Pszczola
04.08.2006 10:38
Hito, wyjąłes fragment wypowiedzi. Czy dzieci powinny oglądać takie filmy, a to czy takie filmy (nawet gorsze) znają i nie robi na nich wrażenia takie "Sin City" to dwie różne sprawy. No i zakazany owoc smakuje najlepiej. 18+ i już widzę rzesze 13-latków pędzących do kin.
Wzruszam ramionami, gdyż musielibyśmy zejść z tematu i rozpocząć dyskusję o sensie umieszczania ograniczeń wiekowych.
W każdym razie, ja swoje zdanie podtrzymuję - film był brutalny. Tonacja czarno-biała nie zmienia tego faktu. Pełnia kolorów pogorszyłaby sprawę, zgadzam się, ale co z tego, jeśli w ,,Sin City'' ktoś ginął średnio co pięć minut? (czasami w artystyczny sposób, że tak powiem)
Pszczola
05.08.2006 02:57
A broń nas od dyskusji na temat wieku i czerwonego kółeczka!
Oczywiście, że film jest brutalny.
Patrz na Kill Bill vol. 1! Niby był kawałek anime, niby też w pewnym momencie czarno-białe. Ale bije Sin City na głowę.
Prawdę mówiąc, już prawie SC nie pamiętam. Kill Bill tak, tak samo jak Pulp Fiction (miałam jakieś 8 lat i od tej pory ten mózg spektakularnie rozbryzgany na tylnej szybie tamtego samochodu wyznaczył mi standarty brutalności...brrrr....dopiero po "Ostrym Dyżurze" mogłam patrzeć się na krew bez uciekania pod koc) wywarły na mnie wrażenie. A Sin City? Komiks, fajna atmosferka i tyle. A taki Kill Bill? Komiks jeszcze większy, ale w lepszym stylu.
Jest tylko jeden film, który mnie obrzydza: "Siedem". Są pewne granice.
QUOTE
Jest tylko jeden film, który mnie obrzydza: "Siedem". Są pewne granice.
Ten film jest genialny w całej swojej okazałości. Zresztą uwielbiam Finchera, gościu ma pomysły.
Wracając do Sin City. Przyznam szczerze, że brutalność w tym filmie mnie mocno zaskoczyła (szczególnie 1 epizod). Potem było już nieco lepiej. Pod względem montażu, zdjęć, gry aktorskiej nie mam nic do zarzucenia, ale całokształt mnie jakoś nie zachwycił. Dziwny niesmak po objerzeniu, niby pomysł dobry, wykonanie całkiem niezłe, ale za dużo mordobicia i krwi. Wiem, że takie są realia komiksu Millera. Wyszła z tego kolejna rozpierducha a la Rodriguez, za mało klimatu Tarantino (gdzie te powalające dialogi?)
W SN podobała mi się organizacja Starego Miasta. Panienki z bronią - jestem na tak
Film mnie nie obrzydził (to nie ,,Hostel'' czy ,,Piła'', filmy, których nie zamierzam w życiu oglądać), po prostu był brutalny, bardziej, niż się spodziewałem (zaznaczam, że komiksu nie czytałem). I tyle.
Pszczoła, a propos tego ostatniego, oglądałaś np. 'Salo, czyli 120 dni Sodomy.'? albo chociażby coś takiego jak 'Faces of death.' [nie pamiętam polskiego tytułu]. istnieje wiele filmów, przy których 'Siedem.' to pestka. imo.
Itchi The Killer - życzę powodzenia tym, którzy to obejrzą ;]
Se7en jest przy tym przyjemnym i sielankowym widowiskiem.
Widziałem trailer Ichiego.
Ta sama kategoria co ,,Hostel''. Gore to nie dla mnie.
QUOTE(Kira @ 05.08.2006 13:19)
Pszczoła, a propos tego ostatniego, oglądałaś np. 'Salo, czyli 120 dni Sodomy.'? albo chociażby coś takiego jak 'Faces of death.' [nie pamiętam polskiego tytułu]. istnieje wiele filmów, przy których 'Siedem.' to pestka. imo.
domyślam się, że książkę znasz?
a tak w ogóle widział ktoś z was film przy którym udzielił się dali? 'un chien andalou' się nazywał ów film, poryty okrutnie, z bardziej znanych scen to słynna scena z okiem (lepszych efektów nie zrobili gdzieś do połowy lat 60-tych;).
z okiem i żyletką, czy tak?
si.
edit:
tu było duże zdjęcie, ale child dał requesta w zabawie obrazkowej ;>
próbuję się przebić przez 'pod osłoną nieba'. ale chyba się nie da.
czy ktoś to widział? a jeżeli tak, to po tym jak oni uprawiają seks na skale coś się wogóle dzieje?
Ray.
Bardzo typowy film biograficzny. I amerykański. Ale ja kocham filmy o muzykach i z muzyką. Więc się wzruszyłem i takiego wała =P
"Niebo" według scenariusza Kieślowskiego i Piesiewicza.
Niesamowite. Już na samym początku wyrabia pewien klimat, nie nachalny i wszechobecny, ale po prostu jakąś cienką "smużkę" ciągnącą się przez cały film. I nie wiem o czym jest bardziej: o cierpieniu, miłości, zaufaniu, o konsekwencjach swego czynu czy o rezygnacji. Ale zachwyca intensywnością gry aktorów (moja ulubiona Cate Blanchett!), spokojem i rzeczowością narracji, subtelną muzyką i kreacjami aktorów drugo i trzecioplanowych. Naprawdę świetny film. Film do wyciszenia, przemyślenia i, być może, obejrzenia w samotności. Piękny. No i to zakończenie...
Harry Potter i Czara Ognia - lepiej późno niż wcale, jak mawiają.
Było kilka rzeczy typowo ftw, kilka godnych lola, a kilka głęboko rozczarowywujących.
Ogólnie, film całkiem niezły. Jako adaptacja - kiepsko.
Aha, Ron dostaje u mnie +5 do Szacunku za sposób, w jaki potraktował Różową Hermionę po Balu. Riiispekt, Ron.
miałem sobie dziś zaordynowąc 3-pak pt. final destination albowiem do dziś żadnej części tego filmu nie widziałem. pierwszy obejrzałem w całości, drugi do połowy, trzeci już tylko patrzyłem w jaki sposób kto jak zginie. dla mnie ten film, a właściwie filmy to nic innego jak krwawe incredible machines (pamięta ktoś tą kapitalną grę?), tu spada piłeczka potrąca ten przedmiot, uwalnia myszkę, która idzie do serka... i na końcu reakcji łańcuchowej uruchamia się piła tarczowa, która odcina głowe jakiejś tam postaci.
QUOTE
incredible machines
No i obejrzałem 'Niebezpieczne Związki' [dzięki jeszcze raz Vi, za przypomnienie]. Cholera, ciężko mi teraz cos wiecej napisac, jestem strasznie zmęczony, niestety film z tak zawila intryga o tej porze to pomylka. Przede wszystkim musze napisać o wysmienitej grze aktorskiej, przede wszystkim duetu Close-Malkovich. Cała intryga rozgrywa się smakowicie, ciezko przyznac ktorejkolwiek ze stron racje. Obrzydzenie z jednej strony do przebieglosci i intryganctwa Marquise'y, z drugiej do hedonistycznego podejscia, ulegania najzwyklejszym slabosciom zapewnianym przez plec Valmont'a. Mimo wszystko, ta druga postac zostala mi w glowie jako przedstawiona w lepszym swietle, ale to glownie zasluga milosci, ktora na koncu zmusila go do radykalnych ruchow. Film swietnie zagrany, swietnie nakrecony, goraco polecam.
A ja oglądałem jakoś przedwczoraj z ojcem western "Czerwona rzeka". Prawdziwy oldschool plus muzyka z Rio Bravo. O pędzeniu krów. Świetny, poza rolą kobiecą i zakończeniem. Uwielbiam stare westerny.
Mnie szczerze powiedziawszy strasznie męczą. Znaczy jak byłem młodszy to bardzo lubiłem westerny, ale z czasem mi przeszło. Oczywiscie '7 Wspanialych' ogladam z ogromna ochota, ale na przyklad spagetthi westerny Sergio Leone z Clintem to juz nie dla mnie. Chetnie raz jeszcze obejrzałbym 'Butch Cassidy and the Sundance Kid', tez fajoski filim o dzikim zachodzie. A, zaluje ze nie widzialem 'Dzikiej Bandy', podobno warto.
No to musisz obejrzeć. To jest taki film, że buty spadają.
Ludwisarz
09.08.2006 02:22
Apartament [Wicker Park] - remake francuskiego Apartamentu z 1996. Mnie się podobało. Ale to dlatego, że mam z tym filmem jakby prywatne skojarzenia i inklinacje do odbierania go jako bardzo dobry.
O czym jest, to sobie
tu poczytajcie. Poraża ilość nieszczęśliwych przypadków jaka się trafia bohaterom.. Czasem jest to naciągane ale.. Podobało mi się. No bo.. taka idealna miłość, w niezwykle zawiły sposób nie mogąca się spełnić no i w końcu.. hmm. Muzyka good.
edit:
QUOTE
Pszczoła, a propos tego ostatniego, oglądałaś np. 'Salo, czyli 120 dni Sodomy.'? albo chociażby coś takiego jak 'Faces of death.' [nie pamiętam polskiego tytułu]. istnieje wiele filmów, przy których 'Siedem.' to pestka. imo.
domyślam się, że książkę znasz?
Słyszałem o tym filmie. O 120 dniach. Opinia była taka, mężczyzny, lat 40, żonaty: "Film który obejrzałem raz w życiu i więcej nie obejrzę. Film, który obejrzysz.. To po obejrzeniu musisz wypić szklankę wódki, bo inaczej nie da rady."
Nie wiem nawet o czym jest. Ale się boję.
Dobra.
Ze dwa tygodnie temu będąc w MM zakupiłem na dvd dwa filmy. Jeden z nich zwrócił moją uwagę, bo był francuski i skojarzył mi się z 'La Haine' [czyt. ulubionym filmem

]. Konkretniej, chodzi o
'Le Petit voleur' - 'Złodziejaszka'. Nazwa nie przypadkowa, nawiązuje do 'Kieszonkowca' Bressona. Film krótki, ze spieprzoną koncówką, ale mimo wszystko mocny, nawet musiałem się chwilę dłużej zastanowić nad tym co pokazał Eric Zonca [przyp. red.: reżyser]. Nie będę streszczał fabuły filmu szesćdziesięcio minutowego, powiem tylko, że opowiada historię chłopaka, który dołącza do grupy drobnych złodziei. Cech..e się małą iloscią dialogów, zwracaniem uwagi na szczegóły tego co dzieje się na ekranie [bardzo wiele zbliżeń]. Jednak po 58 minutach, przy w zasdzie finałowej scenie, Zonce pomysł nie wychodzi. Usmiercic, po prostu, o wiele mocniejszy wydzwiek. A tak nie wiadomo, czy rezyser chcial pokazac ze mozna sie odbic jeszcze od takiego gowna, po tym jak jest sie złamanym [scena w domu gangstera]. Ciężko powiedzieć co chciał zrobić, ale można powiedzieć, że osoby, które mają słabsze nerwy mogą być zszokowane dwoma scenami. Więc polecam tylko dla tych, którzy chcą obejrzeć całkiem dobre francuskie kino, które próbuje cos przekazac, ale troszke sie miota i nie do konca mu to wychodzi.
Również całkiem niedawno udało mi się zdobyć na obejrzenie z bratem filmu o jednak niejednoznacznym tytule
'C.R.A.Z.Y.'. To też francuski film, tym razem dziejąca się nie na przedmiesciach Marsylii, tylko w miescie na terenie Quebecu [Kanada]. Obyczajowa historia rodziny, która składa się z piątki braci, ojca oraz matki. Każda postać jest zupełnie innego charakteru, np. najstarszy brat Christian jest wiecznym buntownikiem. Akcja filmu dzieje się na przełomie lat 60-70-80, ważna dla fabuły jest rewolucja muzyczna, cały konflikt pokoleń związany z nią. Głównym bohaterem jest Zac, który od małego ma problemy emocjonalne. Bracia zaczynają wołać na niego 'pedał', on nie do końca rozumie co się z nim dzieje. I na przestrzeni tych wszystkich lat pokazana jest jego walka z samym sobą, z własną psychiką, z łamaniem barier, no i co najważniejsze z braćmi oraz ojcem. Ojcem, który chciał go wychować dobrą ręką na mężczyznę. Film budzący różne emocje, dobre kino obyczajowe, czerpiące dosyć dużo z świetnych 'Cudownych Lat' puszczanych kiedys w naszej telewizji publicznej. Warto zobaczyć zmagania, że bycie homoseksualistą dla wielu ludzi nie jest tak łatwą sprawą, samo pogodzenie się z tym faktem, bywa dla nich szokiem. No i przepiękna próba nie dopuszczenia do siebie takiej informacji przez ojca. Ładny film.
wreszcie Rozpustnik. przed obejrzeniem czytałam, że wzbudza mieszane emocje- jednym podoba się klimat, muzyka, obsada aktorska i widzą w nim jakieś przesłanie i spójną całość, inni- strasznie się wynudzili i wspominają tylko, że warto iść dla Deppa.
no a ja chyba zaliczam się do tych pierwszych. momentami oglądając można było się poczuć jak w teatrze i chyba to właśnie najbardziej przypadło mi do gustu. specyficzna muzyka świetnie się wkomponowała w całość. a o obsadzie chyba napiszę dużo więcej, bo aż się prosi.
Malkovich oczywiście nie można powiedzieć, że nie wczuł się w rolę i zagrał źle. pasował mi jako Karol II, ale w sumie pierwszy raz w życiu nie mogłam skupić na tym aktorze uwagi. aktorki też dają radę, na czele z tą najważniejszą, grającą Lizzy Barry, Samanthę Morton. ale nikt z wymienionej dwójki nie był tak dobry w tym filmie jak...
Depp oczywiście :) trudno żeby grając główną rolę najbardziej nie zachwycił, a mimo to był jeszcze lepszy niż się spodziewałam. już w prologu zbudował wokół siebie odpowiednią atmosferę i monolog, który prowadził był tak wymowny i perfekcyjny, że aż żałowałam jak się skończył- mogłabym tak przez parę godzin patrzeć na niego i słuchać go, zaopatrzonego tylko w kieliszek wina. wiele mu nie potrzeba. przez cały film zresztą tak do mnie przemówił jako hrabia Rochester, że nie chciałabym oglądać ''Rozpustnika'' bez niego. przemawiał do mnie jako rozpustnik, poeta, nauczyciel. człowiek znudzony, potem zakochany, chory. w sumie cały film uważam za dobry, choć niektórzy uważają, że rola hrabiego Rochestera była zbyt płytko napisana i nawet Johnny nie potrafił tchnąć w nią życia. ale dla mnie ożywił ten film wystarczająco i chociaż jak mówiłam ogólnie mi się podobał, bez Deppa chyba miałabym o nim gorsze zdanie. dobrze, że cały się wokół niego kręcił ;]
Pszczola
09.08.2006 21:28
"Siedem" oglądałam dobry kawał czasu temu. Może wtedy nie uchwyciłam subtelniejszych niuansów fabuły, ale zostało mi po nim jedno wrażenie: obrzydzenie. To samo w sobie było chore.
Cóż, może trzeba obejrzeć to jeszcze raz?
Obejrzałam "Sekretne okno". Film trzyma w napięciu prawie do końca, mimo że jakoś prześladowca naszego bohatera nie pasuje na psychopatę zdolnego do morderstwa. Ostatnie sceny wszystko zepsuły. Film powstał na podstawie książki Kinga, więc zapewne i tam było takie samo zakończenie. Ale wrażenie uratowała ostatnia scena mały spoiler idzie: kiedy pan artysta jest już ulizany, odzyskał wenę i wbija zęby w kukurydzę - czysty maniak. To przerysowanie psychopaty-schizofrenika pozwoliło spojrzeć na zakończenie z przymrużeniem oka end.
Bardzo dobra rola Deppa. Pomyśleć, że kiedys go nie lubiłam.
A propos Deppa: zrządzeniem losu jeszcze dwa razy poszłam na "Piratów z Karaibów" (co nie zdarza mi się często, ale jak ojciec chciał, a potem były bilety za darmo...) i coraz bardziej film ten mi się podoba. Ech, to czysta bajka, nie ma co się przejmować...przesytem? Zostałam do końca napisów. Jest bonus. dla tych co chcą wiedzieć jaki: jesteśmy znowu na wyspie z tubylcami-ludożerciami, którzy odprawiają rytualny taniec przed znajomym nam pieskiem, który to w koronie z piór i z wielką kością w pysku, siedzi na tronie. Przed ucztą oczywiście end.
Nawet się dopatrzyłam kilku rzeczy (do czego to doszło? Dopatrywać się czegoś w "Piratach z Karaibów"): Po pierwsze co to jest to czego Sparrow "obawia się uznać za swoje"? Heh, mam nadzieję, że nie dzieciak, bo się pochlastam. Wiadomo, ze pojawi się ojciec Sparrow'a, bo miał juz byc w tej części, ale spadł z palmy na planie i bedzie w następnej.
Jack podwędził tej wiedźmie chyba pierścień ex-ukochanej Jonesa, bo obok był naszyjnik z takim samym sercem jak na pozytywce.
I jeszcze coś było, ale wolę się dalej nie wgłębiać w fabułę. Idę obejrzeć coś ambitniejszego.
Na "Zone Europe" codziennie są filmy Felliniego. W poniedziałek byli "Wałkonie" (świetny!), wczoraj "Słodkie życie", dzisiaj też coś jest. Mam nadzieję, że "La Starda" będzie w jutro albo w piatek. Ponoć film genialny.
Dopiero przeczytałam post Potti (matko, ten Depp jest wszędzie). Masz rację co do "Rozpustnika". Uważam jednak, że rolę Lizzy Barry Morton mogła zagrać lepiej. Partie recytowne ze sztuk oderała bardzo dobrze. Ale jako Barry była zbyt egzaltowana.
Nie wiem czy już o tym pisałam? Wycięłabym scenę tej wielkiej orgii, którą hrabia widzi we śnie. Sam wiersz wystarczylby, jest tak sugestywny, zmysłowy. A tak mamy przerost formy nad treścią. Wyciąć parę scen, nieznacznie skrócić kilka innych, a film byłby naprawdę dobry. Bo w pewnym momencie tragedia geniuszu Rochestera gdzieś umyka, widz skupia się raczej na wyuzdaniu i zgorszeniu.
Depp zagrał świetnie, ale atmosfera wykreowana przez reżysera przytłacza jego grę. Może to być winą zdjęć: nie były ciekawe, choc kolorystyka i ta brudna szarość były dobre.
O, takie podejscie do Piratów mi się podoba. Bajka

A Sekretne Okno. Hm, ogląda się całkiem przyjemnie, żadne tam intelektualne czy wymagające chocby odrobiny myslenia pomysly. Proste wszystko, podane jak na tacy, z swietna rola Turturo [uwielbiam]. Depp zostal moim zdaniem przez niego przycmiony. Ale do kina pojsc bym nie poszedl.
Pszczola
09.08.2006 22:04
Rolę miał interesującą, ale mnie nie powaliła. Może dlatego, że na dobrą sprawę dużo go tam nie ma?
Rację masz. Taki film jest dobry na tę 2.15 nad ranem na HBO, kiedy siedzi człowiek przed telewizorkiem i ma ochotę na porządny film bez fajerwerków i ciężkiej pracy intelektualnej, ale za to z dobrymi aktorami.
co do Piratów- bajka a bajka z Johnnym Deppem to już nabiera innego znaczenia :P. gdybym to pierwsze usłyszała nie poszłabym do kina mimo, że lubiłam jak byłam mała historyjki o piratach a jak słyszę to drugie- i to obojętnie czy chodzi o Piratów czy Charliego i Fabrykę Czekolady czy cokolwiek innego- biegnę od razu.
naprawdę nie lubię mieć obsesji na żadnym punkcie. ale mam ich tyle i to mi już chyba nigdy nie przejdzie :}
aha, jak już przy obsesjach jestem- ciekawe co wyjdzie z kinowej wersji ''Miami Vice''. jasne, że wszyscy, którzy biorą w tym udział na każdym kroku wspominają, że to osobna historia, która dzieje się we współczesnych czasach, bez jachtów i aligatorów- ale to dla mnie wcale nie jest dobrze, że sobie zarabiają na sławie mojego ulubionego serialu :P. zapowiedzi nie zachwycają, przynajmniej mnie, dobór głównych ról pół na pół- Farrella nie lubię i chyba ledwie strawię to, że ktokolwiek będzie go nazywał Sonny Crockett, a Foxx jako Tubbs nawet mi leży- tyle, że nie sądzę, aby nawet dużo lepszy aktor niż Philip Michael Thomas sprawił, że zaakceptuję tą zmianę. jednym słowem jeszcze przed obejrzeniem jestem na ''nie'' i coś mi się zdaje, że mi się wcale po wyjściu z kina nie odmieni, nie lubię czegoś takiego ;/ ale zobaczymy.
La vida secreta de las palabras (polski tytuł: Życie ukryte w słowach)
zrobiłam sobie przedpremierowy pokaz i nie żałuję, świetny film. akcja rozgrywa się na platformie wiertniczej, gdzie niedawno miał miejsce wypadek- jeden człowiek zginął, a drugi jest cały poparzony i chwilowo stracił wzrok. nie można go nigdzie przetransportować, dlatego przylatuje do niego pielęgniarka, aby się nim zająć. z początku zdaje się, że nie rozumie się z Josephem, czyli poszkodowanym mężczyzną, ale później można zauważyć, że coś ich łączy. oboje mają dużo do ukrycia, tyle że on maskuje to dużo mówiąc, ona wręcz przeciwnie. chwilami nawet miałam wrażenie, że problem sprawia jej zebranie się, aby w ogóle zabrać głos. jednak stopniowo, choć najpierw nie chce mu zdradzić nawet swojego imienia i koloru włosów, otwiera się przed swoim pacjentem. i vice versa.
ale oprócz relacji między nimi, interesujący jest jeszcze jeden wątek- samo życie na platformie wiertniczej, które choć w czasie filmu przedstawione jest raczej zabawnie, momentami wydaje się wyjątkowo męczące i nudne. mimo, że jak to ktoś w filmie powiedział ''żyją tam ludzie, którzy chcą, aby im dano spokój.''
polecam.
Dzisiaj obejrzalam kilka filmow, z których bardziej interesujące to "Marzyciel" i "Zakochany bez pamięci".
Pierwszy film bardzo mnie wzruszyl. Jak zwykle świetna kreacja Johnny'ego Deppa w roli głównej, literackiego geniusza cierpiącego na niemoc twórczą, a odnajdującego ją dzięki gromadce dzieci. I tak powstał Piotruś Pan. W filmie bardzo dobrze widac, jak dzieci odbierają takie sprawy jak śmierć matki (Kate Winslet) czy pojawienie się w życiu rodzinnym obcego człowieka...jest właściwie o dzieciach, ale nie do końca dla dzieci. O ich sposobie myślenia, o tym co czują. O tym jaką postawę przyjmują wobec nich dorośli, nie zawsze słuszną. Wzruszający i piękny.
"Zakochany..." w pewnym sensie przypomina mi "Efekt motyla". Może dlatego że też jest o wspomnieniach. I podobnie - początek i koniec filmu są takie same. O ile bohater "Efektu..." mial problemy z zapamietywaniem wspomnien, to Joel (Jim Carrey) sam chce sie ich pozbyc, podobnie jak jego ukochana (Kate Winslet). Oboje chca zapomnieć o wszystkich wspólnych chwilach. Niestety, mimo możliwości kontrolowanego uszkadzania mózgu i wymazania z niego konkretnych wspolnień, nie jest to takie proste. Dziwna, troche psychodeliczna wedrowka przez wspomnienia, przez psychike czlowieka. Ciekawie jest zobaczyc Carreya w powaznej roli, a nie w kolejnej glupokatej komedii typu "Glupi i glupszy". I jest to mila roznica.
Pszczola
11.08.2006 00:22
Neonai, dokładnie to samo co Ty sądze o "Marzycielu". Tylko dlaczego to Kaczmarek dostał Oscara za muzykę (miło się słuchało, ale mnie nie porwała) a nie Williams za "Więźnia Azkabanu"? Chyba Williams już za bardzo utytułowany.
Podchodziłam do "Zakochanego bez pamięci" kilka razy i jakos przemóc się nie mogę. Carrey odkupił się w moich oczach "Truman Show" i taką opowieścią o kinie...chyba coś z "king" miało w tytule. To niezły aktor, ale ilekroć na niego spojrzę, widzę debila w stylu "Głupi i głupszy"
alez, wlasnie! zapomnialam wspomniec o wspanialej muzyce Jana Kaczmarka do "Marzyciela"...=)
jak dla mnie 'Marzycielowi' zabrakło jakiegoś polotu. jest kilka ładnych scen, które naprawdę chwytają za serce, są piękne widoczki i krajobrazy, ale już sam Depp, który powinien być chyba jednym z najmocniejszych punktów całej produkcji, zagrał o niebo lepiej w innych swoich filmach. generalnie mam do 'Marzyciela' strasznie ambiwalentne odczucia. taki ładniutki i rozczulający film, ale przy tym również banalny. mało odkrywczy, nie wnoszący zbyt wiele nowego, do obejrzenia i zapomnienia zaraz potem.
muzyka, powiem szczerze, nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, ale ktoś powiedział kiedyś, że jeśli muzyka w filmie nie rozprasza, jeśli nie jest jedynym elementem, na który zwraca się uwagę to dobrze, bo muzyki w filmie nie powinniśmy słyszeć, że musi być tak zgrana z ekranem, z tym co się dzieje.
ostatnio oglądałam 'Ludzi za mgłą.' kino francuskie jest cudowne!
Zone Europa (dawniej Europa Europa) jest kopalnią genialnego kina.
oglądał ktoś może w środe na tvp2 'Kto zdradził Che Guevarę'?
ale 'Marzyciel' nie mógł być odkrywczy. opowiadając takie historie jak Barry'ego, nie można chyba powiedzieć nic nowego.
Najpierw w sobotę obejrzałem
Zabójcę [Assassin(s)] Mathieu Kassovitza. Można powiedzieć, że jego filmografia jako reżysera jest dziwna. Zaczął krótkometrażówkami, później wyskoczył z całkiem niezłym 'Metisse' ('Mulatka'), póżniej zdecydowanie najmocniejszy punkt tego programu - 'La Haine' ('Nienawisc'), dalej własnie Assassin(s), pozniej Purpurowe Rzeki i [!!!] Gothika. O ile do problemow społecznych, najzwyklejszych ludzkich przejsc potrafi podejsc, to inne kino wychodzi mu nierowno. Purpurowe Rzeki są oczywiscie bardzo dobre, ale Gothika to niestety raczej gniocik z ładniutką Halle Berry. Nierównosc to chyba jego podstawowa cecha, bo 'Zabójca' nie przykuwa uwagi od początku do końca. Powiedziałbym, że nie był pewny co chce pokazać. Na pewno na swój sposób film był proroczy - agresja i przemoc wpłynęły na kilku dzieciaków, którzy przychodzili do szkoły zabić. Film przedstawia dosyc brutalną historię Maxa [Kassovitz], który w niemiłych okolicznosciach poznaje pana Wagnera - konkretnie zobaczył na kasecie jak ten staruszek zabija dwójkę pracowników hipermarketu. Możnaby sobie pomyslec, ze niedobrze się to dla niego skonczy... No nic mylnego, ale do tego jeszcze sporo czasu. Wagner przyjmuje go do pomocy w swoim fachu - byciu płatnym zabójcą. No wlasnie historia dzieli się jakby na przesadnie długi wstęp z rozwinięciem i nagle BUM taki wybuch, po którym dopiero dostajemy główną puentę filmu. Poboczna postac nagle staje się pierwszoplanową i przez nią rozgrywa się prawdziwa tragedia. W zasadzie można obejrzeć, ale raczej dla wytrwałych.
Tego samego dnia zabrałem się za przepiękną basń mistrza Miyazakiego -
Ruchomy Zamek Hauru. Anime jest urokliwe i przepiękne. Cieszy oko, daje ogromną satysfakcję, chociaż momentami irytuje. Poza tym jest jak to zwykle u Miyazakiego pouczające i mądre. No i antywojenne

Cholera, dużo epitetów, mam nadzieję że jakos zachęcą. Historia Sofii, ktora przemieniona w staruszkę targa życiem niejakiego Mistrza Hauru, który jest niezwykłym czarnoksiężnikiem, a mieszka w ogromnym, poruszającym się na nogach 'zamku'. Nie wszystko jest tym na co wygląda, tak na przykład straszna Wiedźma z Pustkowia zostaje przesympatyczną Babunią, a tak zwany 'Demon' Ognia jest niezwykle ludzko zachowującym się ognikiem, który jest skory do pomocy. Piękne razy 3.
Wczoraj podszedłem do swietnie reklamowanego i bardzo mocno nagradzanego
'Hard Candy' (Pułapka). Podjęcie tematu pedofilii w filmie na pewno nie jest łatwą sprawą, szczególnie pokazanie dramatu w formie psychologiczne, formie oprawca - ofiara. No własnie jak to jest? Czternastoletnia Hayley umawia się przez internet z trzydziestoletnim Jeffem, który jest samotnym fotografem. Przyjeżdżają do jego domu, robią sobie drinki i... I Jeff trafi przytomnosc, po czym budzi się przywiązany do fotela. Wtedy zaczyna się dramat i naprawdę długo jestesmy trzymani w niepewnosci dlaczego to wszystko musi się rozgrywać, kto ma rację. Thriller psychologiczny to chyba najlepsze okreslenie, ale wydaje mi sie ze mocno ujmujące. Kawał BARDZO dobrego kina, z swietna grą aktorską [młodziutka Hayley, która naprawde wcale nie jest młodziutka (wcielała się w rolę Kitty w XMenach)] i dramatyczną historią. Największą sztuką było podjęcie tematu nie obrzydzając nikogo, nie pokazując pornograficznej brutalnosci [co też można w swietny sposob pokazac - 8MM]. Gorąco polecam.
No i jeszcze jeden rodzyneczek na koniec.
'Dare mo shiranai' (Dziecięcy Świat ; Nobody Knows). Koreeda, japoński reżyser z niezwykłą delikatnością, z ogromną subtelnoscią i w bardzo uroczym z początku stylu przedstawia historię czwórki dzieci, których matka pojawia się rzadko w domu. Rzadko w znaczeniu, raz na kilka miesięcy, tygodni. Jednak za ktoryms razem nie wraca, prosi dwunastletniego Akirę, aby zajął się młodszym rodzenstwem. Spieprzone życie, tylko Akira może wychodzic z mieszkania, gdyz jedynie o nim wie wlasciciel mieszkania. Bez szkoły, bez pieniędzy, bez ojca ani matki. Z wolnym czasem. Swiat widziany oczem dzieci, który staje się z czasem brutalny i niszczy nawet bardzo czułe jednostki. Wydawać się może, że przez dwie i pół godziny można się zanudzić na smierc. W zasadzie nic bardziej mylnego, powiedzialbym ze jest to dosyc prawdopodobne. Ujęcia są podobne, cały czas te same postacie, te same miejsca. Jednak wszystko jest piękne i póki cos nie zaczyna się psuć, radosne. Psuć się zaczyna, ale rodzenstwo zawsze może na siebie liczyć. Z czasem robi się coraz bardziej smutno, koniec jest, hm niesamowicie przykry, przyznam się że łzy mi poleciały. Piękne i tragiczne.
Ludwisarz
15.08.2006 04:05
Obejrzałem właśnie Donnie Darko lecz z racji poznej pory nie jestem w stanie nic o nim napisac. Voldius napisze, bo on sie zna na filmach.
And I find it kind of funny, I find it kind of sad, the dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
Niesamowity film, cudowny soundtrack. Utrzymany nieco w tonacji Efektu Motyla. Podróż w czasie, światy alternatywne itp. Jak ktoś lubi takie klimaty, to niech koniecznie obejrzy. Robi wrażenie.
QUOTE(TimmY @ 15.08.2006 04:05)
Obejrzałem właśnie
Donnie Darko lecz z racji poznej pory nie jestem w stanie nic o nim napisac. Voldius napisze, bo on sie zna na filmach.
Śj po kule, pisałem już. Chyba.
zawiedziony dziś kilkoma scenami z niemieckiej wersji 'szczęk' oraz leciwym, acz śmiesznawym 'rojem' postanowiłem, że wezmę się za obejrzenie kolejnego, ostatniego (ostatni to może niezbyt odpowiednie słowo, bo ten film był pierwszy) z trylogii mściwych (po 'old boy'u' i 'sympathy for ms vengeance') filmów park-wooka, a imię jego 'sympathy for mr vengeance' . tym razem mści się ojciec na porywaczach córki, którzy nie spełnili obietnicy okupu. ogólnie film całkiem strawny, chociaż uderzyły mnie dwie rzeczy :brakowało mi tego planowania zemsty i poźniejszego jej wykonywania z przytupem, a poza tym zastosowano chwyt zakończeniowy pt. "wtf?".
edit:
i jeszcze jedno w tym filmie praktycznie nie ma muzyki.
Ja wczoraj oglądałem 'horror' "Kostnicę" i uśmiałem się serdecznie. komedia w najlepszym wydaniu;} ADZIA zombiakowi z soli! XD
Oglądałam Hostel. Syf, strasznie mi się nie podobało.
Oglądałam Scary Movie 4. Powinni to puszczać pedofilom zamiast kary śmierci.
Nuuda.
Ja ostatnio oglądałam "Piratów z Karaibów Skrzynie Uarlaka". Film jest ciekawy, szybka akcja, dobra obsada aktorska i muzyka niczego sobie. A sam Orlando Bloom ach szkoda mówić.
"Piraci z Karaibów - skrzynia umarlaka" - obejrzane. Nie miejcie mi za złe, że standardowo zacznę się zachwycać kapitanem Jack'iem Sparrow. Johnny Depp wykreował wspaniałą postać - charakterystyczne powiedzonka, mimika, nawet sposób poruszania się. Cóż za charyzmatyczna postać! Mój namber łan wśród bohaterów (i aktorów, ale tu nie powinno być zdziwienia;P).
Poza Johnnym! Film z dużą dawką humoru, przy niektorych scenach szczerze się śmiałam. Przepiękne krajobrazy :] i nader sympatyczny soundtrack. Jedynym minusem jest chyba to, że spodziewałam się większej dawki niedopowiedzeń, akcji owianej tajemnicą... Ale generalnie film bardzo na plus :] No i... będzie następna część, na co już się cieszę! =D
Za dawną, starą, dobrą radą Grimsona wziąłem się w końcu za Carnivale. Serial tajemniczy, mistyczny i z każdym odcinkiem coraz bardziej interesujący. Fabuła dość ciekawa, wciągająca. Klimat nieco lynchowski, wiele niedopowiedzeń i zagadek. Mamy dwóch, głównych bohaterów, na których skupiona jest cała fabuła. Co ich łączy? Nie wiem. Tajemnicze sny, chore wizje i nieustanne poczucie niepokoju. Wkręcające.
Ludwisarz
23.08.2006 14:42
Kostnica świetna, uwielbiam klasę C

Może ktoś mi polecić Wzgorza maja oczy lub Demon - historia prawdziwa?
Bo sasiadki ciotki sa bardzo bardzo fajne i idzim do kina.
Mumiah spod buta
24.08.2006 03:38
puściłam mamie na wieczor demona,w wyniku czego teraz szuka pogodnego programu w tv,bo nie moze zasnac:P. ale nie taki diabel straszny.... mi osobiscie sie troche w glowie zmiksowalo po pile2...na szczescie od tamtej pory wrocilam do siebie;p
donnie darko-obejrzany,superasty,szkoda ze koniec utrzymany w smutku i nostalgii
kilka dni temu odkrylam dopiero apartament wicker park....procz tego,ze mnie zamurowalo jak uslyszalam coldplaya w tej piknej scenie....to prawie sie poplakalam..ajajaj....no cudny smęt...
ale ja to tak juz mam....jakie spazmy byly na tristanie i izoldzie,ze ach....w tej glupiej wersji tylko james franco odchodzi...it's not fair...
fakt scary movie 4-smierc na miejscu,tak samo komedia romantyczna,zreszta ci sami tworcy...tandeta,tylko uciec do lasu ;p
Stay Alive - durne, nudne i wcale nie straszne. A do tego reklamowane jako horror roku. Kolejna kalka z Ringu, czy chociażby www.strach. W tym przypadku zagrożeniem jest gra komputerowa. Litości.
Lake house - całkiem przyjemne romansidło z Sandrą Bullock i Keanu Reevesem. Może nie jakieś arcydzieło, ale można oglądnąć bez znudzenia.
dziś rano po części dzięki Shell przy okazji rozmowy o uwe boll'u (pan odpowiedzialny za ekranizacje wielu gier, w tym m.in. alone in the dark), dowiedziałem się, że reżyser ten planuje na 2007 rok nakręcić ekranizację... postala (sic!). jej! nie wiedziałem, że ktoś będzie na tyle odważny(głupi?) żeby zekranizować taką grę, ale ja tam czekam niecierpliwie:>
to będzie głębokie.
btw - bloodrayne już nakręcił? :>
Tak, co najgorsze wciagnal w to biedna Loken, ktora zagrała całkiem niezle w T3, wo ogle ładna kobieta, ale ech wchodzic w projekty Uwe Bolla, to no trzeba byc, znaczy no trzeba miec nie tak pod kopula.