Pszczola
26.08.2006 22:40
QUOTE
Tego samego dnia zabrałem się za przepiękną basń mistrza Miyazakiego - Ruchomy Zamek Hauru. Anime jest urokliwe i przepiękne. Cieszy oko, daje ogromną satysfakcję, chociaż momentami irytuje. Poza tym jest jak to zwykle u Miyazakiego pouczające i mądre. No i antywojenne Cholera, dużo epitetów, mam nadzieję że jakos zachęcą. Historia Sofii, ktora przemieniona w staruszkę targa życiem niejakiego Mistrza Hauru, który jest niezwykłym czarnoksiężnikiem, a mieszka w ogromnym, poruszającym się na nogach 'zamku'. Nie wszystko jest tym na co wygląda, tak na przykład straszna Wiedźma z Pustkowia zostaje przesympatyczną Babunią, a tak zwany 'Demon' Ognia jest niezwykle ludzko zachowującym się ognikiem, który jest skory do pomocy. Piękne razy 3.
Ach, "Ruchomy Zamek Hauru" stał się chyba moim ulubionym filmem Miyazakiego. Do tego najlepszy dla ucha - tak pod względem muzycznym (niby Kawai nic nowego nie tworzy, ale w "Hauru" powiało czyms nowym - bardzo lubię utwór w scenie przemiany Hauru w Pałacu Królewskim) jak i seiyuu. Zankomicie dobrane głosy, szczególnie Sophii. Bardzo rozczarowałam się polskim dubbingiem, w "Spirited Away" był lepszy. Mimo wszystko, jestem zwolenniczka oryginalnych scieżek dźwiękowych.
"Hauru" łączy w sobie tak wiele: europejską i japońską estetykę, odwołania do innych bajek i filmów Miyazakiego, a mimo to jest nadal oryginalny. Główna bohaterka staruszką? Książe Z Bajki narcyzem? Wiedźma nie do końca zła, a prawdziwym złem wojna? Mama głównej bohaterki frywolną dziewczyną (której przecież nie można mieć za złe głupoty)? Masz rację, film był piękny. Piękna baśń.
Irytujące momenty? Prawda, końcowe sceny trącały już o kicz. Ale jak cudownie został rozładowany w scenie ze Strachem Rzepem i jego prawdziwą tożsamością! Pamiętam, że wtedy kino zaczęło klaskać: bajka! Ale jaka piękna. I wszystko jak powinno być: szczęśliwe zakończenie (a nie we wszystkich filmach Miyazakiego takowe było, przynajmniej nie do końca), książę i magia. Pierwszy raz widziałam "Ruchomy Zamek Hauru" na maratonie filmów Miyazakiego. Jedyny seans w oryginale. Każda gęba w kinie szeroko była rozdzwiona, wyszczerzona i radosna. Parę łez też się otarło.
A tak wyciągnęłam tego "Hauru", bo był dzisiaj na Canale+. Jeżeli ktoś ma Cyfrę+, a jeszcze będą to anime wyświetlać, niech przełączy na oryginalny język -tym razem postarali się również o japońską wersję. Tłumaczenie nie tak dobre jak to, które dali w kinie, ale o niebo lepsze niż dubbing.
Mumiah spod buta
27.08.2006 00:47
właśnie po cube2 - hmm...lepiej sie nad tym nie zastanawiac... w sumie mi osobiscie sie nawet podobalo,chociaz wiadomo z gory,ze nie ma co sie łudzic na optymistyczny koniec... Przydałoby sie teraz jedynke obejrzec

Przynajmniej lepsze od jakis szczęk,ataku pająkow,pszczół,węży i innych szarańczy czy gadów...to dopiero "hiciory"
po części nie zgodzę się z Twoim ostatnim zdaniem. 'szczęki' to jednen z lepszych filmów potworkowych jakie kiedykolwiek zrobiono.
a tak swoją drogą widział z was może film 'snakes on a plane'? (Omen nie śmiej się).
Mam zamiar wybrać się do kina na Snejksów. No, ale to jak kasa bedzie [i w koncu premiera

].
Widziałem Stay Alive - zgadzam sie z kims wyzej - gowno strasznie rzadkie.
Mumiah spod buta
28.08.2006 00:25
Biorac poprawkę na lata powstania "potworkowego filmu",zwracam szacunek...zwłaszcza,kiedy ma się w domu idolkę serii national geographic atakuje
"Palimpsest" - nowy polski film. Ciężko jest mi ubrać w słowa to, co myślę o tym obrazie. Ale to może tak - od dawna żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Świetna historia, którą interpretować można na tysiąc różnych sposbów, świetna muzyka, świetni aktorzy. Co prawda początek może trochę zniechęcać, ale potem jest już tylko lepiej.
Nie wiem czemu, ale klimatem "Palimpsest" przypomina mi trochę "Efekt motyla" (chociaż historie zupełnie różne).
A, no i po obejrzeniu od razu pomyślałam, że tytuł jest po prostu idealny dobrany i już wcale nie dziwi jego... dziwność.
Bardzo mi się podobał. Polecam.
szybcy i wściekli tokio Drifft--> Film b. mi sie podobał. Moze tylko dlatego że uwielbiam ta serie i ten gatunek filmu. moim zdaniem film zrobiony dobrze i ciekawie...
Pszczola
31.08.2006 12:15
E, pomieszanie kulturowe według mnie. Dwie poprzednie części podobały mi się. Ta też ujdzie. Tu nie o myślenie chodzi tylko o samochody. Rozczarowałam się jednak trochę. Obejrzyj "Initial D" Kara. Film, nie anime. Uważam, że lepsze od ostatniej części SziW.
ok... Ale jeżeli oglądałas wszystkie częsci SiW to zgodzisz sie że końcówka TD była świetna... Obejrze to co poleciłaś...
Pszczola
31.08.2006 22:50
Ja lubię takie filmy. Przykład: obejrzałam "Mumię" i "Mumia Powraca" ze 12 razy każdą. To samo z "Piratami z Karaibów". To samo z Potterem, ale to inna bajka. W końcu kino jest dla rozrywki.
A "Initial D" to film japońsko-chińsko-koreański z przynajmniej 3 fajnymi (hehe...XP) aktorami. Rzecz kręcona w Japonii, główny aktor (muzyka też jego) Koreańczyk, a językiem chiński.
zaraz sobie Omena obejrzę. znowu :}
teh satanic post - sixsixsix!
Avadakedaver
02.09.2006 21:18
PSY.
No kuwa czemu tego filmu nie widziałem wcześniej. Czemu nie miałem w '92 lat dwadzieścia osiem zeby ten film zrozumieć dokładniej.
no ej. chyba se jeszcze raz obejrze.
za miesiąc będę mówił cytatami.
Lady in the water M. Night Shyamalana - po Szóstym zmyśle, Osadzie i Znakach wiele się można było spodziewać, ale na pewno nie tego. NIe można filmu nazwać thrillerem, nie można powiedzieć, że to fantasy. Miało być dwa w jednym, ale się nie udało. W pewnych momentach ma się wrażenie, że sam reżyser nie za bardzo wie, jak poprowadzić akcję, fabuła grzęźnie w niejesnościach. Generalnie film pozostawia uczucie niewykorzystanego potencjału, bo i pomysł oryginalny i klimat stworzony, ale nic więcej. A wiele obiecujące zwiastuny wywołują tylko apetyt, którego film nie zaspokaja.
Fast and Furious:Tokyo Drift - mi się nie podobało. Dwie poprzednie części były o niebo lepsze. W tej fabuła sprawia wrażenie jakby była na siłę wepchnięta między sceny samochodowych wyścigów, samochodowych kraks i samochodowych ucieczek. Do tego dorzucono jeszcze kilka efektownych wybuchów i japońską mafię, co razem sprawia wrażenie, że się ogląda ekranizację crossoveru NFS i GTA.
"Miasto Boga"
Mocne. Świetne zdjęcia. Poruszający, bo oparty na prawdziwych faktach. Potti, wielka fanka Brazylii, napisałaby 100razy lepszą recenzję tego filmu. Napiszę więc tylko tyle: warto zobaczyć jak wygląda(ło?) życie w slumsach Rio de Janeiro.
,,Cidade Baixa'' (,,Dolne miasto'')
brazylijski film opowiadający o dwójce przyjaciół (takich, którzy znają się od dziecka, mówią do siebie per ''bracie'' i na pierwszy rzut oka wygląda, że daliby się za siebie pokroić)- Deco i Naldinho, którzy zakoch..ą się, choć z początku wygląda to jak kolejna niewinna, a w dodatku odpowiednio opłacona przygoda, w prostytutce Karinnie. cała trójka angażuje się w ten dziwny związek, przez co każde z nich znajduje się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. tłem dla tego uczucia są biedne dzielnice różnych miast w stanie Bahia, m.in. w dolnej części Salvadoru (tam żyją biedni, a ''wyżej'' jest wyższy standard życia), w Cachoeirze i pięciu innych miastach tego regionu. życie toczy się tam w podobnym stylu co w innych favelach, o których czytamy i widzimy- można je porównać do tego pokazywanego w ''Mieście Boga'', choć mimo wszystko nie jest tam tak biednie. ale równie brutalnie. wszystko kręci się wokół przemocy- tym się zarabia, to jest jedną z rozrywek (inne standardowo: przypadkowy seks, picie i ćpanie). w takiej rzeczywistości trudno być innym i w przeciwieństwie do innych brazylijskich filmów jakie widziałam (całe 2!), autor nawet nie stara się przedstawić jakichkolwiek postaci w lepszym świetle. włączając w to głównych bohaterów.
i chyba to mi się w tym filmie podoba. został nakręcony bez ckliwości i reżyser dobrze uniknął zajmowania jakiegokolwiek stanowiska wobec takich historii. nie faworyzował żadnego rozwiązania kłopotliwych sytuacji, nic nie było przedstawione jako czarne lub białe. po prostu pokazywał życie trzech osób zaczynając od ich pierwszego spotkania i w pewnym momencie to zakończył. a ten koniec nastąpił nagle, po prostu się urwało, ale jednocześnie był to chyba najlepszy moment na to, żeby utrzymać takie a nie inne stanowisko wobec bohaterów na ekranie.
a patrząc na nich nie mogłam się pozbyć skojarzeń, bo byli odgrywani przez etatowych aktorów brazylijskich, np. Deco i Naldinho to Ezequiel i Zico (tak mi się majaczy, ale nie jestem pewna czy tak na niego mówili) z ''Carandiru''. swoją drogą, taki wielki kraj, a oni wiecznie się powtarzają- nawet kiedyś myślałam, że telewizja stanęła na głowie i puścili jakiś film z Kraju Samby, ale okazało się, że to telenowela, w której gra niby brat Zico z ''Carandiru'' i Marchewa z ''Miasta Boga''. ale nevermind.
na plus idzie też zdecydowanie muzyka. Carlinhos Brown to mój nowy idol jeśli chodzi o MPB, czyli brazylijską muzykę popularną i nie mam pojęcia jak to się stało, że wcześniej go przypadkowo pomijałam, choć jest obecnie jedną z bardziej znanych postaci.
i ostatnia pochwała za pomysł złagodzenia atmosfery- napisy końcowe są przeplatane z obrazami przypuszczam, że Salvadoru de Bahia, ale możliwe, że też innych miast z tego stanu, na których tak ostrych scen jak w filmie nie dostrzeżesz- wręcz przeciwnie, pokazują zabawę, muzykę, szczęśliwe rodziny z dziećmi.
generalnie film bardzo mi się podobał. niby wieloma elementami przypominał to co do tej pory widziałam i wyszło z Ameryki Płd., ale jednocześnie nie. oglądając go człowiek inaczej niż w ''Carandiru'', ''Mieście Boga'' czy nawet ''I twoją matkę też'' patrzy na problemy przemocy, szybkiego seksu, prochów, które się przewijają. a to spojrzenie jest jednocześnie płytsze i głębsze. warto zobaczyć, tylko to nie takie proste, pewnie Polska po premierze na Maratonie Filmów Brazylijskich o nim zapomni.
dzisiaj na tv4 (chyba o 20) leci film 'ed wood' tima burtona. polecam mocno film każdemu, który deklaruje się jako osoba zainteresowana kinematografią, bo film prezentuje nam historie filmowca, o którym pośmiertnie mówiło się, że jest najgorszym reżyserem hollywoodu, a film 'plan 9 from outer space' najgorszym filmem w dziejach kinematografii. poza tym facet był znany m.in. ze współpracy z węgierskim aktorem bellą lugosim grającym chyba najbardziej wiarygodne role hrabiego draculi, zresztą aktor tak mocno zaangażował się w rolę wampira, że po pewnym czasie uwierzył w to, że nim jest. sam film jest bardzo radosny, bo pokazuje jaką frajdę można mieć z realizowania swojej pasji, na przekór innym etc.
ach i zachęta dla żeńskiej części publiczności - w główną rolę wcielił się nie kto inny jak Jan prawie-że-Głęboki, czyli Johnny Depp.
A ja polecam wszystkim film ,,Obywatel Kane" czysta klasyka!!!
dlaczego nikt nigdy nie zauważa, że nazwisko Johnny'ego pisze się
DEPP! a obejrzeć obejrzę, choć przyznaję, że historia swoją drogą może być ciekawa, ale głównie właśnie dla aktora
/już poprawione
/grim
A ja ost. oglądałam "klik i robisz co chcesz" i "moja super ex-dziewczyna".
1 film całkiem ok

ale drugi :| dno totalne.
Odradzam przez duże "O".
Hawtagai
04.09.2006 20:13
A ja ostatnio oglądałam ''Jeźdzca bez głowy ''w roli głowniej Johny Depp.Jest to film reżyseri Tima Burtona.Głowny bohater (Ichabod Crane)przebywa do dziwnej Holenderskiej osady.Ma on za zadanie rozwikłanie nietypowych zagadek... reszty dowiecie sie ogladajac.Dodam,ze jest to Thiler:D
Mumiah spod buta
04.09.2006 20:28
A Clicka tysz ostatnio oglądałam.Fajna komedyjka,jak to z Adamem Sandlerem;) Sie wzruszyla. Dlaczego? Obejrzyj film.
A potem oglądałam "Plunkett & Macleane" z Jonnym Lee Millerem i chociaż przewidziane zakończenie to film fajny i Jonny fajny tysz...
QUOTE
bla bla bla, bla bla. nie psujmy braci filmoogladania. / El
No kurde, nie ma to jak zdradzić zakończenie filmu ^^
Mumiah spod buta
04.09.2006 20:52
Przypuszczałam,że ktoś może tak pomyśleć,ale to nie jest zakończenie filmu,absolutnie,więcej nie będę pisac,bo raczej teraz bym je zdradziła.
Ale on ... srutu tutu
Nie tylko Ty płakałaś ;] Mumiah ;]
Zakończenie czy nie, zdradziłaś - jak podejrzewam - jeden z kluczowych momentów filmu, odbierając tym samym kilku osobom część całej przyjemności oglądania ;]
No, ale. Trudno.
Torque
już niezbyt nowy film o tych szybszych rowerach, motorach oczywiscie. znajomy mi polecił, że to jednośladowa wersja 'za szybkich, za głupich', którzy zbyt specjalnie mi się nie podobali, ale z braku laku obejrzałem. ice cube w jednej z głównych ról... gra tam twardziela i, jak to ice, kompletnie mu to nie wychodzi, ale umiejętności aktorskie tegoż traktowałem jako element komediowy. poza tym poziom absurdu jak zwykle na poziomie wysokim, zresztą wystarczy się zastanowić po obejrzeniu filmu szyyybkich samochodach 'jak by to wyglądało na motorze?!:0'.
Zbrodnie umysłu
Nawet ciekawe, zobaczyłam przypadkiem na Canal+ jakiś bal, wiec zostawilam, zwłaszcza, ze był poczatek filmu. U dziewczyny wykrywaja jakas zupełnie nowa odmiane schizofrenii. Słyszy głosy i takie tam. 8 lat spedza w wariatkowie, ale okazuje sie, ze to wcale nie było schizofrenia.
Ogolnie fabuła troche dziwna, ale film ciekawie zrobiony. Trzymał mnie w napieciu, co bylo duzym plusem. I dla panow: b. ładna głowna bohaterka, dla pan: głowny bohater
Miami Vice - nudne. Niby nowatorski sposób montażu, zdjecia i w ogóle, ale to nie wystarcza, żeby zrobić dobry film. Farrell gra na jednym wyrazie twarzy, i choć jest go w filmie dużo, to nie wykorzysuje okazji do rozwiniecia postaci. Foxx gra o niebo lepiej, ale nie ma z kolei zbyt dużo okazji, by to zaprezentować. A poza tym - standardowe kino akcji, z wybuchami, strzelaninami i temu podobnymi atrakcjami. Na szczęście w rozsądnej ilości.
Step up--> sztuczne i przewidywalne... No cóz niestety taki jest ten film sztuczny i nudny... Jedyny plus to za swietną choreografię nic więcej...
joancostam
09.09.2006 18:15
Ostatnio oglądałam w film historyczny o Napoleonie. Dość fajny Ocena : 10/10.
*rozgląda się* Czy to 'Mamy cię!' ?
Wczoraj zaliczyłam wreszcie Piratów z Karaibów part 2 i czuję się zmieszana acz nie wstrząśnięta. Nie zachwycający, ale ma parę mocnych punktów. Sparrow jak i poprzednio był najbarwniejszą i wg. mnie najciekawszą postacią. Co mi się spodobało - atmosfera nie jest juz tak cukierkowa jak poprzednio, a relacje między postaciami wyrywaję się z kanonów.
Oczywiście są jak w każdym tego typu filmie postaci_które_nie_giną_nigdy.
zazwyczaj lubię, a może lubiłam historyjki, które są przewidywalne do bólu, ale przynajmniej ładne, ale z tym, że Step Up będzie kolejną taką rozrywką się przeliczyłam. owszem, choreografie świetne i dlatego warto ten film zobaczyć. moja koleżanka, która już uważa się za tancerkę i wie wszystko lepiej od ludzi, którzy bardziej się na tym znają wyszła z kina zachwycona i rozpowiadała na lewo i prawo, że koniecznie zobaczyć, bo super. chyba chodziło jej nie tylko o taniec, z tego co zrozumiałam, ale zupełnie nie wiem o co jej chodziło- co w tym filmie oprócz tańca się ciekawego działo? zero napięcia między głównymi bohaterami i to uczucie, i ta cała przyjaźń, i w ogóle wszystko jakieś takie sztuczne. ktoś mi powiedział, że to lepsze od Dirty Dancing, ale mimo tego, że ten łysy choreograf z telewizji uważa, że Patrick Swayze to największe drewno- może nie taniec, ale jego rola o wiele bardziej mnie przekonała.
najbardziej podobał mi się moment kiedy przed budynkiem stało się coś czego nie chcę spoilerować (nie żeby to jakoś szczególnie przeszkodziło w oglądaniu), gra sobie muzyka, świat w filmie się zatrzymał, mija parę minut. wszystko się uspokoiło a dziewczyna siedząca przede mną nagle krzyknęła ''o nie!''. nie wiedziałam, że obrazy i dźwięki mogą być u kogoś tak wolno przetwarzane.
generalnie są też inne miejsca gdzie można zobaczyć fajny taniec w tym stylu, więc napewno, szczególnie jeśli kogoś to nie kręci- szkoda kasy na kino. ale też jeśli ktoś się wyjątkowo uprze i zaprogramuje umysł tak żeby zwracał uwagę głównie na taniec, też bym nie przesadzała, nie będzie się czuł bardzo zawiedziony.
QUOTE(hazel @ 09.09.2006 16:52)
Miami Vice - nudne. Niby nowatorski sposób montażu, zdjecia i w ogóle, ale to nie wystarcza, żeby zrobić dobry film. Farrell gra na jednym wyrazie twarzy, i choć jest go w filmie dużo, to nie wykorzysuje okazji do rozwiniecia postaci. Foxx gra o niebo lepiej, ale nie ma z kolei zbyt dużo okazji, by to zaprezentować. A poza tym - standardowe kino akcji, z wybuchami, strzelaninami i temu podobnymi atrakcjami. Na szczęście w rozsądnej ilości.
spotkałem się już z kilkoma opiniamii nt. tego filmu, w większości krytycznych. zaskoczyło mnie jednak to, że prawie zawsze podawano ten sam powód - że film nie jest podobny do serialu, tudzież nie zrobiono z tego 'bad boys 3' (czym na szczęście nie jest). jeśli o mnie chodzi to film do obejrzenia, raczej bez większych zachwytów, zdjęcia baaardzo fajne, ale nic ponad to.
Mnie Miami Vice, hm nawet nie tyle co sie podobalo, co uwazam ze nie bylo zle. Serial był kolorowy, bogaty itd. Film ma raczej ciemne kolory, bardziej przygnębiające, wszystko nie jest 'bogate', ale luksusowe. Sam Crockett i Tubbs są kumplami ale nie partnerami. Poza tym jakos nie odczuwalem pewnej presji filmu akcji, ze glownemu bohaterowi cos zagraza, chociaz romans z 'bad girl' byl na swoj sposob emocjonujacy. Akcji bylo dosyc malo, byla przeprowadzona sprawnie, scena otwierajaca byla dobra, klub jest wdziecznym miejscem do przeprowadzania takich akcji [chociaz w wyniku dzialan nic sie nie stalo]. Mozna zarzucic przynudzanie, no i dobrze. Wyszlo jak wyszlo, nie byl to serial, bylo filmowo i dziwnie. Montaz po mimo dosyc sporej specyfiki byl fajny, zdjeica byly piekne, ale jak to sie mowi, przerost formy nad trescia.
dziś o 22 @ TV4 'snatch', tudzież 'przekręt'.
tym, którzy nie mają co ze sobą zrobić na niedzielny wieczór oraz nie znającym tego dzieła (a warto, że hej!) polecam z przytupem obu kończyn dolnych!
Caaat i Kaaaton nie widzieli, bo ich sie pytalem, ale no nie, nie widzieli, czaisz ich?
Dla mnie "Lock, stock and two smoking barrels" było nawet lepsze od "Przekrętu"! I zdania nie zmienię. Ritchie jest świetny. A Kasia i Mateusz niech się wstydzą, że nie widzieli.
V for Vendetta - bez wielkiego ŁAŁ, ale muszę przyznać, że podobał mi się. Chociaż nie wiem czy to przypadkiem nie Natalie P. mnie uwiodła swym wdziękiem. Weaving bezbłędny w roli tajemniczego V. Komiksu nie widziałem, więc nie porównam. Sam pomysł uważam za bardzo dobry, chociaż mam parę zastrzeżeń co do samej realizacji. Sceny "walki" przypominały mi nieco Equilibrium. Troszkę sztucznego dramatyzmu w niektórych scenach, ale przynajmniej film nie okazał się kolejnym wysokobudżetowym chłamem.
Krul Artór - żal serce ściska. nikomu nigdy nie polecę. Nawet Keira Knightley nie osłodziła mi tych 2 godzin nudy.
QUOTE(vold @ 11.09.2006 17:24)
Caaat i Kaaaton nie widzieli, bo ich sie pytalem, ale no nie, nie widzieli, czaisz ich?
nikt nie jest doskonały. z drugiej strony dobry argument żeby Katona zaprosić na facetowy wieczór (nie jakieś tam gej party) przy piwsku i dobrym filmie, a Cat 'zrandkować', jak mawia mój sąsiad, pod pretekstem zaległości w kinematografii, khihi

.
ale nie, naprawdę obejrzyjcie, bo warto.
Ja bym wolała facetowy wieczór przy piwsku :D
Ja tam zawsze chętnie dam się zaprosić.
Rozjeździłem się ostatnio. Pociąg jak dom. Organizujmy coś.
again coś co tylko mnie interesuje, ale lubię sobie o tym popisać
''El milagro de Candeal'' (''Cudowne Candeal''),,Ty urodziłeś się w Hawanie, ja w Bahii. Ale oboje wiemy, że Ty nie pochodzisz z Kuby, a ja z Brazylii'' (to cytat, który przytaczam tylko dlatego, że mam podobne odczucia

)
film opowiada o podróży sławnego kubańskiego pianisty- Bebo Valdesa do Salvadoru de Bahia. z pomocą pewnego człowieka trafia on do specyficznej dzielnicy tego miasta, która choć uboga... po obejrzeniu zdaje mi się bogatsza niż niejedna luksusowa.
kiedyś stereotypowa favela, w momencie przybycia Valdesa- tętni życiem, radością i... muzyką. kolorowe domy, poprzeplatane od czasu do czasu blokami, dużo zieleni, piękna szkoła muzyczna, ciągle słyszane bębny na ulicach. słońce. samba, Candomble, wszelkie inne afrobrazylijskie tańce i muzyka. zresztą nie tylko taka. w dodatku mnóstwo sław z Kraju Kawy, które bynajmniej jak gwiazdy się nie zachowują.
przykład: Kubańczyk od razu poznaje tam jedną z najpopularniejszych obecnie postaci muzyki brazylijskiej- Carlinhosa Browna, który tam się wychował i który głównie zasłużył się przy odnowie dzielnicy i doprowadzeniu jej do ludzkiego stanu. od niego pasją można się zarazić. wciąż i wciąż chce polepszać życie w stanie Bahia, ale głównie poświęca się muzyce- mimo sławy wciąż grywa ze swoją grupą na ulicach, na tych samych ulicach uczy też dzieci, które nie mają innych możliwości grania. nie stać ich na instrumenty, pokazuje więc jak to można robić za pomocą liści, parasolek, puszek, zębów. we wszystkim słyszy muzykę. to główny język za pomocą którego komunikuje się ze światem, widać że tym żyje. podobnie jak inne gwiazdy, które widzimy- Caetano Veloso, który wymieniane przez Bebo piosenki umie idealnie zagrać, zapadło mi w pamięć ''Aquarela do Brasil'' w jego wykonaniu i Gilberto Gil, któremu wymiana kilku słów z Carlinhosem Brownem wystarczyła, aby wystukując rytm palcami razem zaśpiewali śliczne ''Soy loco por ti America''. w ich przyzwoitych rezydencjach ciągle przewijają się jacyś ludzie, widać, że nie izolują się w ogóle mimo, że zaszli tak daleko.
zresztą, tam wszyscy tańczą i śpiewają ciągle, więc mogą się łatwo porozumieć. a to obrzędy Candomble, festiwale których w Salvadorze najwięcej się obchodzi. a to komuś się zachciało pograć i potańczyć na ulicy, przeprowadzić huczną próbę zespołu. a to karnawał, który wyglądał po prostu niesamowicie- Carlinhos Brown dyrygował swoją Timbaladą, która tańczyła i grała tak, że nie można było od nich oderwać wzroku, ani słuchu. potem było wielkie karnawałowe sprzątanie po imprezach, ale nawet zbierając śmieci ludzie zdawali się poruszać w rytm samby, która zresztą gdzieś na ulicy była słyszalna. no i zbiorowe spanie na tych brudnych ulicach, ale to pomijam

na koniec ''jesteśmy świadkami'' otwarcia nowego wielkiego placu Candeal, na który do mieszkańców jako pierwszy wychodzi Carlinhos Brown, każąc im śpiewać, że to wspólny plac ich wszystkich. kolejna impreza. granie, śpiewanie, tańczenie nie ma w Candeal końca. nawet człowiek, który przez wiele lat uczył się grać zagranicą, po wielu lat wrócił do tej dzielnicy Salvadoru, stwierdzając, że muzyka, ale też całe społeczeństwo są w tym miejscu tak niezwykłe, że nic tylko czerpać natchnienie.
generalnie- optymistyczne spojrzenie na biedę w Brazylii, która jak się zdaje, potrafi jednoczyć, a ludzie z nią żyjący potrafią być szczęśliwi. prawdę mówiąc, szczęśliwsi niż ja mogę to ogarnąć, bo kiedy ja widziałam naraz tylu uśmiechniętych ludzi?
z tego i kilku innych, wyżej wymienionych powodów, to chyba jeden z niewielu dokumentów, które mogłabym w kółko oglądać
Tristan i Izolda - takie to...nijakie. Niby film zrobiony porządnie. Niby fabuła logiczna, ciąg zdarzeń zachowany. Ale wszystko to takie łopatologiczne, bezpłciowe. I mało w tym wszyskim uczucia, sympatii dla bohaterów. Aktorstwo zawodzi, jedynym aktorem, który wypadł w miarę naturalnie, jest Rufus Sewell, który gra Lorda Marka. Reszta - cenizna.
"United 93". Ogląda się jak dokument. Wzruszający i wstrząsający. Polecam.
jakis czas temu mialem okazje obejrzec jeden z filmow rob'a zombie, a dokladniej 'bekarty diabla' (angielskiego tytulu nie pamietam). bede spojlerowal fabule, wiec jesli tym, ktorzy koniecznie chca obejrzec ten film bez zadnych wstawek niech po prostu wypozycza, bo film krotki (nieco ponad godzine trwa) i na przystawke do czegos grubszego mozna obejrzec. film nie jest dla wrazliwcow, aczkolwiek nie oczekujcie drugiego hostel'u czy trzeciej pily. anyway fabularnie to raczej banal, ot historia rodzinki lubiacej mordowac ludzi na potege i scigajacego ich policjanta, ktoren to po pewnym czasie stawia sobie ich zlapanie za glowny cel zyciowy. trzeba przyznac ,ze film jest nakrecony przynajmniej poprawnie, ciekawe ujecia, smiem twierdzic, ze trashujacy rob nakreci jeszcze cos wiekszego. a i w pewnym momencie robi sie naprawde ciekawie, bo jak juz policjantowi udaje sie sie zlapac radosna rodzinke, sam staje sie psychopata podonym do nich. i o dziwo wspolczuje sie tym, ktorzy sami pozbawiali ludzi zycia na tysiac jeden sposobow. film dosyc poryty i wielkiego uznania to on raczej nie zdobyl/zdobedzie, ale zachecil mnie do zapoznania sie z innymi projektami zombie'go.
Lou D'Sou
24.09.2006 16:43
Jednym z ostatnich filmów, jakie obejrzałam był "Życie jest piękne" - komedia o Holocauście. Genialnie ukazana jest relacja ojciec - pięcioletni synek, którzy są włoskimi Żydami i trafiają do obozu koncentracyjnego w czasie II wojny światowej. Wiele jest w nim momentów naprawdę zabawnych, natomiast (w moim przypadku) na końcu leją się łzy. Gorąco polecam!
Samotność w sieci - ktoś nazwał ten film nadzieją polskiej kinematografii. Jeśli to prawda, to nie wróżę jej długiej i świetlanej przyszłości. Obraz nakręcony za ciężkie miliony złotych, w Nowym Orlenie, Berlinie, Paryżu, Warszawie. A dalej ta sama chała. Dłużyzny i pseudooniryczne wizje to lwia część "dzieua" - a reszta to po prostu standardowe romansidło spod znaku "Tylko mnie kochaj".
Avadakedaver
28.09.2006 11:15
QUOTE(Lou D'Sou @ 24.09.2006 16:43)
Jednym z ostatnich filmów, jakie obejrzałam był "Życie jest piękne" - komedia o Holocauście. Genialnie ukazana jest relacja ojciec - pięcioletni synek, którzy są włoskimi Żydami i trafiają do obozu koncentracyjnego w czasie II wojny światowej. Wiele jest w nim momentów naprawdę zabawnych, natomiast (w moim przypadku) na końcu leją się łzy. Gorąco polecam!
okropność. bardziej niesmacznego filmu nie widziałem.
Pszczola
28.09.2006 13:36
Dlaczego sądzisz, że jest to film niesmaczny?
Poprzez humor, więcej do nas trafia. Łzawego filmu pełnego dramatycznych uniesień, nikt by nie zapamiętał. Kicz by wyszedł. A ten film widzimy oczami dziecka. Nie mamy do czynienia ze starym-malutkim, który w pełni zdaje sobie sprawę z tego co się wokół niego dzieje. Właśnie przez śmiech, chce się bardziej płakać. Po co się użalać nad soba? Mimo wszystko życie jest piękne, toczy się dalej. I to chciał synowi pokazać ojciec.
Od wieków ludzie odreagowywali wisielczym humorem. I chwała im za to! Najwięcej kawałów o Holocauście ułożyli sami Żydzi. Czy to nie mądrość pokoleń?
Avadakedaver
28.09.2006 14:27
ja to odbieram całkiem inaczej. Od lat wiadomo, że z żołnierzami wracającymi z wojny coś się dzieje. Biją żony, biorą rozwody, popełniają samobójstwa. To wszystko i jeszcze było w holocauscie. Nie potrafię sobie wyobrazić tego, co ci ludzie tam przeżywali. Zdjęcia wraków ludzi, komin pod którym obecnie jest market biedronka w Szamotułach nawet w połowie nie odzwierciedlają tego horroru. Jestem optymistą. Lubie nabijać się z poważnych rzeczy. Nawet bardzo, nawet do obrzydzenia. Ale z tego po prostu nie mogę. Po prostu.
Mumiah spod buta
29.09.2006 15:35
"Manhattan" '79 - stary,ale jary,bo jak nie przepadam za Allenowskimi filmami i niektóre uważam za klapę,to ten mi się podobał. Jeśli ktoś spodziewa się żywej akcji trzymającej w napięciu bądź jest już senny,to nie polecam. Poza tym ciekawy koncept i jak to u Wood'ego błyskotliwe dialogi,pełne humoru,nietypowych,czasem szokujących odpowiedzi bohaterów,ironia,farsa no i główny bohater,neurotyczny "nie-boski" Woody,znaczy się Issak. Czysta prawda,Nowy Jork pozbawiony otoczki wspaniałego świata, bolesna krytyka inteligencji na pokaz.