owczarnia
30.08.2008 15:18
Aaa, no tak, tak. Oczywiście, masz rację, generalnie każdy kraj woli produkować niż importować, chociaż tu to raczej ze względów ekonomicznych niż jakichkolwiek innych.
Ooo, Amerykanie robią tak z całym mnóstwem filmów, wiadoma rzecz. I pewnie, czasem im wychodzi. Ale jednak sam pomysł pozostaje dla mnie po prostu zabawny i nieco dziecinny

.
Pierwszy odcinek pierwszego sezonu Six Feet Under. Jaaaaaaaaa..... szkoda, że jutro do pracy. Dobrze, że jest jeszcze niedziela.
QUOTE(Hypacja @ 31.08.2008 12:15)
Pierwszy odcinek pierwszego sezonu Six Feet Under. Jaaaaaaaaa..... szkoda, że jutro do pracy. Dobrze, że jest jeszcze niedziela.
Co to za akcja "Całe Magiczne Ogląda SFU"? ;>
W ostatnim czasie dużo rzeczy się naoglądałem, ale się jeszcze nie chwaliłem. Więc tylko szybko przelecę.
1) Zachwalane już tutaj wcześniej
Gone Baby Gone i kolejna "affleckowska" pozycja, czyli klasyk
Buntownik z Wyboru.
2) Rewelacyjne
Boogie Nights z doborową obsadą (m.in. Wahlberg, Reynolds i J.Moore) w reżyserii Andersona (There Will Be Blood). Film o przemyśle porno w latach 70. Polecam!!!
3)
Perdita Durango. Film porównywany do pierwszych dzieł Tarantino. Przemoc, seks, krew i femme fatale. W jednej z głównych ról Javier Bardem (zdobywca Oscara za No Country For Old Men) - tutaj w zupełnie innym wcieleniu. Ale fryzurę ma jeszcze gorszą ;>
Ja zamiast sie uczyc ogladalam sobie dwa pierwsze sezony Grey's Anatomy (w ogole ogladam to dosc randomalnie - najpierw 3 i 4, potem koncowka 5 i teraz dopiero 1 i 2) i oczywiscie plakalam jak glupek pod koniec 2giego mimo ze doskonale wiedzialam, co sie stanie, bo przeciez widzialam pozniejsze.
A co do obejrzanego wczoraj Gone Baby Gone, to ja osobiscie potrzebuje odpowiedzi, jakiejs wskazowki, bo z jestem totalnie rozbita zakonczeniem. Z jednej strony wiem, ze koles postapil zgodnie z zasadami moralnymi, spolecznymi etc., ale nie jestem pewna, czy postapil dobrze. No nie wiem, potrzebuje odpowiedzi.
PrZeMeK Z.
31.08.2008 22:32
Zgubiłaś drogę, dziewczynko! Tylko na to czekają satanistyczne SEKTY! Muahahahahahahaha!
Też ściągam Six Feet Under.
hihi, epidemia. ale zakonczenie SFU MIAZDZY. no do teraz, jak sobie "breathe me" zapodam, to mam dreszcze.
my ostatnio prestiż. no nie pamietam, kiedy ostatnio robilysmy rozkmine podczas filmu, ale ten byl prze. zwlaszcza, jak sie go zaraz po dark knight ogladalo
PrZeMeK Z.
31.08.2008 22:41
Ha! Spróbowałabyś rozkminiać "Prestiż" po wódce, jak my na zlocie. Wtedy to jest dopiero wyzwanie intelektualne!
Średnio mi się podobał sam film, gubiłem się w nim strasznie. Ale klimat miał niezły.
QUOTE
Co to za akcja "Całe Magiczne Ogląda SFU"? ;>
what is good, is good.
rozkminialysmy po bro ;) ale nie dosc, ze sie nie zgubilysmy, to jeszcze skojarzylysmy te cylindry od razu ORAZ skojarzylysmy watek, jak ten jego trik dzialal. ha!
Oglądałam Prestiż drugi raz we Włoszech, Cristina podsumowała: "Nie podobało mi się, bo niby czemu ta laska się powiesiła?" <zasłona milczenia>
Mnie już za pierwszym razem się podobało. Zakończenie owszem, było zaskoczeniem, bo byłam pewna,że skoro to powiedzieli w filmie, to tak nie będzie

Kolejne filmy jakie obejrzałam we Włoszech to Woody Allen: Sleeper i Manhattan. Oba super, stałam się jego fanka. Dopiero teraz, bo po trzech obejrzanych filmach chyba jeszcze nie wypadało. Po pięciu już mogę?
Ja Allena pokochalam po ostatniej czesci Wszystko co..., no i owcy w ponczochach oczywiscie ;>
A moja milosc wzrosla po What the hell am I doing in Canada? Lori, they got moose up here. Moose. Are moose carnivorous? z Hollywood Ending :p
owczarnia
01.09.2008 13:38
Odwrócić przeznaczenie. Bardzo mi się podobał, coś w stylu Crash ("Miasto gniewu" bodajże u nas), tylko bez tego epickiego i moralizującego zadęcia. Znaczy się jak dla mnie lepsze, bo od łopatologii Crash mnie wywracało na siedemnastą stronę. Tu lżejszy klimat, aczkolwiek jak najbardziej pierwszoligowa produkcja. Bardzo fajny Brendan Fraser (nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem), Andy Garcia i Forest Whitaker to wiadomo, miłym zaskoczeniem jest też Sarah Michelle Gellar (wreszcie nie wrzeszczy i nie ucieka przed potworami ani nie śmieje się głupkowato). No i Kevin Bacon na deserek. Bardzo fajny film, dobrze zrobiony i wbrew pozorom jednak świeży. Znana już konwencja splatających się losów kompletnie obcych sobie ludzi i pozornie ze sobą niezwiązanych wypadków została tu przedstawiona w taki sposób, że wtórność nie boli ani nie wali po oczach. Do tego mieszanina kina sensacyjnego, gangsterskiego, romansu, melodramatu, komiksu, są nawet elementy komediowe - w głowie się może zakręcić

. Całkiem przyzwoite zdjęcia, miejscami przywodzą na myśl Sin City, ale może to te komiksowe skojarzenia. Ogólnie rzecz biorąc film wciąga jak należy, momentami nawet wzrusza (a przynajmniej losy bohaterów nie są nam obojętne), i ogląda się go z przyjemnością. Polecam

.
memento - tak 6.5/10 imo, koncept wyczesany, ale klimat nie mój
primer - zdjęcia *_*, w ogóle sposób i klimat. technobełkot chwilami taki, że po 15 minutach ściągnęłam napisy. chyba muszę go obejrzeć za parę dni jeszcze raz, bo to mieszanie z czasem i paradoksami jest mocno confusing.
harold and kumar go to white castle i harold i kumar escape from guantanamo bay
tych kretyńskich komedii nie ratuje nawet neil patrick harris. może gdyby było go trochę więcej...
Jako ktoś, kto nigdy w zasadzie nie wyrósł do końca z komiksów i dla którego Spider-Man pozostaje jednym z najulubieńszych bohaterów w walce dobra ze złem, z wielką przyjemnością poszedłem na Mrocznego Rycerza. Po wszystkich zachwytach nad filmem i Ledgerem (no dobra, przede wszystkim nad Ledgerem) spodziewałem się solidnej dawki dobrego kina. I nie zawiodłem się. Postaram się nie powtarzać innych, bo naprawdę większość z tego, co o tym filmie można powiedzieć, zostało powiedziane.
Genialny Ledger. To była postać, której autentycznie można się było bać, bo psychopatów ostatnio jakby coraz więcej, a on był naprawdę przerażający i przekonujący. Z oczywistych powodów porównywany jest do Nicholsona, ale ja osobiście uważam, że Ledger był lepszy. Można było się zapomnieć, że on tylko gra, a nie jest Jokerem. U Nicholsona ta granica była wyraźniejsza. Ledger grał całym sobą: jego gesty, mimika, głos, sposób wypowiedzi, oblizywanie warg, chichot, makijaż - całość robi piorunujące wrażenie. Przyznaję, że akurat do genialności Jokera podchodziłem sceptycznie, bo takie głosy pojawiły się na długo przed premierą, ale jak widać moje obawy były niesłuszne.
Reszty recenzji w zasadzie mogłoby nie być, bo Ledger naprawdę przyćmił wszystko, ale nie tylko on był na ekranie. Więc po kolei:
Bale - bardzo go lubię, ale wypadł blado. Już nawet nie chodzi o Jokera, po prostu było go jakoś mało (jako Bruce'a Wayne'a), a jak był, to w zwyczajnych sytuacjach, gdzie nie było pokazanego jego dualizmu. Pod tym względem Batman: Begins był lepszy.
Oldman, Freeman, Caine - jak zwykle solidni i przekonujący w tym, co robią. Wprawdzie role niewielkie (poza Oldmanem), ale zapadające w pamięć. Nie można się do nich przyczepić.
Eckhart - jako Dent daje radę, jako Dwie Twarze też nie mam nic do zarzucenia pod względem aktorstwa, ale przemiana z praworządnego prawnika walczącego z mafią w kolejnego psychopatę, który na własną rękę wymierza sprawiedliwość była nieco za szybka (w zasadzie to zarzut w kierunku scenarzysty, a nie Eckharta).
Gyllenhaal - wolałem Holmes. Nie dość, że była wyrazistsza, to jeszcze ładniejsza. Wg mnie najsłabszy punkt filmu.
Nie podobał mi się za bardzo motyw z tymi sonarami - trochę przesadzili, nawet pomimo faktu, że to na podstawie komiksu, gdzie takie cuda są możliwe. Zgadzam się też z opiniami, że Gotham City spowszedniało, bo wygląda jak każda amerykańska metropolia, a w komiksach, czy u Burtona miało swój własny niepowtarzalny styl. Poza tym film trzyma naprawdę wysoki poziom, utrzymuje widza w napięciu przez dwie i pół godziny, nie pozwala się nudzić i po prostu jest ucztą dla oka poprzez widowiskowe efekty specjalne i bardzo dobrą grę aktorską. Chciałbym obejrzeć go jeszcze raz i napatrzeć się jeszcze na Ledgera i szybowanie Batmana. Parę godzin po obejrzeniu daję 9/10.
Czytając swój post w poszukiwaniu błędów zastanawiam się... why so serious?
Psychopatka
04.09.2008 19:31
ha ! co do tych sonarów jestem podsobnego zdania... nie pasuja mi za cholere i jeszcze tzw"sztuczka z samolotem" tez troche nietrafna...
a co do Jokerów, to uwazam ze Nicholsonowski Joker to zupelnie inny typ reoli niz postac grana przez Ledgera, film Burtona był utrzymany w znacznie bardziej groteskowo, komiksowym klimacie, Nolan wykreowal Batmana w realiach znacznie bardziej realistycznych, stąd i Joker musiał być inny... nie wiem jak poradziłby sobie Ledger w filmie Burtona... przypuszczam że mogłoby mu wyjśc gorzej, podobnie jak Nicholsonowi w Mrocznym rycerzu... długo się zastanawiałam kto jest lepszy, aż właśnie doszłam do wniosków że to role trudne do porówniania... mimo że paradoksalnie jest to ta sama postać.
Avadakedaver
04.09.2008 21:34
bardzo mocno sie nie zgadzam.
Joker nicholsona to rola, zwyczajna jak wiekszosc inych, nie jest to johny depp w piratach, ani edward norton w "the score", tylko zwykla rola w filmie. rezyser mial wizje na takiego jokera, byc moze zagralby go wspaniale i cudownie jakby rezyser wymylil sobie inny charakter jokera, ale to nie zmienia faktu, ze joker ledgera to - jak dla mnie - najlepiej zagrana rola w histori kina. W ogóle, dla Nolana brawa należą się nie mniejsze, w końcu to on miał wizję na takiego Jokera, i to on naprowadzał ledgera na odpowiednia droge realizacji postaci.
owczarnia
04.09.2008 23:57
A Ledger to życiem przypłacił.
Dobra, nie będę zgryźliwa. W Nicholsonie od zawsze przeszkadzało mi jedno: to jest aktor tak strasznie charakterystyczny, że prawie nigdy nie widzi się postaci, zawsze aktora. Coś tak jak wiecie, z naszą Jandą.
A'propos, ubawiło mnie to ostatnio do łez

:
BAT-BALE
I saved you, Heath. That proves how committed I am to my sissy-pants moral code.
HEATH LEDGER
Huh. You didn’t seem to have a problem letting Liam Neeson die in the last movie, and all he did was blow up your house. I guess you loved your mansion more than Maggie Gyllenhaal. I don’t blame you, honestly.
BAT-BALE
I had to save you! You need to be in the next movie!
HEATH LEDGER
Yeah… about that…
Avadakedaver
05.09.2008 14:16
ledger zmarł pół roku później, podczas kręcenia kolejnego filmu.
a ja sobie uświadomiłem własnie że już nie będzie więcej tego jokera

coz tego ze w filmie przeżył,skoro jesli juz wroci to zagra go ktos inny? :/
want ledger!!!
QUOTE(Miranda @ 27.08.2008 10:59)
czeskiego filmu o milosci podczas wojny (ktorego btw i tak "sobie nie obejrze", bo jest "o milosci" i "podczas wojny", dla mnie to potezny ladunek "nieogladamtego")
Oglądałem fragmenty, bo moi rodzice z babcią k. kochają takie filmy. Ej, lubię czeskie kino i kameralnie filmy, ale ten był marny. Zwyczajnie marny.
QUOTE(Avadakedaver @ 05.09.2008 14:16)
Odkopywanie go moze byc nieco ryzykowne w swietle prawa.
owczarnia
05.09.2008 17:51
QUOTE(Avadakedaver @ 05.09.2008 14:16)
ledger zmarł pół roku później, podczas kręcenia kolejnego filmu.
Ojej, naprawdę? Co Ty nie powiesz

.
Ale zmarł pośrednio z powodu depresji, której nabawił się - jak sam opowiadał w wywiadach - właśnie wcielając się w rolę Jokera. Podobno psychicznie było to dla niego potwornie obciążające.
control
ja wiem, about time. ale poszłyśmy dzisiaj z głupia frant po znienacka zaliczonym kolosie przez edka poświętować do arsu i grali za piątaka. w ogóle nie skojarzyłam tytułu, znaczy, że to ten film o joy division, jakbym wiedziała, to nie wiem, czy bym poszła, bo mnie ten hype na jd irytował, a kurde TAKI film bym przegapiła! bez jaj, był zajebisty. srsly, większośc kadrów to się na jakieś world press photo nadawała.
aaa! graja jeszcze? do kiedy, do końca tygodnia pewnie... no to idę w niedzielę. też nie widziałam.
a skończyłam właśnie pierwszy sezon Six Feet Under i nie mam drugiego, a chce juuuż.
Ja po opinii Lewara na temat naszej EPki z dumą obnoszę niejoydivisionowatość naszej muzyki =D Ale film świetny.
w ogole to mialam dzien filmowy sie okazuje :D moglam poczekac do pojscia spac z pisaniem recenzji
widzielismy dzis jeszcze
piotrus i wilk
no to jest kawał dobrej animacji! choć przy okazji oglądania niekończących się napisów końcowych wywiązała się dyskusja, jak to oskara dostają animacje, w których za każdy kadr odpowiedzialny jest cały sztab pracowników, a nie dostała go katedra, zrobiona prawie przez samego bagińskiego.
death at a funeral
hihi jako fance six feet under ten film wydał się głównie pastiszem tegoż, ale wszyscy się śmiali, więc chyba nie jest ze mną aż tak źle.
dancer in the dark
now that's a disturbing movie. uwaga, będzie herezja: wolałam bjork jak grała, niż jak śpiewała. a już w ogóle, jak cast starało się śpiewać w jej poetyce... nie, nie. ale film znakomity.
kadrów może i było trochę fajnych, ale poza tym, jak już pewnie pisałam, niekoniecznie się zachwycam i w dodatku nie mam pojęcia czym bym mogła. sama historia Joy Division (co więcej opowiedziana z perspektywy żony, ratunku!) wydaje mi się akurat na tyle interesująca, żeby przyciągnąć całą smutną młodzież, która woli w paski niż w kratkę. aktorstwo też raczej poprawne niż coś więcej. a jak daleko poszukali sobie Curtisa, aż w "24 Hour Party People"
i tak dalej, a żadnych dodatkowych zalet nie stwierdziłam. pozostanę raczej przy tym, że świetne to były "Velvet Goldmine" i "I'm Not There".
QUOTE(em @ 06.09.2008 02:45)
dancer in the dark
now that's a disturbing movie. uwaga, będzie herezja: wolałam bjork jak grała, niż jak śpiewała. a już w ogóle, jak cast starało się śpiewać w jej poetyce... nie, nie. ale film znakomity.
oglądałam kiedyś na TV4 i tylko to mnie uratowało od totalnego zapłakania. w sensie 10 minut filmu, 5 minut reklam, 10 minut filmu, 5 minut reklam...
Psychopatka
07.09.2008 20:59
Ja na szczescie ten film widziałam wczesniej w wersji bezreklamowej... ale pamietam ze gdy puscili na tv4 tez ogladałam... i załamał mnie lektor w partiach spiewanych...
ja miałam napisy. całe szczęście.
PrZeMeK Z.
08.09.2008 23:59
"Casablanca" - cudowny film. Bardzo wyraziste postacie, dobre aktorstwo, niepowtarzalny klimat. Chociaż raz klasyka mnie nie zawiodła. Ten film zasłużył na swoją opinię.
"Play it once, Sam".
no ja się zacięłam, kruca, w tej Casablance na 42 minucie i nie mogę znaleźć ducha, by oglądać dalej.
PrZeMeK Z.
09.09.2008 00:29
Nic na siłę

Jeszcze "Sokół Maltański" na mnie czeka. Zapowiada się ciekawie.
Ludwisarz
09.09.2008 00:42
Islandzko.
Englar alheimsins (Angels of the Universe) - film Friðrikssona, co niemalże mówi samo za siebie. Marzę, żeby obejrzeć niektóre jego filmy.
Tak, bardzo dobrze, że porownują ten film do Lotu nad Kukułczym Gniazdem. Jest praaawie tak samo dobry jak książka. Warty obejrzenia.
Den Brysomme mannen (The Bothersome Man) - troche tu abstrakcji, troche utopii, troche orwella. I tak nigdy nie obejrzycie wiec zaspoileruje - wyobraz sobie spelnienie tak zwanych marzen statystycznego doroslego czlowieka i.. czy to go tak naprawde uszczesliwi? +zdjęcia.
Mýrin (Jar City) - kryminał detektywistyczny z "przesłaniem". Kryminalnie nie było, przesłanie słabe, ale całkiem ciekawe detektywistycznie. Zwyciężył na festiwalu w Karlowych Warach. Mi tam się Plac Zbawiciela bardziej podobał. Ale suma sumarum ciekawy film. Inny. Policyjne śledztwo na sposób islandzki. Inny. No i zdjęcia.
O 101 Reykjavik i Screaming Masterpiece chyba pisałem.
Wciąż marzę, żeby obejrzyć jakimś cudem Thicker Than Water.
Bałem się o to pytać, ale chyba jednak muszę... stary, Ciebie ten kraj naprawdę fascynuje?!
hermionak
09.09.2008 11:57

mnie najbardziej interesuje anglia co wy na to
QUOTE(Katon @ 09.09.2008 11:39)
Bałem się o to pytać, ale chyba jednak muszę... stary, Ciebie ten kraj naprawdę fascynuje?!
Coś w tym niestosownego? Ja tam mam Islandię wysoko na liście miejsc do odwiedzenia.
Nie no, jest w tym coś... hm... emo? Hyhy.
QUOTE(Katon @ 09.09.2008 16:28)
Nie no, jest w tym coś... hm... emo? Hyhy.
HAHAHAHAHAH, DOKŁADNIE
zimno, paskudnie, ble.
QUOTE(Katon @ 09.09.2008 15:28)
Nie no, jest w tym coś... hm... emo? Hyhy.
i lol'd.
obejrzałem niedawnoż mumię trzy (cośtam o smokach i grobowcach). fak. film dosłownie miejscami zabawny, ogólną takąsobiewatość ratują przyzwoite efekty specjalne i osoba jeta li, który jak zwykle prawie nic nie mówi, dużo kopie i... właściwie to za to go lubię

(swoją drogą to ostatnio czytałem jakiś wywiad, w którym stwierdził, że w 'tych dennych hollywodzkich filmach' gra tylko po to, żeby mógł sfinansować własne produkcje w, hm... muszę coś obejrzeć).
Avadakedaver
10.09.2008 21:31
chcialbym wypowiedziec sie apropo rosyjskiego filmu "1612".
polska tak czesto dostaje w dupę, od wszystkich i od samych siebie, jest tak zmarnowana i uczulona na punkcie własnej osoby, że film 1612 jest ostatnim jaki chciałbym obejrzeć.
w sensie ze wiem jak sie skonczy, po samym tytule >_>
ale przynajmniej to my na nich napadamy.
pytanie: co bertolucciego powinnam obejrzeć, żeby zwalczyć niechęć po "marzycielach"?
Tak se spojrzalem co widzialem Bertolucciego i cos z tych:
1972 - Ostatnie tango w Paryżu ("Last Tango in Paris")
1987 - Ostatni cesarz ("The Last Emperor")
1993 - Mały Budda ("Little Buddha")
1996 - Ukryte pragnienia ("Stealing Beauty")
1998 - Rzymska opowieść ("Besieged")
Lewak, ale zdolny. Ja przede wszystkim polecam film, którego był współscenarzystą. Jeden z najgenialniejszych filmów w historii - "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" Sergia Leone.
PrZeMeK Z.
17.09.2008 23:56
Po ponownym obejrzeniu "Dark Knighta" stwierdzam, że film ma jeden poważny problem: jest tak cholernie zawiły, że nie można nawet na sekundę rozluźnić uwagi (pomijając sceny akcji), bo inaczej idzie się pogubić w wątkach.
"John Rambo". Super. Idealne na wieczór z ziomkami. Zaskoczyła mi krwistość tego genialnego dzieła - rozrywanie ciał opanowane do perfekcji. Poza tym oczywiście klasyczna dla serii wielowątkowa fabuła, skomplikowani bohaterowie, niejasne granice pomiędzy dobrem a złem... Polecam!
aj tam, im dalej 'rambem' w las tym gorzej, ale i tak uważam, że pierwsza produkcja o przygodach żołnierza będącego kiedyś w wietnamie to naprawdę dobre kino (akcji też).
Nie no, jedynka to klasiker, wiadomo. Dwójka strawna, trójka dno, ten nowy też w sumie dno, ale co z tego skoro się fajnie oglądało.
"Hellboy 2" przed chwilą. Chyba już to pisałem przy okazji "Labiryntu...", ale Del Torro jest wizjonerem tylko jeśli chodzi o sprawy wizualne. To zdjęcia i plastyczna wyobraźnia ratowały "LF" od osunięcia się w przerażającą dydaktyczną ramotę i one są jedynym jasnym punktem "Hellboya". No dobra, czasem jest całkiem zabawnie, ale w kontekście całości to raczej wada, bo ten humor jakoś się nie integruje z resztą filmu i do cna pozbawia go jakiejś spoistości. Ucieszyłem się w kinie, bo nie wiedziałem wcześniej, że fabuła eksploatuje takie 'faerie klimaty', które uwielbiam. Cóż z tego jednak, skoro wszystko jakieś niedociągnięte, nie przemyślane... Targ troli czy tam goblinów nie daje rady, a byłem pewien, że tu reżyser wzniesie się na swoje szczyty (poza guzem - czarny humor w najwyższym wydaniu, szkoda że raz w filmie). Starał się chyba być gaimanowski, a to jednak nie takie proste - "Stardust" też jest kretyński, a przecież oglądało się cudownie. Właściwie warto film zobaczyć ze względu na dwie sceny - walkę (a raczej to co tuż po niej) z leśnym bogiem i spotkani Hellboya z jakąśtam personifikacją swojego przeznaczenia (maszkaron nawiązujący wprost do tych z "Labiryntu..." i chyba nawet jeszcze fajniejszy). Daruję wam streszczanie przesłania o konieczności akceptacji własnej odmienności i o tym, że ludzie nigdy nie zrozumieją, ale ważne że jest ta/ten jedyny/a...