Hmmm. Boję się słuchać tego Portisheada po waszych opiniach. No ale trzeba będzie. Co do nowych Kooksów mam tak zerowe oczekiwania, że mogę się rozczarować tylko pozytywnie. Nie, żebym przestał lubić debiut, ale zalatywał wystrzelaniem się ze wszystkiego i brakiem konceptu na jakiekolwiek co dalej. Posłucham, okaże się. Z każdej strony jestem tez bombardowany tezami o zajebistości nowego Cave'a, a że dla podstarzałych bardów z pustyni zawsze będę miał wiele miłości toteż wskakuje wysoko na liste priorytetów.
Vampire Weekend mogło nagrać superfajną EPkę, a nagrało średniastego longplaya. Ale no generalnie nie ma co szydzić, bo bywa kapitalnie.
Nowy TCIOF zapowiada się fenomenalnie, nie chcę nawet za bardzo się podniecać, czuję ciśnienie. Tak wróciłem z tych nart i zanim dowiem się kto poodchodził z forum to zapytam kiedy już opadł kurz i można ocenić na spokojnie: "Terroromans" czy "Lake&Flames"? Ha, żadnych uników - rzetelna dyskusja only.
nie da się do końca uniknąć uników, bo rozumiem, że może nie mamy w Polsce jakiegoś kosmicznego wyboru jeśli chodzi o świetne płyty, ale one się jednak znacząco różnią.
i za ciekawszą uważam raczej "Lake & Flames". przyczyny szukałabym w tym, że o ile taki np. Dejnarowicz różnie odnajduje się w praktyce, niewiarygodnie zna się na muzyce
i chyba nie tylko on w tym zespole. dlatego mniej oczywiste albo raczej szersze inspiracje, w dodatku ubrane w lekkostrawny pop z prostymi, ale celnymi tekstami i chwytliwymi motywami. no i faktycznie oprócz tego momentami porusza, momentami można się z nią identyfikować, faktycznie gdybym korzystała z myspace'a to przez jakiś czas tkwiłoby w moim profilu "What Life's All About". ale chyba została mi w pamięci przede wszystkim jako inteligentna płyta, która co prawda tym też mnie czasem bardzo ujmowała i była dla mnie ważna, ale...
"Terroromans" poszedł w to inaczej, a jednocześnie chyba dalej zaszedł. wiemy którą dekadę chłopcy z Much najlepiej lubią, wiemy że są w sumie dość prości... i tak dalej. w dodatku wszystko razem z tekstami rzeczywiście zbliża się do pretensjonalności. ale bez tego ta płyta nie byłaby tak dobra, bo przecież oni tacy są: jeszcze nie skończyli się podniecać big city life, robią na swoich i nieswoich koncertach obciachowe rzeczy, jarają się zapaleniem djaruma. i co ważniejsze wszyscy trochę tacy jesteśmy. albo ja przynajmniej. i dlatego nie myślę, że tyle osób szuka drugiego dna i się emocjonuje, żeby przykryć fakt, że to nie tak miało być- bo o to w tej płycie chodzi. genialnie, że builttospillowa gitara czy śliczne skrzypce, ale genialnie też, że ktoś zdecydował się za pomocą takich środków mówić o słowach na 'M', nieistotnej nierozsądności i innych marzeniach od niechcenia. to właśnie sprawia, że to coś więcej niż fajne piosenki, koncepty bywają różne, a ten mimo wszystko trafił do wielu ludzi.
dlatego "Terroromans", choć obie to dla mnie 8/10. jak już będę chciała tylko spokoju i życia na wsi to tu wejdę, i zmienię zdanie.
Kooksi...im więcej słucham tym bardziej jestem za, że druga płyta lepsza od pierwszej
Sam sobie się dziwie. Myślałem, że będzie to zespół jednej dobrej płyty
ja jestem niewiarygodna więc sie nie odzywam :P
no dobra, coś powiem. podejście mam do kooks specyficzne, wiadomo, właściwie chyba każdy szajs mogliby mi wcisnąć. ale według mnie czuć na tej płycie, jak chłopaki wydorośleli. pojawiają się elementy dotychczas nieobecne w ich twórczości... dajmy na to 'shine on' - przecież to się rozpoczyna jak smolik! (a wycie luke'a w 'one last time'?).
konk to bardzo miłe popowe piosenki, trochę bardziej spokojne i melodyjne, jeszcze bardziej catchy niż na debiucie (czasami mój antyrege radar wyczuwa inspiracje rasta). spuścili nieco z zadziornego tonu. bawią się. w tick of time chyba śpiewa gitarzysta hugh dodatkowo, zonk. piosenki nadal mają głupie teksty. 'always where i need' to be ma już teledysk, dobry wybór na singiel. 'sway' zawsze mnie ciągnęło za serce. ech no i zakończenie 'gap'... naprawdę dobrze się tego słucha. im dłużej tym większym afektem darzy się ten album ;)
bonus:
kooks - young folks. jak to zobaczyłam to myślałam, że mi pęknie mózg z radości, jako że moja ulubiona piosenka sprzężyła się z ulubionym zespołem. ale chyba wolę oryginał. to jest w ogóle dodatek do marcowego NME z coverami, m.in. manic street preachers wykonujący TĄ umbrellę, naprawdę mocne. jakby ktoś miał to zachęcam do podziałki :)
własnie sobie słucham
w sumienie nie oczekiwałam niczego specjalnego... See the sun zalatuje pierwszą płytą, ale co z tego, skoro jest fajnie i kooksowo ;]
dobra, wypowiem się jak przesłucham wszystko.
Rysiek_Kowal
27.03.2008 02:11
Przy okazji
recenzji na Screenagers słów kilka o Justinie Vernonie. W sumie powinienem napisać o nim tutaj już dawno - końcu to moja płyta 2007 (i nie wiem czy z racji tego, że formalny debiut był w lutym, nie okaże się też najlepszą w 2008..). Poniżej tekst, który napisałem do MAGLA 100 na początku stycznia.. (Nie wiem czy to nie przypadkiem pierwsza polska recenzja tego albumu w ogóle) Niekoniecznie czytać, obowiązkowo sprawdzić.
Bon Iver - For Emma, Forever AgoQUOTE(http://www.magiel.waw.pl/artykul @ 411.html)
Muzyka, Magiel nr 100
Bon Iver
For Emma, Forever Ago
Jagjaguwar
Wojtek Kożuch
Nie mieliście kiedyś ochoty pozbyć się większości waszych problemów i zmartwień, zapomnieć o ludziach, którzy was ograniczają. Po prostu wyjechać gdzieś daleko i chociaż przez chwilę istnieć tylko ze sobą i dla siebie? A może znacie kogoś, kto odważył się na taki krok?
Justin Vernon rozczarowany całym swoim życiem postanawia od niego uciec i zaszywa się w starej chacie swojego ojca, gdzieś w głębi bliżej nieokreślonego lasu w Wisconsin. Z dala od jakiejkolwiek cywilizacji podejmuje próbę walki o samego siebie, a całą swoją depresję i fascynację muzyką przemienia w ten album.
For Emma, Forever Ago to coś więcej niż muzyka. To czyste emocje zamknięte w piosenkowej formie. Dawno nie słyszałem czegoś, co byłoby tak prawdziwe, szczere, przekonujące i poparte dużo większą potrzebą niż tylko zwykła chęć nagrywania dźwięków. Tak jakby napisał te utwory, żeby się oczyścić i dopiero wrócić do normalnego życia. Ale najpierw musiał pogrążyć się w samotności, co słychać w każdej piosence na płycie. A już chyba najbardziej w genialnym Skinny Love, którego adresatem jest zapewne kobieta, która go zostawiła.
Druga rzeczą, którą równie wyraźnie czuć na tej płycie, jest zima. Słuchanie tego albumu sprawia, że śnieg skrzypi pod podeszwami, mimo że w ogóle go tam nie ma. Jest idealny na zimowy spacer. Nawet jeśli nie pada, Vernon nasypie nam sporo śniegu za kołnierz. Rzeczywiście dobra zima* tego roku!
*Bon hiver z fr.: dobra zima.
Czytałem sobie wczoraj i dylanowska cześć mojej duszy zawyła radośnie, więc jestem bardzo ciekawy i bardzo zainteresowany. Ściągam właśnie.
Ja z nowościami w ogóle jak zwykle do tyłu, nawet całe MGMT mam nie odsłuchane jeszcze, ale nie z przyczyn jego nieskiej jakości tylko jakoś dużo rzeczy z dawnych lat mnie atakuje i podświadomie nadaje im priorytet, bo raczej słusznie zakładam, że będą lepsze. Tak więc Atlas Sounds o długim tytule jest jednym z wyjątków i dwa razy puściłem sobie tą płytę do poduszki. Średni pomysł, bo kiedy jest całkiem ciemno to z tego miłego dreampopu wyłażą różne strachy, ale generalnie bardzo polecam, bo wszelkie ewentualne niedostatki pokrywa gruba warstwa fajnego klimatu. Vampire Weekend sprawdzony, odłożony, raczej olany. 'Mansrad Roof' ewidentnie dystansuje całą resztę zawartości, są jeszcze jakieś inne przebłyski, ale na pewno nie ma materiału na całą płytę. No i jednak jakieś ciotostwo lekkie z tego bije. Za nowych Kooksów też jakoś nie chce mi się zabrać. Przesłuchałem dwie pierwsze piosenki i były miałkie i do dupy, dokładnie takie jakich się spodziewałem, kiedy mówiłem, że będą zespołem jednej płyty, więc może to jednak moja projekcja umysłu. Dam im jeszcze szansę. Jakkolwiek jedno "...Carrot Rope" Pavementu z "Terror Twighlight" i wszystkie zawarte w niej patenty wywołują radochę i młodzieńczą witalność większą niż pewnie cała ta płyta Kooksów i wszystkie b-side'y. To jest chyba problem nowych kapel indie i to nawet tych fajnych i pomysłowych, do jakich Boski Luke i sp. należeli jeszcze dwa lata temu. Nawet to co jest fajne jest jakby mniej fajne w porównaniu. Skoro krótki fragment z pierwszej piosenki na "Go Forth" Les Savy Fav (lepiej jarać się późno niż wcale, co niniejszym czynię) podsumowywuje (i to przed czasem) cały pierwszy Interpol, który przecież był świetny to coś jest na rzeczy. W dodatku ten krótki fragment jest lepszy od każdego z osobna motywu, melodii czy harmonii na "Turn On...", może nie licząc "NYC", które jest klasą samą dla siebie. Z resztą LSF to taki zespół, który mógłby pobierać tantiemy od trzech czwartych obecnie modnych zespołów, jak i większości tych modnych w zeszłych sezonach. Oczywiście sami też powinni co nie co odpalić klasykom post-punku, ale... no ale sami są klasykiem post-punku, więc przydałby się im niezły adwokat obznajomiony w temacie. Może ja?
Wy sie jaracie nówkami, a ja kolejną zagubioną płytę znalazłem

Thunder And Consolation. New Model Army, anyone? [Pewnie ewrybady, tylko ja taki opozniony xP]
Bardzo energetyczne i czadowe, chociaz przesteru tu nie uswiadczysz. Siła akustyków, sekcji rytmicznej i wokalu. Whoa! Ale jakiego wokalu!
Dla mnie niestety potwornie słaby. I w ogóle nie chodzi o inspiracje, estetykę, nawet o tekst - po prostu piosenka jest słaba jako piosenka. Na niczym nie pozwala 'zawiesić' ucha, niczym nie przykuwa, niczym się nie wyróżnia. Nawet jako parkietowy wymiatacz nie wymiata. Do tego ejtis ejtis ejtis, ratunku! Sam gram na syntezatorze, zdarza nam się wpadać w disco-punk i to wpadać celowo. Ale na swoje małe, skromne możliwości staramy się czymś 'złamać' tą estetykę. Nasycić ją czymś 'z poza', jakoś przemieszać i osiągnąć nową jakość, choćby i nową w minimalnym stopniu. Czasem może wychodzi, częściej pewnie nie, ale tu nie widzę nawet takiej próby. Do tego dochodzi tęsknota za wypatrywanym przeze mnie revivalem lat 90tych. Nie wprost - chodzi mi raczej o pewne pokrewieństwo 'duchowe' już nie z Joy Division czy The Cure, ale z Pavementem i Built To Spill. Gdyby Polska wyprzedziła w tym nieuniknionym revivalu Stany i Wielką Brytanię byłbym dumny. Drivealone jak narazie nie ma znanego mi odpowiednika - tak pod względem poziomu jak i umiejętnego korzystania z inspiracji. CKOD są tu jakby na swoich pozycjach i nie wychylają nosa nawet na centymentr do przodu. To dość smutne.
CKOD jest biedny strasznie.
Polecam za to z zagranicznych Kay Kay and His Weathered Underground i Plants and Animals
Misiek! Znowu podglądałeś mój profil na RYMie! ;p
moje dwa najciekawsze odkrycia zeszlego tygodnia. tegoroczna czołówka. Plants & Animals w klimacie Broken Social Scene, natomiast Kay Kay to Beatlesi XXI wieku ;-)
"Park Avenue" świetne, w Kanadzie zawsze to jakoś tak wykombinują, że jakbym to już wszystko słyszała i to w dodatku jeszcze w tej dekadzie, ale jednak nie. i takie okładki zawsze na plus.
Kay Kay jeszcze nie słuchałam, za to:
nowe Spiritualized (chociaż też jeszcze nie sprawdzałam)i przy okazji:
sporo fragmentów koncertów Of Montreal a jak wpiszecie w wyszukiwarkę "Kevin Barnes" to wyskoczą jeszcze covery "I Will" Beatlesów i "Jimmy'ego".
ja sprawdzilem rano spiritualized. bombowe

Ahmedzki, Kay Kay od ciebie, Plants & Animals blogspot
Z dedykacjom dla neonajca ;] Od niektórych wersji bije nieprzeciętna przekozackość.
i radzę zajrzeć na myspace drivealone
http://www.myspace.com/excessivemachinefajnie grają! chociaż angielski mnie momentami boli [znaczy moje uszy, ich angielski boli].
widzieliście już teledysk much? (na myspace jest) beka XD
no widzielim, śmiszny;]
edit: za to bjork ma nowy teledysk do Wanderlust, okropny moim zdaniem.
Ej bez kitu. Znałem już Sufjana 'Ilinoji' dwa lata temu i mi się podobało, ale bez doznań. Byłem zbyt głupi i głuchy wtedy, że umiejscowiłem tą płytę w rejonach 6.0 - 7.0 i praktycznie nie wracałem. Przepraszam wszystkich i przede wszystkim Sufjana. Sorry, stary. Jesteś genialny.
Rysiek_Kowal
15.04.2008 00:48
No lol, bez takich wyznań, bez kompromitacji...
Od dawna mój numer jeden na koncertowej liście, w dodatku duuużo przed drugą Newsom.
Rysiek_Kowal
15.04.2008 01:42
a tak przy okazji pijackich komentarzy to stwierdzam, że Out of Tune to nie są rzadne screenagersowo-dwójkowe sprawy. Sprawdzcie nowe wersje utworów na
myspace'sie. Dają się słuchać. Mimo, że Sarniak nie śpiewa na żywo w ogóle, w studiu dają radę - produkcja pozytwnie zaskakuje. Koniec dissowania polskich zespołów. Cały czas czekam na Killer Pop Machine z polskim tekstem, który słyszałem na Miazgach. To były ich wyżyny. Ogólnie bez żenady. I przy tym zostańmy.
Jestem ostatni do dissowania polskich zespołów, ale no akurat tu songwriting strasznie kuleje nadal. Ale fakt, że ocena idzie o jakieś 1.0 do góry, może nawet wyżej.
Przedwczoraj sie Battles potwierdziło w Cieszynie. Szkoda, że mam 'trochę' daleko.
Brett Anderson w Jarocinie XDDDDDDDDDDD
to jest przykre, a nie śmieszne. nagranie słabej solowej płyty to całkiem brytyjskie i jakimś cudem mieści się w głowie, ale jednak występ w Jarocinie kogoś, kto był jednym z mózgów dwóch pierwszych płyt Suede i jedną z ciekawszych postaci britpopu... to trochę jakby Jarvis się na coś takiego zgodził. w końcu Brett Anderson też miał kiedyś klasę i nawet na zdjęciach podobnie wyglądał czasem.
widzę jak UK mi znika z mapy coraz szybciej.
to troche taki smiech przez lzy byl, bo masz racje. suede stawiam na równi z blur, a te solowki, to niestety bieda niczym The Good, the Bad and the Queen albo i gorzej.
Za niedługo Muchy będą w 'Dzień Dobry TVN'
kupiłam 'Lullabies to keep your eyes closed'! Iowa jest SUPER soccer. i dzisiaj w trójce puszczali. najbardziej lubię narazie 'the river'.
Ludwisarz
29.04.2008 00:47
jak znajde 30 zl na ulicy to tez kupie. bo narazie musze zaciskac pasa.
ej nooo nie sądziłam, że aż tak mnie nie stać
tytuł nowej płyty coldplay ssie.
ale tytuł płyty ISS też
czy ja wiem.
(a co z "wszystko to co mowiłem że cie kocham, to kłamałem"?)
wczoraj odebrałem z poczty. ładnie wydane, szkoda tylko, że nie w zwyklym płytowym pudełku i jak terroromans, bo jakby się coś stało z okryciem wierzchnim to już wymienić nie można.
nie wiem w sumie gdzie to dać. moim zdaniem straszny snobizm.
klik
Rysiek_Kowal
30.04.2008 18:40
e tam. My z Mateuszem zrobimy takie same w sierpniu

świetne bandy promują, więc nie ma im nic do zarzucenia.
a poza tym Kuba to spoko gość.
no i ten żart z popka- 'miesiąc przed czerwcem' -mistrzostwo.
Wojtek... Żarty z Popka nie są zabawne. Zapamiętaj. Plecki same się nie zrobią.
Wszystko to byłoby żałosne, gdyby nie to, że będzie tam taka muzyka, że chcę tam być.
A tak w sumie, skoro już dzięki tej imprezie zrobi się moda na takie granie, to tym lepiej dla wszystkich, szczególnie dla nas, hehe. Ma ktoś Pretty Girls Make Graves debiut? Wróciłem sobie do recenzji Borysa młodzieńczej i w sumie skoro lubię te późniejsze a niżej ocenione albumy, to czemu by nie obczaić tego? Torrent, mój nowy przyjaciel, nie może znaleźć.
Good Health się płyta nazywa.
good health (reedycja) a co do tej imprezy to nie sądzę, żeby Dejnarowicz czy Kuba traktowali to tak serio, żeby uważać to za żałosne
Nie no, pewna lekko nieznośna dawka narcyzmu jest tu jednak widoczna i konwencja nie-do-końca-serio, która jest oczywista nie unieważnia jej jednak. No ale w sumie Borysowi trochę wolno, mam do niego słabość =>
Dzięki za linka =)
właśnie tym razem chyba w ogóle nie nieznośna. takie podkręcenie żartów "jaki to ja nie jestem" trochę bardziej. typowy Dejnarowicz, czym zdarzało mu się poważniej irytować.
a muzyka nadal średnio w tym roku. skala ocen mi się zrobiła naprawdę do 7, prawie wszystkiego co dobre trzeba się było spodziewać ("Water Curses", "Trouble in Dreams') i z żadnej strony nie mam się czym mocno podniecić- nie ma fajnych powrotów jak "Strawberry Jam", ani żadnych Yeasayerów czy Tigercity. i w dodatku wszyscy dookoła uwielbiają "Saturdays = Youth" M83. a ja nie rozumieć, bo przecież byłam nastawiona akurat- nie na rewelację, bo "Dead Cities..." było już daawno, ale pozytywnie. w końcu współpraca z ważnymi ludźmi, koncept fajny (i tytuł, i okładka) i dochodziły do mnie głosy, że 80s, a do takich refleksji na temat młodości zdawało mi się to pasować. tyle, że aż mi się nie chce wierzyć, że słyszę coś takiego u Anthony'ego Gonzaleza, ale trudno zliczyć motywy, które już gdzieś słyszałam. strasznie się dziwię, że tak ją uwielbiają fani Cocteau Twins czy Kate Bush, bo im się z ulubieńcami kojarzy, kiedy podobieństwo jest aż nudne. nie mogę już dosłuchać do końca, dać więcej niż 6, blee.
i tak co prawda dobrze się z tymi kilkoma siódemkami czuję, bo dla sporej części mojej szkoły płytą roku jest nowa Kooksów, a miejsce highlightów '08 pewnie zajmą koncerty. ale trochę dziwnie po tych zeszłorocznych cudach i sporych kłopotach z listą roku, w tym na tą chwilę nie chciałoby mi się układać.
edit: lol, byłam bardzo zdeterminowana, żeby powiedzieć, że tytuł płyty ISS mi się nie podoba (bo jest tak mało wyrazisty, że aż mi się to rzuciło w oczy od razu

) i przez to zapomniałam o tytule nowej płyty Coldplay, a jest rzeczywiście jednym z głupszych w historii. i dlaczego produkuje ją Brian Eno?
The Twilight Sad we wrześniu w Gdańsku!
Aniu, spokojnie, jest dopiero początek maja. Jeszcze sę posypią zajebiste rzeczy.
no ja wiem, że Of Montreal nowe w listopadzie, zły dzień był
ale spokojnie to nie, bo uwaga- duża szansa na Animal Collective w październiku w Warszawie!
QUOTE
i w dodatku wszyscy dookoła uwielbiają "Saturdays = Youth" M83
słabe przerazajaco.
i jeszcze sie na zajebistosci evangelicals i (hey mama

) kay kay nie poznalas?;p
Jak Setting The Woods On Fire wydadzą płytę to się wszyscy posracie z wrażenia =) Ze mną na czele. Ich koncerty to jest jedno wielkie JA PIE.....LE. Ekstremalnie pozytywne oczywiście. W ogóle ekstremalne w każdym aspekcie.
ekstremalne? huh... smiem powątpiewać ;)
Właśnie zabawne w tym wszystkim jest to, że są na tyle ekstremalni, że musiałbyś to przyznać. No dobra, nie święcą kozła i nie mają czarnych ciuchów. Ale grają tak głośno, że nie powinieneś mieć zastrzeżeń =)
No a poza tym ekstremalność to przecież nie tylko kwestia brzmienia, ani nawet nie w pierwszej kolejności. Ekstremalny jest ładunek jaki zawiera w sobie cały ich set. Grają krótko, nie gadają między piosenkami, nie zwalniają i nie zmniejszają napięcia nawet na sekundę, aż do finału w postaci "Delayed Sleep Phase Disorder" (jest na myspacie, ale nie wypada aż tak porażająco), w którym giatrzysta na końcu gwałci gitarę, a rozpoczynająca piosenkę melodia śpiewana przez basistę (wokaliści funkcjonują na równych prawach) naprawdę porusza jakąś strunę gdzieś głębiej. W ogóle od piątku nienawidzę 'emo' jeszcze bardziej, bo zobaczyłem czym jest emo. Rewelacyjny zespół, indie do bólu, chociaż paradoksalnie chyba prędzej spodoba się Childowi niż Myśce. No i to kolejne zarzewie nineties indie revival, który już nie długo wybuchnie w Polsce wielkim płomieniem =)
No i gitarzysta wygląda jak znacznie rozrośnięty wertykalnie i horyzontalnie Tymek.