Zakohana powróciła

Po piętnastu godzinach jazdy pociągiem jakąś dziwnie okrężną drogą (z Kołobrzegu jechaliśmy przez Gdańsk Główny, więc nie przesadzam) i jedenastu dobach odcięcia od komputera, internetu i telewizji, zapełnionych łażeniem po plaży i zbieraniem kamieni, muszli oraz innych fajnych rzeczy wyrzucanych przez morze.
Fajnie było. Nie nudziłam się, chociaż pierwszego dnia bez słońca myślałam, że umrę. Do morza z ośrodka było naprawdę blisko, jakby przeleźć przez lasek i wydmy to nie więcej, jak 40 metrów. W ostatnich dniach, jak były duże fale, wystarczyło wyjść na zewnątrz, żeby usłyszeć szum morza. Narobiliśmy trochę obciachu Warszawie (przy każdym wejściu do sklepu było "Jesteśmy z Warszawy"), jak to na prawdziwych Krakowian przystało

Dowiedziałam się, że z naszego dyra niezły luzak, tylko mnie wnerwiło, że on przy nas przeklinał a my przy nim nie moglismy. Ogólnie nauczyciele z mojej szkoły nieźli jajcarze są. Na przykład wuefista i geograf podczas nocnego wyjścia na plażę się zaczęli wyzywać, ale ten pierwszy był na straconej pozycji, bo geograf miał latarkę i mu świecił po oczach

Albo koszulki "Trzech Rzeźbiarzy", czyli wyżej wspomnianych wuefisty i geografa, oraz jednego z pedagogów, którzy mieli wspólny pokój. Front: "Trzej Rzeźbiarze" Plecy: "Jedna na trzech, to istny grzech".
Zmartwiło mnie tylko jedno: cisza u Ślizgonów. Do roboty, mieszkańcy Slytherinu!
P.S
Jak nagrywałam Zetiemu ten szum na sekretarkę, to sobie przemoczyłam doszczętnie buty i skarpety, co się skończyło katarem. Dzięki temu katarowi ominął mnie "chrzest", więc nie wiem, czy dobrze czy źle...