Obejrzałam sobie w internecie i na szczęście film z napisami
No więc tak, film przesycony humorem. Moim zdaniem dobrze wpasowany w akcję - nie gryzł się ze scenami poważnymi. Rozmowa Rona i Harry'ego o cerze Ginny i Hermiony, Ron zwisający z miotły, postać Cormaca (zwłaszcza przy stole u Slughorna

) i Lavender (nawet jeśli odrobinę irytowała to i tak miała swój urok) wywoływały uśmiech na twarzy, jeśli nie szczery śmiech. Ach i jeszcze rozmowa Hermiony i Harry'ego w bibliotece ("chosen one")

.
Horkruksy niestety tylko muśnięte. Liczyłam też na Meropę i cały "gang" Gauntów, ale niestety się nie doczekałam. Trochę mi się pomieszało, bo najpierw była zima - i Katie wystrzelająca w powietrze (te rozwiane włosy

), a później jesień i mecz ze Ślizgonami(?)

No, ale przynajmniej wreszcie powrót Quidditcha. Powrócił jeszcze stary motyw z Seamusem, któremu wszystko wybucha w twarz. Wzbudziło u mnie wspomnienia

HBP jest chyba adaptacją najbardziej zbliżoną do książki, chociaż nie wiem, co by im szkodziło, gdyby Harry'ego znalazła Tonks, nie Luna. I zdecydowanie za mało Neville'a. To już Seamus miał więcej do powiedzenia niż on.
Scena na wieży moim zdaniem całkiem znośna. Ronaldzie, nie dziwię się, że twarz Snape'a była bez wyrazu - moim zdaniem miała taka właśnie być. Miało to po nim spłynąć jak po kaczce. Jednak zgadzam się, że brak tu błagającego Albusa. Scena w jaskini zbliżona do moich wyobrażeń, z wyjątkiem Inferiusów. Myślałam, że filmowcy zaczepią o horror, niestety nie zrobili tego. Inferiusy, nawet kiedy w książce opowiadał o nich Dumbledore, budziły od początku lęk i dreszcze. Jednak te filmowe nie zbyt były przerażające. Ale cóż, w końcu młodsi widzowie też to oglądają.
Aktorzy. Mam trochę mieszane uczucia wobec Gambona. W niektórych scenach grał świetnie i zawodowo, a w innych tak jakby stał obok i miał wszystko gdzieś. Ja rozumiem - Dumbledore, czyli wieczny spokój, opanowanie, ale nie brak zaangażowania. Może to wina scenariusza, albo ja mam dziwne urojenia

. "Wielka Trójca" gra o niebo lepiej. Naprawdę reprezentują swoją grą wysoki poziom. Góruje oczywiście Rupert. Jego rozmarzona mina (swoją drogą przypominająca nieco osła

) urzekła chyba każdego

Zaraz po nim Daniel, który wyrósł ze swojego patosu i absolutnie świetnie się prezentuje. Zwłaszcza w scenie z Felixem ("szczypce"

). Emma dużo naturalniej. Jedyne, co mi się wydało ewidentnie sztuczne, to moment, w którym Harry przybywa do Nory i Ron rzuca coś, o tym, że Dumbledore ma 150 lat. Jej śmiech był tak paskudnie nienaturalny, że od razu mi się rzuciło w oczy (zwłaszcza, że to ją w całej okazałości ujęła kamera). Moja ulubienica - Halena Bonham Carter - jak zwykle mistrzowsko, jednak Narcyza zupełnie nie trafiona. Nie dość, że aktorka - moim zdaniem - źle dobrana, to jeszcze scena, złożenia przysięgi. Wg. książki matka Malfoy'a była załamana, zrozpaczona i zdesperowna. Czytaliśmy przecież o tym, jak pochwyciła szatę Snape'a i zaczęła nią szarpać. Filmowa Narcyza była całkowicie opanowana i spokojna - zupełnie nie trafiona w klimat (choć może powtórzę, że jest to wina scenariusza). Wśród dorosłych aktorów ewidentnie (nie licząc Carter) dominuje Rickman, jak zwykle spokojny i ironiczny. Świetny moment, kiedy przekazuje Harry'emu wiadomość od Dumledore'a, życząc mu wesołych świąt. Choć minę ma niewzruszoną to patrząc na niego pod kątem zażenowania jakim jest składanie Potterowi życzeń, można się nieźle uśmiać. Brakowało mi jednak jakiejkolwiek lekcji Obrony. Nad Slughornem się nie będę rozpisywała, bo moi poprzednicy już wyczerpująco się na jego temat wypowiedzieli. Nie dziwię się wcale reżyserowi, że wybrał akurat tego aktora do roli nauczyciela eliksirów. Felton - niesamowity. Zarówno z racji na wygląd, jak i grę. Pociągająco wygląda w garniturze, muszę przyznać

. Scena pojednunku w łazieńce krótka, acz efektowna. Aktor całkiem dobrze oddał uczucia szargające jego postacią. Ginny - fatalnie (choć może już byłam źle nastawiona czytając wasze komentarze). Odniosłam wrażenie, że bardzo próbuje się upodobnić do Watsonówny, Grinta i Radcliffa. Poza tym w scenie kiedy woła mieszkańców Nory na dół, bo "HARRY PRZYJECHAŁ!!!!" ma jakieś dziwne oczy strasznie - jakby była naćpana. I ten uśmieszek.

Moment pocałunku - beznadzieja. Poza tym, kiedy Ginny przytula się do niego w Norze jest od Harry'ego wyższa, a jak go całuje to już równa...

A w scenie, której Ginny się schylała, żeby Harry'emu zawiązać buta naszło mnie dość perwersyjne skojarzenie. Nie wiem, po co nagrano tę scencę. Aktor grający Riddle'a był po prostu okropny. Moim zdaniem nie oddał klimatu tej postaci. Jego uśmiech był trochę zbyt pewny siebie. To miało być "niby przypadkowe pochlebstwo". Nie wyszło, i tak jak ktoś wspominał, jedenastolatek prezentował się od niego dużo lepiej. Postacią, która dodawała nieco mroku, był mało znaczący, lecz mający swoją klasę, Fenrir Greyback. Patrząc na jego twarz od razu czuło się ten niepokój - to, czego brakowało inferiusom.
Wzruszyły mnie dwa miejsca. Atak na Norę. Pomysł fajny, bo dodający szczyptę akcji, ale niestety tylko szczyptę

Mina Molly Weasley, która widzi, że pali się jej dom... Drugi moment to śmierć Dumbledore'a. Nie ze względu na samą śmierć, ale na inne elementy takie jak muzyka, mina Feltona, czy uniesione w górę różdżki.
To tyle. Ogólna ocena pozytywna. Teraz pozostaje tylko czekać na część pierwszą częśći siódmej.

Ps. Czy mi się wydawało, czy Hagrid miał nową fryzurę?