No to ja tak tego... Ffidze, ze nikt nie
pisze, wiec moze tu cos tam ffkleje...
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/unsure.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='unsure.gif'>
Nie zdazyli jednak do niej wejsc,
gdy ze srodka wydobyl sie przerazajacy pisk. Harry odsunal Hermione w bok,
jak najdalej od drzwi. Jakas przerazona kobieta wybiegla z restauracji
potykajac sie o wlasne obcasy... Nagle zrobil sie straszny szum. Ludzie z
krzykiem wybiegali z restauracji, popychajac i przewracajac sie nawzajem.
Harry i Hermiona nie wiedzieli, o co chodzi. Kiedy wszyscy uciekli <z
szefem wlacznie> Hermiona powiedziala:
- No to co, idziemy?
-
J-j-jasn-ne... Ale Hermi... Jak myslisz... Czy to nie ten tego??
- Ten
tego? O co chodzi?
- No wiesz... - powiedzial dosyc niesmialo Potter, po
czym dodal - A zreszta niewazne...
- Ale serio, powiedz mi, co chciales
powiedziec...
Harry spojrzal na nia. Jej oczy byly zwrocone prosto na
niego.
- Niebezpiecznie - dodal po chwili wachania. Byl pewien, ze Hermi
go wysmieje...
- Tez racja.
Potter spojrzal na nia w calkowitym
szoku. Po raz pierwszy slyszal, zeby Hermiona przyznala, ze cos jest
niebezpieczne... Zeby przyznala mu racje... Poczul sie tym troche osmielony
(moze nawet troche za bardzo) i zanim sobie uswiadomil, co on wlasciwie
robi, pociagnal ja za reke do srodka. Panowal tam straszny balagan. Stoly
poprzewracane, krzesla polamane... A posrodku tego wszystkiego stala
zakapturzona postac... Zakapturzona? Nie... Ten ktos mial na glowie jakis
material....
- Choleraaaaaaa!! - krzyknela owa postac... Ten glos
zdawal sie Harry'emu znajomy... Mimo to Hermiona cofnela sie gwaltownie
na dzwiek tych slow
I nagle owa osoba zdjela przescieradlo...
-
RON!!
Rudy nastolatek spojrzal na nich spod obrusu narzuconego
na glowe, w ktory byl zaplatany <obrus byl troche dlugasny>.
- Co
wy tu...
- Nie my! Co ty tu robisz! - krzyknela zaskoczona
Hermiona.
- Ja? Ja pomylilem kominy. No i wyladowalem w tej knajpie. A
narod zaczal sie drzec... Taka kobieta zemdlala i ja facet wynosil...
Wszyscy zwiewali... Ktos mi zarzucil obrus na glowe... A potem jak
krzyczalem o pomoc, to nikogo nie bylo... Teraz wy...
- Ja tu spedzam
wakacje z rodzicami, a Harry z wujostwem...
- Z WUJOSTWEM?! To te
stare zgredy cie zabraly?!
- No jakos tak wyszlo... - odparl
wymijajajaco Potter.
Nagle uslyszeli syreny.
- Policja! -
wrzasnela Hermi.
- No to zaje***cie!!! - wrzasnal Ron.
-
RON! Jak mozesz!! - Hermiona spojrzala na niego z wyrzutem.
-
Dobra, nie kloccie sie! Szybko, tam jest kuchnia! A z kuchni musi
byc...
- Tylne wyjscie - dokonczyl za Pottera Ron. - Harry, jestes
GENIALNY!
Po czym cala trojka skierowala sie w strone kuchni. Z
tamtad wydostali sie na zewnatrz.
- No, to gdzie teraz? NIe wiem jak wy,
ale ja sie musze dosytac do jakiegos komina...
- Moze pojdziemy do mojej
cioci? Ona jest czarownica...
- Ekhem, przepraszam bardzo, ale wydawalo
mi sie, ze...
- Ron, pozniej ci wyjasnimy... Teraz musimy wiac...
-
Moze wsiadziemy do tego niebieskiego wozu? - ta cala sytuacja najwyrazniej
bardzo bawila Weasley'a...
- Co? A, do tego... Ron nie zartuj so... -
Harry nagle urwal i spojrzal jeszcze raz na samochod. Woz
policyjny!
- Ruszyli za nami w poscig! Szybko, na schody
przeciwpozarowe!!
Hermiona nie musiala tego powtarzac. Juz po
chwili znajdowali sie na dachu jednej z najbardziej ekskluzywnych
restauracji w miescie... Ale, niestety... Choc widok byl piekny, nie mieli
czasu sie nim upajac... Musieli uciekac. Przez 5 minut streczeli bezczynnie
na dachu restauracji. W koncu Hermiona postanowila przerwac milczenie i
wychylila sie nieco, aby zbadac sytuacje...
- Harmiono, lepiej tego nie
rob... - ostrzegl Ron.
- A niby to czemu? - zapytala sie z zaczepnym
usmieszkiem Hermiona i wychylila sie jeszcze bardziej...
- HERMIONO,
NIE!! - Harry zlapal ja dokladnie w ostatniej chwili, ratujac ja
przed spadkiem w dol.
- Jezu, Harry, czekaj, pomoge ci! - teraz i
Ron zaangazowal sie w wciaganie Hermiony z powrotem na dach.
-
Dzieciaki, co wy... - Harry spojrzal w bok. Najmniej spodziewana osoba
siedziala w saniach ciagnietych przez 2 hipogryfy. Ciotka Hermiony.
-
Niech pani nam pomoze! - wrzasnal rozpaczliwie Harry.
Ciotka
wyciagnela rozdke i przelewitowala przerazona Hermione prosto do san.
-
Wsiadajcie
Nie trzeba im bylo tego powtarzac. Wskoczyli do san w
tempie blyskawicy. Ciotka wlaczyla jakis przycisk na czyms
piloto-podobnym.
- To nam zapewni niewidzialnosc. - wyjasnila.
Od
tej pory nikt nie odezwal sie podczas podrozy.... W jej domu natychmiast
odeslala Rona z powrotem do domu. Zdazyl tylko wydukac " na
razie!", zanim zniknal w ogniu. Ciotka wskazala im miejsca przy
stole, na ktorych poslusznie usiedli <Harry i Hermi oczywiscie
^^>.
- Jestem zdruzgotana waszym zachowaniem. Jestescie calkowicie
pozbawieni szacunku. Bezczescicie pokoj biednej Nessy i...
- Ale
ciociu...
- Nie przerywaj mi! W dodatku demolujecie najlepsza
restauracje w miescie... CO W WAS DO LICHA WSTAPILO?!
Przed
wieksza awantura uratowal ich dzwonek do drzwi... To znajomi ciotki przyszli
z wizyta...
- Harry, Hermiono... Oto panstwo Magenna. Moi drodzy, oto
Hermiona, ktorej jestem babcio ciocia - rzekla z szerokim usmiechem - oraz
Harry Potter, jej kolega ze szkoly.
Panstwu Magenna nagle przestal
dopisywac dobry humor.
- Harry Potter? A ma... znak? - zapytala pani
Magenna.
Ale Potter ie mial zamiaru znow byc obmacywany (ekhem... sorx
za slowo ^^) przez obcych ludzi. Wzial Hermione za reke, burknal cos w stylu
"musimy isc" i pobiegli w strone plazy... Tam polozyli sie na
piasku i zaczeli komentowac wszystkie przygody przezyte w ciagu ostatnich 3
godzin... A slonce grzalo tak pieknie... Woda byla taka mokra... Piasek byl
taki... Zasneli...
MUSIALAM wrzucic tu Rona, MUSIALAM... No, ale
i tak nic sie z nim powazniejszego nie dzialo ^^ No i ten koniec mi nie
wyszedl... Pozdro 4 everybody!!
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/biggrin.gif'
border='0' style='vertical-align:middle'
alt='biggrin.gif'>