ee... to ja nie bałbochwale
Moje tomy walają się po podłodze i folijka z nich już schodzi... a to dlatego, że od jakiegoś czasu prowadzę dość wnikliwe "studium pewnego przypadku" i odkładanie ksiązki na półkę lub - nie daj Boże - równiutkie ustawianie całej serii w rządek mija się z celem
No tak, ale fakt, na podłodze żadne inne woluminy ich nie zasłaniają (

)
mi się bardziej podoba ten objaw:
QUOTE
Będziesz kręcić się pod księgarnianymi półkami, aby choć dotknąć okładki.
To jest chyba już stan barrrdzo niebezpiecznej psychozy paranoidalnej; głębokie zmiany na tle nerwowym; zanik komórek mozgowych prowadzący w efekcie do śmierci.
Pomyślcie jak wyglądałby odwyk?
Klub Anonimowych Harrypotteropożeraczy.
(terapia grupowa, głos zabiera jeden z uczestników)
- Nazywam się ***, mam dwadzieścia cztery lata... od sześciu jestem uzależniony.
- Witamy Cię *** - odpowiada zgodnie grupka ludzi siedzących w dużym kręgu.
- Zaczęło się niewinnie. Nie przewidywałem, że wpadę tak szybko. Z początku nie wierzyłem, że może być to groźne dla zdrowia... Gdy mówili mi, że przeradza się to w nałóg - śmiałem się. Myślałem: przecież wiem, gdzie jest granica... jestem dorosły, potrafię w porę przestać. Potrafię przestać kiedy chcę! Najpierw pierwszy tom... potem drugi... Nic nie wskazywało na to, jak wielkie niebezpieczeństwo ze sobą niosą. Z początku czytałem zwyczajnie - jak to zwykle czyta się ksiązki... ale po trzecim tomie coś się zmnieniło: nie mogłem przestać. Spędzałem całe noce pochłonięty lekturą, a za dnia - będąc wśród ludzi - rozmyślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej wócić do domu i wziąć do ręki książkę. Żeby uciec do świata, który kocham! Myślałem, że to minie... że to przejściowe: zwyczjana gorączka, towarzysząca pojawieniu się nowej części serii.
Przerywa na moment, rozglądając się po zgromadzonych. Białe ręce drża mu wyraźnie, gdy kontynuuje:
- Dziś już wiem jak bardzo się myliłem. Nie mogę spać. Nie moge jeść. Pierwsze, co robię, gdy wstaję z łóżka, to szukam w panice książki... żeby chociaż jej dotknąć. Żeby poczuć jej zapach i gładką powierzchnię papieru pod palcami!
Jeszcze niedawno w ogóle nie rozmawiałem z ludźmi. Odcięty od świata zewnętrzengo, pogrążyłem się w letargu, cudownym śnie... Ale było mi coraz trudniej. Czułem się samotny i niezrozumiany. Szukałem sobie podobnych, ale bałem się rozmawiać o swoim problemie otwarcie, więc spędziałem całe dnie na rozmowach internetowych... Myślałem, że tam wreszcie znalazłem przyjacół. Rodzina martwiła się o mnie, ale sądziłem, że chcą mnie pozbawić przyjemności, że chcą sprawić, bym nie był szczęśliwy!
Wysłali mnie na leczenie...
Dziś jestem tutaj. Z Wami. Moja terapia trwa już trzy miesiące... Wciąż nie moge się obejść bez książek, ale widzę ogromne postępy... Jestem w stanie przec całe dwie doby przeżyć bez ich otwierania, czy nawet dotykania. Nie mam już napadów duszności; irracjonalnych ataków paniki; jestem w stanie myśleć i rozmawiać nie tylko o HP. Nie jest to łatwe, ale mój terapeuta twierdzi, że najważniejsza jest wiara w siebie... i wsparcie innych.
Dziękuje Wam, za to że ze mną jesteście! Bez Was nigdy nie zrobiłbym pierszego kroku w realny świat!
Rozlegają się brawa; uczestnicy spotkania wymieniają serdeczne uściski.
- Dziękujemy Ci ***, że podzieliłeś się z nami swoją historią. Czy jeszcze ktoś chciałby zabrać głos? - pyta prowadzący terapię. Po kręgu przetacza się cichy pomruk. Prowadzący uśmiecha się wyrozumiale i zdejmuje swe okulary; czyści szkła. - Nikt? W takim razie skończymy na dzisiaj. Chciałbym, aby na następne spotkanie każdy z Was spisał na kartce pięc argumnetów na to, że Harry Potter jest tylko wytworem wyobraźni. - Siedzący w kręgu ludzie wpatrują się w terapeutę z powątpiewaniem, a niektórzy z mieszaniną zdziwienia i strachu...
- Pamiętajcie: on nie istnieje naprawdę! - mówi z naciskiem i zmęczonym gestem przeciąga dłonią po czole. Zza czarnej grzywki wyłania się blada blizna...