QUOTE
Harry rozejrzał się, usiłując coś zobaczyć w otaczającej ich ciemności. Wydawało mu się, że pod rozległym, rozgwieżdżonym niebem dostrzega w pobliżu zarysy jakiegoś domku i przez chwilę pomyślał, że coś się przed nim poruszyło.
- Zgredku, czy to jest Muszelka? - szepnął, ściskając dwie różdżki, które wyrwał Malfoyowi, gotów walczyć, jeśli zajdzie potrzeba. - Jesteśmy we właściwym miejscu?
Zgredku!
Obejrzał się. Mały skrzat stał tuż obok niego.
- ZGREDKU!
Skrzat zachwiał się lekko, gwiazdy odbiły się w jego olbrzymich, jasnych oczach. Obaj spojrzeli w dół, na srebrną rękojeść noża wystającą z piersi skrzata.
- Zgredku... nie... POMOCY! - ryknął Harry w stronę domku, do ludzi, którzy tam się poruszali. - POMOCY!
Nie dbał już o to, czy są to czarodzieje czy mugole, przyjaciele czy wrogowie, widział tylko ciemną plamę rozrastającą się na piersiach Zgredka, widział drobne ramiona, które skrzat wyciągnął ku niemu błagalnym gestem. Złapał go i położył na chłodnej trawie.
- Zgredku, nie, nie umieraj, nie umieraj...
Oczy skrzata odszukały go, usta zadrżały, gdy z trudem wypowiedział słowa:
- Harry... Potter...
A potem drgnął lekko i znieruchomiał, a jego oczy były już tylko wielkimi, szklistymi kulami pocętkowanymi odbiciem gwiazd, które przestał widzieć.
POGRZEB
QUOTE
Było to jak powrót koszmarnego snu: przez moment klęczał znowu przy ciele Dumbledore’a u stóp najwyższej wieży Hogwartu, choć w rzeczywistości patrzył na drobne ciało skulone na trawie, przebite srebrnym nożem Bellatriks. Wciąż powtarzał: „Zgredku... Zgredku...", choć przecież wiedział, że skrzat odszedł tam, skąd nie można go wezwać z powrotem.
Po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że jednak trafili we właściwe miejsce, bo wokół niego zgromadzili się Bill, Fleur, Dean i Luna.
- A Hermiona? - zapytał nagłe. - Gdzie jest Hermiona?
- Ron zaniósł ją do środka - odrzekł Bill. - Wydobrzeje.
Harry znowu spojrzał na Zgredka. Wyciągnął ostry nóż z jego piersi, a potem zdjął kurtkę i przykrył nią ciało skrzata.
Gdzieś blisko fale rozbijały się o skały. Harry słuchał szumu morza, podczas gdy inni rozmawiali, dyskutując o sprawach, które były mu obojętne, podejmując decyzje, które do niego nie docierały. Dean zaniósł rannego Gryfka do domu, Fleur pobiegła za nimi, Bill zastanawiał się głośno, jak pochować skrzata. Harry zgodził się z nim, choć tak naprawdę nie wiedział, co Bill zaproponował. Jeszcze raz spojrzał na maleńkie ciało i nagle blizna zapiekła go gwałtownie: nie odrywając się od rzeczywistości, ujrzał, jak przez drugi koniec lunety, Voldemorta wymierzającego karę tym, którzy zostali w dworze Malfoya. Straszna była jego wściekłość, ale dojmujący żal, który Harry odczuwał po śmierci Zgredka, jakby ją umniejszał, tak że zdawała się odległą burzą, przetaczającą się gdzieś za rozległym, cichym oceanem.
- Chcę to zrobić tak, jak należy. - To były pierwsze słowa, które wypowiedział z pełną świadomością. - Bez użycia czarów. Macie jakiś szpadel?
I wkrótce zabrał się do pracy, kopiąc dół w miejscu, które wskazał mu Bill, na końcu ogrodu, między krzakami. Kopał z dziką zawziętością, delektując się pracą fizyczną, rad, że nie ma w tym żadnej magii, bo każda kropla potu i każdy pęcherz na dłoniach był darem dla skrzata, który uratował im życie.
Blizna go piekła, ale był panem tego bólu: odczuwał go, ale mu się nie poddawał. Wiedział już, jak zachować pełną kontrolę nad świadomością, wiedział, jak zamknąć ją przed Voldemortem, nauczył się wreszcie tego, czego miał go nauczyć Snape na prośbę Dumbledore’a. Tak jak uprzednio, kiedy Voldemort nie mógł opanować jego świadomości, bo dostępu do niej bronił smutek po śmierci Syriusza, tak i teraz jego myśli nie mogły przebić się do świadomości Harry’ego, opłakującego Zgredka. Jakby żal odpędzał Voldemorta... choć Dumbledore na pewno by powiedział, że to miłość...
Kopał coraz głębiej w twardej, zmarzniętej ziemi, topiąc swój żal we własnym pocie, odrzucając ból w czole każdym zamachem rąk trzymających szpadel. I oto w ciemności, gdzie tylko odgłos jego własnego oddechu i szum morza były jedynymi towarzyszami, powrócił myślami do tego, co wydarzyło się we dworze Malfoya, i zaczęło w nim kiełkować zrozumienie sensu tego, co zobaczył i usłyszał...
Jednostajny rytm ramion odmierzał jego myśli. Insygnia... horkruksy... Insygnia... horkruksy... Ale nie zżerała go już ta dziwna, obsesyjna tęsknota za nimi. Poczucie straty i lęk zmyły ją z jego duszy, czuł się tak, jakby go przebudzono uderzeniem w policzek.
Coraz bardziej zagłębiał się w kopanym przez siebie grobie i wiedział już, gdzie był Voldemort tej nocy i kogo zabił na szczycie najwyższej wieży Nurmengardu. I dlaczego go zabił...
I pomyślał o Glizdogonie, który stracił życie z powodu jednego, nieuświadomionego do końca odruchu litości... Dumbledore to przewidział... Co jeszcze wiedział?
Stracił poczucie upływu czasu. Wiedział tylko, że kiedy nadeszli Ron i Dean, było już trochę jaśniej.
- Co z Hermioną?
- Lepiej - odrzekł Ron. - Fleur się nią opiekuje. Harry miał przygotowaną odpowiedź na wypadek, gdyby go zapytali, dlaczego nie użył różdżki do wykopania grobu, ale nie musiał jej udzielić. Wskoczyli z własnymi szpadlami do dołu, który wykopał, i razem kopali dalej w milczeniu, aż grób wydał im się dość głęboki. Otulił ciaśniej kurtką ciało skrzata. Ron usiadł na skraju grobu, zdjął buty i skarpetki i wsunął mu je na stopy. Dean wyjął z kieszeni wełnianą czapkę, którą Harry włożył Zgredkowi na głowę, przyciskając jego nietoperze uszy.
- Trzeba zamknąć mu oczy.
Harry nie słyszał nadejścia innych w ciemności. Bill miał na sobie podróżną pelerynę, Fleur wielki biały fartuch, z kieszeni którego wystawała butelka eliksiru Szkiele-Wzro. Hermiona, blada i niepewnie trzymająca się na nogach, ubrana była w pożyczony szlafrok. Ron objął ją ramieniem, gdy podeszła. Luna, okutana jednym z płaszczy Fleur, ukucnęła i delikatnym dotknięciem palca zamknęła powieki skrzata.
- Teraz wygląda, jakby zasnął - powiedziała cicho. Harry złożył skrzata na dnie dołu, ułożył mu ręce i nogi tak, jakby spał, a potem wygramolił się z grobu i po raz ostatni spojrzał na drobne ciałko. Zacisnął zęby, nie chcąc się poddać wzruszeniu, gdy przypomniał sobie pogrzeb Dumbledore’a, rzędy złotych krzeseł, ministra magii w pierwszym rzędzie, kwiecistą laudację, okazałość marmurowego grobowca. Czuł, że Zgredek zasłużył na równie okazały pogrzeb, a jednak spoczął tutaj, między krzakami, w byle jak wykopanym grobie.
- Chyba powinniśmy coś powiedzieć - pisnęła Luna. - Ja pierwsza, dobrze?
Wszyscy na nią spojrzeli, a ona zwróciła się do martwego skrzata leżącego na dnie grobu.
- Dziękuję ci bardzo, Zgredku, za to, że uwolniłeś mnie z tego lochu. To bardzo niesprawiedliwe, że musiałeś umrzeć. Byłeś taki dobry i taki dzielny. Na zawsze zapamiętam to, co dla nas zrobiłeś. Mam nadzieję, że jesteś już szczęśliwy.
Odwróciła się i spojrzała wyczekująco na Rona, który odchrząknął i powiedział zachrypłym głosem:
- Taak... Dzięki, Zgredku.
- Dziękuję - mruknął Dean.
Harry przełknął ślinę.
- Do widzenia, Zgredku - powiedział.
Tylko na tyle mógł się zdobyć w tej chwili, ale przecież Luna powiedziała za niego wszystko. Bill machnął różdżką i stos ziemi obok grobu uniósł się w powietrze i łagodnie opadł, tworząc małą, czerwonawą mogiłę.
- Zostanę tu jeszcze chwilę - powiedział Harry.
Padły jakieś ciche słowa, poczuł łagodne poklepywanie po plecach i wszyscy ruszyli w stronę domu, pozostawiając go samego przy grobie. Rozejrzał się i zobaczył, że grządki kwiatowe otoczone są dużymi, białymi kamieniami wygładzonymi przez morze. Podniósł jeden z największych i położył go, jak poduszkę, na mogile, nad miejscem, w którym spoczywała teraz głowa Zgredka. Potem sięgnął do kieszeni po różdżkę.
Miał dwie. Nie mógł sobie przypomnieć, która należała do kogo, pamiętał tylko, że wyrwał je z czyjejś ręki. Wybrał krótszą, lepiej leżącą mu w ręce, i wycelował w kamień.
Powoli, zgodnie z tym, co mruczał pod nosem, pojawiały się na powierzchni kamienia głębokie wyżłobienia. Wiedział, że Hermiona zrobiłaby to zgrabniej i pewnie szybciej, ale chciał sam zaznaczyć to miejsce, podobnie jak uprzednio zapragnął sam wykopać grób. Kiedy się wyprostował, na kamieniu był napis:
TU SPOCZYWA ZGREDEK, WOLNY SKRZAT