywali podczas zajęć sportowych. Remis nie mógł dorównać im w sile,

jednak wrodzony geniusz i niezwykły spryt sprawiały, że czasami udało mu się

przechytrzyć przyjaciół. Jego wizytówką była niesamowita pewność siebie i

chęć panowania nad wszystkim. Nigdy nie starał się o przyjaciół. Dawał temu

wyraz poprzez swoją arogancję i niecenzuralne słownictwo. Przyjaciele nigdy

nie mogli pojąć, dlaczego w tak chamski sposób potrafił traktować ludzi i z

jaką wyższością udowadniał im, że nie są warci, aby mogli zajmować jego

drogocenny czas. Ubierał się zawsze elegancko, ale bez przesady. Jedynie

fryzura zdradzała jego drugą, bardziej zwariowaną naturę, którą okazywał

tylko w stosunku do swoich przyjaciół. Inni zawsze napotykali jego lodowaty

wzrok i ten sam grymas twarzy, gdy coś nie szło po jego myśli.
Również

Otto przejawiał czasem skłonności tyrana jednak jego charakteryzowała raczej

wybuchowość. Podczas gdy Remis potrafił psychicznie znęcać się nad swoją

"ofiarą" tak Otto załatwiał swoje nieuregulowane sprawy w mniej

humanitarny sposób, przechodząc od razu do ataku. Sergiusz, choć równie

niebezpieczny był bardzo towarzyską osobą i lubiącą wszelkiego rodzaju

zabawy i imprezy. Jedynym "normalnym" spośród całej czwórki był

Stefan. Miał naturę bardzo spokojną i starał się zawsze pomagać innym w

miarę jego możliwości. Był dobrze zbudowany i miał prawie 2 metry wzrostu (

jego przyjaciele mieścili się w granicach 180 - 190) co sprawiało, że

wyglądał bardzo groźnie, jednak tak naprawdę jak to miał w zwyczaju powiadać

Otto - "muchy by nie skrzywdził". Atakował tylko wtedy, gdy go

notorycznie obrażano lub, gdy ktoś inny krzywdził jego przyjaciół. Było

jednak coś, co tolerował, choć wkładał w to dużo wysiłku, aby ten stan

rzeczy utrzymać, a mianowicie "nieludzki" charakter Remisa.


Przyjaciel był osobą, o której często mówiono, że to zło w czystej postaci,

którego trzeba omijać jak najszerzej się da. Wiedział, że Remis robi sobie

nic z innych ludzi i że nic innego jak własna osoba go nie interesuje.

Wiedział także to, że wiele uczniów było ofiarami jego "podłej"

natury. Coś jednak zmieniło Remisa, a zdarzyło się to właśnie podczas świąt

Bożego Narodzenia. Być może wizyta u Smith'ów wyjaśni garstkę tego o

czym jak dotąd wiedzieli tylko Otto, Sergiusz, Stefan i Remis.
- Tato

podaj karpia, stoi koło ciebie - poprosił grzecznie Adam. Misa z rybą

poleciała w powietrze i chwilę potem wisiała w powietrzu na odpowiedniej

wysokości aby móc z niej nabrać to co się chciało.
- Dzięki - podziękował

Adam, który ruchem ręki odprawił tacę na swoje miejsce. Posiłek zaczął

powoli dobiegać końca. Rodzice przyjaciół i państwo Smith zasiedli w

obszernym salonie, aby móc porozmawiać o sprawach typowo świątecznych.

Chłopcy nie mieli ochoty na wspólne pogaduchy ze starszymi postanawiając, że

czas wolą spędzić razem ze sobą. Udali się do pokoju Roberta i tam snuli

podejrzenia na temat prezentów, które miały pojawić się pod choinką rano w

Boże Narodzenie.
- Mi to się marzy taki model deski do latania

„Ranger”.... - Wiktor zrobił rozmarzone oczy, przed którymi już

widział siebie szybującego na Rangerze i zdobywającego nagrodę w wyścigu

szkolnym...pokonującego wszystkich rywali...wyczyniając różne skomplikowane

kombinacje w powietrzu...
- Wiktor....Wiktor ocknij się, wyglądasz jakbyś

dostał świra - powiedział Adam z lekkim uśmiechem.
- A ty, co chciałbyś?

- spytał Robert.
- Ja to bym chciał jakiś sprzęcik militarny - powiedział

z chytrym uśmieszkiem Adam.
- Uważaj, bo ci kupią - zironizował Wiktor -

Prędzej dostaniesz pałkę do walenia się po łbie - zaśmiał się.
- Pałkę to

oni sobie mogą. Najlepiej by było żeby to był jakiś mieczyk ze srebrną

klingą, ręcznie zdobiony z niezniszczalnego tworzywa...
- Wątpię

przyjacielu. Po tym jak wbiłeś włócznię w stopę Zakrzewskiego to wątpię czy

ty kiedykolwiek dostaniesz do ręki nawet scyzoryk - Wiktor spojrzał z

wyraźnym rozbawieniem na Adama. Wypadek z włócznią nie był jedynym, który

zdarzył się Adamowi od początku roku. Oprócz tego miał na koncie wstrząs

mózgu pewnego chłopaka, z którym ćwiczył manewry obronne z dość ciężką

maczugą, która wypadła mu z rąk i uderzyła wprost w nieszczęśnika. Trwało

tydzień zanim się obudził w szpitalu. Innym znów razem o mało, co nie spalił

wszystkich włosów dziewczynie, koło której przeleciała wystrzelona z jego

łuku podpalona strzała. Również Shepard - ich nauczyciel sztuk walki nie

uchronił się przed Adamem oberwał hełmem, wyrzuconym przez Adama w akcie

złości za siebie, dokładnie tam gdzie stał Shepard. Na szczęście

nieprzytomny był tylko przez parę minut i oprócz guza nic poważniejszego mu

się nie stało.
- Mówisz tak jakbym był jakimś przygłupem, który nie umie

poradzić sobie z bronią. Parę wypadków było, ale to było przez przypadek -

starał się wytłumaczyć Adam.
- Na razie to wiesz, że możesz sobie tylko

pomarzyć o mieczu. Wątpię, aby Shepard chciał ryzykować życie niewinnych

ludzi - Wiktor jak zwykle miał znakomite poczucie humoru.
- Ha, ha, ha -

powiedział posępnie Adam - bardzo śmieszne. Założę się, że tobie to nawet

drewna na opał nie dadzą.
- Zobaczymy, zobaczymy - przystopował Wiktor -

Chłopaki proponuję przekimać się do rana i dopiero rano zobaczymy, co też

staruszkowie nasi wymyślili genialnego.
- Wiktor jak mogłeś! Wydałeś

najskrytszą tajemnicę skrywaną przed Michałem tyle lat! - Adam zaczął

robić teatralne gesty aktora dramatycznego. Wiktor też zaczął mu wtórować i

po chwili obaj stali na łóżku naprzeciw siebie.
- Adamie, wyjawmy naszemu

drogiemu Michasiowi całą prawdę... i tylko prawdę - Wiktor lubił się

wydurniać i trzeba było przyznać że z Adamem tworzyli zgrany duet

wariatów.
- Michałku - zaczął melodramatycznym głosem Adam, udając, że za

chwilę uroni łzę - Święty Mikołaj - wyjął chusteczkę i wytarł głośno nos, po

czym dodał - Nie istnieje - Po tych słowach dał się słyszeć wielki,

oczywiście udawany szloch Wiktora i Adama, którzy objęli się robiąc przy tym

minę dwóch rozgoryczonych ludzi. Długo jednak wie wytrzymali i po chwili

śmiali się głośno trzymając się nadal nawzajem, aby nie upaść ze śmiechu.

Robert także zaczął się rechotać. Jedynie Michał - bohater kawału zrobił

tylko nieznaczny uśmiech, po czym zaczął ganiać uciekających przed nim

Wiktora i Adama, krzyczącymi raz po raz:
- Trzeba było mu nie mówić o

Mikołaju! - krzyczał do Adama Wiktor - Biedny Michaś doznał

wstrząsu! - Michał po paru minutach zaprzestał pościgu poddając się.

Wiktor i Adam podeszli do niego i objęli.
- Nie martw się może Mikuś

przyleci na saneczkach - Adam wciąż nie mogąc powstrzymać się od śmiechu,

zaczął mówić do przyjaciela jak dorosły do małego dziecka.
- Obaj

jesteście stuknięci - powiedział z rozbawieniem Michał, wiedząc, że nie ma

szans z przyjaciółmi.
- Stuknięty to jest Robert. Spójrz! Ten czubek

leży na podłodze rechocząc jak nienormalny - Adam wskazał na Roberta

wijącego się ze śmiechu. Długo jeszcze trwało zanim zdołali uspokoić

Roberta, aby przestał się wreszcie śmiać. Około dwunastej cała czwórka

leżała w łóżkach nie podejrzewając, co tym razem sławny "Mikuś"

przyniósł im pod choinkę.
Psychopatka
Ja Cie zabije... pd jakiegos czasu mam

zamiar przeczytac tego ficka... ale kurcze nie wiedze szans sie wyrobic...

przeczyatlam chyba 5 pierwsych partow... , a ty lecisz tak szybko ze nigdy

nie nadaze z nastepnymi... chyba kiedys noc zarwe dla tego ficka =) pozdro.

avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Psychopatka @

19-04-2003 16:02)
Ja Cie

zabije... pd jakiegos czasu mam zamiar przeczytac tego ficka... ale kurcze

nie wiedze szans sie wyrobic... przeczyatlam chyba 5 pierwsych partow... ,

a ty lecisz tak szybko ze nigdy nie nadaze z nastepnymi... chyba kiedys noc

zarwe dla tego ficka =) pozdro.

class='postcolor'>
czuję się winna
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> ...ale co ja poradzę na to? jak sie

zabiorę za pisanie to później mi takie tasiemce wychodzą
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ....teraz narazie nic nie robię bo mam

napisane party do 28....tylko co potem? znowu trzeba będzie coś skrobnąć


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>

...czółko Psycho
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'>
Psychopatka
Fajnie ze dlugie party piszesz, widac ze

wkladasz w to serducho. Zreszta profesionalne podejscei widac jush po tych

pierwszych czesciach co obadalam... ide czytac dalej. Adios
avalanche
Part 22

Zegar wybił siódmą.

Przyjaciele na dźwięk budzików zerwali się z łóżek i pognali na dół do

salonu. Pod choinką roiło się mnóstwo prezentów. Chłopcy rzucili się jak

głodni do jedzenia, rozszarpując papier, w które spakowane były prezenty.

Były to raczej drobne podarunki. Parę książek, trochę ubrań i inne.

Przyjaciele spojrzeli po sobie ze zdziwionymi minami.
- Eeeeeee....to

mają być te prezenty? - Chłopcy wyczuwali, że coś jest nie tak.
- To

niemożliwe! A gdzie mój Ranger!- wykrzyczał Wiktor.
- Mniejsza o

twój Ranger... Gdzie mój miecz?! - Przyjaciele byli "lekko"

zawiedzeni. Wstali i usiedli na sofie z ponurymi minami.
- Jak oni mogli

nam to zrobić - powiedział z nutą zawodu Adam.
- Chłopaki to przecież

niemożliwe. Tu gdzieś muszą być prawdziwe prezenty.
Tymczasem w pokoju

państwa Smith...
- Remis jesteś okrutny. Jak mogłeś wymyślić żeby

podłożyć chłopcom te mniejsze prezenty na miejscu tych prawdziwych -

Sergiusz uśmiechnął się.
- Zobaczymy czy są tak zdesperowani żeby szukać

dalej. Myślę, że nie wierzą, że to ich jedyne prezenty - wytłumaczył swój

plan Remis.
Salon
- Ja chcę Rangera! - Wiktor zaczął walić ręką o

oparcie sofy wyładowując swój gniew, po czym wybiegł z salonu. Na chwilę

kroki ucichły a chwilę potem dało się słyszeć okrzyk radości Wiktora.

Przyjaciele natychmiast podbiegli do przyjaciela. To, co ujrzeli wprawiło

ich w osłupienie. W sąsiednim pokoju znajdowały się prezenty, ale bynajmniej

nie te, o których marzyli. Powyżej parapetu na przymocowanej żerdzi dumnie

siedziały cztery olbrzymie ptaki. Chłopcy podeszli bliżej wciąż nie mogąc

uwierzyć w to, co zobaczyli. Każdy z ptaków miał przypięty do nóżki mały

zwitej kartki, z imionem przyszłego właściciela.
- Ale zajebiste

ciekawe, jaki gatunek - spytał Adam.
- Cztery różne, żeby nie były takie

same - do pokoju weszli darczyńcy owych podarunków.
- To znaczy? - spytał

Adam.
- To znaczy, że ty masz myszołowa, Wiktor sokoła, Michał jastrzębia

a Robert orła. Obok macie specjalne rękawice potrzebne, gdy będą chciały wam

usiąść na ręce.
- Dzięki - powiedzieli chórem.
Psychopatka
Za czesto pojawia sie slowo

prezenty... zamien je czyms innym. Poza tym kilka stylistycznych

drobnostek sie trafilo np.

Pod choinką roiło się mnóstwo

prezentów---dziwnei brzmi...

Pod choinka roilo sie od prezentow.--tak

jest lepiej


Parę książek, trochę ubrań i inne.

.....I

inne tego typu rzeczy.--ja bym taka napisala.

Przyjaciele spojrzeli

po sobie ze zdziwionymi oczami.-- t zdanie mi dziwnie brzmi... sama nie wiem

czemu.

Pozatym troche literowek sie trafilo... no i przecinki ale to

najmniej wazne i przy wnikliwym sprawdzeniu moshan tego uniknac.
Nie

gadam wiecej bo widze ze sie starasz nad tym fickiem... dajeszcz b. czesto

party, i to dopracowane. Powodzenia w dalszym pisaniu,
Abaska
Mi sie podoba... ale sa bledy, jak to

napisala Psycho... ale jeden blad pozostal ^^ Psycho go juz zauwazyla,

ale...


Przyjaciele spojrzeli po sobie ze zdziwionymi oczami.

<---- moze lepiej: ze zdziwionymi minami, albo: Przyjaciele popatrzyli po

sobie ze zdziwieniem...

Cos w tym zdaniu nie gra.... No nic...

Pozdrooffka!!
avalanche
poprzedni part rzeczywiście jakiś taki

pokopany się wydaje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />

- no coż nie wyszedł najlepiej....później go poprawię

Part

23

Boże Narodzenie minęło w całkiem miłym nastroju. Niezwykłe

"prezenty" wyruszyły na małe polowanie, zaś chłopcy grali na

konsolach, na jakich zwykli grać zwyczajni chłopcy. Zbliżała się noc i mieli

jeszcze parę godzin, aby położyć się spać. Postanowili jednak, że pochodzą

sobie po domu. A może cóż znajdą…
- Robert, czy tu też są tajne

przejścia do ukrytych pokoi jak w twoim dworze? - spytał Adam, gdy właśnie

przechodzili obok starej szafy stojącej na korytarzu. Robert przystanął,

zastanowił się i po chwili rzekł:
- No pewnie, że muszą być...Tylko nie

wiem gdzie są, że tak to ujmę.
- W takim razie poszukajmy - zaproponował

Michał, po czym wszyscy ruszyli, aby znaleźć coś w rodzaju niezwykłych

drzwi.
- Mam! - Wiktor nie musiał powtarzać - Mało pomysłowe,

przyznam. Patrzcie. Wystarczy przekrzywić trochę obraz a mechanizm

natychmiast otwiera przed nami drzwi. Chodźcie wchodzimy. - Nacisnął klamkę

drewnianych drzwi. Weszli do środka. Drzwi zatrzasnęły się, po czym

zniknęły. Znaleźli się w pokoju, do którego właściciel dawno nie zaglądał.

Prawdę mówiąc był trochę mroczny, ale zarazem, gdy się spojrzało na niego z

innej strony to wyglądał na całkiem przytulny. Na meblach zalegał kurz. Całe

pomieszczenie sprawiało wrażenie jakby było z innej epoki...jakby czas się

tu zatrzymał. Wyglądało na to, że był to gabinet. Przed sporej wielkości

oknami stało ogromne dębowe biurko, przy ścianach zaś, aż do sufitu

piętrzyły się szafy z księgami.
- Ciekawe, czy to jakiś ukryty gabinet

pana Smitha?
- Na to wygląda, ale chyba dawno tu nie zaglądał. Kto by

siedział w pokoju gdzie wszystko jest zakurzone? - Robert doskonale znał

pana Smitha. Był na sto procent pewny, że nie odwiedzał tego pokoju już

chyba bardzo, bardzo długo.
- Zobaczymy, co ma w biurku - Wiktor podszedł

za biurko.
- Przestań tak nie można - zaprotestował Robert, lecz

przyjaciel go nie słuchał. Otworzył szufladę i wyciągnął małą teczkę.

Otworzył delikatnie. W środku znajdowały się jakieś dziwne druki w nieznanym

języku. Wiktor uznał, że nie jest to godne jego zainteresowania. Po chwili

jednak jego wzrok przykuł sporej wielkości kufer stojący w kącie gabinetu.

Jak to się stało, że wcześniej go nie zauważył. Podszedł szybko i zanim

Robert zdążył zaprotestować otworzył go. Zawartość okazała się bardzo

interesująca i tajemnicza…
- Wiktor zostaw to. To nie jest twoje.

Że też dałem się namówić na te poszukiwania.
- Przymknij się i lepiej

chodź tu - powiedział lekko zdenerwowany Wiktor. Zawsze tak reagował, gdy

ktoś zaczynał marudzić. Przyjaciele przykucnęli wokół kufra patrząc się, co

też jego zawartość im wyjawi. Adam wyciągnął rękę i wyjął bardzo stare,

czarno - białe zdjęcie. Na owym zdjęciu były trzy osoby. Dwie z nich

rozpoznali, po pewnym czasie. To byli młodzi państwo Smith w wieku mniej

więcej dwudziestu lat. Pani Smith miała piękne długie blond włosy (na

zdjęciu były białe), pan Smith natomiast nie miał jeszcze łysiny pośrodku

głowy, lecz krótką, trochę rozczochraną fryzurę. Oboje trzymali na rękach

małego chłopczyka. Chłopiec miał tak samo jasne włosy. Jego uśmiech zaś

rozświtlał całą twarzyczkę.
- Ciekawe, kim on jest? - spytał Adam. Po

czym odwrócił zdjęcie. Z tyłu widniał napis " Julia. Diego i Jonathan.

Lato 1948 Dzikie Wrzosowiska "
- No to wiemy przynajmniej jak ma na

imię - stwierdził Michał. - Wiktor a tobie, co jest? - Rzeczywiście dziwnie

wyglądał. Wziął od Adama zdjęcie i wpatrywał się w nie swoimi przenikliwymi

oczami
- Przysiągłbym, że widziałem już kiedyś twarz tego chłopca -

powiedział cicho - Te oczy....Takie znajome, a jednocześnie takie inne, nie

wiem jak to określić…
- Nie zadręczaj się przyjacielu - poklepał go

Robert - ten chłopiec musi mieć teraz z 60 lat. Nie sądzę żebyś go

spotkał.
- Ale ja go już kiedyś widziałem - nagle go olśniło. - Wiem, kto

to jest....to Scott.
- Coooooo? Ty chyba oszalałeś do reszty! Jak ten

niewinnie wyglądający chłopiec może być tym mordercą? - Adam starał się

wytłumaczyć Wiktorowi, że się myli. Ten jednak nie dawał za wygraną.
-

Przyjrzyj się! Ten wzrok, ta twarz, mimo iż jest na tym zdjęciu jako

dziecko to i tak można dostrzec pewne cechy podobieństwa. Adam ja się nie

mylę to ON! - Robert wziął zdjęcie od Wiktora i po dłuższych oględzinach

stwierdził:
- Rzeczywiście...- wyszeptał - To on.
- Mówiłem! -

krzyknął triumfalnie Wiktor.
- Chwila panowie. Może wytłumaczycie mi, co

on w ogóle robi na zdjęciu z państwem Smith? - Michał trafił z tym pytaniem

na ulał. Robert zamyślił się. Co państwo Smith mają wspólnego z nim.

Przyjrzał się jeszcze raz zdjęciu. Miał dziwne przeczucie, o którym bał się

powiedzieć, jednak...
- Chłopaki wiem, że to absurdalne, ale czy nie

wydaje się wam, że to fotografia rodzinna?
- Rodzinna? - Michał i inni

nie kryli swojego zdziwienia tym, co usłyszeli - Teraz to już trochę

przesadziłeś...
- W takim razie sprawdźmy kufer - Robert sięgnął do kufra

i wyjął z niego następne zdjęcie. Na tym też widniały te same osoby -

państwo Smith i Scott. Tym razem cała trójka stała na tle ogromnego białego

pałacu. Szybko odwrócił zdjęcie i przeczytał:




23.06.1952
Kochana Mamo,
jesteśmy w Indiach. Wszędzie pełno

miłych ludzi. Atmosfera wspaniała. Pogoda wymarzona. Mieszkamy w małym

stylowym hotelu. Jonathan oprowadza nas po zabytkach. Pamiętasz? był w

Indiach w zeszłym roku w misji dyplomatycznej. Diego czuje się wspaniale.

Ciągle biega i śmieje się. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Po tej

ciężkiej chorobie, jaką przeszedł, zmiana klimatu najwidoczniej dobrze mu

zrobiła. Bardzo jest przywiązany, do Jonathana. Ta rozłąka sprawiła, że

potrzebuje więcej kontaktów z ojcem. Nie rozpisuję się już. Opowiem Ci

wszystko po powrocie.


Julia

Robert osłupiał. Czyżby przeczytał słowo

"ojciec"? Co Jonathan Smith ma wspólnego z Scottem? I dlaczego

nazywają go Diego?
danonek =D
Uff... musze przyznac, ze baaardzo mi

sie spodobalo. czytalem to bardzo dlugo i juz szczerze mowiac myslalem, ze

nie dotre do konca. no, naprawde, godne podziwu. ja bym nigdy nie mial tyle

cierpliwosci... ale tak szczerze mowiac poczatek podobal mi sie bardziej niz

te party co teraz wstawiasz. moze to dlatego, ze przeciez piszesz drugiego

ffa. ale chociaz postaraj sie nie pisac o arabie kosztem

"przyjaciol"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

bo ten ff jest lepszy. <to moje zdanie>. czekam na nastepne

czesci!!!


Na razie nalezy ci sie wieelka czekolada


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czekolada.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='czekolada.gif'> smacznego!
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (danonek =D @

21-04-2003 21:31)
Uff...

musze przyznac, ze baaardzo mi sie spodobalo. czytalem to bardzo dlugo i juz

szczerze mowiac myslalem, ze nie dotre do konca. no, naprawde, godne

podziwu. ja bym nigdy nie mial tyle cierpliwosci... ale tak szczerze mowiac

poczatek podobal mi sie bardziej niz te party co teraz wstawiasz. moze to

dlatego, ze przeciez piszesz drugiego ffa. ale chociaz postaraj sie nie

pisac o arabie kosztem "przyjaciol"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

bo ten ff jest lepszy. <to moje zdanie>. czekam na nastepne

czesci!!!


Na razie nalezy ci sie wieelka czekolada


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/czekolada.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='czekolada.gif'> smacznego!


te

ostatnie party rzeczywiście troszkę mi ostatnio nie wychodzą, ale to dlatego

że trochę przemęczona jestem.....chyba pójdę na krótki urlop


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> ....thanx za czekoladkę


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='rolleyes.gif'>
Abaska
czyli ze rozumiem Scott to Diego a Diego

to Scott? wow, niezle to zabajerowalas ^^ szczerze mowiac, to mnie zatkalo


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

tego tom sie nie spodziewala. a ty dan sie tu qrcze nie odzywaj, bo jeszcze

avalanche przestanie fokle pisac tego ficka
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

chociaz urlop moze by cie sie przydal... jakby mialo to dac jeszcze lepsze

party <o ile to wogole mozliwe
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='wink.gif'>> to odpocznij
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

avalanche
dobra małe wyjaśnienie a potem krótki

urlop

a więc < o mamo to będzie trudne
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> > Diego zmienił sobie imię na Scott -

taka niby nowa tożsamość, ale nie dokońca....żeby ludzie którzy go kiedyś

znali nie wiedzieli że wstąpił do zakonu.....żeby pomyśleli że Diego tak

naprawde gdzieś zaginął i taki tam....dobra wiem że trudno to jarzyć...idę

spać...nie mam ostatnio pomysłów...mam stagnację umysłową i nie wiem jak to

dalej będzie......
Tajemnicza
Nio nio. Ładne, ładne. Ładnie piszesz,

fajniutki masz styl, Ale czy musi byc tego tak duzo??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Troche mi sie nie chce czytać, zawsze ten ff powraca coraz dłuższy. Nie

wpatruję się w błędy chyba ze się rzyucają tu nie ma czego takiego. Ja

patrze na tyl, akcje, fabułe. Fajne zagadki tu umieszczasz. Zycze

powodzenia.
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Tajemnicza @

21-04-2003 22:16)
Nio nio.

Ładne, ładne. Ładnie piszesz, fajniutki masz styl, Ale czy musi byc tego tak

duzo??
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Troche mi sie nie chce czytać, zawsze ten ff powraca coraz dłuższy. Nie

wpatruję się w błędy chyba ze się rzyucają tu nie ma czego takiego. Ja

patrze na tyl, akcje, fabułe. Fajne zagadki tu umieszczasz. Zycze

powodzenia.



te moje zagadki są do bani......a co do

błędów...przyznaję się są - bo jak czasami tak spojrzę wstecz to coś nie

jarzę, ale normalnie nie mam siły teraz poprawiać...a co do długości partów

- mówiłam to gdzieś wcześniej - tak jakoś wychodzi....
Tajemnicza
Do bani? Nieeeeee Bardzo fajne...taki niby

łatwe niby trudne. A co jeszcze do długości? tio jak tak wychodzi tio

dobrze. Nie gadamy ze mało
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

avalanche
Part 24

- Ojciec? - Adama też

wmurowało to, co przed chwilą przeczytał. - Niemożliwe...Pan Smith jest

ojcem...Scotta?
- Na to wygląda - odpowiedział ponuro Robert. Cała ta

fotografia sprawiła, że mózg odkształcał mu się od nawału myśli, jakie

przeszyły jego głowę. Państwo Smith nigdy nie wspominali o tym, że mają

syna. Prawdę mówiąc to nigdy o to ich nie pytał...
- Ale przecież to

niemożliwe! Spójrz na państwo Smith i Scotta. Znajdziesz między nimi

więcej przeciwieństw niż podobieństw. A zresztą ON jest mordercą, członkiem

tego przeklętego Zakonu. Jak taki ktoś mógłby być ich synem?!

Zresztą...odsuń się - Adam odsunął Roberta i zaczął chaotycznie przeszukiwać

zawartość kufra. Wyjął z nich parę listów i trochę zdjęć - na wszystkich był

Scott a we wspomnianych listach też była o nim mowa jakby rzeczywiście był

ich synem...
- Poddaję się...- rzekł zrezygnowany. - Wszystko wskazuje na

to, że rzeczywiście to ich syn. - Chłopcy zamilkli na moment. Żaden z nich

nie mógł uwierzyć w to, co ujrzeli. Państwo Smith są rodzicami tego

mordercy.
- Chwileczkę, ale dlaczego pani Smith mówi na niego Diego? -

spytał Wiktor.
- Pewnie zmienił dane osobowe, żeby nie mieć z nimi żadnej

więzi. No wiesz...żeby nikt nie wiedział, że ludzie działający przeciwko

jego kumplom to jego rodzice - zauważył Robert.
- Wciąż nie mogę w to

uwierzyć…- potrząsał przecząco głową Michał.
- Uwierz mi, że nie

tylko tobą to wstrząsnęło - powiedział Robert - Ciekawe jak się poczuli, gdy

dowiedzieli się, jaką działalnością zajął się ich wyrodny synek - prychnął

pogardliwie. Wszyscy zgromadzeni wiedzieli, dlaczego z taką nienawiścią mówi

o tym człowieku. Gdyby nie on, wciąż mieszkałby z rodziną, gdyby nie on,

Paweł nigdy nie został by wychowywany przez Zakon. A teraz, kiedy dowiedział

się, że wychowywali go państwo Smith, ludzie, którzy są jego

opiekunami...Nie...Nie ma im za złe tego. W końcu to nie ich wina, kim stał

się ich syn. Ale dlaczego nigdy mu o tym nie powiedzieli? Przecież

zrozumiałby ich...Nikt nie wybiera sobie rodziny i nikt nie ponosi

konsekwencji za to, kim się stają ich najbliżsi. Poczuł się jakby został

oszukany...
- Robert wiem, co sobie teraz myślisz... - Wiktor złapał

przyjaciela za ramię, zupełnie jak to robią ojcowie.
- Wiktor ja ich nie

obarczam za to. Przykro mi tylko, że nie zaufali mi na tyle by mi o tym

powiedzieć - powiedział z wyrzutem.
- Uwierz mi, że nie jest łatwe wyznać

komuś taką prawdę - powiedział zatroskanym głosem przyjaciel.
- Chodźmy

stąd. Jakoś nie mam ochoty dowiedzieć się, co ukrywają jeszcze przede mną -

Robert wstał, po czym szybkim krokiem zaczął zmierzać ku wyjściu. Nie zdążył

jednak wystawić nogi przez tajne przejście, gdy ujrzał, że do środka ktoś

wchodzi. To był pan Smith.
- Co tutaj robicie? - spytał po czym spojrzał

na wywalone papiery i otwarty kufer. Jego mina wskazywała, że nie jest w

nastroju do żartów - Słucham, czy wytłumaczycie mi, co się dzieje?
-

Panie Smith to moja wina. Ja ich namówiłem, żeby szukali jakiś tajemnych

przejść. No i traf chciał, że znaleźliśmy się tu - wytłumaczył Wiktor.
-

Ale czego szukaliście w tym kufrze?
- Prawdy panie Smith... - Robert

wyszedł z cienia, w którym przed chwilą stał. Pan Smith wymienił spojrzenia

ze swym podopiecznym. Chwilę potem spojrzał na kufer oraz na leżące obok

zdjęcie. Zdjęcie z Indii. Podniósł je i spojrzał zatroskanym wzrokiem na nie

i z trudem powstrzymując drżenie rąk.
- Robert...- zaczął - Nigdy o tym

nie wspominałem gdyż uznałem...Nie... Ja po prostu bałem się.
Bał się?

Robert nie mógł w to uwierzyć. Wielu ludzi mogłoby to powiedzieć, lecz nie

pan Smith. - Przez wiele lat skrywałem to przed tobą. Teraz wiem, że to i

tak nie miało sensu. Prędzej czy później byś się o tym dowiedział. Przykro

mi tylko, że nie dowiedziałeś się tego ode mnie osobiście. Widzisz to

zdjęcie? - podał je Robertowi - Jesteśmy tu w Indiach - Przyjaciele

przysunęli się bliżej do Roberta by móc lepiej się przyjrzeć zdjęciu jakby

skrywało ono coś co było niewidoczne gołym okiem - Ten chłopiec to mój syn.

Zapewne wiesz, kim on jest teraz, jednak chciałbym abyś wiedział, kim był on

dla mnie... - łzy pociekły po policzkach starego człowieka. - Wiem ile

krzywdy wyrządził on szczególnie tobie i wielu innym ludziom...Ja to

wszystko wiem. Nigdy nie przypuszczałem, co z niego wyrośnie. Był moim

oczkiem w głowie, moim szczęściem... - przerwał ukrywając twarz w

dłoniach.
- Dziadku... - Robert podszedł do niego, po czym

powiedział:
- Nie winię cię o to, że mi nie powiedziałeś. Rozumiem to.

Rozumiem twoje uczucia. Syn na zawsze pozostanie synem. Chodźmy stąd. Zrobię

ci kawy - wyszli pozostawiając gabinet tak jak go zastali. Szare firanki

zafalowały jakby pchnięte przez delikatny powiew powietrza. Stary pokój

pełen gorzkich wspomnień i wielu tajemnic, znów został zamknięty na klucz. I

to zdjęcie. Ten jasno-włosy chłopiec. Czy dowie się kiedyś, co tak naprawdę

się wydarzyło? Robert zastanawiał się nad tym, dlaczego tak się stało.

Dlaczego ten chłopiec wybrał taką drogę w życiu? Co nim pokierowało, że stał

się jednym z najgroźniejszych ludzi w tym świecie? Być może kiedyś się tego

dowie. Wiedział, że w końcu pozna całą prawdę. Ale jeszcze nie dzisiaj.

Kiedy przyjdzie odpowiednia pora...


ps...ehh ten parcik napisałam

już dawno temu, więc emeryturka chwilowa jeszcze jako trwa - odpoczywam....


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Abaska
tak szczerze? chyba zaczynasz wracac do

formy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

albo raczej jush wtedy wrocilas
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> prosze, daj gratisa <tu powinna

znajdowac sie buzka "slodkie oczka"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>>
avalanche

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE (Abaska @

22-04-2003 13:47)
tak

szczerze? chyba zaczynasz wracac do formy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

albo raczej jush wtedy wrocilas
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> prosze, daj gratisa <tu powinna

znajdowac sie buzka "slodkie oczka"
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='happy.gif'>>

class='postcolor'>
przykro mi ale gratisa dać bie

mogę
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='unsure.gif'> bo nie nadąże z pisaniem.....mam na

komputerku napisane części do 28 parta...a mi się kończą pomysły


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/dry.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif'>

....dlatego musze mieć troche czasu na zastanowienie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>

i jakąś inspiarcję
Abaska
Eff... shkoda... ale bede cierpliwa


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
avalanche
nie będzie mnie na tym ff do 10 maja z

powodu egzaminów do liceum - szerzej w chłopcu pustyni.....dziękuję
Abaska
Avalanche, powodzenia!! Oby ci sie

powiodlo ^^ A do 10 maja to nie tak zle, wytrwamy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Na razie!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
Abaska
Avalanche, czy ty bedziesz jeszcze tego

ficka kontynuowala, czy raczej wszystko wlejesz w "chlopca

pustyni"?? Mi siem tamten fick podoba, ale ten zostanie dla mnie na

zawsze (powtarzam tyul, heheh ^^) debest. Prosze, napisz chocby

zakonczenie!!

Pozdrawiam
avalanche
Abasiu pokontynuuje to jeszcze


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='tongue.gif'> jutro dam next parta po długiej przerwie

avalanche
ha! a jednak dzisiaj następna część


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> jak zwykle opinie mile widziane
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>

Part 25

Oczywiście wszyscy, czyli rodzice

i pani Julia dowiedzieli się, co się wydarzyło w ów tajemniczym gabinecie

Jonathana Smitha. Sergiusz, Stefan i Remis nie bardzo wiedzieli jak mają się

zachować w tej, co bądź niezręcznej sytuacji. Mieli nawet pewne wątpliwości

czy nie wyciągnąć odpowiedzialności za wścibstwo swoich synów, jednak

powstrzymali się. Oni też dowiedzieli się o Scocie w równie nietypowy

sposób. Wtedy też trudno im było uwierzyć w to, że tak szanowani ludzie,

jakimi byli państwo Smith mogą skrywać ponurą tajemnicę o swym wyrodnym

synu. Na początku nie za bardzo wiedzieli jak mają się zachowywać wobec

nich. Bo przecież jak można przyjaźnić się z ludźmi walcząc z ich bliskim

członkiem rodziny. Pan Smith jednak nigdy nie starał się na siłę chronić

Scotta. Byłoby to po prostu nie do przyjęcia nawet przez niego. Nie mógł

przecież odpierać ataków wrogów jego syna wiedząc, że ten zasługuje może

nawet na więcej niż wieczne potępienie.
Historia " nowej drogi

życia" Scotta miała początek wiele lat temu. Scott kończył właśnie

Akademię i wiele wskazywało na to, że z jego wynikami bez problemu dostanie

się do dowództwa sił atlantyckich. Pan Smith miał dobre kontakty z synem.

Tamten zawsze zwierzał mu się z problemów, jakie trapią młodego człowieka,

nie mówię tu oczywiście o sprawach sercowych - ta działka była zarezerwowana

dla jego matki Julii. Scott jak na swój wiek wydawał się bardzo dojrzały i

nader odpowiedzialny. Posiadał paru przyjaciół, których darzył szczególnym

zaufaniem. Jednak ojciec odgrywał w jego życiu nadrzędną rolę. Był dla niego

oparciem i ogromnym autorytetem. Cechowała go honorowość i godność. Miał

swoje zasady, których nigdy nie łamał. Nie miał wrogów, a przynajmniej o

takowych nie było mu wiadomo. Ostatniej nocy w Akademii zdarzyło się jednak

coś, co wstrząsnęło nie tylko uczelnią. Ktoś z zimną krwią zamordował

najbliższych przyjaciół Scotta. Jego samego znaleziono na szóstym piętrze

nad ciałem jego najlepszego przyjaciela, umazanego całego krwią i z nożem w

ręku. Nie udało się go zatrzymać i wiele wskazywało na to, że zaszył się

gdzieś w Azji. Po wielu miesiącach pojawił się, lecz tym razem jako jeden z

dowódców Krwiożerczego Zakonu. Idealny chłopiec stał się jednym z

najokrutniejszych morderców, jacy zasilali szeregi Zakonu. Zawiódł

wszystkich, których znał, zdradził najbliższych mu przyjaciół, przede

wszystkim jednak wyparł się rodziców. Niewielu na szczęście wiedziało, że

Diego to osoba, którą ludzie obarczają za wiele zabójstw. Większość

społeczeństwa, nie licząc armii i rządu, nie wiedziała, że ów kat to tak

naprawdę ten jasno-włosy młodzieniec, syn międzynarodowego dyplomaty

Jonathana Smitha. Z biegiem lat przyjęło się wśród "zwyczajnych"

obywateli, że armia nie zna prawdziwych danych osobowych sławnego mordercy.

Nikt nie kojarzył już syna Smith'ów z rezydentem Zakonu. Przywódcy sił

atlantyckich stwierdzili, że nie ma sensu zmieniać tego stereotypu, lepiej,

aby nikt niepowołany nie odkrył tej smutnej historii rodu

Smith'ów...
- Przepraszam, ale chciałbym o coś zapytać a raczej coś

opowiedzieć - Adam zwrócił się do siedzących naprzeciwko niemu państwa Smith

- W szkole spotkaliśmy ducha pewnego 17-letniego chłopca o imieniu

Simon.
- Simon? - pan Smith wzdrygnął się lekko. - Powiedziałeś

Simon?
- Tak, ale co pana tak zdziwiło? - spytał.
- Tak samo nazywał

się dawny przyjaciel Diega...
- Diega?
- Tak naprawdę miał na imię mój

syn. Imię Scott przylgnęło do niego tuż po wstąpieniu do Zakonu -

wyjaśnił.
- Rozumiem, ale nadal nie rozumiem, co pana zdziwiło?
- Jak

wcześniej wspomniałem tak nazywał się dawny przyjaciel Diega, którego on

później...zamordował - powiedział łamiącym się głosem. - Jego innych

przyjaciół znaleziono później. Ich również zamordował.
- Dlaczego on nam

to zrobił? - pani Julia rozpłakała się ukrywając twarz w dłoniach - Nigdy

nie przeszło nam nawet przez myśl, że mógłby się dopuścić tak strasznych

czynów - jej szloch ogarniał cały salon.
- Przepraszam, ale jeszcze tylko

jedno pytanie - nalegający wzrok Roberta uczynił swoje – Czy Diego

należał do Navaget?
- Skąd o tym wiecie? - pani Smith nie kryła

zdumienia.
- Simon wspominał o tym.
- Zwerbowali go jak miał

piętnaście lat. Jego koledzy także znaleźli się w szczepie. Wszyscy mieli

niesamowite zdolności, mające po odpowiednim treningu stać się śmiertelną

bronią na Zakon. Czas jednak pokazał, że tak się nie stało... - Robert już

więcej nie pytał. Wiedział, że wspomnienie Scotta, a raczej Diega są nawet

po tylu latach bardzo bolesne. Przez jego głowę przebiegł wizerunek Scotta,

twarz wykrzywiona w szyderczym uśmiechu, pełna nienawiści o twardym, zimnym

spojrzeniu.
- Myślę, że jest już dość późno chłopcy - powiedział Stefan,

dając do zrozumienia, żeby poszli do swojego pokoju iść spać. Przyjaciele

posłusznie zrobili to, co im zasugerowano i parę minut później leżeli

pogrążeni w głębokim śnie...
- Gdzie ja jestem? - Wiktor stał w cichym i

ciemnym korytarzu. Po chwili jednak oświeciło go.
- To jest szóste

piętro… - wyszeptał. Czuł się bardzo dziwnie. Rozejrzał się wokół.

Wszędzie cisza. Po chwili jednak dało się słyszeć kroki. Wiktor obrócił się

za siebie. Ku niemu szedł Simon. Nie otaczała go ta dziwna mgiełka, co

oznaczało, że był żywy. Wiktor chciał mu jakoś zasygnalizować swoją

obecność. Simon jednak przeszedł przez niego jakby to on był teraz duchem.

Podążył za nim. Simon przystanął. Rozejrzał się, po czym zaczął dotykać

ściany jakby szukał jakiegoś mechanizmu otwierającego tajemne przejście.

Wiktor zauważył, że była to ta sama ściana, przez którą dostał się do

jaskini. Na korytarzu zaszumiało. Simon nie zwrócił jednak na to uwagi,

dalej szukając wejścia do jaskini.
- Cholera! Głupie drzwi, że też

teraz musiały się... - mówił do siebie z coraz większą złością. Wiktor stał

nieopodal obserwując bądź, co bądź dziwną sytuację.
- Witaj Simon -

powiedział głos dobywający się z tyłu. Wiktor jak i Simon obrócili się

natychmiast w stronę przybysza.
- To ty Diego? Matko, ale mnie

wystraszyłeś - powiedział z ulgą Simon. Postać, z którą rozmawiał miała na

sobie długi czarny płaszcz oraz kaptur na głowie zasłaniający twarz. -

Mógłbyś mi pomóc z tymi drzwiami? Chyba się zacięły...
- Są zamknięte.


- Zamknięte? - spytał lekko poirytowany.
- Ja je zamknąłem -

stwierdził Diego.
- Ale po co? Przecież nigdy ich nie zamykamy - Simon

wydawał się lekko zdziwiony postępowaniem przyjaciela.
- Tego wymagała

obecna sytuacja - powiedział z dziwnym spokojem.
- Jaka sytuacja? O czym

ty mówisz?
- Na dole są nasi z Navaget - Diego mówił powoli, jakby

chciał, aby Simon wysłuchał wszystkiego, co ma do powiedzenia.
- To, po

co je u licha zamknąłeś! - prawie krzyknął.
- Nie chcę żeby ktoś

niepowołany się tam dostał - odpowiedział.
- W takim razie jak mają

stamtąd wyjść?!
- Masz rację...Nie wyjdą - jego ton wydawał się

bardzo tajemniczy i trochę mroczny.
- Co to znaczy nie wyjdą? - Simon

zaczął coś przeczuwać.
- Widzisz przyjacielu nieżywi nie mają w zwyczaju

wstawać - powiedział z lekkim rozbawieniem Diego.
- Diego przestań się

wydurniać...Chcecie mi zrobić żart.
- Żart? Ależ skąd przyjacielu. Ja

bynajmniej nie żartuję. Oni nie żyją. Zostałeś jeszcze ty…- powiedział

i sięgnął po sztylet. Simon chciał się rzucić do ucieczki, jednak zanim

zrobił jakikolwiek ruch, był już w zasięgu ramion Diega. Długi, zamaszysty

zamach i wbicie sztyletu najpierw w brzuch a potem w serce dawnego

przyjaciela powaliło na zimną posadzkę nieżywego Simona.
Wiktor

próbował coś zrobić, jednak uświadomił sobie, że nie ma wpływu na to, co

dzieje. Stał przy ścianie chcąc opanować swój strach. Spojrzał na sylwetkę

schylającego się nad ciałem Simona, Diega. I wtedy jego wzrok przykuła jego

prawa ręka. Na przegubie dłoni miał wytatuowany dziwny, czarny znak

skorpiona. Znał ten znak. Widział go wiele lat później podczas ich spotkania

w momencie, gdy jako fantom, czy kim wtedy tam był, chciał go zabić.

Pamiętał to zbyt dokładnie. Gdyby nie Paweł skończyłoby się to pewnie dla

niego tragicznie.
Diego dotknął ręką szyi Simona, chcąc sprawdzić

czy aby chłopak na pewno nie żyje. Stwierdziwszy, że dobrze wykonał

"robotę", złapał martwego Simona za nogi i powlókł go na dół do

jaskini. Wiktor chciał za nim ruszyć, jednak czuł, że obraz zaczyna się

zamazywać. Wracał.
Abaska
Ava powrocila!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
Ale zrobila jeden blad, ktory mi sie

rzucil w oczy:

powiedział Stefan, dając do zrozumienia, żeby poszli

do swojego pokoju iść spać


takie powtorzeni male ^^ zmien to, a

part bedzie perfekto ^^ qrcz, ale szuja z tego Diega!!

swinia!! eff... nioe mam sloff :[
avalanche
Part 26

Następnego dnia,

wszystko zdawało się być po staremu. Nie rozmawiano o wczorajszym

wydarzeniu. Chłopcy i tak już uznali, że dość narozrabiali wchodząc do

ukrytego gabinetu. Po śniadaniu udali się na dwór w celu wykorzystania

sposobności z tego, że w nocy nasypało dużo śniegu. Oczywiście jak to w

takich wypadkach bywa, zaczęli się rzucać śnieżkami. Adam z Robertem w

jednej drużynie, a Michał z Wiktorem w drugiej.
- A masz! - krzyknął

Michał rzucając w Adama dość sporą pigułą. Zanim Adam zdążył zrobić unik,

leżał już na śniegu i otrzepując się próbował wstać. Niestety wyglądało na

to, że nie ma dzisiaj szczęścia, gdyż leżąc pod wysoką sosną nie zauważył,

że gałęzie pod wpływem ciężaru białego puchu za chwilę zlecą mu na

głowę.
- AAaaa! - tylko tyle udało mu się powiedzieć. Góra śniegu

zasypała całkowicie Adama. Przyjaciele śmiali się do rozpuku na widok

wygrzebującego się przyjaciela.
- Żyjesz? - spytał z rozbawieniem

Michał.
- Odwal się dobra? To wszystko przez ciebie! - Adam nie

wyglądał, aby cała ta sytuacja była zabawna. Podniósł się powoli,

wytrzepując zza kołnierza resztki śniegu.
Z domu wyszedł właśnie

pan Smith. Wyglądało na to, że wybierał się na spacer. na widok chłopców,

zawołał:
- Chcecie się przejść? - spytał. Przyjaciele z chęcią przyjęli

propozycję. Jedynie Adam nie biegł, idąc powoli otrzepując się nadal ze

śniegu.
- Widzę, że mieliście bitwę, co? - powiedział z uśmiechem pan

Smith - Za moich czasów to był sztandarowy obowiązek każdego chłopca w

zimie.
- To wszystko przez Michała - wskazał na przyjaciela Adam. Michał

tylko się uśmiechnął. Wiedział, że to nie była skarga na niego tak jak to

miał w zwyczaju robić Radek, gdy coś przeskrobali, lecz zwyczajna reakcja

Adama na wszelkiego rodzaju ataki na niego. Zawsze w ten sposób wyładowywał

swoje emocje, gdy przegrywał. Można by rzecz, że czasami sprawiał wrażenie

wielkiego pesymistę i wiecznie obrażonego. Były to jednak tylko

pozory...
- No dobrze, idziemy - Ruszyli szeroką ścieżką porośniętą po

obu stronach wielkimi drzewami.
- Panie Smith chciałem jeszcze raz

przeprosić za to, co zaszło wczoraj...Nie powinniśmy byli tam wschodzić... -

wyraził skruchę Wiktor.
- Nie gniewam się na was - powiedział obdarzając

ich uśmiechem. - Już raz przeżyłem taką samą sytuację.
- Chodzi o naszych

rodziców? - spytał.
- Zgadza się. Wtedy jednak stało się to przez

przypadek. Otto niechcący uruchomił przejście.
- Założę się, że mój

ojciec już wcale nie przez przypadek przeszukał kufer - powiedział z pewną

miną Wiktor.
- Nie mylisz się.
- Panie Smith a tak zbaczając z tematu

to chciałbym o coś zapytać.
- Słucham.
- Chodzi mianowicie o naszych

ojców. Moglibyśmy się dowiedzieć o nich od pana? - spytał Wiktor.
- No

cóż - zaczął pan Smith, śmiejąc się lekko - Trzeba przyznać, że to były

prawdziwe łobuziaki. Pamiętam jak kiedyś pozbyli się mnie z mojego domu

wysyłając list pod mój adres, że mam pilne wezwanie. Po powrocie zastałem

tylko obraz nędzy i rozpaczy. Okazało się, że w szkole był

"szlaban" na zabawy, a oni mieli swój pogląd na ten temat, no i

wykorzystali mój dom na miejsce gdzie takową zabawę można urządzić,

szczególnie, że było w miarę blisko do szkoły.
- A profesor

Twintower?
- Przyjaźnię się z Howardem już przeszło dobrych

"parę" lat. Poznaliśmy się w Akademii. Chodziliśmy do tej samej

klasy i muszę przyznać, że był jednym z moich najbliższych przyjaciół.
-

On nas tak samo nienawidzi jak kiedyś naszych ojców - stwierdził

Michał.
- Howard, rzeczywiście ma trochę odmienny pogląd na świat. A

biorąc pod uwagę, co przeszedł przez te lata, to czasami odnoszę wrażenie,

że zwyczajny człowiek dawno by zrezygnował.
- To znaczy, że on kiedyś

taki nie był?
- Ho ho...Gdybyście go widzieli w młodości to byście się

zdziwili - machnął ręką. - Wtedy to były inne czasy. Bo widzicie, profesor

Twintower zawsze był kimś w rodzaju przywódcy, którego wszyscy się słuchali

i z którym się liczono. - tu spojrzał na Wiktora - przyznam jednak że wtedy

inaczej pojmowano role przywódcy w grupie. Musiała to być osoba

odpowiedzialna i której można ufać - Wiktor oczami wyobraźni widział

rozkazującego Twintowera w młodszym wydaniu. Prawdę mówiąc, nie mógł go

sobie wyobrazić tak jak to opisywał pan Smith. W jego głowie był widoczny

wizerunek, Twintowera jako złowieszczego dyktatora, z wiecznie kwaśną miną i

znęcającym się nad wszystkimi, kogo uważał za wrogów swej "niby -

słusznej" ideologii bycia jedynym sprawiedliwym.
- Wiem co pan ma na

myśli. Mój ojciec był zupełnym przeciwieństwem tego co pan mówi.
- Nie o

to chodzi Wiktor. Widzisz, twój ojciec był trudnym dzieckiem o silnym

charakterze i dlatego profesorowi Twintowerowi trudno było go przytemprować.

Pamiętam jego początki w Akademii i z perspektywy czasu inaczej patrzę już

na to co zdarzyło się kiedyś.
- No tak, ale tata podobno nie był raczej

tym dobrym z początku....- pan Smith westchnął.
- Ja bym to ujął tak:

potrzeba było mu po prostu mocnego wstrząsu, aby się ocknął i spojrzał na

świat innym okiem.
- To znaczy?
- Remis był raczej osobą, która

odbiegała od standardów dobrego ucznia. Nie ukrywam, że nie szanował innych

i dbał przede wszystkim o własną osobę. Jednak Stefan okazał się tą osobą,

która wskazała właściwą drogę Remisowi, co wydawało się wielu, niemożliwym

do wykonania- podrapał się po brodzie kiwając głową - Ale to już powinni wam

opowiedzieć wasi ojcowie - wskazał na idących ku nim Remisa, Sergiusza i

Stefana.
- Tato! - zawołał Wiktor. Remis spojrzał na syna obdarzając

go swoim dziwnym i nieprzeniknionym wzrokiem.
- Możemy się przejść? -

zaproponował. Remis zrobił zdziwioną minę, spojrzał na swych przyjaciół a po

chwili, mimo lekkiego wahania udał się z synem na krótką przechadzkę.
-

Tato nigdy mi nie opowiadałeś dlaczego się zmieniłeś - zaczął

niepewnie.
- Zmieniłem? Wcale się nie zmieniłem - powiedział.
- Wiesz,

o czym mówię. Chodzi o to, co takiego zrobił Stefan - Remis jakby się

zamyślił, po czym wziął głęboki oddech
- Widzisz...Stefan pomógł mi

kiedyś zrozumieć parę ważnych spraw. Pokazał mi inny punkt patrzenia na

świat.
- To znaczy, że przez niego stałeś trochę lepszy? - Remis zaśmiał

się i potargał syna po włosach.
- Można tak to ująć. Byłem zbyt zadufany

w sobie i prawdę mówiąc to straszny był ze mnie egoista. Stefan pracował

wtedy jako wolontariusz. - Wiktora jakoś to nie zdziwiło. Stefan był osobą o

gołębim sercu i kimś pełnym ufności. Zawsze roztaczał wokół siebie pewną

aurę szczęścia. - Jakimś dziwnym trafem i mnie wysłano na wolontariat do

zniszczonego miasta, w którym w odbudowie pracował także Stefan.
-

Twintower? -spytał znienacka Wiktor.
- Wiesz to całkiem możliwe, że ten

mamut mnie tam wysłał - uśmiechnął się. Było to bardzo dziwne. Remis nigdy

nie uśmiechał się nawet na samo wspomnienie imienia profesora. Wiktor

pomyślał, że w głębi duszy to lubili się, choć nigdy żadna ze stron nie

okazała to drugiej. Typowe. Obaj prędzej zjedliby śmierdzące skarpetki niż

przyznaliby się, że choć troszkę się lubią. A może tak ma być? Nie wiadomo,

co by wyniknęło z tego, że nagle po tylu latach profesor Twintower -

postrach szkoły jako "straszny" nauczyciel zaprzyjaźniłby się z

Remisem - postrachem szkoły w młodości. Jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić.

Ich niechęć do siebie była chyba zbyt wielka, aby stał się cud. Zresztą może

to lepiej...Tak jest bezpieczniej.
- Przypuszczam, że na pewno nie

wysłali mnie tam ot tak sobie - ciągnął dalej Remis.
- Ale widać

osiągnęli wtedy to co zamierzali - stwierdził Wiktor.
- Możliwe. Bardzo

zaintrygowała mnie bezinteresowność Stefana. Nigdy wcześniej nie spotkałem

faceta, któryby z takim poświęceniem zajmował się poszkodowanymi. Kazano nam

razem współpracować a raczej kazano mi przyjąć taki układ: albo

współpracujesz z nim i się go słuchasz, albo inaczej porozmawiamy. Chodziło

o to, że gdybym zachowywał się nie tak jak trzeba to wysłaliby mnie do

szkoły na takiej wysepce… - tu spojrzał na Wiktora - lepiej nie będę o

tym ci wspominać, bo to raczej niezbyt miłe
- W takim razie pomińmy fakt,

co by z tobą zrobili.
- Rozumiesz, że w takim wypadku byłem zmuszony się

go słuchać. Nie byłem tym zachwycony, gdyż Stefan był osobą, której mówiąc

delikatnie...nie szanowałem i nie znosiłem, a już sama myśl że będzie mi

wydawać rozkazy i rządzić mną doprowadzała mnie do wściekłości. Nigdy nie

pozwalałem żeby ktokolwiek mówił mi, co mam robić. Nie miałem jednak

wyjścia. Inną opcją mogłoby być to, że wylądowałbym w o wiele gorszym

miejscu niż byłem. I tu Stefan bardzo mnie zdziwił. Myślałem, że wykorzysta

tak świetną okazję żeby się zemścić na mnie za to, co mu robiłem. On jednak

traktował mnie jako kogoś sobie równego…partnera. Przyznam, że na

początku miałem go "w głębokim poważaniu" i że guzik mnie

obchodziło, co stanie się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy stracili cały

swój dobytek życia, którzy odnieśli poważne rany. Stałem tak patrząc na

spalone domy, w ogóle nie mogąc sobie wyobrazić tego, co ja - bogaty i

wpływowy robię w takim miejscu jak to? Wtedy jednak coś zrozumiałem - Wiktor

z niecierpliwością czekał na to wyznanie - Zobaczyłem małą dziewczynkę.

Miała najwyżej sześć lat. Jej sukienka jak i buzia i ręce były całe umazane

sadzą. Stała pośrodku placu, zupełnie nie zauważając mnie. Po chwili

przykucnęła i skryła główkę w dłoniach. Nie płakała. Wzięła zaraz potem

jakiś kamień i zaczęła malować nim po czarnej glebie. Chciałem podejść do

niej, lecz ona, gdy tylko zauważyła mnie, zlękła się i zaczęła uciekać.

Spostrzegłem, że kieruje się w stronę płonących jeszcze budynków. Zacząłem

biec za nią, chcąc wyciągnąć ją z tego piekła. W miejscu, w którym

przystanęła pojawił się mur ognia odgradzający ją od wyjścia z budynku, do

którego weszła.
- I uratowałeś ją? - spytał Wiktor, choć wiedział jaka

będzie odpowiedź.
- To było bardzo dziwne. Poczułem w sobie coś, czego

nigdy przedtem nie doświadczyłem. Moje serce, dotąd zimne i całkowicie

pozbawione wszelkich uczuć po raz pierwszy doznało czegoś niezwykłego jak

dla mnie. Zależało mi na jej życiu. Nigdy wcześniej nie poświęciłem się dla

nikogo tak jak dla niej. Kiedy ją znalazłem, siedziała w kącie przerażona,

kuląc się przed ogniem. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem na zewnątrz. Teraz

oboje byliśmy ubrudzeni sadzą. Zdziwiłem się bardzo, kiedy wtuliła się we

mnie i po prostu zasnęła. Jej rodzice byli bardzo wdzięczni z powodu jej

odnalezienia. Ona sama jednak po przebudzeniu poprosiła mnie o coś. Chciała

abym pomógł odbudować jej wioskę i żebym zaprzyjaźnił się z nią. Muszę ci

przyznać, że nawet ja sam zdziwiłem się zgadzając się na to. Spotkania z

tymi ludźmi, którzy stracili wszystko dały mi wiele do myślenia.

Postanowiłem, że zmienię się.
- I obietnicy częściowo dotrzymałeś.
-

Częściowo?
- No tak... nadal masz sobie coś z tyrana - Wiktor zaśmiał się

i po chwili uciekał już przed Remisem, który mimo tego że był człowiekiem

rzadko okazującym uczucia to jedno widział na pewno. Bardzo kochał swego

syna, czego dowodem mogłoby być, chociaż to że gdy złapał Wiktora i wrzucił

go w górkę liści śmiał się z nim razem do rozpuku przysypując go co rusz

złotymi liśćmi klonu.

ps. troche dziwna tą część pisałam dawno temu i

to w takim dziwnym nastroju...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/blink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/>
Abaska
Bledow nie znalazlam (moze niezbyt uwaznie

czytalam
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif'>

?). I wcale nie dziwne. Ciesze sie, ze naklikalas cos o Remisie, bo mi cosik

tam nie gralo, ze postrach szkoly dobrym tatusiem ^^

No i ciesze

sie, ze jednak koontynuujesz PZN ^^ Bo to siest debest ^^

Pozdrawiam

- sadystka Rogue ^^
avalanche
i mam zamiar kontynuować
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cool.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cool.gif'>

ciesze sie jednak że nie zawaliłam tego parta zbytnio
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> jutro next part..........ecccch Abasiu

ale Quicksilver to dopiero facet
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wub.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wub.gif'>

Abaska
Ava!! Czyzby w twoim sadystycznym

sercu cos zaczelo podlegac zmianie?? ^^
avalanche
Abasiu - sadyści czasami mają

serce..ale tylko dla sadystów
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/> a Quick nie jest raczej tym dobrym, więc spełnia wymagania


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>

Part 27

Święta się skończyły i niestety

trzeba było wracać do Akademii. Robert nie raz zaprzątał sobie głowy myślami

o Pawle. Całe święta spędził w Zakonie. Szczerze wątpił w to, aby mieli tam

wszystkiego ogóle jakiekolwiek święta. Orfeusz pewnie zaczął mu znowu robić

pranie mózgu namawiając go zapewne, aby wykonał jeden z jego szatańskich

planów. Podobno tam szybko człowiek przestaje być człowiekiem a staje się

bestią, mordercą...Człowiekiem pozbawionym wszystkiego, co ludzkie...co

dobre. A jednak Paweł nie wyglądał na przesiąkniętego złem, psychopatą.

Przeciwnie, sprawiał wrażenie raczej lekko przerażonego, ale i też całkiem

normalnego. A może to były tylko pozory? Przecież tak naprawdę nie jest

pewien, co się dzieje w umyśle jego brata. Czy byłby zdolny zabić? Czy

mógłby zranić jego? Nie wiedział. Wiedział jedynie to, że trzeba mu pomóc.

Tylko jak? On go nie pamięta...Nie pamięta rodziców.

Rodzice…tak....Gdyby oni żyli wszystko byłoby dobrze. Ale ich nie ma.

Musi sobie radzić sam. Sam musi uratować brata. Ale jak to zrobić? Nie może

podejść do niego i powiedzieć tak po prostu, że jest jego bratem.
Za

duże ryzyko. Orfeusz porwałby go z Akademii i wychowywałby go sam na jeszcze

gorszego psychopatę niż sam był. W głowie zaiskrzyła mu kolejna myśl -

Orfeusz. I nie chodziło tu bynajmniej o to, co teraz robi. Sęk w tym,

dlaczego on to robi?...Nie, inaczej...Co sprawiło, że on w ogóle to wszystko

robi? Jaka więź łączy go ze Scottem? Dlaczego dwoje młodych, inteligentnych

ludzi zmieniło się morderców? Co było tego przyczyną? Te pytania były

bardziej dręczące niż to, że Paweł zaczyna być jednym z nich. Nie mógł pojąć

tego. Scott miał wszystko, czego potrzebował - wspaniałych rodziców i

kumpli, był świetnym uczniem - chodzący ideał. Tyle, że ideał, który

zawiódł. Zawiódł wszystkich. A Orfeusz? Nie wiedział o nim zbyt wiele.

Prędzej zrozumiałe mogłoby być to, że on mógł mieć powody do stania się

Zakonnikiem. Z tego, co kiedyś się dowiedział, Orfeusz był również

niesamowicie zdolny. Niewielu jednak wiedziało o tym, co tak naprawdę kryło

się w młodym umyśle geniusza. A jednak...Skoro to on był tym gorszym, to,

dlaczego Scott zabił członków Navaget a nie on? Gdyby Orfeusz zrobił to

zamiast niego Zakonnikiem stałby się szybciej niż by sobie tego życzył a nie

dopiero teraz. Skoro zakonnicy są tacy okrutni to, dlaczego zwlekali z

przyjęciem go do ich szeregów? Przecież to pozbawione sensu. Dzięki niemu

mogliby wymordować więcej ludzi - na czym zależało przede wszystkim szefom

Zakonu. Coś musiało się wydarzyć...Coś, co uniemożliwiało mu dojście Do

Krwiożerczego Zakonu. Ale co?

- Robert, zlituj się i przestań

patrzeć się tępo w swoje buty tylko spójrz na mnie - Robert rzeczywiście

trochę się zamyślił - Wiesz, co? Ty to masz mózg jak wypatroszona mumia w

śladowych ilościach.
- Nie, po prostu myślałem nad tym wszystkim...o

Orfeuszu...o Scocie… - wymamrotał.
Wiktor spojrzał swoimi

przenikliwymi oczami na przyjaciela.
„Te oczy...” -

odezwał się w jego głowie głosik . „Oczy...”- spojrzał na

Wiktora. „Identyczne...” - znów odezwał się głosik. Robert

zaczynał podejrzewać, że głos, który to mówi istnieje

naprawdę.
„Spójrz na oczy...”- głos coraz bardziej zaczął

przeszywać mu mózg. Robert zrozumiał, że coś dzieje się nie tak...To nie był

głos z jego umysłu. To był głos do niego...Należący do jakiejś innej osoby.


„Oczy...Patrz na oczy” - ból zaczął się stawać coraz

bardziej uciążliwy.
- Robert...Robert, co ci jest? - spytał

zdezorientowany Wiktor. Robert stoczył się z łóżka, klęcząc teraz na

podłodze i rękoma trzymając się za głowę.
„Robert spójrz na jego

oczy” - głos toczył się jakby echem, świdrując umysł Roberta. Mimo

okropnego bólu, jaki przeżywał spojrzał tam gdzie kazał mu głos. Patrzył

teraz prosto w oczy przerażonego przyjaciela.
„Wiktor...syn

Remisa....REMIS!” - głos wydarł się niemiłosiernie, powalając

ledwo już przytomnego Roberta. Każde słowo…każda sylaba, była bolesna,

nie mógł znieść tego głosu...Niech on przestanie!
„ Nie chcesz

żebym już krzyczał, prawda?”- spytało gnębiące go echo –

„Nie chcesz żebym ci sprawiał ból...Powiedz, że nie

chcesz...Powiedz...POWIEDZ!”
- Nieeeeeeee! - krzyknął

Robert. Leżał na podłodze, dysząc ciężko. Czuł się jak na torturach.
-

Nie łatwiej jest odpowiedzieć od razu? Nie czułbyś mojego gniewu na sobie -

głos dudnił mu w mózgu, buzując z coraz to większą siłą. Robert spostrzegł,

że Wiktora nie było w pokoju.
„ Szukasz Wiktora?” - zaśmiał

się znów ten sam głos. – „Twój przyjaciel musiał wyjść...tak

ładnie go o to poprosiłem” - śmiech był coraz bardziej obłąkańczy.


- Kim jesteś? - wymamrotał ledwie Robert.
„ Kim jestem? A czy

to takie ważne?” - śmiech ucichł ustępując twardemu tonowi mówcy.

– „Nie ładnie, że grzebałeś w moich rzeczach...ONE NIE NALEŻĄ DO

CIEBIE!” - pokój przeszył wrzask Roberta.
„ Nie krzycz,

bo i tak nic ci to nie pomoże”- umysł Roberta rozjaśnił się na moment.


- Scott? - głos zamilkł na chwilę po czym znowu się odezwał.


Brawo, nie sądziłem, że tak szybko mnie poznasz.”
- Co ty...Co ty

chcesz?
„Pobawić się z tobą”- Scott zaśmiał się jeszcze

bardziej obłąkańczo niż przedtem – „Zły Wikuś znalazł kuferek i

zajrzał do niego...On należy do mnie…Tylko DO MNIE!” - Mimo

iż Robert miał już nawet trudności z mówieniem spytał o coś.
-

Diego...Jesteś Diego, nie pamiętasz? Nie jesteś Scott...Jesteś Diego -

wydyszał.
„Diego umarł wiele lat temu. Teraz jest tylko

Scott.”
- Nie prawda! Jesteś Diego...Diego Smith...Syn

Jonathana
„ZAMILCZ! „- Scott starcił panowanie nad sobą.

Przed oczami Roberta zaczęły się przesuwać szybko obrazy ludzi.


Nie! Nie patrz!”- Obrazy zniknęły tak szybko jak się pojawiły

–„ Nie masz prawa...Zginiesz...Zamorduję cię!”
-

Nie zrobisz tego...
„Nie wierzysz mi?”- głos zmienił się z

psychopatycznego na bardziej zrównoważony – „Ależ ja mogę zrobić

jeszcze coś gorszego” - wysyczał – „Na przykład

Paweł…”
- Zostaw go...Ty..Ty
„Ależ powiedz, kim

jestem...Ciekawe nieprawdaż?...Nienawidzisz mnie. Czuję to nawet tu będąc

tyle kilometrów od ciebie...ale ja wiem jak można przyporządkować sobie

upartych...Wystarczy, Robert …”- zrobił pauzę –

„Mieć haka. Ja go mam...Twój brat jest wystarczającym argumentem na to

abyś był mi posłuszny...”

ps. plissss dajcie opinie


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Abaska
Czeakaj, ava, nie nadazam... Scott tam byl

przy nim, i tak sobie do niego gadal, czy po prostu wkardl sie do mysli

Roberta??
Nie, to byc za bardzo skomplikowane ^^

No i czemu Wiciu

wyszedl?? Co sie stalo??

Aj, jush cie nie mecze, chociaz chcialabym

sie dowiedziec wiecej ^^ Bo to jest chyba wszystko porozkladane na party w

twojej sadystycznej gloffie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>

Uch, mum isc na gore... Ja musiec

spadac nyny ^^ NarQa!!
avalanche
Abaś na twoje życzenie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> parcior nowy

Part 28


- Robert...O matko

on się nie budzi...ROBERT!
- Nie wrzeszcz tak! To może chwile

potrwać, uspokój się, zaraz się ocknie. - Adam starał się uspokoić Wiktora.

Robert powoli otworzył oczy.
- Gdzie ja jestem? - spytał

nieprzytomnie.
- Wszystko w porządku. Jesteś w skrzydle szpitalnym -

wyjaśnił.
- Diego...On...Był w moim umyśle - starał się wytłumaczyć.
-

Leż spokojnie, powinieneś teraz odpocząć - rzekł Michał przytrzymując

Roberta, aby nie wstawał
- Ale...
- Żadnych, „ale" masz

odpoczywać. Jesteś w ciężkim stanie.
- Zaraz zaczynają się lekcje. Ja

przy nim zostanę - do gabinetu wszedł profesor Grey. Wyglądał na bardzo

zatroskanego stanem Roberta. Chłopcy posłusznie opuścili gabinet zostawiając

ich samych.
- Panie profesorze...
- Wiesz, że powinieneś

odpoczywać
- Ale ja muszę...Powiem...Muszę - Robert nie dawał za wygraną.

Musi powiedzieć, co się stało. Profesor Grey uznał, że Roberta i tak nie da

się uciszyć, więc postanowił go wysłuchać.
- Pan wie, kim jest Scott? -

zapytał. Profesor kiwnął głową. - Święta spędzaliśmy u państwa Smith'ów.

Podczas nich dowiedzieliśmy się czegoś.
- Że Scott to tak naprawdę Diego

Smith - dokończył za niego profesor. Robert zrobił zdziwioną minę.
-

Skąd...Skąd pan wie? - spytał zaskoczony.
- Dowiedziałem się tego wiele

lat temu. - wyjaśnił krótko.
- On...On zabił swoich przyjaciół...Zdradził

rodzinę...Zdradził wszystkich - wyszeptał - sprawił, że nie mam

rodziców...Mojego brata - Robert ukrył twarz w dłoniach. To wszystko było

dla niego bardzo bolesne.
- Wiem. - Profesor Grey nie potrafił w tym

momencie powiedzieć niczego bardziej podniosłego.
- I dzisiaj...Mówił do

mnie, groził, że zabije mojego brata, jeżeli nie będę mu pomagać - odwrócił

głowę. Po policzkach spływały mu łzy - Proszę mi powiedzieć...Co ja mam

zrobić? - zapytał. Popatrzył w oczy siedzącego przed nim profesora

alchemii.
„Oczy...Patrz na oczy....”
- Nieeeee! -

Robert złapał się za głowę. Jego umysł przeszył znów ten straszny ból.

Profesor złapał za dłonie Roberta. Stało się coś dziwnego. Ból ustępował, a

głos jeszcze przed chwilą tak głośny stawał się coraz mniej słyszalny, by po

chwili zupełnie zamilknął.
- Jak...Jak pan to zrobił?- Robert zdawał się

nie pojmować dziwnych zdolności profesora alchemii.
- Przykładając ręce

do osoby cierpiącej i skupiając się dostatecznie na jej bólu można sprawić,

że zniknie on.
- Ale to znaczy, że pan też poczuł to co ja czułem. -

profesor nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie przyjaźnie i

powiedział:
- Świadomość, że odciąża się człowieka od bólu sprawia, że

rozumie się jego problemy... - Robert nie wiedział, co odpowiedzieć.

Profesor Grey był trochę dziwną osobą, szczególnie, gdy rozmawiało się w nim

w cztery oczy. Nie dało się go rozszyfrować tak po pierwszej rozmowie. Była

to postać nieco złożona, otoczona dziwną aurą tajemniczości. Z drugiej

jednak strony, był osobą całkiem zwykłą, posiadającą jak każdy człowiek

swoje sekrety. On jednak zdawał się coś ukrywać...
- No dobrze. Zostawiam

cię, wracaj do zdrowia - pożegnał się i wyszedł. Robert jednak nie miał

zamiaru leżeć w łóżku. Po głowie chodziły mu różne myśli. Ten głos. Głos

Diega, mówiący mu by spojrzał w oczy najpierw Wiktora, później profesora

Greya...Nie...To się nie trzyma kupy. Ale może trzeba... - w tym momencie

wytężył umysł i skupił się na starym albumie leżącym w jego pokoju - No

chodź...Przyleć tu...
Nie minęło parę minut a album ze zdjęciami

przyleciał unosząc się delikatnie w powietrzu. Robert pochwycił go i

otworzył na pierwszej stronie. Było tam duże zdjęcie jego rodziny z czasów

jego dzieciństwa. Popatrzył moment z sentymentem na nie, po czym przewrócił

kartkę. Na następnej stronie widniało zdjęcie jego ojca wraz z jego kumplami

- Sergiuszem, Remisem i Stefanem. Robert przyjrzał się uważnie postaci

młodego Remisa uśmiechającego się luzacko. Jego uwagę przykuły jego oczy. Po

dłuższym wpatrywaniu się w nie stwierdził, że...budziły lęk. Były dzikie i

nieprzeniknione a zarazem zimne. Pozwalały zgłębić się w przeszłość ich

właściciela tak namiętnie tłumionej, ale nadal widocznej i odzwierciedlanej

w jego źrenicach. Nie bez powodu mówi się, że oczy są oknem na duszę

człowieka. Czyżby Diego chciał mu coś powiedzieć?

ps. powiedźcie czy

to nie jest za bardzo powalone?.....ja ma pewne wątpliwości


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='rolleyes.gif'

/>
Abaska
Ava... czemu powalone?? ^^ Nie jest... Ale

qrde, czekaj... Ojcem Vicia jest Remis... Ojcem braci jest Otto... A mi sie

ciagle pieprza imiona ojoow Adama i Michala... Sergiusz i Stefan... Kto

siest "z" kim?? ^^"

na razie!!
avalanche
Stefan - Michał
Sergiusz -

Adam

Abas ja to musze przeczytać jeszcze raz wszystko bo mam wrażenie

że coś mi sie pomieszało.....
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='rolleyes.gif'>
Abaska
Oł, tenks vielkie, bo juz sie gubilam

^^
Tak szczerze mowiac, to mi sie zdaje tez, ze cos tu nie gra... Moze o

czyms zapomnialas?? Mniesza o to. Jeszcze raz dzieki za wytlumaczeine ^^
avalanche
Abaś nie chciało mi sie narazie tego

mojego całego powalonego tekstu analizować więc wszystko jest tak jak

jest....zajmne sie tym później a narazie następny part
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>

Part 29


- Ach obudziłeś się - pani doktor

Wanda Grajewska weszła niespodziewanie do sali. - Już lepiej? - spytała

uśmiechając się.
- Myślę, że tak - odpowiedział nieśmiało Robert - Czy

mogę iść na lekcje? - spytał szybko. Doktor Grajewska popatrzyła się

niepokojącym wzrokiem na młodego pacjenta i po chwili znów się

uśmiechnęła.
- No dobrze, tylko się nie przemęczaj! - wykrzyknęła za

Robertem, który szybko wybiegł z sali. Zapomniał jednak, że zostawił na

łóżku album. Biegł szybko korytarzem chcąc zdążyć na lekcje. Wyjął

pośpiesznie plan lekcji z kieszeni.
- Historia - powiedział do siebie.

Skręcił w lewo i udał się do klasy.
- Tak, więc proszę zapisać...Rok

2345 p.n.e. charakteryzował się wzmożoną aktywnością zakładanych w tym

czasie wszelkich bractw, zakonów...
- Przepraszam, ale byłem u pani

doktor i…
- Siadaj proszę - lekcje prowadziła ta sama kobieta,

która witała ich na początku roku - prof. Michelle Bradford. Była mniej

więcej w wieku prof. Greya - młoda i ładna z brązowymi długimi włosami,

tryskająca humorem i niezwykle inteligentna. Można było nawet rzecz, że jej

osoba wzbudzała równie wielkie zainteresowanie wśród młodych uczniów, co

prof. Grey u dziewczyn, wzdychających na korytarzach za nim. Robert

zauważył, że Wiktor nie odrywał wzroku od niej oczu patrząc na nauczycielkę

jak zaczarowany. Nie był zresztą jedyny, reszta chłopców też tak reagowała

na młodą panią profesor o długich zgrabnych nogach i szczupłej sylwetce.

Nawet Radek, klasowy brzydal nie miał nic sensownego do powiedzenia żeby

pochwalić się swoją wiedzą.
- Pani profesor wspominała pani, że zakładano

wtedy różnego rodzaju bractwa i zakony. Czy tyczy się to także Krwiożerczego

Zakonu? - spytała Laura.
- Tak. Krwiożerczy Zakon był jednym z

pierwszych, które założono. Niewiadomo, kto dokładnie założył to bractwo. Z

badań, jakie są prowadzone od lat wynika, iż początkowo Zakon skupiał

niewielką grupkę morderców i wojowników oraz przeklętych magów i alchemików.

Ich przywódcą miał być Jan Krwawy - nie wiadomo czy to on założył Zakon,

jednak przypuszcza się, że od jego przydomka wzięła się dalsza część nazwy

Zakonu. Krwiożerczy Zakon zaczął się jednak rozrastać i po latach zaczęli

coraz częściej dawać o sobie znać - zabijali wszystkich, którzy stawali im

na drodze do władzy. Mówi się, że król Jan IV Podły był w rzeczywistości

podstawionym kandydatem do tronu, który z pomocą zakonników zdobył władzę.

Króla jednak po paru latach zgładzili ci sami Zakonnicy, którzy wepchnęli go

na tron, prawdopodobnie za to, że nie spełniał ich oczekiwań i nie podbijał

coraz to nowych ziem.
- Przejdźmy jednak do innych zakonów - prof.

Bradford kontynuowała dalszą lekcje powracając do tematu Krwiożerczego

Zakonu jedynie w notatce, którą później podyktowała uczniom na koniec

lekcji.
- Ona jest cudowna - powiedział rozmarzony Wiktor.
- Wiesz, co

Wiktor? Nie zdziwiłabym się gdyby podobała ci się jakaś super laska, ale

nauczycielka? - spytała przyjaciela powątpiewającym tonem Laura.
- I kto

to mówi? Ta, co nie mogła oderwać wzroku od Greya - odciął się Wiktor.
-

To było dawno…a poza tym mam teraz chłopaka - spojrzała na stojącego

nieopodal Adama rozmawiającego właśnie z Michałem. - Wiesz ona mogłaby

pasować do Greya - uśmiechnęła się znacząco.
- Może....Ale teraz będę żyć

w świecie marzeń razem z nią - zaśmiał się Wiktor, po czym dodał - ona jest

ideałem kobiety...Piękna, inteligentna i ma to coś.
- Tak ma to

coś....Jest dużo starsza od ciebie i jest nauczycielką - dodała zgryźliwie

Laura.
- No i co z tego? - westchnął Wiktor po czym cały w skowronkach

poszedł na obiad.
- Co mu jest? - spytał Adam, który podszedł właśnie z

Michałem do Laury i całując ją w policzek.
- Nie uwierzysz. Wiktor

zakochał się w Bradford - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Abaska
Ava... Hmm... Jakby ci to... ^^"

Troszke tu jest pomieszanie z poplataniem ^^" Do tego zdaje mi sie, ze

byloby lepiej, gdybys przed Swietami przedstawila lecje historii... Bo to

teraz brzmi tak, jakby oni mieli pierwsza lekcje historii dopiro po Sw.

Mikolajku
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cheess.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='cheess.gif'>

Można było nawet rzecz że jej osoba

wzbudzała równie wielkie zainteresowanie wśród młodych uczniów co prof. Grey

u dziewczyn, wzdychających na korytarzach za nim.

Nie rozumiem sensu

tego zdania. Kilka razy czytalam, ale nic nie wywnioskowalam ^^"

Wytlumacz mi to, plizz... I najlepiej to zdanie podziel na 2 , czy cos tak,

bo naprawde trudno je skapowac...

A fick jak zawshe swietny ^^

Pozdro, droga sadystko
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> Sasasa
avalanche
Abaś dzięki za to że mnie poprawiasz -

tak to jest jak się pisze w nocy
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> mnie też dopiero teraz wydaje się to jakieś nie takie - to

także wina mojej długiej nieobecności, czego dowodem są potem te niespójne

party...no tak pamięć szwankuje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='rolleyes.gif'

/> -postaram się poprawić
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> to co mi zasugerowałaś abym poprawiła...a z tą lekcją od

historii - no może tak...ale niech będzie jak jest


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='rolleyes.gif'

/> ...ale cóż...kurcze teraz mam zamiar wprowadzić jakąś akcje

bo przy tym można usnąć...sasaasasa
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/cool.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='cool.gif'

/>...a z tym zdaniem to chodziło mi że oboje są postrzegani

jako atrakcyjni, dlatego do Bradford wzdychają chłopcy a do Greya dziewczyny


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> ...taaaaa... psychiczne to wszystko jest


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='rolleyes.gif'

/>
avalanche
niestety ten part wymagał według mnie

tej długaśności
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>

Part 30

- Przejdzie mu - powiedział ze

spokojem Michał. - Zobaczysz jutro znajdzie sobie kolejną, do której będzie

wzdychał.
- Może masz rację, ale…
- No co ty, wyobrażasz sobie

Wiktora w objęciach Bradford? - chłopcy wybuchnęli śmiechem
- Och

Wiktorze kocham cię!

- Panno Bradford ja też panią kocham, czy

zostanie pani moją żoną?

- Ach, Wiktorze..oczywiście! -

Adam i Michał nie mogli powstrzymać się od zagrania scenki zakochanych.

Oczywiście ich wygłupy przykuły uwagę Twintowera.
- Borquez!

Karlsen!
- Tak panie psorze?- obaj obrócili się i jednocześnie

zapytali. Twintower zazgrzytał zębami. Bardzo nie lubił gdy się go

lekceważono...
- Nie toleruję takiego zachowania u moich uczniów -

wysyczał.
- Jakiś problem profesorze? - prof. Bradford okazała się jedyną

osobą, która mogła ich wywabić z kłopotów.
- Ależ nie pani profesor

-uśmiechnął się przymilnie Adam - Profesor Twintower właśnie chciał nam

przekazać żebyśmy....
- Poszukali dyrektora - dokończył Michał i

pociągnął Adam za rękaw. Nie minęło parę chwil a ulotnili się szybciej niż

można było. Z daleka dostrzegli tylko wściekłą twarz Twintowera, który nawet

nie zdążył zaprotestować, że tak naprawdę to miał wobec nich inne zamiary.

Profesor Bradford natomiast obdarzyła Twintowera uśmiechem, po czym również

oddaliła się.
- Ale się wściekł - do przyjaciół dołączyła Laura, która

obserwowała sytuację z boku.
- Eeee tam. Nim to bym się nie przejmował -

machnął ręką Adam - Mamutowi jak zwykle ciśnienie skacze - uśmiechnął

się.
Po obfitym obiedzie przyjaciele udali się na polanę, gdzie

następna lekcja miała się odbyć z profesorem Shepardem. Pojawił się na niej

także Paweł, którego wcześniej nie było. Robert natomiast nie pojawił się na

lekcji, gdyż doznał rostrou żołądka po ciężko strawnym obiedzie.
-

Dzisiaj chciałbym abyśmy przeprowadzili krótką lekcję w terenie -

poinformował Shepard - Podzielę was na dwie grupy. Proszę bardzo - Loyola,

Marcewicz, Switz, Ives i Maxwell w pierwszej grupie…A w drugiej... -

Shepard rozejrzał się wśród reszty uczniów - Borquez, Applegate, Karlsen,

Szczęsny i Clove. Reszta zostaje ze mną. A wy...- Shepard pstryknął palcami

i przed nimi ukazały się...
- Deski do latania! - wykrzyknął Wiktor -

Ale panie profesorze....gdzie jest moja?
- Applegate nie strugaj

idioty…przed tobą wisi. Jak niedowidzisz to okulary załóż - klasa

wybuchła śmiechem.
- No dobra dość gadania. W lesie ukryłem srebrny

kielich. Waszym zadaniem będzie znalezienie i przyniesienie go do mnie.

Grupa, która pierwsza przyniesie kielich - wygrywa. Na

deski...gotowi...Start! - dało się słyszeć jedynie szum i po chwili obie

grupy zniknęły w gęstwinie lasu.
- Panie profesorze a co my mamy robić? -

spytał jeden z uczniów, którzy zostali na polanie.
- My natomiast do

powrotu waszych kolegów zajmiemy się czymś pożytecznym. Proszę wyjąć

notatniki...
- Znaleźć kielich! Ciekawe jak? Ten las jest ogromny i

zanim...
- Laura, mamy przecież deski, więc możemy z łatwością

przemierzyć tan las szybciej niż gdybyśmy mieli na przykład iść - uśmiechnął

się Michał.
- No tak, ale...
- Zamknijcie się oboje! Widzieliście

tego przygłupa gdzieś? - spytał Wiktor.
- Sam jesteś przygłup...Ta deska

jest niekomfortowa i ciężko się na niej siedzi...A poza tym, ciężko się nią

kieruje... - Wiktor jak i cała reszta nie mogli opanować się ze

śmiechu.
- No co?
- Ty przymule! Na tym się stoi a nie siedzi!

- Wiktor o mały włos nie spadł z deski ze śmiechu. Radek naburmuszył się i

stanął tak jak inni na swej desce.
- Wiedziałem. Ja tylko chciałem was

sprawdzić… -starał się wytłumaczyć.
- Taaaak...A ja jestem Merlin -

zakpił Adam.
- Dobra koniec. Mamy znaleźć ten kielich przed nimi, jeżeli

chcemy wygrać.
- Ja tak sobie myślę, że można by było przeszukać jakieś

jaskinie - zaproponował Michał.
- Dobra w takim razie przyspieszamy!

- rozległ się świst i pięć postaci ruszyło z zawrotną prędkością wśród

wiekowych drzew. W trakcie poszukiwań nie obyło się jednak od

wypadku…
- Wiktor sądzę, że ty nie masz zielonego pojęcia gdzie

szukać tego kielicha - stwierdził przemądrzałym głosem Radek.
- Milcz, bo

ci nogi powyrywam! - odwarknął Wiktor - Jak jesteś taki mądry to powiedz

lepiej w którą stronę mamy lecieć?
- Myślę, że w prawo - odrzekł szybko

Radek.
- „Myślę, że w prawo”...A ja myślę, że w lewo, no i

co?
- No i nic. Twoja sprawa jak jesteś taki głupi to... – nie

zdążył jednak dokończyć gdyż Wiktor natarł na niego z całej siły. Deska

Radka musiała doznać jakiegoś poważnego uszkodzenia, gdyż wpadła w

turbulencje i zaczęła się obracać dookoła w zawrotnym tempie. Radek nie

zdołał się jednak dłużej utrzymać w powietrzu i po chwili został wyrzucony z

wiru i uderzył o drzewo tracąc przytomność. Przyjaciele natychmiast

podfrunęli do rannego - wszyscy oprócz Wiktora byli nie na żarty przejęci

stanem Radka, który nie tylko stracił przytomność, ale także był ranny - z

czoła spływała mu strużka krwi, zaś nadgarstek wyglądał na złamany, ponieważ

wykrzywił się pod dziwnym kątem. Adam natychmiast wyczarował bandaże i zajął

się opatrywaniem Radka, gdy skończył podszedł do Wiktora.
- Zadowolony

jesteś? - powiedział rozgniewanym głosem - Masz czego chciałeś! -

wskazał palcem na Radka - Mogłeś go zabić! - wykrzyczał mu prosto w

twarz - Jesteś aż tak głupi czy tylko udajesz? - wysyczał w końcu przez

zęby. Te słowa sprawiły, że obaj rzucili się na siebie.
- Adam, Wiktor

przestańcie! - Laura próbowała uspokoić przyjaciół, jednak dopiero po

interwencji Michała udało się ich obu rozdzielić i odsunąć od siebie na

bezpieczną odległość.
- Jesteś taki sam palant jak on! - wykrzyczał

rozłoszczony Wiktor.
- Zamknij gębę kretynie! - przezwiska sączyły

się z ust przyjaciół niczym trujący jad. Każdy z nich miał ochotę jak

najbardziej pogrążyć przeciwnika.
- Wiesz, co Wiktor?! Nigdy bym się

niespodziewał, że możesz być taki podły! Od początku go nienawidziłeś,

ale to ci nie daje prawa do tego żeby tak nim poniewierać! - Adam zdołał

opanować się na, tyle aby móc wreszcie powiedzieć to co miał zamiar.
-

Obrońca uciśnionych się znalazł - parsknął pogardliwie Wiktor - Wyliż mu

jeszcze buty. A może już zdążyłeś to zrobić? -zaśmiał się pogardliwie. Adam

stał nieruchomo zaciskając pięści. Nie mógł jednak nic zrobić, ponieważ

Michał stał między nimi i w razie, czego powstrzymałby go od porządnego

lania, jakie miał teraz ochotę sprawić Wiktorowi.
- Jesteś durny jak nie

wiem, co - powiedział Adam z szyderczym uśmiechem.
- Nawzajem Borquez


- Coś ci jeszcze powiem Wiktor. Zachowujesz się jakbyś był tu panem i

władcą. Masz gdzieś innych i najchętniej zdeptałbyś ich gdybyś tylko mógł.

Ale mylisz się. Nikt tu nie będzie rozwijał ci czerwonego dywanu ani

potakiwał za każdym razem. Jesteś strasznym egoistą a na dodatek myślisz, że

jesteś lepszy od innych - te słowa ugodziły Wiktora w jego najczulszy punkt.

Nie pomógł nawet Michał. Wiktor rzucił się ponownie na Adama. Obaj zaczęli

okładać się pięściami.
- Przestańcie! - nawet błagalne krzyki Laury

nie zdołały przekonać chłopców do zaprzestania walki ze sobą. Każdy z nich w

tym momencie miał ochotę jak najdotkliwiej pobić drugiego. Michał ponownie

próbował rozdzielić walczących i choć w końcu po jakimś czasie udało mu się

to ti i tak nie ustrzegł się przed paroma ciosami, niechybnie wycelowanymi w

niego. Tym razem Michał postanowił lepiej poradzić sobie z jego kumplami a

by się nawzajem nie pozabijali. Związał i magicznymi sznurami przy dwóch

oddzielnych drzewach. Na nic zdała się szarpanina - sznury mocno oplątywały

obydwu przyjaciół uniemożliwiając wydostanie się z nich.
- Jeszcze jedno

- Michał pstryknął palcami i chwilę potem zakneblował Wiktora i Adama,

którzy nie mogąc się dopaść zaczęli coraz bardziej kląć na siebie.
-

Michał zostawmy ich. Zobaczmy lepiej, co z Radkiem - oboje podeszli do

Radka. Ten zaczynał się powoli wybudzać.
- Co się stało?....Ała

…boli...
- Nie ruszaj się. Masz złamany nadgarstek i małą ranę na

głowie od uderzenia - wytłumaczył Laura.
- Pamiętam tylko, że uderzyłem

w drzewo, a potem...Potem film mi się urwał. To Wiktor mnie zwalił... -

powiedział słabym głosem. Michał, który klęczał przed Radkiem wsakazał mu

związanych i zakneblowanych przyjaciół. Radek uśmiechnął się na widok

unieruchomionego Wiktora, jednak widok Adama przywiązanego do drzewa wprawił

go w lekkie zdziwienie.
- Dlaczego związaliście Adama? - spytał.
- A

to tak na wszelki wypadek. Obaj się trochę posprzeczali i tylko tak mogliśmy

sobie z nimi poradzić.
- Ja osobiście nie widzę nic dziwnego w tym, że

ten głupek Wiktor jest przywiązany, ale Adama można by wypuścić...
-

Lepiej nie - powiedziała Laura.
- Michał, mógłbyś sprawdzić moją deskę?

Chyba się uszkodziła, zobacz czy nie da się naprawić - Radek uśmiechnął się

lekko prosząc Michała o przysługę. Gdy tamten odszedł Radek zwrócił się do

Laury.
- Jesteś taka miła dla mnie - zaczął przymilnie. - Widziałaś jak

Wiktor mnie potraktował. On mnie nienawidzi.
- Może cię nie lubi ale nie

nienawidzi... -zaprzeczyła Laura. Radkowi spełzł jego uśmiech z twarzy i po

chwili powiedział
- To nie pierwszy raz, kiedy próbował się mnie pozbyć.

On jest niebezpieczny. Nie mówię to tylko ze względu na siebie, ale na

ciebie. Nie wiadomo, co takiemu może przyjść do głowy. Dzisiaj może być

miłym kolegą, a jutro może ci wbić nóż w brzuch.
- Co ty gadasz? - Laura

nie kryła zdziwienia.
- Mówię prawdę. Sądzę, że Wiktor ci nie mówił o tym

jak o mało mnie zabił - Laura zrobiła wielkie oczy - Dyrektor przyciszył

sprawę, bo Wiktor to przecież "miły i grzeczny" chłopiec. Ale ja

ci powiem, co się zdarzyło pewnej nocy. Chciałem wyjść do kuchni, bo

poczułem głód. Zajadałem się właśnie roladą, gdy zjawił się Wiktor. Stał

niedaleko mnie a twarz miał nadzwyczaj poważną i po chwili zaczął się do

mnie zbliżać. Był już bardzo, blisko gdy nagle sięgnął ze stołu po nóż i

rzucił się na mnie - Radek przewrócił się na bok, podwinął lekko koszulę i

pokazał bliznę. Laura skrzywiła się lekko i po chwili namysłu spytała:
-

To ci zrobił Wiktor?...Ale to niemożliwe.
- Możliwe. Rzucił się na mnie

jak oszalały. Krzyczałem a on wbił mi nóż. Na szczęście zjawił się dyrektor

i pomógł mi opanować tego szaleńca. Nie wiem czy bym przeżył gdyby nie jego

pomoc. Prawdopodobnie nie rozmawiałabyś dzisiaj ze mną gdyby nie dyrektor,

który mnie uratował.
- Ale to nie możliwe...Jak?...Przecież -Laura

starała sobie przetłumaczyć, że to, co mówi Radek to nieprawda. Jednak ta

blizna nie dawała jej spokoju. - Wiktor by czegoś takiego nie

zrobił!
- Tak? A co on przed chwilą chciał mi zrobić.? Chyba nie

powiesz, że to było przez przypadek! Natarł na mnie i o mało mnie nie

zabił! - Radek zaczął dyszeć ciężko.
- Ale...
- Nadal mi nie

wierzysz. Nie wierzysz, że twój przyjaciel jest zdolny do wszystkiego.

Przejrzyj na oczy Laura, on jest niebezpieczny. Wyładowuje swoją złość na

mnie a niedługo, kto wie? Może któregoś dnia zaatakuje również i ciebie -

Radek spojrzał Laurze prosto w oczy. Był bardzo przekonujący w swojej

wypowiedzi. Coś musiało w tym być. Wiktor już nie raz wykazał, że gdyby mógł

to chętnie by się pozbył Radka ze szkoły i to najlepiej gdyby go odesłano w

trumnie. Laura nie raz była świadkiem znęcania się nad Radkiem. Może

rzeczywiście z Wiktorem jest coś nie tak...
- Wiem, że trudno ci uwierzyć

w to, co ci powiedziałem. Jednak weź sobie do serca moją przestrogę - Uważaj

na niego. Jesteś moją koleżanką i widzę, że możesz się znaleźć w poważnym

niebezpieczeństwie, gdyby temu wariatowi coś odbiło. Wtedy nikt ci nie

pomoże. Będziesz zdana tylko na siebie. Przyrzeknij mi, że będziesz ostrożna

- Radek złapał Laurę za rękę. - Pamiętaj, co ci mówiłem....Aha i jeszcze

jedno. Nie mów Wiktorze ani nikomu innemu o tym, że powiedziałam ci o naszym

incydencie. Wiktor mógłby się wściec i zabić mnie w końcu a poza tym

przysięgałem dyrektorowi, że nikt się o całej sprawie nie dowie.
- Ale mi

powiedziałeś...
- Powiedziałem ci, bo chcę cię ostrzec. Wiktor na

zewnątrz wygląda jak niewinny nastolatek a tak naprawdę w środku kryje się

jego prawdziwe oblicze. Oblicze maniaka i niebezpiecznego dla społeczeństwa

wariata gotowego na wszystko. Laura proszę uwierz mi. - Laura miała chwilowe

wątpliwości jednak po chwili kiwnęła głową.
- Dobrze będę uważać -

powiedziała.
- Pamiętaj tylko żeby nikomu nie mówić o tym, co ci

powiedziałem. Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Ciężka sprawa. Deska została

poważnie uszkodzona. - w tym momencie podszedł Michał niosąc

"lekko" zdezelowaną deskę Radka.
- A kielich? - spytała

Laura.
- Możemy się pożegnać już w wygraną. Nie ma szans. Zobacz na

naszych "milusińskich". Rozwiąże ich a oni się znowu zaczną

bić.
- A może zostawimy ich tu na jakiś czas a sami poszukamy kielicha? -

zaproponował Radek. Michał popatrzył się dziwnie na Radka - nie podobała mu

się jego propozycja, jednak po dłuższych namowach nie pozostało mu nic

innego.
- Dobra, ale jak ich potem znajdziemy?
- Nie martw się

znajdziemy - uspokoił go Radek i uśmiechnął się lekko.
- Słuchajcie,

jako że wy nie możecie się dogadać, postanowiliśmy was tu zostawić na trochę

i poszukać kielicha. Nie obraźcie się, ale tak będzie najlepiej. Kielicha

jeszcze nie znaleziono - inaczej tamci wystrzeliliby złote iskry w niebo,

więc mamy jeszcze szanse. Niedługo po was wrócimy - Adam i Wiktor zmrużyli

oczy - gdyby teraz ich uwolniono na pewno mieliby odmienne zdanie na ten

temat, oczywiście przyjmując, że wcześniej obaj by się nie

pozabijali.
Cała trójka, czyli Radek, Laura i Michał wskoczyli na deski i

ruszyli na poszukiwanie kielicha. Nie spodziewali się jednak, iż ich decyzja

o pozostawieniu przyjaciół może mieć poważne konsekwencje...

ps jak

ktoś to przeczytał to chyba naprawde nie wiedział co zrobi ze swoim

czasem.....żartuje
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> jak zwykle mile widziane opinie......o ile macie siłe coś

napisać
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Abaska
No NARESZCIE SAMFINK IS

HAPENNING!!

Bo juz sie troche dzifne robilo, jak caly czas

byla taka akcja... No nie bylo akcji ^^ Ale wiem, ze cos takiego musialo byc

zeby dobrze przedstawic bohaterow. No, ale ten ostatni part byl boski^^


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/happy.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='happy.gif'>

To siest to, co tygryski loobia najbardziej ^^ AKCJE. A teraz z tego moze

wyniknac wszystko doslownie. Ma nadzieje, ze czesciej beda taie dlugasne

party!!

Pozdrooffka!!

PEES: Gdzies widzialam

jakis blad (chyba
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/huh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='huh.gif'> ,

ale teraz mi umknal... Jakbym znalazla, to ci dam znac ^^
avalanche
ssasasa Abaśśśśśśśś......miałam pomysł

ale mi się chyba w głowie dziry porobiły bo mi wszystko powylatywało i nie

ma zbytnio pomysłów narazie......no la eten part pisałam pod "jakąś

tam" weną
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/rolleyes.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='rolleyes.gif'

/>
Aha i jeszcze jedno: to co jest pisane wierszem to nie

jest mój pomysł!!!!!!! znalazłam to kiedyś w

internecie i tak sobie pomyślałam że wstawie to sobie do mojego ff, niestety

ja sie musze jeszcze sporo nauczyć żeby tak pisać...

Part 31

-

Jest?
- Nie ma? - krzyknął Radek wychodząc z jaskini.
- Cholera, gdzie

też on może być...
- Michał spójrz! Tam jest jakiś ogromny pagórek i

jakieś wejście - spostrzegła Laura.
- Lecimy! - cała trójka

podleciała lekko na do wejścia jaskini. Zeskoczyli z desek, pozostawiając je

na zewnątrz.
- Wchodzimy wszyscy - rozkazał Michał. Dmuchnął w swoją dłoń

i po chwili pojawił się niebieski płomień na jego ręce. W środku było bardzo

ciemno i wyjątkowo strasznie. Na ścianach, gdy się uważnie przyjrzeć

widniały liczne zarysowania, jakby jakiś ogromny stwór podrapał je swoimi

pazurami.
- Michał! - krzyknął Radek. Echo imienia Michała ogarnęło

całą jaskinię. Chwilę potem rozległ się ogromny szum. Krzyk Radka rozbudził

śpiące nietoperze. Cała chmara czarnych nietoperzy zmierzała ku wyjściu.

Laura złapała się kurczowo Michała i kryją głowę w jego ramieniu. Radek

natomiast skulił się na podłodze zakrywając głowę rękami. Szum powoli ucichł

a nietoperze wyleciały z jaskini.
- Nigdy tak nie rób! - wysyczał

Michał. - Mów szeptem!
- Dobra, dobra przepraszam - powiedział jak

najciszej Radek. Schodzili coraz bardziej w dół. Chłód coraz bardziej

oplatał ich ciała. Czuli się coraz bardziej niepewnie, gdy nagle…
-

Aaaa! - krzyk Laury spowił jaskinię. Przed nimi leżał ludzki szkielet w

resztkach czarnej szaty jaką miał zapewne przed śmiercią. Radek

powstrzymywał się od wrzasku, zakrywając sobie dłońmi usta. Oczy zaś o mało

nie wyszły mu z orbit. Jedynie Michał zachowywał względny spokój.
- Nie

bójcie się, przecież to tylko szkielet - starał się uspokić resztę.

Lauraednak cały czas była odwrócona - nie mogła znieść widoku szkieletu.

Michał który przyglądał się szkieletowi, zauważył iż szkielet trzymał w

swoich kościstych łapach jakiś zwój papieru. Podszedł bliżej i rozwinął

pożółkły papier. Większość liter była już wytarta. Ku zdziweniu Michała

jeden napis na dole kartki wyglądał jakby był zupełnie świeży, albo jakby

tylko ten napis miał przetrwać....

"Słowa ulotne,

drżące, rozsypane.
słońcem rozpalone, wiatrem

szarpane,
lekkie i zwiewne jak lekkie duchy,


z ksiąg pozbierane - drobne okruchy...”

- To brzmi trochę

jak jakaś formuła zaklęcia albo coś podobnego…- szeptnął do siebie

Michał, po czym zwinął pergamin i schował do kieszeni.
- Dziwne to było -

stwierdziła Laura.
- Nieważne. Chodźmy dalej - powiedział Michał i po

chwili ruszyli dalej ku ciemnościom. Po paru krokach stwierdzili jednak, iż

robi się coraz jaśniej. Smugi białego światła rozświetlały jaskinię. Michał

zgasił swój płomień. Robiło się coraz jaśniej...
- Patrzcie! - Radek

nie musiał powtarzać. Wszyscy spojrzeli przed siebie. Przed nimi znajdowało

się jezioro. Wnętrze było jasne a na ścianach smykały sobie odblaski wody.

Ze stropu zwisały różnej długości sople - stalaktyty, nadając wnętrzu

niezwykłości i tajemniczości. Ku ich zdziwieniu na środku jeziora znajdował

się...
- Kielich - krzyknęli jednocześnie. Złoty kielich ozdobiony

czerwonymi rubinami wydobywał z siebie owe światło. Obracał się wokół

siebie, połyskując.
- Jak my go dostaniemy? - spytała w końcu Laura.
-

Chyba trzeba do niego podpłynąć - odpowiedział jej Radek.
- Ja pójdę. Wy

zostańcie tu w razie gdyby mi się coś stało - Michał zdjął koszulę i po

chwili wkroczył do lśniącej wody. Była chłodna, a płynąc po niej zdawało się

że człowiek jest niesiony po jej tafli. Michał coraz bardziej zbliżał się ku

kielichowi, gdy nagle jego uwagę przykuł ledwo słyszalny dźwięk. Woda

zaczęła niebezpiecznie bulgotać, a na tafli jeziora zaczęły się pojawiać

zmarszczki. Coś najwyraźniej strzegło tego kielicha. Po chwili z jeziora

wyłoniła się ogromna hybryda. Olbrzymi, wstrętny stwór o zielonkawej barwie

rzucił się na Michała.
- Michał! - Laura natychmiast rzuciła nie do

jeziora. Radek nie był w stanie się poruszyć z przerażenia.
- Laura

uciekaj! - Michał za wszelką cenę chciał ustrzec Laurę przed czyhającym

na nią niebezpieczeństwie. Za późno. Potwór schwytał bezbronną dziewczynę.

Na nieszczęście potwora Michał zgromadził w sobie całą moc, którą posłał w

stronę potwora. Hybryda zaczęła się wić z bólu, od raniących ją czerwonych

promieni, by po chwili wypuścić ledwo żywą Laurę a samej kryjąc się w

otchłaniach jeziora. Michał natychmiast podpłynął do dziewczyny.
- Nic ci

nie jest? - spytał przestraszony.
- Uratowałeś mnie...Dzięki -

uśmiechnęła się.
- Dobra, bierzemy ten kielich i spadamy stąd, zanim znów

nie wypłynie jakaś poczwara - Michał pochwycił zdobycz i odpłynął do brzegu

razem z Laurą, gdzie czekał już na nich Radek, który sprawiał wrażenie jakby

się przeraził bardziej od nich - był blady jak kreda i ręką trzymał się za

serce, które o mało, co mu nie wyskoczyło z przerażenia.
- W życiu nie

widziałem czegoś takiego - wydukał wreszcie.
- Nie ględź tylko chodź,

zanim nas coś znowu dopadnie - cała trójka ruszyła ku wyjściu.


Tymczasem w innej części lasu Adam i Wiktor siłowali się z więzami, które

oplatały ich ciało. Byli jednak zbyt słabi, aby móc się uwolnić. Mówić też

nie mogli, gdyż ich zakneblowano. Mogli tylko stać i patrzyć z nienawiścią

na siebie.
Robiło się coraz chłodniej i powoli zaczął kropić

deszcz, który po chwili zamienił się w potworną ulewę. Przyjaciele stali,

moknąć coraz bardziej. Strużki wody spływały im po czołach, zaś ubranie

coraz bardziej przylepiało się do ciała. Było im zimno, lecz nie mogli się

rozgrzać. Wiatr dął coraz mocniej, rozczochrując im mokre włosy. Rozpoczęła

się prawdziwa burza z piorunami. Adam dostrzegł, że za drzewem, do którego

był przywiązany Wiktor zbliżają się do nich jakieś postacie. Nie leciały ona

deskach - sunęły unosząc się nad ziemią. Adam poczuł dziwny skurcz w

okolicach żołądka. Postacie miały na sobie czerwono- krwiste płaszcze a w

rękach każda z nich trzymała kosę. Zbliżali się do nich Zakonnicy.
Abaska
nununu, nieladnie tak chlopcow zostawiac,

nieladnie ^^

dawaj szybciutko next parta, bo mi sie ciekawie zrobilo


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'>
avalanche
sassaa Abaś......nie teraz...kiedy

nadejdzie pora...Ava wstawi łaskawie
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='biggrin.gif'> może jutro?........nie wiem.....musze

czekac na wenę bo nie wiem co dalej robić....w sensie za pare partów


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='unsure.gif'>
avalanche
sory że krótkie ale takie wyszło


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>

Part 32

Wiktor nie rozumiał, co starał mu się

przekazać Adam. Przyjaciel zaczął się gorączkowo wyrywać z więzów, rzucać

się na wszystkie strony - wszystko to było jednak na próżno. Wiktor z lekkim

niepokojem przyglądał się na szarpiącego się Adama. Pomyślał, że po prostu

był już na niego tak zły, iż postanowił się wyrwać ze sznurów i go udusić.

Było jedno "ale". Jeżeli Adam rzeczywiście miał być wściekły to,

dlaczego w jego oczach widać było przerażenie i strach. Po chwili Wiktor

zrozumiał, że przyjaciel najwyraźniej się czegoś przestraszył. Nie rozumiał

jednak, czego.
Adam próbował coś wykrzyczeć do Wiktora, jednak na nic

zdały się jego wysiłki. Wiktor stał przed nim nieświadomy zbliżającego się

niebezpieczeństwa.

- Piękny ten kielich - zauważył Michał.
- I

jest cały ze złota - powiedział Radek.
- Ciekawe skąd profesor Shepard

miał tak cenny przedmiot? - Michał przystanął na chwilę. Pytanie Laury

obudziło w nim jego czujność.
- Właśnie…To trochę dziwne. Taki

drogi przedmiot...
- Co masz na myśli? -spytała Laura.
- Czy to nie

dziwne, że profesor Shepard kazał nam szukać przedmiotu o takiej wartości

narażając nas na takie niebezpieczeństwo, jakim było zmierzenie się z

hybrydą?
- Może to na tym polegało, Michał? Może chciał nas sprawdzić...


- Laura, mi się to wszystko coraz mniej podoba. Nie sądzę, że Shepard

narażał nas na TAKIE niebezpieczeństwo. Wierz mi, ale hybrydy nie są jakimiś

potulnymi stworzonkami mieszkającymi w jeziorze. To krwiożercze bestie, z

którymi wielu dorosłych, Atlantydów miałoby spory problem... - nastała

cisza. Każde z nich zastanawiało się nad tym, co powiedział Michał.



W tym samym czasie na polanie rozgrywała się normalna lekcja. Mimo deszczu,

Shepard nie zarządził powrotu do zamku. "Mały deszczyk" nikomu nie

zaszkodzi - mawiał.
- Panie profesorze, a właściwie to, czego szukają

tamci? - spytał jeden z uczniów.
- Mówiłem ci już Travis. Szukają

SREBRNEGO kielicha....
Abaska
Opinia psorki ^o_o^ (sasasa

^^):

Krotkie, ale jednak cosik wnioslo ^^ A wiesz, ze podejrzewalam,

ze to nie bedzie ten kielich? Wiedzialam, wiedzialam!! Sasasa,

sasasa!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'>

Jak male bobo sie zachowujem ^^ No ale cosh... Wesole jest zycie

staruszka!! lalalalalalalaLAAAAAAAAA!!

Dobra, mi

odbija, wiec ja juz wiecej nie pisze ^^
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.