owczarnia
13.02.2009 22:43
QUOTE(Hypacja @ 13.02.2009 19:11)
Przekręt - Ahmed coś pisał ostatnio o podobnych filmach do "Lock Stock..." i tu w sumie to samo, no super choć wyżej wspomnianego nie przebija. Brak błyskotliwego humoru, ale jest Brad

Tu czuję się zmuszona wyrazić święte oburzenie

.
Porachunki (czyli
Lock, Stock and Two Smoking Barrels) są owszem świetne, ale jednak
Przekręt to
Przekręt 
. Zresztą, umieszczenie czołowego dzieła Guya Ritchiego w szufladzie "filmy podobne do..." samo w sobie jest o tyle zabawne, że to właśnie Guy nie dość, że oba filmy wyreżyserował, to jeszcze jest twórcą gatunku

.
No ale co zabawnego w pisaniu o podobieństwie podobnych filmów?
owczarnia
14.02.2009 18:07
No wiesz, grupa "filmy podobne do..." zazwyczaj koajrzy się z kopiami jakiegoś fajnego pomysłu.
madagaskar 2 oglądałam ostatnio xD całkiem fajne, chociaż już nie było jakieś takie zadowalające jak jedynka.
owczarnia
15.02.2009 02:27
Walkiria - dobry, nawet bardzo dobry. Świetnie zrobiony, trzyma w napięciu niemal od pierwszej minuty (a już na pewno do ostatniej). Dawka patosu całkowicie strawna, powiem szczerze że nawet się wzruszyłam na koniec. I to mimo nieco wykrystalizowanej postaci głównego bohatera i mimo (na szczęście także tylko nieco) trącącej drewienkiem gry Toma Cruise'a. To, że tę historię opowiadano już na wiele sposobów, także mi nie przeszkadza. Warto mówić o takich rzeczach, warto o nich przypominać, no i na pewno warto zobaczyć na erkanie od czasu do czasu kawałek bohatera, który dla odmiany nie jest Amerykaninem

. A już na pewno warto robić dobre filmy, ten zaś, jako się rzekło, zdecydowanie do takich należy. Polecam.
LilienSnape
15.02.2009 02:28
ogladalam ostatnio Chłopaki też płaczą. hm. nic specjalnego, ale obejrzec mozna.
Narzeczona dla Kota - kolejny film anime w klimacie Spirited Away. Kupiliśmy dvd w ciemno i warto było!
Chciałem tylko powiedzieć że Narzeczona dla Kota jest rozwiniętym wątkiem z filmu Szept Serca (Whisper of the Heart) który jest imho o niebo lepszy.
Zresztą cokolwiek wypuszczonego ze studia Ghibli można kupować w ciemno.
I zmuś Katona żeby obejrzał Totoro!
ja się kompletnie nie znam na anime i zachęciło mnie tylko nazwisko Miyazaki, które się gdzieś na okładce pojawiło, a pamietałam, że to on reżyserował Spirited Away.
i dzięki za kolejny tytuł, wciągnęłam się ;]
eagle eye.
może negatywna mini-recenzja to wynik obecnego stanu po skończeniu sesji, gdzie mało rzeczy mnie rusza, ale film średni, bardzo średni. aktorstwo na poziomie 'meh', scenariusz to coś pomiędzy słaby, a trzymający trochę w napięciu... kurde dochodze do wniosku, że to film dla ludzi, którzy wierzą, że mikrofalówka może podsłuchiwać nasze rozmowy w domu a każdy samochód, pociąg czy inną motorynkę można zdalnie sterować za pomocą super komputra.
kurde, gwiezdne wojny były bardziej prawdziwe. nie żebym wymagał nie wiadomo jakiej logiki od takiego filmu, ale tu mi trochę toto nie podeszło.
aha, zdjęcia całkiem spoko.
Avadakedaver
16.02.2009 15:19
QUOTE(owczarnia @ 15.02.2009 01:27)
Walkiria - dobry, nawet bardzo dobry. Świetnie zrobiony, trzyma w napięciu niemal od pierwszej minuty (a już na pewno do ostatniej). Dawka patosu całkowicie strawna, powiem szczerze że nawet się wzruszyłam na koniec. I to mimo nieco wykrystalizowanej postaci głównego bohatera i mimo (na szczęście także tylko nieco) trącącej drewienkiem gry Toma Cruise'a. To, że tę historię opowiadano już na wiele sposobów, także mi nie przeszkadza. Warto mówić o takich rzeczach, warto o nich przypominać, no i na pewno warto zobaczyć na erkanie od czasu do czasu kawałek bohatera, który dla odmiany nie jest Amerykaninem

. A już na pewno warto robić dobre filmy, ten zaś, jako się rzekło, zdecydowanie do takich należy. Polecam.
ha! ja jestem innego zdania. Przynajmniej jesli chodzi o fragment z "bohaterem". Po wyczajeniu nieco kim był Claus von Stauffenberg bardzo się zawiodłem. Od kiedy po raz pierwszy o nim słyszałem ludzie przedstawiali go w samych superlatywach, jednak kiedy poszperałem tam i ówdzie ku swojemu przrażeniu zrozumiałem że to był to kawał ch, a aureola jaką mu historia nałożyła na głowę jest wielką pomyłką. Nie twierdzę, że poznałem jego całą historię, czytałem wszystkie biografie i rozmawiałem z rodziną, ale chodzi mi o same poglądy, pomysły i motywy jakimi się kierował podczas zamachu. Wielka historyczna pomyłka, powinna być o nim wzmianka w podręcznikach i tyle, a nie wychwalanie go pod niebiosa.
imo.
owczarnia
16.02.2009 17:17
Wiesz co, Avada, Tobie to by się przydało czasem ten jęzor solą posypać...
Co Ty bredzisz, chłopie? Że co, że facet podzielał poglądy nacjonalistyczne? No pewnie, że podzielał, był Niemcem, w dodatku z jednej z najstarszych i najbardziej wpływowych rodzin! Ale nie popierał okrucieństwa holocaustu. Czytałeś, co napisał o Kryształowej Nocy? Co pisał o obozach koncentracyjnych? Uważał, że to hańba dla Niemców, i to wielka. Uważał Hitlera za szaleńca.
Motywy, którymi kierował się podczas zamachu były jasne i proste jak słońce: wyrwać Niemcy spod dyktatury wariata, zanim będzie za późno. Przywitać aliantów jako normalne państwo, pertraktować z nimi z pozycji narodu, który sam potrafił dać odpór tyranowi. Odzyskać honor i godność. To chyba logiczne, że losy własnego kraju leżały mu najbardziej na sercu? To, że darzył Polaków i Żydów - delikatnie mówiąc - chłodnymi uczuciami nie oznacza, że za uzasadnione uważał gazowanie ich i palenie w piecach! Chciał generalnie tego samego, co nasi właśni powstańcy warszawscy - zmiany układu sił. Po to, żeby wyjść z godnością z tego piekła, które zgotował Europie Hitler. I poświęcił życie temu celowi. Możesz mi wyjaśnić, w którym momencie ten opis nie pasuje do opisu bohatera? Czy ktoś mówił, że to był polski bohater? To był facet, który poświęcił wszystko dla Niemiec i nic dziwnego, że Niemcy obdarzaj go najwyższym szacunkiem.
Avadakedaver
16.02.2009 21:52
też się owca ogarnij, nie wszyscy musza być takiego zdania jak ty. Claus chciał pokoju z zachodem bo wiedział że to przyniesie kleskę niemcom. Miał już przygotowany ale jeszcze nie podpisany traktat pokojowy z aliantami w którym zrzeka się terenów zajętych przez hitlera na zachód od niemiec, ale nadal prowadzi wojny na wschód. Do swojej żony, Niny pisał listy które sa dowodem jego, jak to określiłaś "chłodnych stosunków" do polaków i żydów, z tym że dla mnie brzmi to trochę ostrzej:
QUOTE
Ludność to niesłychany motłoch, tak wiele Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych.
Był niemieckim patriotą, a wszystko co robił, robił dla dobra własnego kraju, a nie dla odzyskania honoru i godności. Fakt że jestem polakiem i że to naszego narodu własnie nie znosił ma tu spore znaczenie, ale obiektywnie patrząc, święty nie był.
QUOTE
nie popierał okrucieństwa holocaustu.
nie ma to nic do rzeczy. nie dziwne, nie popierało go jakieś 97% ludności świata. ja tez holocaustu nie popieram, a jednak nie czyni to ze mnie bohatera.
Być może dla niemców był mega i w ogóle, ale według mnie nie zasłużył na taką aurę zajebistości.
nie odzywaj sie do mnie jak do pieciolatka i nie pouczaj mnie, bo robisz to z deka za czesto. To jakie sobie wyrobiłem zdanie ma swoje podstawy, a fakt że ty uważasz inaczej nie znaczy od razu że bredzę i gadam głupoty.
owczarnia
16.02.2009 22:45
QUOTE(Avadakedaver @ 16.02.2009 20:52)
też się owca ogarnij, nie wszyscy musza być takiego zdania jak ty.
Koronny argument, kiedy nie wie się co powiedzieć. Nie wiem, może nie zauważyłeś, ale ja nie mam w zwyczaju wymagać od ludzi, żeby byli takiego zdania jak ja. Mam
własne zdanie i jeśli ktoś się z nim nie zgadza, to go bronię, używając do tego celu
argumentów. Odnoszę wrażenie, że na tym polega forum
dyskusyjne? Chcesz, żebym Ci powiedziała, że możesz sobie myśleć po uważaniu, a ja mam to w dupie? Proszę bardzo.
QUOTE(Avadakedaver @ 16.02.2009 20:52)
Claus chciał pokoju z zachodem bo wiedział że to przyniesie kleskę niemcom. Miał już przygotowany ale jeszcze nie podpisany traktat pokojowy z aliantami w którym zrzeka się terenów zajętych przez hitlera na zachód od niemiec, ale nadal prowadzi wojny na wschód. Do swojej żony, Niny pisał listy które sa dowodem jego, jak to określiłaś "chłodnych stosunków" do polaków i żydów, z tym że dla mnie brzmi to trochę ostrzej:
QUOTE
Ludność to niesłychany motłoch, tak wiele Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych.
Wiesz, ja też potrafię zajrzeć na Wikipedię. Naprawdę nie ma potrzeby mi powtarzać tego, co tam napisano, ale nawet biorąc pod uwagę Wikipedię jako źródło, dobrze byłoby czytać ze zrozumieniem:
QUOTE
Stauffenberg, arystokrata niemiecki, nie był w całkowitej opozycji do poglądów Hitlera NSDAP i ideologii partii, szczególnie jeśli chodziło o nacjonalizm. Po wydarzeniu znanym jako Noc kryształowa, do którego doszło w listopadzie 1938, odczuł, iż Niemcy zostały przez ten czyn pohańbione. Podkopało ono także jego poczucie moralności i sprawiedliwości. Represje, jakie dotykały Żydów oraz represje dotyczące wyznawanej przez obywateli religii w Niemczech sprawiały, że Stauffenberg stawał się coraz bardziej zagorzałym przeciwnikiem nazistów.
QUOTE
Spiskowcy domagali się panowania nad ziemiami polskimi, zamieszkałymi przez miliony Polaków, takimi jak Wielkopolska z Poznaniem, Górny Śląsk i Pomorze Gdańskie, co potwierdzał podany przez Stauffenberga punkt ósmy głoszący m.in. Granice Rzeszy z roku 1914 na wschodzie.
Powtórzę więc pytanie: czy ktoś kiedykolwiek twierdził, że Stauffenberg miał na uwadze dobro Polski? Że był
polskim bohaterem? Ale nie pisz bzdur, że chciał kontynuować wojnę, podczas kiedy jego głównym dążeniem było jak najszybsze jej zakończenie.
QUOTE(Avadakedaver @ 16.02.2009 20:52)
Był niemieckim patriotą, a wszystko co robił, robił dla dobra własnego kraju, a nie dla odzyskania honoru i godności. Fakt że jestem polakiem i że to naszego narodu własnie nie znosił ma tu spore znaczenie, ale obiektywnie patrząc, święty nie był.
Ee?... Akurat o tym było gadanie w kółko: odzyskanie honoru, godności, świetności Niemiec. I jakie obiektywnie rzecz biorąc? Jaki święty? Ktoś mówił, że on był święty?...
QUOTE(Avadakedaver @ 16.02.2009 20:52)
QUOTE
nie popierał okrucieństwa holocaustu.
nie ma to nic do rzeczy. nie dziwne, nie popierało go jakieś 97% ludności świata. ja tez holocaustu nie popieram, a jednak nie czyni to ze mnie bohatera.
A zrobiłeś coś w tym kierunku, żeby go powstrzymać, ten holocaust? Lub zlikwidować? Bo on tak. I zginął, próbując. Dlatego właśnie został bohaterem.
QUOTE(Avadakedaver @ 16.02.2009 20:52)
Być może dla niemców był mega i w ogóle, ale według mnie nie zasłużył na taką aurę zajebistości.
nie odzywaj sie do mnie jak do pieciolatka i nie pouczaj mnie, bo robisz to z deka za czesto. To jakie sobie wyrobiłem zdanie ma swoje podstawy, a fakt że ty uważasz inaczej nie znaczy od razu że bredzę i gadam głupoty.
Okej, ja się mogę do Ciebie nie odzywać już w ogóle, nie ma sprawy. Jak ochłoniesz, to może sobie mój post jeszcze raz przeczytaj i wtedy możesz ewentualnie pokazać mi, w którym to miejscu ja się do Ciebie zwracam jak do pięciolatka oraz pouczam, stwierdzając że gadasz głupoty. Ktoś tu chyba jest deko przeczulony na własnym punkcie, i nie jestem to ja.
Avadakedaver
16.02.2009 23:06
Staufenberg był klasycznym typem niemieckiego arystokraty, wychowanego w pogardzie dla innych narodów, słowian w szczególności. Nigdy nie był nazistą wprost, ale było mu bardzo długo bardzo po drodze z Hitlerem i to nie w wyniku jakiejś niewiedzy czy zaślepienia. Wierzył w wielkie Niemcy, panowanie nad polskim śmieciem, który będzie pracował w polu na na takich jak on i pławił się w radosnym entuzjazmie kiedy Wermacht zwyciężał w Polsce (wszystko to jest w jego listach z tamtego okresu, można sprawdzić w źródłach). Spisek wynikał z racjonalnej oceny sytuacji - Hitler prowadził Niemcy do klęski. Nie ma mowy o jakimś wstrząsie związanym z Holocaustem, nawet jeśli było coś takiego to miało znaczenie marginalne.
Konkludując - nie odwaga czyni bohatera. To tylko jeden z elementów. Nikt Staufenbergowi nie ujmuje odwagi, ale nie widzę żadnego powodu, żeby go bohaterem nazywać. I nie chodzi mi o to, czy polskim czy niemieckim. Zwykle potrafimy doceniać bohaterstwo u innych narodów, nawet wrogich. Staufenberg, facet oddany idei Wielkich Niemiec, zaczął działać, bo widział, że idea sypie się w gruzy przez nieodpowiedzialnego świra. Miał dość odwagi, żeby zaryzykować życie, żeby to zmienić. Trocki też ryzykował życie stawiając się Stalinowi, polscy komuniści przed wojną ryzykowali życie szpiegując dla tegoż. No i?
Poza tym zaskakująco łatwo łykasz niemiecki szowinizm, czekam na docenienie Dmowskiego. Może jak zagra go George Cloney to zyska w oczach świata.
owczarnia
17.02.2009 01:54
QUOTE(Katon @ 17.02.2009 00:14)
Staufenberg był klasycznym typem niemieckiego arystokraty, wychowanego w pogardzie dla innych narodów, słowian w szczególności. Nigdy nie był nazistą wprost, ale było mu bardzo długo bardzo po drodze z Hitlerem i to nie w wyniku jakiejś niewiedzy czy zaślepienia. Wierzył w wielkie Niemcy, panowanie nad polskim śmieciem, który będzie pracował w polu na na takich jak on i pławił się w radosnym entuzjazmie kiedy Wermacht zwyciężał w Polsce (wszystko to jest w jego listach z tamtego okresu, można sprawdzić w źródłach). Spisek wynikał z racjonalnej oceny sytuacji - Hitler prowadził Niemcy do klęski. Nie ma mowy o jakimś wstrząsie związanym z Holocaustem, nawet jeśli było coś takiego to miało znaczenie marginalne.
No i?
QUOTE(Katon @ 17.02.2009 00:14)
Konkludując - nie odwaga czyni bohatera. To tylko jeden z elementów. Nikt Staufenbergowi nie ujmuje odwagi, ale nie widzę żadnego powodu, żeby go bohaterem nazywać.
Dlatego to nie Ty go nazywasz bohaterem, tylko Niemcy. I nie tylko odwaga go cechowała, sama odwaga do czegoś takiego nie wystarczy. No, ale po co ja się w ogóle odzywam, skoro...
QUOTE(Katon @ 17.02.2009 00:14)
Poza tym zaskakująco łatwo łykasz niemiecki szowinizm, czekam na docenienie Dmowskiego. Może jak zagra go George Cloney to zyska w oczach świata.
Od dziś niech wszech wobec będzie wiadome, że gustuję w jednookich, jednorękich niemieckich nacjonalistach.
A oprócz tego jestem skończoną kretynką, której wszak wystarczy towar odpowiednio elegancko opakować, by go kupiła. Miło mi niezmiernie

. Cholera, siedemnaście lat edukacji poszło w diabły, muszę powiedzieć moim rodzicom, że wyrzucili pieniądze w błoto

.
No i tyle lat życia w błędzie... Człowiekowi zdaje się, że jest w miarę inteligentny, coś tam wie, umie samodzielnie myśleć... A tu proszę.
To straszne, co ja teraz ze sobą pocznę

?
Edit: tak z czystej ciekawości - widział w ogóle któryś z Was ten film? I dla chętnych:
kilka słów o Clausie von Stauffenbergu, w razie gdyby ktoś pragnął bliżej się dowiedzieć, kto zacz i dlaczego wzbudza tyle emocji.
Avadakedaver
17.02.2009 10:03
ciekawe owca czy nadal byś go tak uwielbiała, gdyby ten zamach się udał i zapierdzielałabyś teraz za kromkę chleba gdzieś pod berlinem, gnana batem do zbierania truskawek.
Chyba szparagów. Hyhy.
Nie napisałaś w końcu co poza odwagą i umiłowaniem idei (która nomen-omen nie mieści się w ideach podziwianych przez zwolenników małżeństw homoseksualnych i niejedzenia mięsa - sorry, to nie przytyk, jestem po prostu bardzo zaskoczony) Staufenberg jeszcze posiadał. Nie rozumiem czemu pogardzających innymi szowinistów mamy uważać za bohaterów. NIE JAKO POLACY, tylko jako ludzie. Widzisz, ja jako dziecko zawsze kibicowałem Wielkiej Armadzie przeciwko heretykom, ale jakoś nie miałem problemu z uznawaniem Drake'a za bohatera. Podobnie jak nie mam problemu z nieuznawaniem za bohaterów ludzi tak dzielnych, że są gotowi poświęcić swoje życie dla idei pokonania Wielkiego Szatana i wprowadzenia prawa szariatu na całym świecie. Żeby było jasne, nie uważam Staufenberga za jakiegoś potwora. Ale nie da się zbyć tych wszystkich dylematów stwierdzeniem, że był po prostu patriotą. Patriotyzm nie polega na deptaniu innych narodów.
A tak zupełnie na marginesie... rzygać mi się chce na myśl o tym filmie Tarantino, bo nienawidzę odwoływania się do aż tak niskich emocji jaką jest kibicowanie psychopatycznym mordercom tylko dlatego, że zabijają akurat gości w niemieckich mundurach. Jest w tym coś... nie wiem... niestosownego.
owczarnia
17.02.2009 17:38
Hyhyhy, a gdzie ja napisałam, że ja go uwielbiam?
Napisałam, że podoba mi się film i że cieszę się, że takie filmy się kręci. Bo nienawidzę, jak mi się wciska, że na świecie istnieją tylko dwa kolory: czarny i biały, a w niektórych przypadkach pęd ku temu jest tak przemożny, że nic, tylko się zerzygać idzie. I to jest jeden z takich przypadków - Niemcy byli źli, głupi, istne potwory. Koniec, kropka, finał.
Nie darmo ten film grają w najmniejszej sali i o najgłupszych możliwych porach - nam, Polakom, po prostu nie przystoi oglądać takich rzeczy! Więc dajmy je cichcem, chyłkiem... A we mnie wszystko się skręca od takiego podejścia.
Bo.
Ten film to przede wszystkim kawał rewelacyjnie nakręconego suspensu. Co przy dołożeniu faktu, że każdy i tak wie, jak to się skończy (nawet jeśli nie zna szczegółów zamachu z 20 lipca, to chyba skojarzy, że raczej wyjść im z tego nic nie wyszło), jest osiągnięciem niejako podwójnym. Nikt tu nie robi z nikogo bohatera, jest jedna, słownie: jedna wzmianka w postaci kilku zdań epilogu po obrazie właściwym, że von Stauffenberg traktowany jest obecnie w Niemczech jak bohater. I tyle. Reszta to tylko wierne (na ile jestem w stanie ocenić) odtworzenie tamtych wydarzeń. Nikt nie wstawia żadnych głodnych gadek, żadnych ckliwych przemów, spiskowcy dyskutują konkretnie co i jak należy zrobić, nikt też nie twierdzi, że Stauffenberg to kryształ było oraz przebiśnieg jakiś. Wiadome jest tylko, że od jakiegoś czasu najwyraźniej mu się Hitler przestał podobać, że sprowadza na Niemcy klęskę i hańbę, a główny bohater sobie tego nie życzy i cześć. Życzy sobie przeciwdziałać. I robi to, przypłacając życiem.
Dlaczego go bronię w tej dyskusji? Dlaczego tak zareagowałam na post Avady? Podsumujmy. Co możemy powiedzieć o von Stauffenbergu na podstawie ogólnie dostępnych wiadomości?
- Był człowiekiem honoru, wyznającym bardzo konkretne, wpojone mu od dziecka wartości.
- Owszem, był nacjonalistą, ale nie nazistą.
- Do końca z podniesionym czołem bronił swojej sprawy.
- Sprawa ta - niezależnie już od wszystkich szczegółow pobocznych oraz pobudek zasadniczych - była słuszna.
- Wpadł na jedyny naprawdę porządnie opracowany, przemyślany i sensowny plan obalenia dyktatury Hitlera, w dodatku najbliższy realizacji ze wszystkich (z tego co mi wiadomo) i wykonał go, wiedząc doskonale, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, przypłaci to życiem.
Tak już na marginesie, bardzo wątpię czy aby na pewno alianci poszliby w ciemno na wszelkie żądania Niemców, gdyby von Stauffenbergowi się powiodło, więc nie wiem skąd pomysły Avady. Szkoda tylko, że nie widzicie, że gdyby faktycznie mu się powiodło, na pewno jakieś kilkaset tysięcy ludzi więcej by tę wojnę przeżyło. Niezależnie, co by o nich nie mówić, spiskowcy na czele swoich planów stawiali zamknięcie obozów koncentracyjnych i wycofanie wojsk.
I odwołując się do porównania użytego przez Katona: Ty jesz mięso, tak? Pozwolisz też, że przypomnę Ci Twój wywód o tym, jak to życie zwierzęcia się nie równa życiu człowieka, jak to natura nam każe naszych braci mniejszych spożywać i tak dalej, i tak dalej. No więc von Stauffenberg był tak jak Ty, jadł mięso. Nie widział problemu w spożyciu soczystego schabowego. Czy jednakże zamiłowanie do soczystych schabowych równa się według Ciebie wydłubywaniu kociętom oczu za pomocą szydełka? Czy każdy, kto jada mięso, byłby zdolny do takiego czynu, do dręczenia i mordowania zwierząt, niejako z automatu?
Słyszałam kiedyś, że podobno wystarczy raz odwiedzić rzeźnię, żeby stracić apetyt na mięso na długie lata.
I według mnie Stauffenberg właśnie za pośrednictwem Hitlera odwiedził rzeźnię. Wychowywany od najmłodszych lat w poczuciu, że Niemcy to rasa wyższa, lepsza, rasa panów, a inne narody mogą co najwyżej pokornie jej służyć, był podobnie jak ci wszyscy, którzy od dziecka spożywają mięso i nie życzą sobie żadnych wegetariańskich bzdur. Ale to jeszcze nie czyni ze Stauffenberga bezdusznej szmaty, do licha. Był człowiekiem myślącym, z zasadami, z jakąś tam zapewne wrażliwością (notabene, wychowanym również w tradycjach bardzo chrześcijańskich). Czym innym jest gadanie o tym, jacy ci Polacy są motłochowaci, a czym innym katowanie ich i palenie w piecach. Co innego pogarda dla Żydów, a co innego pasiak i opaska na ramię. I Stauffenberg to zrozumiał. Zresztą zrozumiał to już wcześniej, zanim Żydom założono pasiaki i opaski, bo już pod koniec lat trzydziestych coraz mniej mu się pomysły i działania nazistów podobały.
Co do postulatów w temacie Górnego Śląska i Pomorza Gdańskiego - cóż, szczerze mówiąc, można by o tym dyskutować dość długo. I niezależnie od wszystkiego nie można tym żądaniom odmówić pewnej logiki, czy nam się to podoba czy nie.
Reasumując: absolutnie von Stauffenberga nie uwielbiam i nie darzę miłością ani niczym takim. Ale upraszczanie wszystkiego do krótkiego: facet był skończonym ch... budzi mój żywiołowy protest. Gość miał łeb i cholernie wielkie jaja. Nie siedział biernie z założonymi rękami (zwłaszcza, że jednej nie miał, i tak, to też wpływa na ogólny szacunek, jakim go darzę - nie stracił ducha nawet jako kaleka), nie czekał aż koniec świata nastąpi sam z siebie. Umiał i chciał coś zrobić, zrobił to, a następnie zapłacił najwyższą cenę, i to zapłacił ją z godnością. Można sobie debatować nad jego przekonaniami, nad pobudkami i tak dalej - ale dwie rzeczy są pewne: zabijając Hitlera oddałby światu wielką przysługę, to po pierwsze, a po drugie większość z nas nawet do pięt mu nie sięga. I tyle.
the duchess
słyszałam, że to słabizna, a jednak mi się spodobał. co najmniej dwie klasy wyżej od słabiutkiej swego czasu marii antoniny, no i ten ralph fiennes... ale ja mam słabość ogólnie do tego typu kostiumowych filmów (do ralpha też, ale to swoją drogą).
managarm
21.02.2009 15:22
Fajny fajny, bylismy z Ewa w kinie jakis czas temu i w sumie nie załujemy!
co do
The Duchess to dla mnie jednak słabizna. tzn. nie aż taka, żebym cierpiała podczas oglądania, nawet miło było popatrzeć sobie na słusznie nagrodzone kostiumy, ale nic więcej ten film w sobie nie miał raczej.
swoją drogą, ale niezal jesteście, jeszcze nikt nie skomentował Oscarów

na tyle, na ile się dało poszło w sumie po mojej myśli-
Slumdog to totalnie moja drużyna przecież, z nagrodami dla aktorów się zgadzam poza tym, że o Winslet jeszcze nie mam zdania. hehe, jeśli chodzi o Penna, pamiętam jak parę lat temu go nie cierpiałam, bo zabrał statuetkę Johnny'emu, wreszcie jest okazja odszczeknąć ten błąd młodości (a raczej dzieciństwa). Ledger WIADOMO i już niewiele można napisać na ten temat, za to szczególnie się cieszę z Oscara dla Cruz- tak wyszło, że jedyny jakoś tam inspirujący przypadek w tej zabawie i też tylko
Vicky Cristina Barcelona zachciało mi się odświeżyć z tej okazji.
a przy okazji, wczoraj (dopiero!) obejrzałam
Ladri di Biciclette (
Złodzieje Rowerów), fantastyczne. zdaje się, że jeden z najbardziej poruszających filmów jakie widziałam, co kilka minut w tej prościutkiej historii zdarza się jakiś wyjątkowo ujmujący moment. ktoś mógłby się zapłakać już przy tej (genialnie odegranej swoją drogą, zresztą podobnie z innymi emocjami tutaj, bo mimo pozostałych zalet, inaczej tego filmu by nie było) radości po zastawieniu prześcieradeł, jeśli tylko nie zapomniałby o tytule. dodać kapitalną włoską atmosferę i jeśli w końcu się zabiorę do zrobienia tej listy, tam się spotykamy.
owczarnia
23.02.2009 18:24
Ha, właśnie miałam napisać że co tu tak cicho, nikt o Oscarach nie wspomni

...
Skoro już o filmach i aktorach napisała Potti, to ja wspomnę co nieco o oprawie. No więc najsamprzód to chciałam odszczekać swoje własne słowa na temat Hugh Jackmana - kiedyś napisałam, że ja to się do tego faceta już nigdy nie przekonam, a otóż właśnie się przekonałam. Gość, który tak śpiewa i tańczy
na żywo (
Oklahomy! od razu mówię, że nie widziałam, zresztą tam nie na żywo i tak) po prostu nie może nie podbić mojego serca

. Był świetny, był boski, uwielbiam go od wczoraj. Anne Hathaway też dała czadu, o Beyonce to nawet nie będę wspominać, bo wiadomo jaki ma głos i co potrafi. Tego Efrona pizdusia mi tylko proszę won, bo jest po prostu
straszny. Pattinson oprócz tego, że pojawił się zapowiadając nieco bezsensowną wstawkę o najbardziej romantycznych filmach 2008 (z której zresztą nic nie wynikało), to siedział za Rourkiem i słowo honoru, wyglądał jak wamipr

. Blady, lekko nieogolony, z błędnymi oczami w czerwonych obwódkach - no po prostu LOL. Ale będą z niego ludzie, wspomnicie moje słowa. Za piętnaście lat zagra Bonda i będzie boski. Sarah Jessica Paker wyglądała, jakby sobie chciała biust wysadzić w powietrze, i to z odzieżowych wpadek chyba jedyna większa. Zresztą, co tam odzieżowe wpadki na tle polskiego tłumacza, który dokładnie tak samo jak zawsze się plątał, mylił, dukał i bełkotał. Nie wiem, może gdybym sama nie pracowała w tej branży, dałabym sobie wcisnąć kit, że to na żywo więc mu trudno, a co za bzdura. Od tego tłumacz symultaniczny ma słuchawki na łbie, żeby własnego głosu nie słyszeć i się sobie nie zagłuszać i do tego jest, do jasnej ciasnej szkolony, żeby mówić jednocześnie z kimś, i to mówić z sensem. Takie pauzy, jak on robi, ten nasz oscarowy (że go w końcu nie wypieprzą, swoją drogą, i co to w ogóle za dobór jakiś kretyński, ten poprzedni też bełkotał), takie błędy, takie dukanie i bełkot to jest po prostu szczytowy obciach kompletnego nowicjusza, a mam wrażenie, że Canal+ stać na kogoś z doświadczeniem?... Brr.
Avadakedaver
26.02.2009 20:35
ooooo. oooooooooooo. to akurat fake, ale ja bym chcial takiego czlowieka-zagadke.
QUOTE(owczarnia @ 23.02.2009 18:24)
Tego Efrona pizdusia mi tylko proszę won, bo jest po prostu
straszny.
Nie mialam pojecia, o kim piszesz, wiec sobie zgooglowalam i wyszlo, ze to Europejska Fundacja Rozwoju Osób Niepełnosprawnych.
Wyskoczylo tez zdjecie jakiegos laczka i wlasciwie nie wiem, z czym go jesc, nie do konca jestem pewna, czy w ogole chce - co on robi, czym sie zajmuje, czym zarabia na kanapki z pasztetowa i truskawki z cukrem?
Zaluje, ze publiczna nie miala w tym roku zadnego skrotu Oscarowego. Nie mialam okazji obejzec na zywo, wiec czuje sie jednak troche poza tematem, wypowiedziec sie chce jedynie na temat Kate Winslet, ze sie bardzo ciesze, bo jest cudowna. Jedyna sprawa na minus - w doswiadczaniu
Readera przeszkadzal mi mocno ten fake niemiecki akcent, na prawde nie wiem, w jakim celu go zastosowano. Totalnie nietrafiony polsrodek.
owczarnia
27.02.2009 03:12
Zac Efron, który - niestety, niestety - gra w filmach.
Przy filmach z nim
Zmierzch to arcydzieło na mega-poważnie.
dosłownie przed chwilą skonczyłam oglądać Slumdog Millionaire.
WOW.
Przez ostatnie 15 minut siedziałam z otwartymi ustami, a na sam koniec się popłakałam. Niesamowicie barwny, pełen żywych emocji film. Do tego świetna muzyka. Brak mi słów.
The Squid and the Whale - świetne! mamy rozwód pary pisarzy i konsekwencje tak jego, jak generalnie życia w takiej rodzinie dla dwójki synów. wyróżnia się fantastyczna postać żałośnie snobistycznego ojca (ale reżyser, bo historia autobiograficzna, raczej nie miał wesoło). poza tym kapitalne, jak Walt go bezmyślnie naśladuje. po części to oczywiście smutne, ale też podwójne wyśmianie postawy ojca. z tego wszystkiego wynikają mocne dialogi, najbardziej spodobało mi się chyba "co myślisz o Kafce?" na początku pierwszej rozmowy z dziewczyną. zdradziłam Wam mój plan szukania współlokatora, więc już wiecie, że to trochę w moim stylu

aha, jeszcze soundtrack przyjemny.
poza tym w końcu byłam na
Braciach Karamazow Zelenki i w sumie, dzięki podejściu od innej strony, nie nabroił. oczywiście jakby sobie tego nie zaplanował, ilu wątków nie dodał i jak trudne by to nie było (jasne, w pełni nawet niemożliwe), przydałoby się trochę lepiej oddać klimat 'karamazowszczyzny'. ale takim już jest reżyserem, że do pewnych granic może się podobać, czasem rozśmieszyć, ale przynajmniej do mnie- nigdy do końca nie trafia. fajne przejścia z życia do teatru się zdarzały, podobała mi się przewrotność idei przyświecającej występom w Nowej Hucie, a program z udziałem Dostojewskiego-marionetki jest na 0.0.
Slumdog po 12h na uczelni.
She`s gone, long gone

Dooooobry film.
Avadakedaver
07.03.2009 18:59
właśnie oglądamy slumdoga. siora poszła na ćmika, a ja wpadłem tylko powiedzieć, że miażdży.
hah, a mnie dzisiaj właśnie natchnęło i jakieś 2h temu mi się slumdog ściągnął
owczarnia
07.03.2009 19:25
Co Wy tak chwalicie tego Slumdoga?... No nie był zły, oczywiście że nie, ale żeby takie zachwyty?... Szczerze mówiąc jestem trochę zdziwiona, podobnie zresztą jak decyzją Akademii. Film bardzo fajny, doskonale się ogląda, ciepły i wzruszający, ale na osiem Oscarów to on nie zasługiwał, sorry,
no to co, mam gnoić na forum film, który mi się podobał...? nie będę kwestionować decyzji Akademii, bo się na tym nie znam, ale przynajmniej wiem co lubię, a co nie.
Avadakedaver
07.03.2009 20:40
co do slumdoga, owca, to ja juz sie wypowiedzialem, ale powiem jeszcze cos o decyzjach akademii:
oskara za rolę maximusa w "gladiatorze" dostał russell crowe, to największa porażka evah. oskary są prestiżowe, ważne, znane i w ogóle. Jednakowoż dla mnie złote globy znaczą więcej bo oskary to trochę komercha jednak.
ja tam nie dopisywałabym tego lekkiego przecenienia Slumdoga do listy porażek Akademii. po prostu udało się filmowi Boyle'a skorzystać na tym, że nic (około) dziejowego w tym roku w jego działce nie powstało. całkiem fajnie, że akurat jemu, bo chyba najprzyjemniej się oglądało, a jeśli nigdzie nie było mega doznań, na co innego zwracać uwagę? szczególnie, że miło było w dużej części dzięki dopracowaniu takich elementów, na których zarabiał Oscary, czy któryś film bardziej zasługiwał np. na te dwa za muzykę?
Avadakedaver
08.03.2009 00:07
ja w ogóle uważam że ostatnio filmy na tyle średnie wychodzą, że oscary powinnty być przyznawane co dwa lata. wtedy wszystko miałoby jakiś sens. na przykład ej Penelope Cruz za film vicky cristina barcelona rola drugoplanowa kobieca. WTF. zagrała fajnie, ale na pewno nie na oskara. Za mało po prostu było aktorek drugoplanowych i nie było z czego wybierać (o innych się nie wypowiadam, bo akurat oskarowych produkcji nie widziałem żadnych, poza właśnie jw i slumdoga). Ewentualnie ten boyle to jeszcze zrozumiem, bo to coś nowego i ciekawie przedstawionego. No i ledger zasłużył ewidentnie, ale takich ewidentnie zasłużonych oskarów powinno być więcej, na przykład jakieś100%.
Srsly, mają teraz tak mało opcji że zdobycie oscara nie jest aż takim wysiłkiem jak być powinno.
ściągnęliśmy sobie Rainmana. fajny, wzruszający chyba nawet trochę. trochę za długi. no i przede wszystkim świetny scenariusz i rola tomka
rola tomka...jej, a nic o Dustinie? przecież to jego rola jest prawdziwą perełką w tym filmie.
Avadakedaver
08.03.2009 00:42
no właśnie - stworzył świetną postać, to fakt. ale myślę że jak nie trzeba jej wymyślać od początku (w końcu miał już scenraiusz) to każdy ogarnięty aktor z jakimś tam doświadczeniem, talentem i po przygotowaniach potrafiłby to zagrać. Możliwe że się mylę, moze to było zajebiaszczo trudne, a wtedy dodatkowy plus dla hoffmana, za to że tak nabrał widza. to oznaczałobvy na prawdę oscarową rolę.
nie wiem czy do końca rozumiem, o co Ci chodzi... rzeczywiście, główny bohater miał swój pierwowzór w prawdziwnym życiu ale hm... autyzm był znany już w połowie lat 40tych, więc trudno by było go "wymyślić"...
Avadakedaver
08.03.2009 11:01
chodzi mi o to, że miał już listę dialogową, wiedział co ma mówić, nie musiał improwizować, czy sam wymyślać swoich zachowań, to rola reżysera. powiedzieli mu "grasz takiego i takiego kolesia, postaraj się". Zdaje mi się, że to łatwiejsze od roli Toma, który przez pół filmu chodzi wściekły. Jak ktoś jest sztucznie wściekły to się to rzuca w oczy od razu, bo wiemy jak wściekłość powinna wyglądać, więc wiemy kiedy gra sztucznie, a kiedy nie. Przez to właśnie wydaje mi się, że rola Raymonda była łatwiejsza go zagrania (co nie znaczy że ja bym też tak umiał), miał bardzo ograniczoną mimikę i ton głosu, daje to wrażenie łatwo zagranej roli.
Well, łatwo dla ludzi którzy się na tym znają.
btw.
-you are using me, raymond and everything!
- im not using raymond! Raymond, am i using you?
- yeah.
- Shut up!
QUOTE(Avadakedaver @ 08.03.2009 12:01)
miał już listę dialogową, wiedział co ma mówić, nie musiał improwizować, czy sam wymyślać swoich zachowań, to rola reżysera. powiedzieli mu "grasz takiego i takiego kolesia, postaraj się".
miał bardzo ograniczoną mimikę i ton głosu, daje to wrażenie łatwo zagranej roli.
ad.1 Nie widziałam filmu, ale troche brak mi tu logiki. Każdy aktor dostaje scenariusz i się uczy swojej kwestii, czy mi się wydaje...?
ad. 2 Czy tacy właśnie nie są ludzie z autyzmem, zamknięci w swoim świecie, okazjonalnie "istniejący" w naszym?
Najka potwierdź, miałaś z tego jakieś seminaria czy coś.
Avadakedaver
08.03.2009 12:38
QUOTE
ad. 2 Czy tacy właśnie nie są ludzie z autyzmem, zamknięci w swoim świecie, okazjonalnie "istniejący" w naszym?
Ej no, nie czytasz co piszę. Napisałem, że stworzył świetną postać. I taka jest prawda. Uważam po prostu że ze względu na to, jak ta postać się zachowywała łatwiej było mu ją odegrać niż Tomowi swoją postać. Wiem, jak zachowują się ludzie z autyzmem na tyle na ile wie to przeciętny człowiek. Ale jeżeli mnie wezmą do filmu gdzie gram kolesia w śpiączce i nie ruszam się przez cały film to też powinienem dostać oscara za idealnie odegraną postać? Nie, bo to łatwiejsze od zagrania praktycznie każdej innej roli.
QUOTE
Każdy aktor dostaje scenariusz i się uczy swojej kwestii, czy mi się wydaje...?
połowę albo i więcej zachowań Jokera wymyślił Heath Ledger. Johny Depp też mocno podrasował wizerunek cpt. Jacka Sparrow'a.
Marta, potwierdzam, ale za to w ogóle nie czaję o co idzie Tobie, Avada.
edit: zresztą dobra, Tom chodził wściekły, a Raymond Twoim zdaniem nie pokazywał żadnych emocji?
chyba niektórzy nie przepadają za
kobiecymi rolami. lepiej jak któraś się oszpeci lub po prostu odwróci od cech teoretycznie posiadanych przez nią od urodzenia, dzięki czemu automatycznie zrobi coś niesamowicie trudnego i wyjątkowego. warto jednak pamiętać, że nie każda potrafi wykorzystywać swoje 'naturalne' zalety tak jak Penelope, a dziś takich aktorek w ogóle jak na lekarstwo. w dodatku na różne sposoby, w niektórych filmach świetnie odgrywając taką, która świadomie zachowuje się (delikatnie mówiąc) niezbyt przyjemnie, w innych poukładaną, oddaną matkę, a tutaj kobietę z jednej strony zeżartą przez temperament, a z drugiej przecież oj jak dziecinną. to nie jest proste i w dodatku coś mi się zdaje, że większość nominowanych / nagrodzonych w ostatnich latach aktorek nie do końca się do tego nadaje- czy weźmiemy Tildę Swinton, czy nawet świetną Cate Blanchett (oczywiście wciąż uważam, że w 2008 jej Bob Dylan powinien wygrać).
mam nadzieję, że nie pojawi się teraz argument, że jest Hiszpanką czy coś w tym stylu.
a Tom wścieka się dość bezbarwnie, podobnie zresztą odgrywa inne emocje
Avadakedaver
08.03.2009 17:54
po prostu rola raya wydaje się zbyt łatwą do zagrania żeby się nią zachwycać.
no, tu masz rację. WYDAJE się.
Ale co to znaczy zbyt łatwa? Zbyt łatwa była też rola Jokera. Z perspektywy dyletanta wydaje mi się, że najtrudniej gra się zupełnie zwyczajnych ludzi.
z praktyki szkolnej powiem, że najtrudniej gra się role bez tekstu. howgh.
Avadakedaver
08.03.2009 23:35
rozumiem, co masz na myśli i tak właśnie uważam, najtrudniej gra się zwyczajnych ludzi. Jednak Joker jest wyjątkiem. Patrząc na Jokera widzę wszystkie zachowania odbiegające od normy (i NIE dlatego że zostały sztucznie zagrane, wręcz przeciwnie) które trzeba było wymyślić i wyćwiczyć. Nie ma tego w postawie raymonda. nie twierdze, że rola ray'a była łatwa, napisałem tak bo nie mogliście zrozumieć wcześniejszych postów, w których pisałem "rola Raymonda była łatwiejsza do zagrania (co nie znaczy że ja bym też tak umiał)" i "każdy ogarnięty aktor z jakimś tam doświadczeniem, talentem i po przygotowaniach potrafiłby to zagrać" i tak uważam.